Coraz częściej pojawiają się głosy i wypowiedzi o upadku naszego systemu opieki zdrowotnej. Osobiście mówię i piszę o tym już od kilku lat i dobrze, że to zaczyna być dostrzegane przez szersze grono fachowców.
Takiego stwierdzenia nie można jednak wprost i dosłownie brać za dobrą monetę. Nawet wtedy, gdyby państwo straciło całkowicie kontrolę nad systemem ochrony zdrowia lub całkowicie wycofało się z jego organizowania, jakiś system będzie istniał – tylko jego cechą charakterystyczną będzie totalny chaos i tak zwana wolna amerykanka.
Mówiąc i pisząc o rozpadzie systemu ochrony zdrowia, mam na myśli stopniowe zatracanie przez system celów jego funkcjonowania, coraz większy chaos organizacyjny i brak kryteriów oceny jego skuteczności. Tak naprawdę w naszej ochronie zdrowia wszystko jest niejasne.
Czy pieniądze, które obywatele przeznaczają na składkę zdrowotną to ciągle jeszcze składka, czy nasz system jest ubezpieczeniowy, czy zaopatrzeniowo-państwowy? Czy państwo ma prawo wydawać pieniądze ze składki zdrowotnej obywateli na podwyżki płac, czy też powinno wydawać je tylko na świadczenia zdrowotne? Czy ze składki zdrowotnej powinny być finansowane badania i eksperymenty naukowe? To tylko niektóre fundamentalne pytania, na które nie ma odpowiedzi, a przy braku odpowiedzi prawie wszystko jest dozwolone.
Bo jeśli system byłby ubezpieczeniowy, to właścicielem składki powinni być obywatele, a ich wydatkowanie powinno być przeznaczone na to, na co obywatele się zgodzą. Czy składający się na swoje zdrowie obywatele tak łatwo godziliby się na to, aby ich pieniądze były przeznaczane nie na świadczenia zdrowotne, lecz na podwyżki płac? Pewnie nie. Ale oni o tym nie wiedzą, nie widząc związku pomiędzy składką (jeśli to jest składka, a nie podatek) a uzyskiwanym świadczeniem.
Bałagan i pomieszanie pojęć dotyczy nie tylko sfery pieniędzy. W zakresie organizacji mamy totalne pomieszanie pojęć, np. jeśli chodzi o używanie i stosowanie terminów koordynowana i kompleksowa opieka zdrowotna. Mówiąc o koordynowanej opiece zdrowotnej i promując placówki, które mają wszystko pod jednym dachem, całkowicie mylimy pojęcia. Placówka mająca wszystko pod jednym dachem może świadczyć usługę kompleksową. Pojęcie kompleksowość związane jest ze strukturą organizacyjną konkretnego zakładu i takim zakładem się kieruje, a nie koordynuje. Natomiast koordynacja to pojęcie z obszaru funkcji, a nie struktury. Koordynowanie polega na organizowaniu współpracy różnych obcych sobie podmiotów i osób prawnych. Tymczasem różne dokumenty, zarówno ministerstwa, jak i NFZ, wskazują na to, że te pojęcia są ze sobą całkowicie mylone.
Ktoś powie: i co z tego, my będziemy używać tych słów w takim znaczeniu, w jakim chcemy ich używać. Jeśli mowa ma pełnić jakąś funkcję, to jednak słowo powinno znaczyć słowo. W przeciwnym razie przestaniemy się wzajemnie rozumieć. I przestajemy. Mapy potrzeb zdrowotnych nie są mapami potrzeb zdrowotnych, lecz mapami aktualnych miejsc wykonywania świadczeń i to też niedoskonałymi. Sieć szpitali, która miała być siecią podstawowego zabezpieczenia ludności w zakresie świadczeń szpitalnych jest jakąś zbieraniną placówek lecznictwa zamkniętego bez jasno sformułowanego celu. Finansowanie ryczałtowe nie jest ani ryczałtowe, ani nie jest finansowaniem świadczeń. Ni pies, ni wydra. Jakoś tam jest związane ze świadczeniami, ale pieniądze płyną w jednej kwocie, „czy się stoi, czy się leży”. Kolejki to kolejna fikcja. Tak naprawdę nikt nie wie i nie jest w stanie wiedzieć, jakie one są naprawdę. A to, że przy próbie ich rozładowania, jak w przypadku zaćmy, okazało się, że wielu wzywanych pacjentów nie zgłasza się do szpitala pokazuje, że i społeczeństwo wszystko to traktuje na niby. Jak stwierdziła jedna znajoma, kolejki do fryzjera są bardziej przestrzegane niż kolejki do lekarza. I czy możemy jeszcze mówić, że mamy system opieki zdrowotnej?