Można dopatrzyć się pewnej ironii historii, że w dobie ogromnego postępu i sukcesów medycyny, publikowania stanowisk eksperckich i standardów postępowania opartych na niepodważalnych faktach – coraz większą popularnością wśród chorych i lekarzy cieszy się tzw. medycyna alternatywna.
Temu stwierdzeniu, w ramach medycyny opartej na faktach, można już dziś przypisać kategorię A. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego przychodzi nam się zmagać z czymś bez wątpienia nie wartym zachodu, co do niedawna uważaliśmy za zjawisko zupełnie marginalne?
Przyczyn jest wiele. Niewątpliwie w ostatnim czasie świat i ludzie bardzo się zmienili – pędzą do niewiadomego celu. Przewartościowano wiele pojęć, zwłaszcza w sferze etyki, powstały i są lansowane nowe wzorce zachowań, upadają dawne ideały i autorytety. Popularność tzw. medycyny alternatywnej, przynajmniej w części, wynika m.in. z tych zjawisk. Kilka przedstawionych niżej refleksji przybliża przynajmniej niektóre przyczyny tego fenomenu naszych czasów.
We współczesnym, globalizującym się świecie konsumpcja staje się jednym z najważniejszych czynników rozwoju. Życie społeczne w coraz większym stopniu rozgrywa się wokół komercji i pieniądza. Zdobyć go można w nieograniczonej ilości, do czego wykorzystuje się najnowsze zdobycze psychologii i socjotechniki, by kreować rozmaite potrzeby i "sprzedawać'' towary służące ich zaspokajaniu, często zupełnie niepotrzebne. Etyka działalności biznesowej, jeśli rzeczywiście istnieje, dopuszcza takie metody.
Za pomocą technik marketingowych, przy wsparciu mediów, kreuje się również różnej jakości "fakty'', często stanowiące absolutne wyjątki, marginalia lub będące całkiem przypadkowymi zdarzeniami i na ich podstawie próbuje się tworzyć reguły postępowania lub przeciwnie – wytwarzać wrażenie kompletnej przypadkowości i chaosu jako czynników decydujących o ludzkim życiu. Medycynę również próbuje się traktować w kategoriach komercji i pieniądza, bo dla wielu jest to konieczny warunek postępu i nowoczesności.
Ponieważ racjonalne podejście konsumentów utrudnia stosowanie manipulacji socjotechnicznych, jest ono niekorzystne dla funkcjonowania społeczeństwa. Rozum (zdrowy rozsądek), reguły logicznego myślenia, autorytety i szacunek dla prawdy zwalcza się zatem obecnie na różne sposoby, m.in. poprzez ośmieszanie, bagatelizowanie, przemilczanie i inne manipulacje faktami, proponując w to miejsce gotowe, pozornie proste, zrozumiałe dla wszystkich schematy, modne "wystrzałowe recepty'' na wszystko i nowe "autorytety''. Wizerunek lekarza jako człowieka uczciwego oraz autorytet medycyny jako nauki praktycznie użytecznej – został w ostatnim czasie mocno nadszarpnięty.
Takie podejście wspierają modne obecnie kierunki myśli filozoficznej: postmodernizm, new age i scientyzm, krytykujące racjonalizm i jego metody rozwiązywania problemów. W ramach tych poglądów filozoficznych życie ludzkie jest traktowane jako zbiór przypadkowych i chaotycznych zdarzeń, nie dających się uporządkować i przewidywać, zatem rozum jest mało przydatny jako narzędzie rozwiązywania problemów życiowych, w tym związanych ze zdrowiem.
Kierunki te dopuszczają i uznają wartość spekulacji wchodzących w sferę fantazji, przez co zaciera się granica realnego życia i wyśnionej fikcji. Kompiluje się historycznie odrzucone idee (np. homeopatii – podobne leczyć podobnym) z obecnymi koncepcjami wynikającymi z czystych spekulacji (leczyć informacją o leku zawartą w wodzie). Tego typu podejście jest ponownie stosowane jako podstawa metod, które mają służyć zachowaniu zdrowia, stanowiąc podstawę wielu działań tzw. medycyny alternatywnej.
