Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 26–33/2017
z 13 kwietnia 2017 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Terapeutyczna obecność

Małgorzata Solecka

Matka umierającego ośmiolatka wypędzona przez bezduszny personel ze szpitala, zmuszona do spania w samochodzie! Zdarzenie z Lublina, do którego doszło na początku marca, długo utrzymywało się na czołówkach portali i tabloidów. I choć temat nieco przycichł, nie można mieć wątpliwości, że wróci. Bo choć sensacyjny ton jest nie na miejscu, problem obecności rodziców na oddziałach pediatrycznych będzie narastał.

Matka wyproszona ze szpitala! Będziecie się smażyć w piekle! – 9 marca o sytuacji pani Anny, mamy chorego na nowotwór ośmioletniego Mateusza, alarmowała na Facebooku ludzi dobrej woli jedna z aktywistek nieformalnego ruchu Stop Przemocy w Służbie Zdrowia. Ludzie dobrej woli i tym razem nie zawiedli, bo w kierunku pracujących na OIT Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego popłynął strumień wyzwisk, niekiedy bardzo niecenzuralnych.

„Na jednym z oddziałów intensywnej terapii w Lublinie w tej chwili odchodzi dziecko. Może nie dożyć jutra, bo jego stan pogarsza się z minuty na minutę. Za 20 min każą matce opuścić oddział i wrócić jutro w południe! A jak już nie będzie do kogo, ani do czego? To dziecko i matka mają tylko siebie. I to dziecko ma umierać w samotności, bo w Polsce panują PRL-owskie przepisy sanitarne!” – to jeden z wpisów, które cytowały media. Matka Mateusza jednemu z lokalnych portali relacjonowała swoją rozmowę z lekarką, która kazała jej opuścić oddział. „Wyjaśniła mi, że tutaj jest ileś tam dzieci. Ja mówię: no dobrze, są dzieci, ale może mojemu dziecku zostało parę godzin życia. »Nie może tak pani do tego podchodzić, my mamy swój regulamin« odparła pani doktor”.

Musiało minąć kilkadziesiąt godzin, by szpital oświadczył, że nastąpiło „nieporozumienie”. Że mama Mateusza nie została wyproszona ze szpitala, tylko wskazano jej miejsce w szpitalu, blisko oddziału, czyli kącik wypoczynkowy z kanapami i pufami. Dziecko zaś, choć w stanie ciężkim, nie było w agonii. Rzeczywiście – chłopiec umarł jedenaście dni później. Patrząc obiektywnie, lekarze właściwie ocenili stan dziecka. Niewłaściwie – emocje, jakie zawsze towarzyszą rodzicom, których dziecko nie tylko trafia na oddział intensywnej terapii, ale w dodatku jego stan „nie rokuje” oraz fatalny, społeczny odbiór zamieszania wywołanego błędami w komunikacji.

Pytam doświadczonego anestezjologa (nie chce rozmawiać pod nazwiskiem) o to, gdzie popełniono błąd. Zasłania się nieznajomością przypadku, ale gdy słyszy, że u chłopca najprawdopodobniej doszło do obumarcia mózgu, zastanawia się, czy w ogóle konieczna była jego obecność na oddziale intensywnej terapii. – Jest taki moment, w którym zdecydowanie korzystniej jest zapewnić godne warunki do odejścia wśród bliskich – mówi zastrzegając, że każdy przypadek jest inny.
Pytam, czy rodzice, w tym przypadku matka, może spędzić kilkanaście dni przy łóżku dziecka na intensywnej terapii? – W polskich warunkach jest to chyba w większości szpitali niemożliwe ze względów sanitarnych. To nie są „bzdurne przepisy”. Chodzi o higienę, o możliwość wzięcia prysznica, zmiany ubrania. Bakterie stanowią realne zagrożenie dla pacjentów, to nie jest wymysł lekarzy. O to, że rodzic musi gdzieś spać, bo nie może „wisieć” i drzemać przy łóżku dziecka w sali, gdzie jest sześć czy osiem stanowisk – wylicza lekarz. I dodaje, że wbrew pozorom nie tylko w Polsce OIT-y mają swoje wewnętrzne regulaminy i ograniczają obecność osób postronnych na oddziałach a także dość rygorystycznie traktują kwestie higieny. Przyznaje jednocześnie, że w Stanach Zjednoczonych i części krajów Europy Zachodniej rodzice nie mają – w większości szpitali – statusu „odwiedzających”. Że są traktowani w sposób szczególny, mają prawo do całodobowej obecności przy dziecku, łącznie z procedurami inwazyjnymi – na przykład reanimacji czy resuscytacji.

