Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 85–92/2019
z 21 listopada 2019 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Trzy dekady od wielkiej zmiany

Małgorzata Solecka

– Absolutnie nie tęsknię za systemem budżetowym, ale za kulturą zarządzania – owszem. Decyzje płynęły z centrali, ale były one wcześniej rzeczywiście konsultowane, zapowiadane z dużym wyprzedzeniem i przede wszystkim rzeczywiście przygotowane – wspomina w rozmowie z Małgorzatą Solecką dr Maciej Piróg, lekarz, menedżer, polityk, sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia w latach 1998–2000.

Małgorzata Solecka: Zaczyna się rok 1989. Maciej Piróg jest…

Maciej Piróg: …lekarzem w szpitalu powiatowym w Ozimku. Pracuje w szpitalu, przychodni, dyżuruje w pogotowiu ratunkowym. I mimo że jest naprawdę aktywnym pediatrą, przez całe lata osiemdziesiąte nie ma pojęcia, kto jest ministrem zdrowia (śmiech). To, co najlepiej pamiętam z tamtego okresu, to kolosalne niedobory dosłownie wszystkiego. Leków, opatrunków, igieł i strzykawek jednorazowych. I to, że lekarz musiał pracować jak najwięcej. W jak największej liczbie miejsc. Tylko wtedy, gdy miało się naprawdę dużo dyżurów, można było zarobić jakieś pieniądze.

M.S.: Ile?

M.P.: Zarabiałem około 20 dolarów. 12 dolarów to była moja pensja, 8 dolarów dostawałem za kilkanaście, średnio piętnaście, dyżurów w szpitalu, pogotowiu ratunkowym i na izbie wytrzeźwień. Nie osiem dolarów za dyżur, tylko za wszystkie, uściślę. Oczywiście mówimy o czarnorynkowym kursie dolara. Zresztą równowartość 20 dolarów zarabiałem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, pracując cały czas jako lekarz. Mimo że pensje wzrosły, bo co miesiąc budżetówka dostawała wyrównania i dodatki – w ramach indeksacji, która miała zneutralizować skutki inflacji, w przeliczeniu do rynkowej wartości dolara relacja się nie zmieniała.

M.S.: W debatach o organizacji systemu pobrzmiewa taka nuta, że przed 1989 rokiem w ochronie zdrowia było siermiężnie, ale skuteczniej niż teraz, bo pacjent był „zaopiekowany”.

M.P.: Absolutnie nie. Rzeczywiście, funkcjonowały zakłady opieki zdrowotnej, w ramach których była opieka podstawowa, podstawowy zakres opieki specjalistycznej ambulatoryjnej i szpitalnej. Warunki pracy lekarzy? Dość powiedzieć, że po kilku godzinach pracy na oddziale przemieszczałem się, oczywiście pieszo, do przychodni, gdzie w ciągu trzech godzin musiałem przyjąć około sześćdziesięcioro dzieci. To było absurdalne. O jakim zaopiekowaniu mowa?

Oczywiście były aspekty pozytywne – niemal stuprocentowa wyszczepialność, opieka nad noworodkami i kobietami w połogu po porodzie, opieka nad dziećmi w szkole, jednak i tutaj dominowały działania ilościowe, a nie jakościowe. Przykład – lekarz w szkole. Miałem pod opieką kilka szkół, pracowałem w tzw. higienie szkolnej. Lekarz był potrzebny, by stwierdzić najbardziej podstawowe nieprawidłowości w rozwoju, w stanie zdrowia dziecka, ale nie miał żadnego wpływu na to, co działo się później. A najczęściej nie działo się po prostu nic. System był skrajnie niewydolny, więc dostęp do specjalistów, na przykład ortopedów czy okulistów, bo to były najczęstsze problemy zdrowotne dzieci i młodzieży, był iluzoryczny.

M.S.: Jak lekarze dawali radę przyjąć w ciągu 180 minut sześćdziesięciu pacjentów, dzieci czy dorosłych? Jako dziecko często chorowałam, pamiętam poczekalnię w poradni dziecka chorego, w sezonie jesienno-zimowym było tam gęsto…

M.P.: Było zdecydowanie mniej biurokracji, pomagała mi pielęgniarka, więc ten czas można było rzeczywiście poświęcić pacjentom. To chyba jedyne wyjaśnienie.

