Ostatnio któryś ze znajomych dobrze znający moje poglądy zapytał mnie, nie kryjąc zdziwienia, czy to prawda, że jestem przeciwko szczepieniom. Pytał, bo trudno mu było uwierzyć, że tak bardzo zmieniłem zdanie. Znajomy miał szansę bezpośrednio sięgnąć do źródła i zweryfikować to, co sugerują media – ale inni już takiej szansy nie mają. To kolejny przykład siły oddziaływania mediów i przeinaczania przez nie rzeczywistości. A poszło o to, że znalazłem się w gronie posłów, którzy zagłosowali za tym, aby złożony do sejmu projekt obywatelski skierować do komisji sejmowej, aby tam został rozpatrzony.
Tego i tylko tego dotyczyło to głosowanie, a nie tego – jak sugerowały media – że popieramy proponowane w projekcie rozwiązania. Moim – i nie tylko moim – zdaniem, jeśli grupa obywateli ma w jakiejś sprawie swoje zdanie, to należy ją wysłuchać, co przecież nie oznacza, że słuchając interlokutora należy się z nim od razu zgadzać. Odrzucanie czyichś poglądów a priori nie jest z pewnością kanonem demokracji. I tutaj dygresja. Przyznam, że nieustannie dziwię się zatwardziałym i fanatycznym demokratom, do których osobiście nie należę, że z taką łatwością przychodzi im niejednokrotnie odrzucać poglądy przeciwników, jeśli są one odmienne od poglądów „demokraty”. Kłania się tutaj filozofia Kalego, że dobre jest to, co jest dobre dla Kalego. Jeśli więc poglądy w jakiejś sprawie są niezgodne z poglądami „demokratów”, to ich zdaniem należy je odrzucić bez ich wysłuchania. Dziwne to stanowisko, ale niestety tak jest i tak się zdarzyło w sprawie inicjatywy obywatelskiej dotyczącej szczepień.
Przyznam, że wstydzę się przebiegu późniejszego posiedzenia Komisji Zdrowia, które odbyło się po nagonce medialnej związanej ze wspomnianym głosowaniem w sejmie, ponieważ w trakcie tego spotkania w ogóle nie dopuszczono do głosu przedstawicieli inicjatywy obywatelskiej. Wypowiadali się tylko przedstawiciele strony rządowej, a obywatele, z którymi mogliśmy się przecież nie zgadzać, mogli tylko wysłuchiwać swoich przeciwników.
Przypominało to jakiś sąd inkwizycyjny, a nie sejm demokratycznego państwa. Ostatnio wszystko u nas spala się w ogniu bezwzględnej walki opozycji z rządzącą koalicją. Jeśli tylko rządzący są w jakiejś sprawie „za”, to opozycja będzie na pewno „przeciw” niezależnie od tego, czego dotyczy sprawa. A czego dotyczył projekt obywatelski w sprawie szczepień? Kilku spraw. Zasadniczym punktem sporu było to, czy szczepienia w Polsce mają być obowiązkowe lub dobrowolne. Były tam też inne sprawy związane z rejestracją niepożądanych odczynów poszczepiennych oraz o ustanowieniu funduszu odszkodowań za szkody powstałe w ich wyniku, i z częścią tych spraw warto się było zmierzyć.
To, czy w państwie coś ma być obowiązkowe, czy też nie, nie jest w ogóle kategorią wiedzy medycznej. To problem polityczny, jak wiele państwo może nakładać obowiązków na obywateli (vide pasy bezpieczeństwa, obowiązek ubezpieczeń). Osobiście uważam, że należy w Polsce utrzymać obowiązek szczepień, biorąc między innymi pod uwagę stosunkowo niski poziom wiedzy w tej sprawie części obywateli. I takie było zdanie zdecydowanej większości posłów, którzy głosowali za skierowaniem projektu obywatelskiego do komisji sejmowej, ale tylko po to, aby mogli oni tam przedstawić swoje argumenty.
Żałuję, że do nagonki w szczególności na posłów-lekarzy włączyła się pochopnie i nierozważnie izba lekarska, próbując ukarać posłów-lekarzy za to, że głosowali za dyskusją. Nie należę do grona młodych lekarzy i pamiętam czasy – i tak już złagodzonego byłego ustroju – kiedy nie wolno było w Polsce dyskutować na niektóre tematy. Izbo, czyżbyśmy do nich wracali?! Na koniec proponuję wszystkim, którzy brali udział we wrzawie medialnej, aby sporządzili spis spraw, nad którymi w Polsce w ogóle nie wolno dyskutować. Być może przypomina to czasy ustroju, który podobno mamy w Polsce za sobą. A może tylko podobno?