Dwa lata temu wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda zapowiedział, że wraz
z resortem rozwoju pracuje nad projektem „tornado”, którego głównym założeniem będzie wprowadzenie preferencji i zachęt dla firm farmaceutycznych inwestujących
w Polsce. Tornado nie nadeszło. Odszedł za to wiceminister. Pomysł jednak nie umarł i dziś wraca w nieco zmodyfikowanej formie.
Początkowo projekt „tornado” miał być skierowany do zagranicznych koncernów farmaceutycznych i zachęcać do inwestowania w Polsce. Swoją nazwą miał zapewne sugerować siłę, z jaką będzie napędzać inwestorów. Resort zmienił jego koncepcję, kiedy firmy już działające w kraju zaczęły domagać się partycypowania w tym projekcie. Wyliczyły, ile już zainwestowały i też zażądały wsparcia. Resort zmienił więc koncepcję i postanowił premiować wszystkich inwestorów. Pojawił się pomysł refundacyjnego trybu rozwojowego, tzw. RTR.
RTR dla wszystkich
Chodziło o to, aby wydając publiczne pieniądze na refundację leków, lepiej traktować tych, którzy przyczyniają się do rozwoju gospodarki. Resort rozwoju zajął się przygotowaniem kryteriów, które miały być brane pod uwagę przy ocenie firm pod kątem ich wpływu na gospodarkę. Producenci leków prześcigali się w wykazywaniu swojego wkładu w rynek pracy, budżet państwa, rozwój nauki czy w podnoszenie poziomu innowacyjności kraju. Firmy innowacyjne podkreślały, że otwierają w Polsce centra badawcze i IT, które zatrzymują wysoko wykwalifikowaną kadrę, podnoszą poziom zdrowotności Polaków, dzięki czemu żyjemy dłużej i jesteśmy bardziej produktywni, poza tym prowadzą badania kliniczne. Krajowi producenci generyczni wyliczyli, że w postaci podatków odprowadzają równowartość kwoty, którą NFZ przeznacza na refundację produkowanych przez nich leków, generują 100 tys. miejsc pracy i również podnoszą poziom innowacyjności naszej gospodarki. Wówczas Krzysztof Łanda wpadł na pomysł, aby wszyscy producenci leków refundowanych jednorazowo przekazali resortowi zdrowia informacje dotyczące zatrudnienia, wysokości płaconych podatków, nakładów inwestycyjnych, stosunku eksportu do importu. Dane miały dotyczyć minionych 5 lat. Na tej podstawie ministerstwo chciało ustalić wagi i wskaźniki. Zapowiedział, że z pieniędzy RTR będą mogli korzystać zarówno producenci leków innowacyjnych, jak i generycznych. Ci pierwsi mogli liczyć na szybkie wprowadzenie do refundacji nowych leków, natomiast producenci generyczni mieli być kwalifikowani do kategorii A, B, C, D, E. Przynależność do którejś z nich miała zmniejszać obligatoryjną obniżkę ceny generyku wchodzącego na listę refundacyjną z 25% do odpowiednio – w zależności od kategorii – 20%, 15%, 10%, 5% i 0%. Wiceminister chwalił się wówczas, że pomysł RTR cieszy się dużym zainteresowaniem za granicą i inne kraje wzorem Polski też będą chciały go wprowadzić.
Wspieranie gospodarki
kosztem pacjentów
Kiedy wydawało się, że RTR zadowoli wszystkich, pacjenci oburzyli się, że z pieniędzy na refundację leków nie można wspierać rozwoju gospodarki. Poza tym coraz głośniej zaczęto zastanawiać się, czy rozwiązanie nie jest sprzeczne z prawem UE, bo może być potraktowane jako pomoc publiczna, która zaburzy równe traktowanie podmiotów gospodarczych. Tymczasem, gdyby okazało się, że tak jest, firma farmaceutyczna, która z takiego wsparcia by skorzystała, musiałaby zwrócić pieniądze. Poza tym producenci leków innowacyjnych partycypujący w RTR zobligowani mieli być do zawierania umów podziału ryzyka, co oznaczało, że przy kolejnym odnawianiu decyzji refundacyjnej umowa taka nie mogłaby być mniej korzystna dla ministerstwa zdrowia, czyli de facto nie można byłoby jej renegocjować. To nie było korzystne dla producentów.
