Bezpieczeństwo, komfort, dobry stan zdrowia matki i dziecka i ograniczenie interwencji medycznych do niezbędnego minimum – to główne założenia nowej wersji standardów organizacyjnych, jakie mają obowiązywać w opiece nad ciężarną i rodzącą kobietą. Choć na ostateczną wersję trzeba będzie jeszcze poczekać, już widać, że resort zdrowia dzięki nowym przepisom chce osiągnąć znacznie więcej.
Opracowanie nowych standardów dotyczących organizacji opieki zdrowotnej w czasie ciąży, porodu i połogu zapowiadał już Konstanty Radziwiłł. Znowelizowana ustawa o działalności leczniczej wyklucza bowiem sytuację, w której minister zdrowia określa rozporządzeniem standardy postępowania medycznego – decyzje w tej sprawie należą do środowiska lekarskiego. Minister może jednak określić standardy organizacyjne, które w przypadku opieki nad ciężarnymi i rodzącymi kobietami są rzeczywiście istotne. – Nowe organizacyjne standardy opieki okołoporodowej odpowiadają na głosy kobiet domagających się poszanowania swoich praw i potrzeb w trakcie porodu i uwzględniają postulaty ekspertów – mówił minister zdrowia Łukasz Szumowski, przedstawiając na początku kwietnia główne filary przygotowanej w resorcie propozycji. Zostanie ona formalnie skierowana do konsultacji publicznych i następnie ogłoszona jako rozporządzenie. Standardy mają być – według słów ministra Szumowskiego – kodeksem praw młodych matek. – Chodzi o to, by kobieta wiedziała, co jej przysługuje, co ją czeka w trakcie porodu i później – podkreślał Łukasz Szumowski.
Po pierwsze, egzekwowanie
Standardy opieki okołoporodowej już w Polsce obowiązują – podczas prezentacji nowej ich wersji z dumą podkreślano, że mają je tylko trzy kraje w Europie (oprócz Polski są to Wielka Brytania i Hiszpania), kłopot jest jednak z ich egzekwowaniem. Najlepszym przykładem jest kwestia znieczulenia – teoretycznie przysługiwać ono powinno każdej rodzącej, jednak praktyka jest diametralnie różna, a niepewność co do tego, czy znieczulenie będzie w szpitalu dostępne jest jednym z czynników, które popychają kobiety do starań o rozwiązanie ciąży w drodze cesarskiego cięcia.
Minister zdrowia nie ukrywa, że jednym z celów, jakie przyświecają wdrożeniu nowej wersji standardów jest przeciwdziałanie „nadmiernej medykalizacji” porodów, przede wszystkim – ograniczenie, a docelowo zmniejszenie liczby cesarskich cięć. Dlatego w samych standardach są ujęte kwestie ich upowszechniania. Po pierwsze, personel medyczny w placówkach ginekologiczno-położniczych będzie musiał zostać przeszkolony ze znajomości standardów, po drugie – na dyrektorach szpitali będzie ciążył obowiązek weryfikacji znajomości standardów. To jednak nie koniec: badania satysfakcji pacjentek mają być jednym z narzędzi, które pozwolą płatnikowi premiować najlepsze placówki.
Na „poziom satysfakcji” mają rzutować takie czynniki jak gwarantowana dostępność znieczulenia czy zapewnienie intymności porodu oraz możliwość obecności bliskiej osoby przy porodzie. Nie są to nowości, nowością ma być ich przestrzeganie.
Nowością będzie natomiast likwidacja przymusowej hospitalizacji po ukończeniu 41. tygodnia ciąży. – Ten przymus to dodatkowy stres dla kobiet. Decyzja, jak powinna wyglądać opieka nad taką ciężarną, będzie w gestii jej lekarza prowadzącego – tłumaczyła wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko.
W standardach znajdzie się też miejsce dla promocji naturalnego karmienia. Ministerstwo tłumaczy, że w tej chwili wiele kobiet ma problem z karmieniem piersią, a gdy zostaną z tym problemem same – łatwo przechodzą na karmienie mlekiem modyfikowanym. Dlatego w przypadku stwierdzenia nieskutecznego karmienia piersią jeszcze podczas pobytu na oddziale położniczym, personel szpitala będzie miał obowiązek zdiagnozować problem i wdrożyć postępowanie zgodne z aktualną wiedzą na temat laktacji, w celu umożliwienia skutecznego nakarmienia noworodka mlekiem matki. Niedozwolone ma być również dokarmianie noworodków mieszankami mlecznymi bez wiedzy matki, co czasami w szpitalach się zdarza.