M.S.: Częściowo wolne wybory parlamentarne, Joanna Szczepkowska ogłasza, że 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm, 12 września powstaje rząd Tadeusza Mazowieckiego. Co się zmienia?

M.P.: Przede wszystkim to, że wtedy już wiem, kto jest ministrem zdrowia. Natomiast jeśli chodzi o kwestie organizacji czy funkcjonowania systemu, to zmiany są niewidoczne gołym okiem. Praktycznie ich nie ma. Były duże oczekiwania po stronie personelu medycznego, ale decydenci chyba od początku lat 90. wychodzili z założenia, że ochrona zdrowia to dla nich terra incognita. Że nie mają pojęcia, jak powinna funkcjonować, więc lepiej i bezpieczniej nie zmieniać tego, co jest.

M.S.: Ktoś w ogóle wiedział?

M.P.: Nawet jeśli nie, to na pewno w latach 90., w zasadzie od początku dekady, naprawdę mnóstwo osób zaangażowanych w system chciało wiedzieć. Dawał się odczuć głód, pragnienie wiedzy. Kursy, szkolenia, konferencje – takie, z których można było rzeczywiście wynieść wiele informacji, na przykład o doświadczeniach innych krajów w zakresie budowania rozwiązań w ochronie zdrowia. Informacjami i doświadczeniami dzielili się dosłownie wszyscy i przy niemal każdej okazji. To było niezwykle cenne i ciekawe, z rozmów kuluarowych można było wynieść tyle samo co z oficjalnych sesji szkoleniowych. Tak, jakby wszyscy wspólnie chcieli wypchnąć wóz z napisem „ochrona zdrowia” z kolein siermiężnej rzeczywistości, odziedziczonej po PRL. Nie chodziło zresztą jedynie o wymiar organizacji, ale też samej medycyny. Panowało takie dość powszechne przekonanie, że musimy gonić – Europę, świat.

Zadanie było o tyle ułatwione, że w sposób naturalny następowała wymiana kadr zarządzających – w zasadzie na każdym szczeblu. Do systemu ochrony zdrowia, od tej strony organizacyjnej, weszli szeroką ławą ludzie do tej pory związani ściśle z medycyną, stosunkowo młodzi. Podejmowali wysiłek kończenia jednych, drugich, trzecich studiów podyplomowych, decydowali się na wielomiesięczne wyjazdy studyjne za granicę, maratony kursów. Praktycznie żegnali się z zawodem lekarza, wchodząc – z pełnym zaangażowaniem – w zarządzanie. Byłoby to niemożliwe bez ogromnego zaangażowania Banku Światowego. W tym czasie powstały pierwsze w kraju szkoły zarządzania w ochronie zdrowia – w tym Szkoła Zdrowia Publicznego w Krakowie.

M.S.: Dużo zmian w skali mikro, niemal nic – w skali makro. Tak za rządu Tadeusza Mazowieckiego, jak i Jana Krzysztofa Bieleckiego.

M.P.: Tak. Ministrowie zdrowia byli już rozpoznawalni, zarówno Andrzej Kosiniak-Kamysz, jak i później, w rządzie Bieleckiego pierwszy solidarnościowy minister Władysław Sidorowicz, ale w tym pierwszym okresie, pierwszych dwóch latach III Rzeczpospolitej zmiany w ochronie zdrowia, choć postulowane, nie były – jak sięgam pamięcią – w ogóle rozważane na poziomie rządu. Dopiero w rządzie Hanny Suchockiej, wielopartyjnego i podzielonego licznymi sporami, również ideologicznymi, temat reformy zdrowia został jakoś zauważony i podniesiony, choć w mało konstruktywny sposób, bo w postaci ostrego sporu między koalicjantami. Z jednej strony wyraźnie prawicowi politycy, wicepremier Paweł Łączkowski i minister zdrowia Andrzej Wojtyła, z drugiej – reprezentujący podejście dużo bardziej socjalne wiceminister Marek Balicki. Ale o wadze i zaawansowaniu decyzyjnym tego sporu niech świadczy fakt, że po upływie ćwierć wieku nie pamiętam, o co dokładnie się on toczył.

