Jak rozmawiać o szczepieniu dziecka z rodzicami, którzy wątpią w bezpieczeństwo szczepień? Rosnąca lawinowo liczba odmawiających zgody na szczepienie dziecka skłania profesjonalistów do szukania wsparcia również poza kręgami medycznymi. Na grudniowym Kongresie Zdrowia Publicznego wstępny wykład wygłosił ks. Adam Boniecki, redaktor senior „Tygodnika Powszechnego”.
„Obrona prawdy w dobie kryzysu autorytetów” – w swoim wykładzie marianin rozważał w sposób ogólny rolę autorytetów we współczesnym świecie, w tym autorytetów naukowych, medycznych. Dużo uwagi poświęcił szczepieniom ochronnym – newralgicznemu obszarowi, w którym nauka spotyka się z emocjami, doświadczenie z obawami, a wymogi zdrowia publicznego – z indywidualną troską o najsłabszych, bezbronnych, najdroższych. Ksiądz, który cieszy się dużym poważaniem, przestrzegał przed lekceważeniem czy wyśmiewaniem lęków rodziców.
Nawet jeśli te miałyby być całkowicie pozbawione podstaw. Płyną one bowiem ze szczerej troski o dziecko. Choć, przyznawał, troska ta może być pozbawiona podstaw naukowych. – Narodziny dziecka przemieniają człowieka. Kiedy ojciec widzi taką małą kruszynkę, to czy dotrze do niego informacja, że powikłania poszczepienne zdarzają się niezwykle rzadko? – zastanawiał się duchowny, skłaniając się bardziej do tezy, że będzie dokładnie odwrotnie: rodzic usłyszy, że powikłania poszczepienne się zdarzają i będzie się obawiał, że jego dziecko może się znaleźć wśród tych, których one dotknęły.
Takie przekonanie mogą wzmacniać treści z Internetu. Nie chodzi nawet o strony jawnie kwestionujące potrzebę czy bezpieczeństwo szczepień, promujące medycynę alternatywną czy naturalne metody wzmacniania odporności albo leczenia. Wystarczy lektura wpisów rodziców, których dzieci doświadczyły niepożądanych odczynów poszczepiennych, zarówno lekkich, jak i cięższych. – Zwykle te historie dobrze się kończą, jednak jeśli czytam argumenty zwolenników szczepień, że ruchy antyszczepionkowe są rodem ze średniowiecza, to nie wiem, czy to jest trafione. To nie jest tak, że jeśli się kogoś zdepcze, to się go przekona – przypominał ksiądz Adam Boniecki. Jego zdaniem lekarze zbyt często przyjmują wobec zaniepokojonych rodziców postawę nie tylko paternalistyczną, ale wręcz agresywną. Opowiadał o swojej znajomej, pracującej w dziecięcym szpitalu, która często zajmuje się dziećmi niezaszczepionymi. – Ona często oburza się, że rodzice narażają dzieci na poważne choroby. Jestem laikiem. Myślę jednak, że ci rodzice nie odrzucają szczepień. Oni się lękają o swoje małe dziecko. Chcą dokładnego sprawdzenia, czy dziecko może być szczepione. Chcą rozmowy. Zapewnienia, że dziecku nic się nie stanie.
– Żeby budować autorytet, trzeba nie tylko mówić do rodziców, ale też ich słuchać. Nie zakładać, że protestujący się myli. Przede wszystkim nie można człowieka ośmieszać – mówił ks. Boniecki. – Przekonując do szczepień, nie bądźmy przeciw rodzicom, słuchajmy ich, rozmawiajmy – namawiał.
Redaktor senior „Tygodnika Powszechnego” podkreślał również, że autorytetu nie można nikogo pozbawić. Autorytet można jednak stracić – niejednokrotnie bezpowrotnie. Co więcej: choć można (trzeba) pracować na swój autorytet, ostatecznie decyzja o tym, czy pacjent będzie lekarza tak postrzegał, traktował, zależy od niego samego. Lekarze, jeśli są postrzegani jako autorytety, jeśli mają dobrą relację z pacjentem i jego rodzicami, opiekunami, mogą liczyć, że łatwiej (lub – w ogóle) przekonają do wyboru zgodnego z ich medyczną wiedzą.
Wystąpienie księdza Adama Bonieckiego mogłoby zostać jednak fałszywie zinterpretowane, gdyby zabrakło jednego, kluczowego, zdania, wypowiedzianego na samym początku: – Nie trzeba dowodzić bezcenności szczepień.
