SZ nr 93–100/2019
z 19 grudnia 2019 r.
Recenzja książki:
Świąteczny dyżur. Słodko-gorzka prawda o (nie tylko) brytyjskich szpitalach
Małgorzata Solecka
Idą święta, gęsi przybierają na wadze, jednak prawie półtora miliona lekarzy i pielęgniarek zatrudnionych w brytyjskiej publicznej służbie zdrowia będzie musiało stawić się w pracy także w Boże Narodzenie – Adam Kay, autor bestsellerowego „Będzie bolało” wraca z kolejną porcją angielskiego humoru.
Choć może raczej – zupełnie poważnych, choć momentami zabawnych, rozważań. O NHS, szpitalach, profesorach medycyny, pacjentach.
Wraca z perspektywy lekarza, bo „Świąteczny dyżur” (Wydawnictwo Insignis, październik 2019) to zapiski z sześciu, pełnionych rok po roku, świątecznych dyżurów. Polską i brytyjską ochronę zdrowia wiele łączy. Również to, że w okresie świąteczno-noworocznym młodzi lekarze nie mają zbyt dużych szans (Kay wylicza te szanse bardzo precyzyjnie) na odpoczynek. Podobnie jak Kay, który jako Żyd, niemający dzieci gej, zmieniający szpitale (specyfika brytyjskiego systemu specjalizacji) przynajmniej raz w roku, był wręcz skazany na grudniowo-styczniowe maratony dyżurów.
Gwoli sprawiedliwości, autor przyznaje, że na spędzanie świątecznych dni w szpitalu skazani są nie tylko początkujący lekarze. Tak zwane trudniejsze przypadki potrafią zrujnować rodzinne spotkanie przy świątecznym stole tym, którzy na bożonarodzeniowy grafik wpisani nie zostali. „Życie po prostu się toczy niezależnie od tego, czy jest akurat pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, sylwester czy Dzień Albatrosa”.
– „Świąteczny dyżur” to list miłosny adresowany do wszystkich, którzy spędzają ten najpiękniejszy czas w roku na pierwszej linii frontu publicznej służby zdrowia, wyciągając zaklinowane bobasy i bombki z różnych otworów ciała pacjentek – pisze Kay, który (zanim porzucił lekarski fartuch, by zacząć karierę wziętego pisarza i scenarzysty), specjalizował się w położnictwie.
Czy warto sięgnąć po jego nową książkę? Absolutnie tak, choć jest dużo bardziej pesymistyczna niż „Będzie bolało”. A i pretekstów do przemyśleń daje – mimo mniejszej objętości – więcej.
„Świąteczny dyżur” kończy się apelem do Brytyjczyków (ale polscy czytelnicy też mogą i powinni wziąć sobie jego słowa do serca), by stworzyli nową, bożonarodzeniową tradycję pamiętania o ludziach czuwających – bez względu na kalendarz i zegar – nad zdrowiem i życiem innych. Kartka do lekarza rodzinnego, datek na hospicjum, honorowe oddanie krwi, wpisanie się do bazy dawców organów… Sposobów może być wiele. – Nawet jeśli nie macie sił albo środków, aby pomóc w sposób opisany powyżej, istnieje coś, co możecie zrobić dla udręczonego personelu medycznego, który nie może cieszyć się świętami spędzanymi w domu – podpowiada Kay. Co to takiego? Odpowiedź w książce!
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?