– Tylko w Polsce rodzice są traktowani jak intruzi! – przywołują przykłady z USA, Wielkiej Brytanii czy Danii ci, którzy żądają otwarcia OIT-ów, uznając regulaminy i obostrzenia w dostępie do nich za przeżytek rodem z PRL.


Włosi chcą się zmieniać

To jednak nieprawda. Idea otwartych pediatrycznych oddziałów intensywnej opieki jest stosunkowo nowa. Badania dotyczące korzyści płynących z otwarcia tych oddziałów liczą sobie co najwyżej dwadzieścia lat. Na szerszą skalę w USA, Wielkiej Brytanii i innych krajach Europy Północno-Zachodniej oddziały zostały otworzone na początku XXI wieku. W dodatku – ten proces w krajach, w których na opiekę medyczną wydaje się wielokrotnie więcej pieniędzy niż w Polsce, jeszcze się nie zakończył. Między innymi dlatego, że by oddział intensywnej terapii mógł zostać otwarty, najczęściej musi zostać gruntownie przebudowany i wyremontowany. A przecież większość polskich szpitali została wybudowana lub zaprojektowana w czasach, w których nikt nie myślał o problemie obecności czy nieobecności rodziców przy dziecku.

O tym, że otwieranie OIT-ów nie jest jednorazową decyzją, ale wieloletnim procesem, świadczą badania, jakie zostały przeprowadzone przez Paediatric Nursing Associations of Europe dokładnie trzy lata temu. Ankietę dotyczącą obecności rodziców na oddziałach pediatrycznych i pediatrycznych oddziałach intensywnej terapii oraz oddziałach neonatologicznych (w tym opieki intensywnej) wypełniło 18 krajów (Polska – nie).

Wszystkie kraje zadeklarowały, że umożliwiają stałą obecność rodziców na oddziałach pediatrycznych. To, że nie była to wyłącznie deklaracja woli, potwierdziły pytania szczegółowe – oddziały pediatryczne niemal we wszystkich krajach (17/18) zapewniają rodzicom łóżka lub rozkładane fotele na oddziałach, umożliwiając tym samym faktyczną obecność przy dziecku. Jeśli chodzi o oddziały opieki intensywnej, łóżka czy fotele zapewnione są tylko w 12 na 18 krajów. Jeszcze większa dysproporcja między zwykłymi oddziałami pediatrycznymi a oddziałami opieki intensywnej zachodzi przy pytaniu o pojedyncze pokoje – 11 krajów zapewnia takie w zwykłych oddziałach pediatrycznych, w oddziałach intensywnej opieki – połowa mniej.

A jak wyglądają ograniczenia w dostępie do oddziałów intensywnej opieki? W badaniu wzięły udział kraje, które mają się czym w tym zakresie pochwalić, choć na przykład Włochy przyznały, że rodzice pacjentów hospitalizowanych na oddziałach intensywnej opieki pediatrycznej mają dostęp do dzieci tylko w ciągu dnia. Według badań, przeprowadzonych w 2010 roku przez Alberto Gianniniego i Guido Miccinesiego tylko 12 proc. oddziałów intensywnej opieki pediatrycznej w tym kraju umożliwiało rodzicom całodobową obecność przy dziecku. Jeśli chodzi o średnią, to oddziały umożliwiały rodzicom obecność przez 5 godzin na dobę, czas pozostałych odwiedzających był ograniczony do 2 godzin. Niemal 60 proc. oddziałów nie umożliwiało stałej obecności rodziców przy dziecku również w ciągu dnia. Zdarzały się także przypadki, że oddziały nie odstępowały od swoich regulaminów nawet w przypadku agonii pacjenta. Bardzo restrykcyjnie obecność rodziców była traktowana na oddziałach kardiochirurgii dziecięcej – niemal wszystkie oddziały zabraniały rodzicom obecności przy procedurach inwazyjnych. Ale żeby oddać sprawiedliwość – w tym samym badaniu stwierdzono, że niemal połowa pediatrycznych oddziałów intensywnej opieki rozpoczęła proces zmian w zakresie polityki odwiedzin, zaś trzy na cztery poprawiły swoją politykę informacyjną (materiały dla rodzin pacjentów) oraz komunikacyjną (możliwość uzyskania telefonicznej informacji na temat stanu pacjenta).