Społeczeństwa liberalno-demokratyczne, w trosce o uniknięcie pomówień o dyskryminację oraz wskutek konieczności zachowania politycznej poprawności, szanują poglądy mniejszości, nawet jeśli ich absurdalność jest widoczna na pierwszy rzut oka. Niektórzy określają to mianem zachowania "prawa do głupoty'', a osobom wybitnym w tym zakresie przyznają corocznie nagrodę, tzw. Ig Nobel. Z tego powodu, w wielu dziedzinach wiedzy, nie tylko medycyny, powstała ostatnio tzw. wiedza alternatywna (alternatywna fizyka, astronomia, archeologia, ekonomia, historia itd.), jak również "nowa wiedza'' (ufologia, kosmitologia) stojące w opozycji do wiedzy racjonalnej. Te "nowe'' dziedziny nauki opierają się na wspomnianych wyżej kierunkach myśli filozoficznej, krytykujących racjonalizm jako użyteczną metodę rozwiązywania problemów.
"Nowa nauka'' dopuszcza w ramach biologii spekulacje wchodzące w sferę fantazji, posługiwanie się pojęciami, które są wynikiem "głębokiej wiary'' lub daleko idących, często antyintelektualnych uproszczeń tworząc abstrakcyjne pojęcia, jak "bioenergia'' czy "bioinformacja'', które nie znajdują uzasadnienia we współczesnej racjonalnej nauce. Niektórzy zwolennicy tzw. medycyny alternatywnej traktują racjonalne nauki medyczne jako pseudonaukę, a swych krytyków określają mianem "konserwatystów'' posądzając ich o "ciasnotę umysłową''.
Słuszne jest twierdzenie zwolenników tzw. medycyny alternatywnej, którzy w żaden sposób nie umieją znaleźć uzasadnienia dla swego postępowania, że jeśli dziś czegoś nie potrafimy pojąć, poznać lub wytłumaczyć, to nie oznacza, że nie będzie to możliwe w przyszłości. Jednak na gruncie racjonalnej nauki nie mogą być przedmiotem analiz i praktycznych działań byty obiektywnie nieistniejące (zdarzenia niepowtarzalne, coś, czego nawet pośrednio nie da się wykrywać lub coś, na co można wpływać tylko hipotetycznie), i o których, co najwyżej, można mówić w kategoriach przypuszczeń (snuć spekulacje) lub wiary w ich istnienie.
Fakt, że istnieją szkoły np. homeopatii, akupunktury, czy nawet bioterapii lub odpowiednie wydziały uniwersyteckie oraz pięknie wydane podręczniki – nie może być dowodem na prawdziwość i słuszność głoszonych przez nie "prawd'', tak jak istnienie szkół wróżbiarstwa, astrologii, numerologii itp. nie może być dowodem wartości takich sposobów poznawania rzeczywistości. "Studia'' i nauczanie mogą dotyczyć różnych dziedzin, nawet czysto spekulatywnych. Choć daleko nam jeszcze, aby poprzez głosowanie ustalać, ile jest 2 x 2, to jednak w demokratycznych systemach nie zabrania się podejmowania niesprzecznych z prawem, nieracjonalnych inicjatyw, które odpowiednio rozpropagowane mogą nawet zyskać finansowanie ze środków publicznych. Rozdział tych środków odbywa się bowiem nie wg kryterium ważności i racji, ale kryteriów politycznych lub pod wpływem nacisku obywateli (niekiedy wynikającego z oczywistej manipulacji), którzy płacąc podatki – mogą żądać, aby przeznaczyć je na finansowanie np. szkoły magii i dodatkowo domagać się jeszcze nadania jej statusu szkoły wyższej.
Na gruncie tych prądów filozoficznych, w rozważaniach na temat fizjologii organizmu, traktuje się za prawdziwą starą tezę medycyny chińskiej, że wszystkimi funkcjami organizmu człowieka ma kierować nadrzędny system – "energia'' ("bioenergia''), który nie musi mieć anatomicznego podłoża i którego istnienia obecnie nie można obiektywnie wykryć lub potwierdzić, choć, jak twierdzą zwolennicy, w przyszłości na pewno stanie się to możliwe.