Wraz z odejściem z resortu Krzysztofa Łandy na chwilę kwestia RTR przycichła. Jednak latem br. wiceminister Marek Tombarkiewicz zapowiedział powrót do prac nad tym projektem. Zaczęto się zastanawiać, czy wsparcie w ramach RTR nie powinno odbywać się poprzez system podatkowy zamiast refundacyjnego. W październiku br. minister zdrowia Konstanty Radziwiłł na jednej z konferencji wyjaśnił, że rząd poprzez RTR realizowany w ramach refundacji lub poprzez podatki chce bodźcować przemysł, aby Polska nie była tylko miejscem sprzedaży leków. Wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz poinformowała, że ambicją rządu jest, aby Polska dołączyła do państw produkujących leki innowacyjne. Zapowiedziała też wsparcie finansowe badań klinicznych I i II fazy i RTR dla partnerów polskiej gospodarki. Partnerem może zostać ten, kto lokuje w kraju kapitałochłonne inwestycje, płaci podatki, zatrudnia pracowników, ma wysoki poziom wydatków na badania i rozwój. Wiceminister zdrowia Marcin Czech, który przejął obowiązki Krzysztofa Łandy dodaje, że brane będzie też pod uwagę posiadanie produkcji w Polsce i badania kliniczne. – Zamierzamy zaproponować jednakowe podejście do wszystkich graczy rynku i nie chcemy, żeby było to potraktowane jako pomoc publiczna – mówi Czech.
Jedna ręka daje, druga zabiera
Deklaracje wsparcia producentów leków w ramach RTR cieszą firmy farmaceutyczne. Obawiają się jednak, że to, co dostaną – jako partnerzy polskiej gospodarki – może być im zabrane w ramach projektowanego obecnie nowego kształtu paybacku. Marcin Czech zapowiada, że chce, aby na refundację leków było przeznaczane całe 17% budżetu NFZ na świadczenia zdrowotne. Obliczenie tej kwoty wcale nie jest łatwe. Wiceminister zastanawia się, czy wliczać środki na bezpłatne leki dla seniorów, szczepionki, programy lekowe. Dodaje, że jeśli będzie wykorzystywane całe 17% budżetu, potrzebny jest mechanizm zabezpieczający w postaci paybacku. Nad jego nowym kształtem pracują specjaliści z Centralnego Biura Antykorupcyjnego, co pozwala domniemywać, że sprzedaż leków ponad zakładany w budżecie NFZ plan traktowana może być jako efekt działań korupcyjnych. Nowy payback ma być bardziej restrykcyjny od obowiązującego, który zresztą nigdy nie został uruchomiony, bo wydatki na leki nie zbliżyły się nawet do poziomu 17% budżetu NFZ. W nowej wersji producenci mają pokrywać 100% przekroczenia budżetu, a nie tak jak dotychczas 50%. Marcin Czech podkreśla, że jakikolwiek wzór paybacku by powstał, nie zadowoli wszystkich. Dodaje jednak, że choć matematyka zniesie wszystko, rynek może tego nie wytrzymać.
25 października br. wiceminister Emilewicz na debacie organizowanej przez Politykę Insight zapowiedziała, że resort rozwoju chce zwolnić z paybacku producentów leków generycznych będących partnerami polskiej gospodarki. Jak będzie, dowiemy się w przyszłym roku, bo wtedy ma być nowelizowana duża ustawa refundacyjna.