M.S.: W 1993 roku władzę przejęła koalicja lewicowo-ludowa. I…

M.P.: …i przez połowę, może nawet dwie trzecie kadencji sprawa zmian w ochronie zdrowia ugrzęzła w dyskusjach eksperckich. W dużym stopniu akademickich.

M.S.: Tymczasem w ochronie zdrowia coraz bardziej wrzało. Protesty lekarzy i anestezjologów, bo – jeśli sięgnąć do artykułów z tamtego okresu – anestezjolodzy nie byli uznawani za lekarzy. Głodówki, powstaje Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, burzy się „Solidarność”.

M.P.: Tak. Do nowo powstałych lekarskich związków zawodowych wstępowali nawet dyrektorzy szpitali. Oczekiwanie zmian było ogromne, rząd tymczasem skupiał się na porządkach w ramach systemu budżetowego. Nie było to pozbawione sensu, bo system zdecydowanie wymagał uporządkowania. W tym czasie byłem lekarzem wojewódzkim i działalność Ministerstwa Zdrowia oceniam w sumie dobrze – zarówno jeśli chodzi o kierownictwo, jak i poziom dyrektorów departamentów. Często organizowano spotkania, konferencje z odpowiedzialnymi za ochronę zdrowia w województwach, których było wówczas 49. Mieliśmy okazję z pierwszej ręki poznać koncepcje resortu zdrowia, z drugiej – przekazać swoje uwagi, opinie. To był czas rzeczywistego dialogu. Ministerstwo pytało, i chciało poznać odpowiedzi, potrafili słuchać. Mieliśmy poczucie, że to co mówimy, ma wpływ na podejmowane decyzje. Absolutnie nie tęsknię za systemem budżetowym, ale za kulturą zarządzania – owszem. Decyzje płynęły z centrali, ale były one wcześniej rzeczywiście konsultowane, zapowiadane z dużym wyprzedzeniem i przede wszystkim – rzeczywiście przygotowane. Dawało to możliwość lepszego wdrożenia.

M.S.: A jakie były wtedy problemy?

M.P.: Jak zawsze, problemem były pieniądze. Po pierwsze, było ich o wiele za mało. Po drugie, szły strumieniami przez wojewodów, podzielone w ściśle określone ramy – część na szpitale, część na apteki, które same w sobie były kolosalnym problemem, nie mogliśmy się uporać z wiecznym zadłużeniem wojewodów wobec aptek.

Pieniądze budżetowe dla szpitali w tym czasie kończyły się średnio w połowie listopada. Wojewodowie, a konkretnie lekarze wojewódzcy, stawali przed dylematem: zadłużać szpitale albo je zamknąć. Obydwa oznaczały złamanie przepisów – albo tych mówiących o dyscyplinie budżetowej, albo tych dotyczących konstytucyjnego obowiązku zapewnienia opieki lekarskiej na terenie podległym wojewodzie. Decyzja była oczywista – zadłużamy. Pamiętajmy jednocześnie, że w tym czasie wieloma szpitalami kierowali już nowi dyrektorzy – po studiach podyplomowych, zagranicznych stażach. Zaczęły się pojawiać postulaty zmiany formy prawnej ZOZ-ów, by mogły funkcjonować jako jednostki samodzielne. Zanim z mocy prawa pojawiły się SPZOZ-y, których formuła szybko się zresztą wyczerpała, w tym kierunku szli tylko najodważniejsi menedżerowie, którzy w dodatku mieli silne wsparcie swoich właścicieli, czyli samorządów uczestniczących w programie pilotażowym przygotowanym dla 46 miast przez rząd Hanny Suchockiej. Wtedy absolutnym guru była dr Katarzyna Tymowska, która zresztą stworzyła pierwszą szkołę ekonomiki zdrowia przy Uniwersytecie Warszawskim.

Chodziło o to, by ZOZ-y, będące tworem w stu procentach budżetowym, i zakotwiczone w zupełnie innym systemie gospodarczym, przekształcić w coś – jeszcze nie do końca wiadomo było co – bardziej dostosowanego do rynkowych realiów. Bo rynek dominował praktycznie we wszystkich dziedzinach, poza ochroną zdrowia.