Dziś możliwości upowszechnienia wiedzy o tych zjawiskach zwiększyły się. Poza wkłuwaniem igieł, podawaniem leków homeopatycznych i aktywnością osób o szczególnych umiejętnościach, pojawiły się "aparaty'', które nie tylko mogą wykrywać "bioenergię ale także korygować jej "zaburzenia'', będące przyczynami chorób. Na tej podstawie tworzy się różne alternatywne koncepcje "leczenia'' i "diagnozowania'' określane mianem: medycyna bioenergetyczna, psychotroniczna, informatyczna itp.
Koncepcje takie są atrakcyjne z medialnego punktu widzenia i dlatego są propagowane przez część przedstawicieli opiniotwórczych elit wywodzących się z kręgów ustanawiających modne, aktualne wzorce zachowań. "Energetyzujące'' napoje na bazie kofeiny i innych psychostymulantów podbijają rynek. Koncepcjom bioenergii próbuje się nadać status naukowy.
Mimo coraz łatwiejszego do niej dostępu, wiedza o fizjologii organizmu i zachowaniu zdrowia w naszym społeczeństwie nie jest zadowalająca. Edukacja szkolna jest w tym zakresie bardzo powierzchowna. W efekcie wytwarza się tylko proste wyobrażenia na ten temat oparte na bazie wyrywkowych informacji dostępnych w mediach, opinii osób "godnych zaufania'' (sąsiadka) lub własnej "empirii'', opartej na obserwacji z najbliższego otoczenia. Co ciekawe, ludzie chorzy coraz częściej i bez skrępowania prezentują głębokie przekonanie o słuszności tak nabytej wiedzy i przeciwstawiają ją wiedzy lekarza.
Współczesna medycyna staje się zarazem dziedziną coraz bardziej skomplikowaną, której wiele aspektów jest trudnych do zrozumienia dla przeciętnego człowieka, zwłaszcza wykształconego w kierunkach humanistycznych, zarządzaniu czy marketingu. Bardzo utrudnia to lekarzowi podmiotowe traktowanie tak wyedukowanych ludzi i jest źródłem konfliktów podsycanych przez media. Konflikty stanowią zaś rację bytu różnych stowarzyszeń powołanych w celu obrony hasłowo pojmowanych "praw pacjenta''. Przewidując dalszy kryzys edukacji, za niezwykle ważne należy uznać wszelkiego typu działania edukacyjne chorych realizowane przez lekarzy lub inne instytucje (szkoły dla chorych).
Nawet najbardziej spekulatywne założenia większości metod tzw. medycyny alternatywnej są przedstawiane w sposób podejrzanie prosty. Ma to umożliwić łatwe ich "zrozumienie'' przez wszystkich potencjalnych pacjentów. Niektóre pojęcia z zakresu medycyny akademickiej są tu zupełnie inaczej rozumiane, a decyzja o wyborze leczenia, które bardzo często ma charakter panaceum, nie wymaga wcześniejszego żmudnego ustalania rozpoznania, oszczędza się zatem czas i pieniądze. W "klasycznym podejściu'' decyzje diagnostyczno-lecznicze podejmuje tu człowiek o szczególnych zdolnościach (bioterapeuta), który nie wiadomo dlaczego je posiada. Coraz częściej – zgodnie z duchem czasu i zasadami komercji – bioterapeuta jest zresztą zastępowany przez aparat (komputer), który tylko w sobie wiadomy sposób wykrywa chorobę i wybiera oraz stosuje odpowiednie "leczenie".
Medycyna akademicka (inaczej niż tzw. medycyna alternatywna) całkowicie zrezygnowała z wątków irracjonalnych, zwłaszcza mistycznych i magicznych, które stanowiły i nadal stanowią istotny element duchowego życia człowieka, nie docenia też szczególnych potrzeb chorego człowieka w tym zakresie. Lekarze często nie uwzględniają faktu, że ludzie, zwłaszcza ciężko chorzy, myślą i zachowują się nieracjonalnie. W takiej sytuacji powstają konflikty, a nawet najbardziej kompetentne działania edukacyjne mają ograniczony wpływ.