Jak to robią Anglosasi?

W dyskusję na temat zamykania OIT-ów dla rodziców włączyła się m.in. mama chorej na EB Zuzi Machety, która rok temu przeszła w amerykańskiej klinice przeszczep szpiku z komórkami macierzystymi. Pani Sylwia szczegółowo opisała swoje doświadczenia z dwukrotnego pobytu na oddziale intensywnej opieki (u Zuzi wystąpiły komplikacje po przeszczepie), podkreślając, że w USA rodzice traktowani są po partnersku, nawet w najtrudniejszych momentach, gdy lekarze i pielęgniarki walczą o życie chorego dziecka. A może zwłaszcza wtedy.

Tylko że… terapia Zuzi w USA kosztowała 1,5 mln dolarów. Dziewczynką, która na oddziale opieki intensywnej przebywała w pojedynczym pokoju, opiekowała się jedna, a nawet dwie pielęgniarki. Analizując różnice w traktowaniu pacjenta nie da się uciec od różnic w poziomie finansowania świadczeń i, co za tym idzie, warunkach pracy personelu medycznego.
W materiałach informacyjnych, jakie amerykańskie szpitale udostępniają na swoich stronach, można przeczytać m.in.: „Nie myślimy o rodzicach i opiekunach jako o odwiedzających, ale jako o części zespołu opiekującego się zdrowiem dziecka” (Vanderbilt Children’s Hospital). Na podstawie licznych badań i obserwacji, przeprowadzonych za oceanem, stwierdzono że obecność bliskich (rodziców, ale w miarę możliwości również dziadków i rodzeństwa) zwiększa szanse dziecka na szybsze wyjście z kryzysu zdrowotnego. Że u dzieci wyrównują się parametry życiowe, nie potrzeba stosowania dużej ilości leków przeciwbólowych czy uspokajających. Stąd znacząca część placówek w USA umożliwia rodzicom (lub jednemu z rodziców) stałą obecność przy dziecku i zaprasza również innych odwiedzających (choć pod pewnymi warunkami, na przykład dzieci muszą mieć udokumentowane wszystkie szczepienia). Ograniczenia w dostępie do oddziałów intensywnej opieki są najczęściej związane z sezonem zachorowań na grypę – odwiedzający muszą przedstawić zaświadczenie o szczepieniu lub w ogóle (nawet zaszczepieni) nie są dopuszczani do pacjentów (poza rodzicami). W dodatku Amerykanie wzięli pod lupę nie tylko dobrostan dziecka, poddawanego intensywnej terapii, ale również jego bliskich. I zdefiniowali syndrom urazowy, któremu należy zapobiegać. Podobne badania były prowadzone w Polsce (Lublin), ale głównym wnioskiem z nich płynącym była konieczność zapewnienia rodzicom pomocy psychologicznej.

Jednak nawet w USA całodobowa obecność rodziców przy dziecku nie jest bezwzględnie obowiązującą normą. – Są szpitale, które ją rodzicom umożliwiają, są i takie, które tego nie robią. Jeśli szpital zezwala rodzicom na spędzenie nocy przy dziecku, decyzja czy zostać w pokoju twojego dziecka należy do ciebie – radzi amerykański portal Kidshealth.org, poświęcony poradom zdrowotnym.

