Zakończył się kolejny Kongres Gospodarczy w Krynicy, podczas którego sporo miejsca poświęcono sprawom ochrony zdrowia. Po wysłuchaniu dyskusji naszła mnie smutna niestety myśl, że od szeregu już lat poziom debaty o systemie ochrony zdrowia systematycznie spada. Generalną refleksją, którą wyniosłem z tegorocznego kongresu było, że „tłuste misie” dyskutują na co jeszcze mógłby wydać pieniądze NFZ, aby „misie” były jeszcze bardziej „tłuste”. To właśnie było głównym motywem wystąpień programowych oraz paneli dyskusyjnych. Z sali mało kto się odzywał, bo i czasu z reguły nie starczało. Nikt nie przedstawiał propozycji rozwiązywania istotnych problemów ogranizacyjnych, z którymi boryka się nasz system, jak np. kolejki, trudności z dostępem do świadczeń, nieudany pakiet onkologiczny. Wiele osób natomiast doskonale wiedziało, jakie jeszcze świadczenia NFZ powinien pacjentom zapewnić, nie zwracając uwagi na to, że przecież budżet Funduszu nie jest z gumy.
Postrzeganie systemu ochrony zdrowia tylko jako jeszcze jednego miejsca zarabiania pieniędzy oraz powstawania czasem dość pokaźnych fortun jest błędne, a także szkodliwe nie tylko dla pacjentów, ale również i dla tych, którzy tymi fortunami są zainteresowani. Państwo buduje system ochrony zdrowia przede wszystkim po to, aby rozwiązywać istotne problem zdrowotne obywateli, a nie po to, aby mogły powstawać firmy robiące fortuny na medycznym biznesie. Przedstawiciele naszego państwa utracili zdolność do formułowania celów i albo się nie odzywają w ogóle, albo wykręcają samymi ogólnikami. Nowy minister zdrowia, choćby nawet bardzo chciał, w krótkim czasie swojego urzędowania ani nie przeprowadzi żadnych istotnych zmian, ani nie naprawi istotnych błędów swojego poprzednika.
Skład przysłuchującej się wystąpieniom i obradom publiczności też zwrócił moją uwagę. W porównaniu do lat ubiegłych mało było organizatorów i kreatorów polityki zdrowotnej, a relatywnie dużo osób, które w tej branży prowadzą interesy finansowe. To przesunięcie jest dość charakterystyczne dla rezultatów działania formacji rządzącej Polską już od prawie ośmiu lat, która w każdej dziedzinie funkcjonowania państwa postrzega przede wszystkim „kupkę” pieniędzy do podzielenia, bez zwracania większej uwagi na cel i sposób ich wydatkowania. Tak więc w sytuacji, kiedy państwo nie potrafi formułować celów polityki w danej branży lub też kiedy jedynym zauważalnym celem państwa jest wydawanie pieniędzy, trudno mieć pretensję o to, że po drugiej stronie pojawia się grupa chętnych do skonsumowania tych pieniędzy. Na pieniądze załapać chcą się nie tylko „tłuste misie”, ale i inni uczestnicy rynku zdrowia. Już po kilku dniach funkcjonowania, nowy minister zdrowia wzorem kilku swoich poprzedników potężnie nabałaganił w systemie, obiecując podwyżki. Nie mając ku temu żadnych kompetencji, minister wydał rozporządzenie, które burzy całkowicie porządek finansowania świadczeń zdrowotnych. Tak się dzieje, że zarówno społeczeństwo, media, politycy, a także pracownicy ochrony zdrowia – mimo że od kilkunastu lat nie ma już budżetowej służby zdrowia i nie ma już siatki płac – ciągle jeszcze dyskutują i podejmują decyzje jak gdyby to wszystko nadal istniało. Aby unaocznić absurd ostatnich decyzji ministra, posłużę się przykładem z innej branży. Co by państwo powiedzieli, gdyby minister gospodarki, ubolewając nad losem nisko opłacanych kasjerek w supermarketach, nakazał, aby od następnego miesiąca wszyscy pracodawcy podwyższyli tym kasjerkom wynagrodzenie o 200 zł, a każdy klient dopłacał 1 zł do zakupionego towaru na tę podwyżkę. Głupie to? Tak, ale tak właśnie ostatnio rozporządził minister zdrowia.Wszystko to, co powyżej napisałem nie oznacza, że problemu niskich płac, np. pielęgniarek nie należy rozwiązywać, ale do naprawy sytuacji należy używać właściwych, zgodnych z prawem narzędzi. Tak się jednak nie stało i w tym właśnie jest problem.