Dopiero od niedawna zaczęliśmy doceniać znaczenie właściwej edukacji pacjenta na temat jego choroby i jej leczenia. Trudno też lekarzom w kontaktach z chorymi posługiwać się biznesowymi technikami komunikacji.
Wiele "sukcesów'' tzw. medycyny alternatywnej można tłumaczyć efektem placebo, czyli korzystnym efektem działań obojętnych z punktu widzenia ich wpływu na proces chorobowy, na co często składa się m. in. sama "atmosfera'' towarzysząca leczeniu, którą chory może jednak uznać za istotne działanie lecznicze. O taką atmosferę bardzo dbają osoby praktykujące w ramach tzw. medycyny alternatywnej.
W przypadku medycyny akademickiej działanie metody leczniczej powinno zawsze przewyższać efekt wywołany działaniem placebo. Stosowanie plecebo, czyli zaspokajanie tylko duchowych potrzeb chorego w zakresie leczenia (głównie – nadziei na wyzdrowienie), może być dopuszczalne jedynie w sytuacji braku jakichkolwiek szans na wyleczenie. Warto pamiętać, że oprócz szczególnych cech osobowości poszczególnych chorych, w przebiegu przewlekłych chorób z dużym udziałem czynnika stresowego (np. chorób o charakterze napadowym – astma, choroby alergiczne, stałe uciążliwości lub zagrożenie życia), leczniczy efekt placebo jest silniejszy i występuje u większego odsetka chorych. Na efekcie placebo opiera się działanie klasycznych leków homeopatycznych, których rozcieńczanie posuwa się tak daleko, że istnieje pewność, że w stosowanym leku nie ma ani jednej molekuły substancji aktywnej , wobec czego homeopaci twierdzą, iż działa "pamięć'' lub zachowana w wodzie informacja przekazana przez molekuły.
Wiele ostrych zachorowań (np. zakażenia wirusowe) lub zaostrzeń chorób przewlekłych nie wymaga bezwzględnego leczenia, ponieważ organizm jest zdolny do ich zwalczenia, dzięki mobilizacji określonych mechanizmów naprawczych. "Poważne'' traktowanie takich zachorowań metodami tzw. medycyny alternatywnej o wartości placebo będzie zatem zawsze skazane na "sukces'', który można sobie przypisać.
W przebiegu wielu przewlekłych chorób często obserwuje się samoistne remisje, które można w mniejszym lub większym stopniu przewidzieć (np. po ustąpieniu lub usunięciu czynnika wywołującego zaostrzenie – alergenu w przypadku choroby alergicznej). Korzystny efekt "leczniczy'' można zatem przypisać dodatkowo stosowanym, różnym innym obojętnym działaniom (o wartości placebo). Każde leczenie będzie skuteczne u chorego na pyłkowicę, jeśli będziemy je stosować pod koniec pylenia uczulających roślin. Jeśli nie jesteśmy w stanie przewidzieć remisji, to szansa na "sukces'' zwiększa się, jeśli stosowanie placebo trwa dostatecznie długo, tak by zbiegło się z remisją.
Można też różne, banalne dolegliwości osób łatwowiernych traktować poważnie i twierdzić, że są one wynikiem istnienia "choroby" i zaraz potem skutecznie je "wyleczyć'', co nie musi przecież od razu wpłynąć zauważalnie na poczucie chorego. Wystarczy go tylko przekonać (zasugerować), że dokonano skutecznego zabiegu, który go uleczył bez pozostawienia śladu. Niektóre choroby nie mają ciężkiego przebiegu i niepowodzenie lecznicze przy stosowaniu placebo nie powoduje pogorszenia samopoczucia lub nie od razu wiąże się z wystąpieniem groźnych dla chorego konsekwencji.
Tzw. medycyna alternatywna obiecuje zwykle wyleczenie lub co najmniej ulgę w każdym przypadku oraz całkowity brak działań niepożądanych. Jest to sprzeczność z racjonalnego punktu widzenia. Nie ma bowiem tak "mądrych'' substancji, które miałyby tylko takie działanie, o jakie chodzi w realizacji bardzo przecież subiektywnych celów leczenia. Oczekiwania chorych wobec terapii mogą być bardzo różne. Metody "leczenia'' tzw. medycyny alternatywnej są znacznie "przyjemniejsze'', "ekologiczne'', a oceny "skuteczności'' – wycinkowe i nieobiektywne. Opierają się zwykle na krótkotrwałej ocenie subiektywnych odczuć, wrażeń i emocji, rzadko dotyczą skutków odległych.
Racjonalne metody leczenia farmakologicznego, bazujące na antagonizmie wobec procesów prowadzących do patologii, zalecane przez medycynę akademicką, są obecnie negowane przez dogmatycznych zwolenników ekologizmu. Uczciwe, ale często przesadne i zbyt formalne informowanie o działaniach niepożądanych leków tworzy atmosferę co najmniej "koniecznego zła'' lub niechęci do stosowania farmakoterapii, która jest odbierana jako postępowanie sztuczne, zbyt "chemiczne'' i "nieekologiczne''.
Medycyna akademicka zwykle wytycza sobie cele globalne, a skutki swych działań stara się mierzyć obiektywnymi, ogólnymi wskaźnikami. Posługuje się statystyką, a jej wnioski dotyczą określonego przedziału populacji i są słuszne ze znanym prawdopodobieństwem, co nie zawsze pozwala je zastosować w konkretnym, indywidualnym przypadku.
Globalne sukcesy medycyny są niewątpliwe, o czym zwykle zapominamy (choroby zakaźne, walka z zakażeniami, śmiertelność niemowląt, średnia długość życia, poprawa możliwości diagnostycznych itp.), ale ta globalna ocena nie zawsze pozwala na udzielenie choremu precyzyjnej odpowiedzi na zadawane pytanie, które zwykle odnosi się do jego konkretnej sytuacji. Chorego rzadko interesują ogólne stwierdzenia, słabo odnoszące się do jego osoby. Dopiero od niedawna w ramach medycyny akademickiej w ocenie skuteczności leczenia zaczęto w szerszym zakresie uwzględniać inne wskaźniki, opierające się m.in. na ocenie tzw. jakości życia czy preferowanego wyboru przez chorych.
Lecznictwo oparte na bazie medycyny akade-mickiej, realizowane z funduszy publicznych, wytworzyło bardzo skomplikowane struktury, obecnie dodatkowo zbiurokratyzowane i odhumanizowane, i to do granic absurdu. Często stanowią one dla chorych (i coraz częściej również dla lekarzy) trudne do zrozumienia i pokonania bariery. Pojawia się więc kolejne pole konfliktów, ponieważ człowiek chory kontaktuje się z lekarzem i to jego wini za funkcjonowanie systemu. Tymczasem to ów system tak naprawdę – poprzez uregulowania prawne – stworzył warunki do dyktatu dysponenta środków, któremu chory powierzył pieniądze na ubezpieczenie swego zdrowia.
Współcześnie istniejąca, wspomniana wyżej tendencja do komercjalizacji medycyny i traktowania jej świadczeń w kategorii ogromnego i finansowo bardzo atrakcyjnego rynku usług, na którym technikami socjotechniki kształtowane są potrzeby medyczne konsumenta – powoduje wiele konfliktów na linii pacjent-lekarz.
Coraz częstszym zjawiskiem jest chory wymagający od lekarza stosowania metod lub leków, o których właśnie przeczytał w przyniesionej, porannej gazecie lub przed chwilą usłyszał w radiu. Na takim rynku można obecnie sprzedawać każdą, nawet bezwartościową usługę, jeśli wytworzy się popyt poprzez różnego typu manipulacje, np. stosując odpowiednią reklamę wykorzystującą atrakcyjne hasła jak zdrowie, leczenie itp.