Również w Wielkiej Brytanii część szpitali nie daje możliwości całodobowego przebywania przy dziecku. Rodzice mają prawo wejść na oddział o każdej porze dnia i nocy, nie mogą jednak na tym oddziale – czy to przy łóżku dziecka, czy w specjalnym pokoju rodzicielskim – nocować. Tak jest na przykład w Cambridge University Hospital, który zapewnia rodzicom możliwość zakwaterowania nieopodal szpitala, nie umożliwia jednak nocowania ani przy łóżku dziecka, ani nawet na terenie szpitala. St George’s Hospital oferuje rodzicom możliwość korzystania z dwóch pokojów rodzicielskich, a także z zakwaterowania w Ronald McDonald House (są to hotele prowadzone przez fundację, w których mogą się zatrzymywać rodziny hospitalizowanych dzieci).

Taką możliwość oferuje również Oxford University Hospital, który daje też rodzicom możliwość korzystania z sof i kanap w ramach oddziału intensywnej opieki. Jednocześnie w materiałach informacyjnych szpital przypomina, że połowę z 30 mln funtów kosztów, jakie ponosi szpital, pokrywają instytucje charytatywne (nie NHS!). I właśnie dzięki donacjom sponsorów możliwe są wszelkiego rodzaju ułatwienia dla pacjentów i ich rodzin – takie choćby jak pokoje dla rodziców.


Wracamy na ziemię,
czyli jesteśmy w Polsce


Lubelskim przypadkiem zajął się Rzecznik Praw Pacjenta, który przypomniał, że „osoba wykonująca zawód medyczny udzielająca świadczeń zdrowotnych pacjentowi może odmówić obecności osoby bliskiej przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych, w przypadku istnienia prawdopodobieństwa wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjenta. Odmowę odnotowuje się w dokumentacji medycznej. Rodzice pozbawieni możliwości obecności przy dziecku mogą domagać się wyjaśnień od personelu medycznego, jak i od dyrekcji szpitala. Personel nie może ograniczać tych praw dla własnej wygody, czy według własnego uznania, tym samym nadużywając np. kryterium bezpieczeństwa zdrowotnego pacjentów”.

Również Ministerstwo Zdrowia przypomina, że zgodnie z art. 33 ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta „pacjent przebywający w podmiocie leczniczym wykonującym działalność leczniczą w rodzaju stacjonarne i całodobowe świadczenia zdrowotne w rozumieniu przepisów o działalności leczniczej ma prawo do kontaktu osobistego, telefonicznego lub korespondencyjnego z innymi osobami”. Co więcej, art. 34 ustawy daje pacjentowi prawo do dodatkowej opieki pielęgnacyjnej, która nie polega na udzielaniu świadczeń zdrowotnych. – Prawo to ma szczególne znaczenie w sytuacji, gdy pacjentem jest dziecko – przyznaje resort zdrowia w odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. Jednak następne zdanie nie pozostawia wątpliwości, że w Lublinie nie doszło – z punktu widzenia resortu zdrowia, ale też z punktu widzenia przepisów – do żadnego złamania prawa. „Zgodnie z art. 5 ustawy kierownik podmiotu udzielającego świadczeń zdrowotnych lub upoważniony przez niego lekarz może ograniczyć korzystanie z praw pacjenta w przypadku wystąpienia zagrożenia epidemicznego lub ze względu na bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów, a w przypadku prawa do kontaktu osobistego, telefonicznego lub korespondencyjnego z innymi osobami – także ze względu na możliwości organizacyjne podmiotu”.

Resort zdrowia, pytany o przestrzeganie przez polskie placówki Europejskiej Karty Praw Dziecka w Szpitalu (często przywoływanej w sprawie lubelskiej) przypomina, że została ona przyjęta podczas konferencji European Association for Children in Hospital, organizacji skupiającej podmioty pozarządowe, które zajmują się promocją praw małoletnich pacjentów. „Organizacja ta nie ma charakteru prawnomiędzynarodowego, więc dokumenty opracowywane przez nią nie stanowią żadnej formy prawa międzynarodowego. Kartę należy więc traktować jako zbiór dobrych praktyk i rekomendacji opracowanych przez organizacje pozarządowe”. Polska ma własną Kartę Praw Dziecka-Pacjenta, która uwzględnia zapisy ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Zapisy w niej zawarte przypominają, że dziecko ma zarówno prawo do właściwego leczenia, jak i opieki.

Oczywiście, z uwzględnieniem możliwości organizacyjnych podmiotu.