Wiadomo było, że trzeba rozstrzygnąć sprawy zasadnicze: jak finansować usługi zdrowotne? Kto ma być właścicielem placówek ochrony zdrowia? W jaki sposób dopuścić do systemu podmioty prywatne? Oczywiście, wtedy jeszcze nie szpitale, ale praktyki lekarza rodzinnego, praktyki POZ.

M.S.: Dopuścić do publicznych pieniędzy?

M.P.: Tak.

M.S.: A czy zadawano sobie wtedy pytanie, czy w ogóle obok systemu publicznego powinien istnieć sektor prywatny, działający na zasadach czysto komercyjnych, w którym pacjent płaci za świadczenia z własnej kieszeni? Gdy kilka lat temu rozmawiałam z ambasadorem Czech, powiedział, że jedną z przyczyn, dla których jego kraj odniósł sukces w zakresie reformowania zdrowia jest to, że programowo Czesi nie dopuścili do powstania prywatnego sektora…

M.P.: …można powiedzieć, że mieli taki komfort, bo przed 1989 rokiem w Czechach prywatnej inicjatywy – we wszystkich dziedzinach gospodarki – niemal nie było. W Polsce socjalizm był o wiele mniej zaawansowany w zwalczaniu prywatnej własności, dzięki temu funkcjonowały m.in. spółdzielnie lekarskie, gdzie pacjenci mogli uzyskać za pieniądze badania czy konsultacje praktycznie niedostępne albo trudno dostępne w publicznych przychodniach czy szpitalach. Trudno byłoby pogodzić rynkową rewolucję, prowadzoną przez Leszka Balcerowicza z zakazem działalności prywatnych przychodni czy gabinetów. Zwłaszcza w sytuacji, gdy dostęp do opieki zdrowotnej w systemie publicznym cały czas był zły, wręcz się pogarszał. Sektor prywatny stanowił więc konieczne uzupełnienie.

M.S.: Polska, w stosunku choćby do Czech, miała faktycznie duże opóźnienie w reformach. Oni zaczęli na początku lat 90., choć na początku z zawirowaniami. My pierwsze działania podejmowaliśmy w latach 1995–1996, a pierwsza ustawa o ubezpieczeniach zdrowotnych została uchwalona pod koniec rządu Włodzimierza Cimoszewicza w 1997 roku. Reforma AWS weszła w życie w 1999 roku. Dziewięć pełnych lat na rozrost i wzmocnienie sektora prywatnego, któremu – o czym warto pamiętać – pomogła też ulga podatkowa na leczenie.

M.P.: W tej chwili w trakcie dyskusji, debat strategicznych często pada postulat, by zdefiniować, określić relacje między sektorem prywatnym i publicznym. To, że trzydzieści lat po zmianie ustrojowej, dwadzieścia lat po reformie wprowadzającej system składkowy, ciągle te granice są niejasne, ma swoją praprzyczynę w tym, że nam na początku drogi prowadzącej do zmian w ogóle umknęło, że sektor prywatny się rozwija i rośnie w siłę. Pamiętam dyskusje o tym, jakie podmioty mogą być organami założycielskimi szpitali – było jasne, że będą to samorządy, instytucje publiczne, takie jak ministerstwa czy uczelnie, fundacje, związki zawodowe… Bardzo się staraliśmy, żeby nie zgubić żadnego szpitala należącego np. do zakonów. O podmiotach komercyjnych mowy w ogóle nie było.

M.S.: Czy my mogliśmy w ogóle pójść drogą Czechów?

M.P.: W tamtych warunkach – nie sądzę. Raz, że prywatna działalność medyczna miała już swoje miejsce. Dwa – Czesi bardzo szybko zrozumieli, że skoro sektor publiczny ma w pełni gwarantować opiekę zdrowotną, muszą trafić do niego realne środki. Byli w tym, trzeba przyznać, bardzo konsekwentni.

M.S.: W Polsce politykom też trudno odmówić konsekwencji w niezwiększaniu nakładów na zdrowie.

M.P.: Trzymali się tego w przeszłości, trzymają się i dziś, nawet jeśli deklarują co innego.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot