Ewa Kopacz miała pecha. Gdyby nie wybuch epidemii grypy na Ukrainie, podgrzany przez tamtejszych polityków i media, pies z kulawą nogą zapewne nie zainteresowałby się tym, czy nasz kochany rząd kupił już czy nie kupił szczepionki przeciw grypie pandemicznej. Nikogo by nie interesowało nadal, podobnie jak nie interesowało przez ostatni rok, jak duże mamy zapasy leków antygrypowych typu Tamiflu.
No, ale epidemia na Ukrainie wybuchła, uruchamiając w Polsce reakcję łańcuchową, która pociągnęła za sobą gdzieś w dół, w czeluście niewiadomo jakie, siłą bezwładu, rząd, a przede wszystkim Ministerstwo Zdrowia.
Ewa Kopacz zupełnie nie poradziła sobie z tą sytuacją: choć miała dobre argumenty w ręku i przychylność przynajmniej części opinii publicznej i części mediów, postanowiła tę przychylność stracić wykorzystując argumenty najgorsze z możliwych.
Pierwszym błędem minister było przyspieszenie o kilka dni posiedzenia komitetu pandemicznego – nie było ku temu uzasadnionych powodów, poza medialną histerią dotyczącą zwiększonej liczby zachorowań na Ukrainie. Drugim błędem było zorganizowanie konferencji prasowej tuż po posiedzeniu tego komitetu, na którym znani profesorowie, jak się nieoficjalnie dowiedziałem, posprzeczali się na temat spraw fundamentalnych związanych z zakupem szczepionki. Największy błąd został jednak popełniony podczas samej konferencji. Otóż Polacy dowiedzieli się, że rząd nie kupuje nowej szczepionki, ponieważ nie jest ona w pełni bezpieczna. Cóż za tragiczna pomyłka, cóż za medialna katastrofa! Te argumenty nie były do obronienia. Bo jak się obronić przed pytaniami, które zaczynały się od stwierdzenia, że przecież i WHO, i FDA, i EMEA uważają szczepionki za bezpieczne? I jak się bronić, skoro inne rządy, i to państw wcale nie Trzeciego Świata, zakupiły szczepionkę i na potęgę szczepią swoich obywateli? Oczywiście, można brnąć w zaparte, mówiąc o światowym spisku czy sojuszu rządowo-biznesowym w skali globalnej i chemicznych smugach (ang. chemtrails) rozsiewanych nad naszymi miastami przez koncerny farmaceutyczne.
Rządowi z raz obranej strategii trudno było się wycofać i kilka dni później z mównicy sejmowej usłyszeliśmy wiceministra Adama Fronczaka, który opowiadał o śmiertelnych przypadkach po podaniu szczepionki, a minister Ewa Kopacz zwierzała się, że swojej matce i swoim dzieciom szczepionki takiej raczej by nie podała. To był prawdziwy wstrząs i wcale nie poszczepienny.
Oczywiście, zgony po szczepionce pandemicznej są i jest ich więcej niż ujawnił minister Fronczak. Informuje o tym choćby CDC. No, ale zgony poszczepienne notuje się także po podaniu innych szczepionek, na ileś tam tysięcy przypadków są one, niestety, tragiczną normą – ceną, jaką płacimy za skuteczną profilaktykę.
Polska minister zdrowia, dzięki swojemu sejmowemu wystąpieniu stała się w kilka chwil ikoną światowego ruchu antyszczepionkowego. Jej wypowiedzi, przetłumaczone na angielski, krążą po sieci, stając się ozdobą wielu antyszczepionkowych portali. Jednocześnie wzrasta oburzenie środowiska lekarskiego w Polsce na panią minister, której słowa mogą mieć druzgocącą wagę dla kalendarza szczepień, porównywalną ze słowami ministra Zbigniewa Ziobry sprzed kilku lat dla programu transplantologicznego.
A przecież mogło być zupełnie inaczej. Zamiast wyciągać argument dotyczący braku bezpieczeństwa szczepionki pandemicznej, który naturalnie uderzał w szczepienia w ogóle i był nie do obronienia, można było położyć nacisk na fakt, że grypa świńska jak na razie jest mało zjadliwa. I że najzwyczajniej w świecie warto się z nią zmierzyć, dopóki jest to bezpieczne, bez szczepionki, czyli, że warto ją po prostu przechorować. Naturalne wytworzenie antyciał przez 7 dni wygrzewania się w domu na pewno będzie zdrowsze niż podanie do krwiobiegu koktajlu z Californii, tiomersalu i skwalenu. W tym duchu, na tej nieszczęsnej konferencji prasowej i także po niej, wypowiadała się m.in. prof. Lidia Brydak z Krajowego Ośrodka ds. Grypy. Jej głos jednak, wobec ministerialnej tyrady na temat braku gwarancji i bezpieczeństwa, przepadł.
Ewa Kopacz tłumaczy się, że nie wiadomo, ile sztuk nowej szczepionki rząd powinien kupić, ponieważ ludzie nie chcą się szczepić. Teraz – rzeczywiście – ta niechęć wzrośnie, ale winą za to będzie obarczone Ministerstwo Zdrowia. Bo stało się i nie ma już odwrotu. Ludzie nie będą chcieli się szczepić w takim stopniu jak dotychczas. No, chyba że naprawdę wybuchnie pandemia.