Najpopularniejsze artykuły

Fenomenalne organoidy

Organoidy to samoorganizujące się wielokomórkowe struktury trójwymiarowe, które w warunkach in vitro odzwierciedlają budowę organów lub guzów nowotworowych in vivo. Żywe modele części lub całości narządów ludzkich w 3D, w skali od mikrometrów do milimetrów, wyhodowane z tzw. indukowanych pluripotentnych komórek macierzystych (ang. induced Pluripotent Stem Cells, iPSC) to nowe narzędzia badawcze w biologii i medycynie. Stanowią jedynie dostępny, niekontrowersyjny etycznie model wczesnego rozwoju organów człowieka o dużym potencjale do zastosowania klinicznego. Powstają w wielu laboratoriach na świecie, również w IMDiK PAN, gdzie badane są organoidy mózgu i nowotworowe. O twórcach i potencjale naukowym organoidów mówi prof. dr hab. n. med. Leonora Bużańska, kierownik Zakładu Bioinżynierii Komórek Macierzystych i dyrektor w Instytucie Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej w Warszawie im. Mirosława Mossakowskiego Polskiej Akademii Nauk (IMDiK PAN).

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

2024 rok: od A do Z

Czym ochrona zdrowia będzie żyć do końca roku? Kto i co wywrze na system ochrony zdrowia największy – pozytywny i negatywny – wpływ? Do pełnej prognozy potrzeba byłoby zapewne stu, jeśli nie więcej, haseł. Przedstawiamy więc wersję, z konieczności – i dla dobra Czytelnika – skróconą.

Demencja i choroba Alzheimera – jak się przygotować do opieki?

Demencja i choroba Alzheimera to schorzenia, które dotykają coraz większą liczbę seniorów, a opieka nad osobą cierpiącą na te choroby wymaga nie tylko ogromnej empatii, ale także odpowiednich przygotowań i wiedzy. Choroby te powodują zmiany w funkcjonowaniu mózgu, co przekłada się na stopniową utratę pamięci, umiejętności komunikacji, a także zdolności do samodzielnego funkcjonowania. Dla rodziny i bliskich opiekunów staje się to wielkim wyzwaniem, gdyż codzienność wymaga przystosowania się do zmieniających się potrzeb osoby z demencją. Jak skutecznie przygotować się do opieki nad seniorem i jakie działania podjąć, by zapewnić mu maksymalne wsparcie oraz godność?

Wygrać z sepsą

W Polsce wciąż nie ma powszechnej świadomości, co to jest sepsa. Brakuje jednolitych standardów jej diagnostyki i leczenia. Wiele do życzenia pozostawia dostęp do badań mikrobiologicznych, umożliwiających szybkie rozpoznnanie sespy i wdrożenie celowanej terapii. – Polska potrzebuje pilnie krajowego programu walki z sepsą. Jednym z jej kluczowych elementów powinien być elektroniczny rejestr, bo bez tego nie wiemy nawet, ile tak naprawdę osób w naszym kraju choruje i umiera na sepsę – alarmują specjaliści.

Jak cyfrowe bliźniaki wywrócą medycynę do góry nogami

Podobnie jak model pogody, który powstaje za pomocą komputerów o ogromnej mocy obliczeniowej, można generować prognozy zdrowotne dotyczące tego, jak organizm za-reaguje na chorobę lub leczenie, niezależnie od tego, czy jest to lek, implant, czy operacja. Ilość danych potrzebnych do stworzenia modelu zależy od tego, czy modelujemy funkcjonowanie całego ciała, wybranego organu czy podsystemu molekularnego. Jednym słowem – na jakie pytanie szukamy odpowiedzi.

Budowanie marki pracodawcy w ochronie zdrowia

Z Anną Macnar – dyrektorem generalnym HRM Institute, ekspertką w obszarze employer brandingu, kształtowania i optymalizacji środowiska pracy, budowania strategii i komunikacji marki oraz zarządzania talentami HR – rozmawia Katarzyna Cichosz.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Kongres Zdrowia Seniorów 2024

Zdrowy, sprawny – jak najdłużej – senior, to kwestia interesu społecznego, narodowego – mówili eksperci podczas I Kongresu Zdrowia Seniorów, który odbył się 1 lutego w Warszawie.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.




bot