Kolejna „nowinka” to ocena wystąpienia czynników ryzyka depresji. – Każda rodząca będzie trzykrotnie badana w kierunku ryzyka wystąpienia objawów depresji. Pierwsze dwa razy będą miały miejsce w czasie ciąży, trzeci w trakcie wizyty patronażowej – wyjaśniała J. Szczurek-Żelazko. Opieka psychologiczna ma zapobiegać dramatycznym sytuacjom, wynikającym z depresji poporodowej. W razie stwierdzenia ryzyka wystąpienia depresji, lekarz przeprowadzający test będzie kierować kobietę do specjalisty.
Na dodatkowe wsparcie psychologiczne będą mogły liczyć kobiety, u których ciąża nie przebiega w sposób fizjologiczny, a także matki, które poroniły lub urodziły martwe albo ciężko chore dziecko. Oprócz wsparcia psychologa mają one mieć zapewnione przez szpital specjalne warunki pobytu (osobne sale, bez narażania na stres związany z obecnością szczęśliwych młodych matek i ich zdrowych dzieci).
Po drugie, finansowanie?
Podczas medialnej prezentacji nowych standardów podkreślano, że regulacje z jednej strony definiują prawa kobiet, z drugiej – w sposób przejrzysty i konkretny wskazują zadania personelu medycznego, opiekującego się ciężarnymi i rodzącymi matkami. – Standardy ustalają nie tylko to, w jaki sposób ma być sprawowana opieka nad kobietą ciężarną, ale też w jakich warunkach powinny odbywać się porody i w jaki sposób powinna odbywać się opieka poporodowa w środowisku domowym – podkreślała wiceminister Szczurek-Żelazko.
I tu pojawia się zasadniczy problem: choć oficjalne opinie na temat standardów opieki okołoporodowej zostaną sformułowane, gdy dokument trafi do konsultacji, już w tej chwili można usłyszeć całą listę pytań, dotyczących fundamentalnej kwestii: finansowania. Bo w jaki sposób zapewnić rodzącym wszystkie prawa, jeśli resort zdrowia nie określi, ilu specjalistów powinno być na dyżurze na oddziale ginekologiczno-położniczym, ile położnych musi dyżurować? W jaki sposób szpitale mają zapewnić i sfinansować gwarantowane znieczulenie, skoro nie stać ich na dodatkowy dyżur anestezjologa na porodówce? Problemem może być też – bez dodatkowych środków – całodobowy dostęp do psychologa (poronienie, urodzenie martwego dziecka, depresja niekoniecznie mogą „czekać” do godziny 8.00, gdy w szpitalu pojawia się specjalista).
I o ile przedstawicielki organizacji pozarządowych, działających na rzecz kobiet, komentując inicjatywę Ministerstwa Zdrowia koncentrowały się przede wszystkim na obawach, czy standardy – w tej lub innej formie – będą przestrzegane przez placówki, wielu lekarzy wskazywało, że najistotniejszym powodem, dla których standardy nie są w tej chwili przestrzegane, są niedobory finansowe. – Czasami słyszę, że lekarze odmawiają kobietom znieczulenia, bo są „katolickimi talibami” i przestrzegają biblijnej maksymy „w bólach rodzić będziesz”. Może są i takie przypadki. Ale w 98 procentach chodzi po prostu o to, że w szpitalu jest dwóch anestezjologów. Jeden nie może zostawić pacjentów na OIT, drugi jest na bloku operacyjnym. I kobiety nie ma zwyczajnie kto znieczulić, bo ona nie umiera – opowiada doświadczony ginekolog.
Lepsze finansowanie oddziałów położniczych byłoby możliwe, można nieoficjalnie usłyszeć w resorcie zdrowia, gdyby było ich mniej. Zmorą polskiego systemu są zbędne oddziały. W przypadku porodówek – takie, w których rocznie na świat przychodzi mniej niż trzysta dzieci. Dlatego w standardy będzie też wpisana gwarancja możliwości odwiedzenia szpitala, w którym kobieta chce rodzić. Ministerstwo chce w ten sposób zachęcić kobiety, by bardziej świadomie podejmowały decyzję w sprawie miejsca porodu. – Kobieta powinna też móc świadomie wybrać szpital, nie kierując się tylko kryterium odległości. Szczególnie jest to ważne w ciążach powikłanych. Dlatego proces edukacji jest bardzo ważny – mówiła wiceminister zdrowia.
Ważny, choć nikt tego głośno nie powie, będzie też proces racjonalizacji finansowania porodów i opieki okołoporodowej (i bynajmniej nie chodzi tu o szukanie oszczędności). Oczywiście pod warunkiem że ten proces w ogóle się rozpocznie.