Producenci leków podkreślają, że stymulowanie inwestycji poprzez różnego rodzaju narzędzia zachęty będzie efektywne, jeśli inne regulacje nie zniweczą go. Jako przykład wskazują sprzeczne działanie tzw. ustawy Gowina i RTR mających na celu wspomagać inwestycje w przemyśle farmaceutycznym i pakiet ustaw związanych z podatkiem CIT niwelujący efekt tej pomocy. Zgodnie bowiem z projektem pakietu ustaw o CIT, branża farmaceutyczna nie mogłaby odliczać od podatków wielu kosztów swojej działalności. Jadwiga Emilewicz zapowiada wprawdzie wprowadzenie zmian w projekcie pakietu ustaw o CIT szytych na miarę dla farmacji na etapie prac sejmowych, ale jaki ostateczny kształt będą miały te regulacje dopiero się przekonamy.
Czy będziemy mieć politykę lekową?
Sprzecznym regulacjom i decyzjom podejmowanym przez różne ministerstwa oraz ciągłym zmianom koncepcji wynikającym choćby z roszad na stanowiskach kierowniczych tego samego resortu mogłoby zapobiec przyjęcie rządowego dokumentu „Polityka lekowa”.
– Doktryna musi być realizowana bez względu na to, jaka partia rządzi. Dlatego potrzebny jest nam taki dokument – mówi Leszek Borkowski z Fundacji Razem w Chorobie, były prezes Urzędu Rejestracji Leków. Od wielu lat nie ma konferencji dotyczącej systemu ochrony zdrowia, podczas której nie byłoby sesji poświęconej polityce lekowej. To jeden z najbardziej przedyskutowanych tematów. Jednak na dokument czekamy od 2008 r. Pracował nad nim poprzedni wiceminister Krzysztof Łanda. Są tacy, którzy nawet wówczas już ten dokument widzieli. Ale obecnie prace nad nim rozpoczyna zupełnie od nowa wiceminister Marcin Czech. Zapowiada, że oprze się na metodyce WHO. – Ponieważ jesteśmy biedniejsi od bogatych krajów UE i bogatsi od najuboższych, musi iść swoją własną drogą – zapowiada wiceszef resortu zdrowia. Dyrektor Związku Pracodawców Innowacyjnych Firm Farmaceutycznych INFARMA Bogna Cichowska-Duma uważa, że polityka lekowa powinna wskazywać narzędzia absorpcji nowoczesnych terapii do refundacji. Prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego Zdzisław Sabiłło podkreśla, że jej elementem powinna być polityka przemysłowa, która będzie preferować produkujących leki w Polsce, bo stanowią gwarancję bezpieczeństwa farmaceutycznego kraju i przyczyniają się do rozwoju rodzimej gospodarki. Cichowska-Duma dodaje, że odpowiednie miejsce i wagę w polityce lekowej powinny mieć badania kliniczne, które przynoszą korzyści pacjentom, NFZ, lekarzom i naukowcom. Krzysztof Kopeć, wiceprezes PZPPF, zaznacza, że musi też ona definiować cele na 5, 10 i 15 lat. Producenci leków są zgodni, że polityka lekowa nie może tylko skupiać się na szukaniu oszczędności. – Najtaniej nie znaczy najlepiej. Najlepiej to najkorzystniej – przekonuje K. Kopeć. Tymczasem, jak informuje Maciej Kuźmierkiewicz, dyrektor generalny Poland & Baltics, QuintilesIMS, w Polsce leki innowacyjne są tańsze o 60% niż w większości krajów UE, a generyczne o 40%.
Wiceminister zdrowia Marcin Czech zapowiedział, że przygotował listę interesariuszy, którym w pierwszym lub w drugim kwartale przyszłego roku przedstawi projekt dokumentu „Polityka lekowa”, aby rozpocząć nad nim merytoryczną dyskusję. Oznacza to, że temat polityki lekowej będzie towarzyszył jeszcze wielu medycznym konferencjom.