Ta wypowiedź stała się swego rodzaju mottem panelu poświęconego szczepieniom, który poprowadziła redaktor naczelna „Służby Zdrowia” Renata Furman. – W jaki sposób konfrontować i pogodzić wiedzę medyczną z emocjami rodziców? – postawiła pytanie, na które dobrej odpowiedzi szuka cały rozwinięty świat. Bo obawy przed szczepieniami, którymi karmią się ruchy antyszczepionkowe, to głównie problemy najzamożniejszych państw świata. Tych, w których większość chorób zakaźnych została już wypleniona – rodzice, ale również młodsi lekarze nie mają więc pojęcia, przed jakimi zagrożeniami tak naprawdę chronią szczepienia. – Babcie naszych pacjentów jeszcze pamiętają, ile dzieci chorowało na polio – przypominała prof. Ewa Bernatowska z Kliniki Immunologii IP CZD w Warszawie. – Rodzice już nie pamiętają. Dlatego istnieje realna potrzeba stworzenia platformy, która w sposób rzetelny informowałaby o problematyce szczepień ochronnych. Prof. Bernatowska podkreślała, że rzetelne strony internetowe poświęcone szczepieniom już istnieją – chodzi o to, by informacja na ich temat miała szansę dotrzeć do jak największej liczby zainteresowanych. – Szansą na rozpowszechnianie wiedzy i budowanie zaufania do szczepień mogłaby też być współpraca z organizacjami pacjentów – mówiła, przypominając że na końcu rodzice i tak spotykają się z lekarzem, który odgrywa główną rolę w przekonywaniu do szczepień. – Właśnie w przekonywaniu. Trzeba tłumaczyć, nie atakować.
Prof. Rafał Gierczyński z NIZP-PZH tłumaczył, że co prawda poziom wyszczepialności w Polsce jest nadal bardzo wysoki, rzędu 95 proc., jednak trend narastania odmów szczepień jest powodem do ogromnego niepokoju. Zwłaszcza tempo, w jakim przyrasta liczba rodziców, którzy od słów przechodzą do decyzji, nie zatrzymując się na wyrażaniu poglądów antyszczepionkowych, ale decydując się na nieszczepienie dziecka, nawet jeśli taki krok obarczony jest sankcjami. Ekspert przywołał badania, jakie Instytut w tym roku przeprowadził wśród lekarzy kwalifikujących dzieci do szczepień. Zwrócił uwagę, że przytłaczająca większość lekarzy to zdecydowani zwolennicy szczepień. Ale ciekawym tropem, który może przynajmniej częściowo tłumaczyć fenomen szybko rosnących odmów szczepień przez – najczęściej – młodych rodziców to rozdźwięk kanałów zdobywania informacji na temat szczepień. Lekarze (wysoka średnia wieku wśród pediatrów!) czerpią ją przede wszystkim z książek i kursów specjalistycznych. Młodzi rodzice to pokolenie Internetu. Być może dochodzi więc do sytuacji, w której obie strony mówią o tym samym, ale zupełnie innymi językami – bez szans na porozumienie. – Lekarze często twierdzą, że rodzice są negatywnie nastawieni do szczepień i to powoduje problemy z zaszczepieniem dziecka. Być może prawdziwym problemem jest właśnie niekompatybilność przekazu – zastanawiał się prof. Gierczyński.
– 26 tysięcy odmów szczepień, wobec setek tysięcy, miliona pacjentów, których co roku szczepimy, nie zagraża bezpieczeństwu zdrowotnemu społeczeństwa. Co więcej, ci nieszczepieni też są w tej chwili bezpieczni. Prawdopodobieństwo, że jeśli pojawi się choroba zakaźna, trafi akurat na nich, jest niewielkie. Dlaczego? Bo są geograficznie rozproszeni – mówił dr Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny. – Jednak gdyby zostali zgromadzeni w jednym miejscu, gdyby zamieszkali blisko siebie, pojawienie się w pobliżu ogniska choroby zakaźnej oznaczałoby potężne niebezpieczeństwo. Część z nich prawdopodobnie by nie przeżyła choroby – przypomniał dodając, że w tej chwili osoby niezaszczepione (decyzją rodziców) korzystają z dobrodziejstwa szczepień, bo działa odporność populacyjna. – Jeśli trend przyrostu odmów się utrzyma, za kilka lat ta odporność zbiorowa już nie będzie działać. Przypomnijmy sobie, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu na odrę chorowało co roku kilkadziesiąt tysięcy osób, było wiele ciężkich powikłań, niemało zgonów – wyliczał Posobkiewicz, znany z niekonwencjonalnych metod przekonywania do szczepień (ostatnie wcielenie to Don Gisu, na wzór „Ojca Chrzestnego” nakazujący: – Vaccinare!).
Czy istnieje szansa na wypracowanie złotej metody zjednywania rodziców dla idei szczepień? – Wszystkich nie przekonamy. Z jednej strony musimy ze spokojem tłumaczyć rodzicom argumenty za szczepieniami. Z drugiej, jeśli ktoś jawnie kłamie lub po prostu opowiada głupoty na temat szczepień, musimy to nazywać po imieniu – ocenił Marek Posobkiewicz.