Reguły rynkowe zaczynają dotyczyć również nauk medycznych. Pogoń za sukcesem i konkurencja o fundusze skłania nawet bardzo poważne i odpowiedzialne zespoły badawcze do publikowania wstępnych wyników, których nadmiernie optymistyczne wnioski zamieniane są natychmiast w tzw. fakty medialne. Są one szeroko upowszechniane przez media i popularyzowane np. w internecie, w atmosferze sensacji, jako odkrycia o wielkim znaczeniu, które prawie natychmiast można zastosować w praktyce. Rozbudza to nadzieje cierpiących i stwarza presję z ich strony na realizację tak przedwcześnie reklamowanych świadczeń. W takiej sytuacji zetknięcie się z lekarzem, uczciwe informującym o faktycznym znaczeniu informacji i realnych możliwościach – często pozbawia chorych nadziei wyleczenia, rodzi frustrację chorych i powoduje ich zwrot w kierunku tzw. medycyny alternatywnej.
Tzw. medycyna alternatywna jest propagowana bardzo profesjonalnie, często przy użyciu sposobów i środków, jakie w przypadku medycyny akademickiej są prawnie zabronione. Agresywna i nieodpowiedzialna reklama, prowadzona w ogólnie dostępnych mediach, eksponuje tylko "sukcesy'' medycyny alternatywnej, nie wspominając o jakichkolwiek porażkach, których jest co najmniej równie dużo jak w przypadku medycyny akademickiej.
W porównaniu do prawnych ram, w jakich funkcjonuje medycyna akademicka (rejestracja leków i aparatury diagnostycznej, sprawowany nadzór, wydawane przepisy i zalecenia), w naszym kraju istnieje obecnie wyjątkowo dogodna sytuacja prawna dla funkcjonowania medycyny alternatywnej.
Jest ona często praktykowana w ramach tzw. działalności gospodarczej przez osoby nie mające żadnych kwalifikacji uprawniających do leczenia, co jest sprzeczne z Kodeksem Etyki Lekarskiej. Protesty wobec tej sytuacji są oddalane z powodu przekonania organów ścigania o niskiej społecznej szkodliwości tego typu działań. Problemem tym nie chcą się zajmować również stowarzyszenia praw pacjenta.
Zwolennicy tzw. medycyny alternatywnej starają się o uzyskanie w naszym kraju przynajmniej częściowego oficjalnego uznania. Wyrazem wysokiej jej pozycji może być fakt powoływania przez ministrów zdrowia różnych zespołów ds. medycyny niekonwencjonalnej, co w odbiorze społecznym podnosi rangę tego typu działań.
Obecne programy nauczania medycyny akademickiej, zarówno przed-, jak i podyplomowe, nie uwzględniają krytycznego przedstawienia założeń i metod tzw. medycyny alternatywnej. Utrudnia to lekarzom wyrobienie sobie własnej opinii oraz polemikę ze zwolennikami tzw. medycyny alternatywnej, jak również właściwe informowanie o niej chorych.
W społeczeństwie (i wśród części lekarzy) obserwuje się nadmierną tolerancję wobec tzw. medycyny alternatywnej, przekonanie o jej całkowitym bezpieczeństwie i braku szkodliwości, co nie zawsze jest zgodne z prawdą (zwłaszcza – w aspekcie opóźniania właściwego diagnozowania i leczenia).
Warte jest podkreślenia, że Naczelna Rada Lekarska 8 listopada 2002 r. zajęła stanowisko wobec tzw. medycyny niekonwencjonalnej. Było ono oczekiwane przez wiele środowisk lekarskich w naszym kraju, czego wyrazem mogły być m.in. artykuły oraz polemiczne wypowiedzi na łamach "Gazety Lekarskiej''.
Stanowisko zawiera jasną, jednoznaczną i zdecydowanie negatywną ocenę obserwowanego od kilku lat w naszym kraju wzrostu popularności nieracjonalnych metod diagnozowania i leczenia. Jest ono zgodne z zapisem Kodeksu Etyki Lekarskiej, znowelizowanego we wrześniu 2003 r. oraz wypracowanymi wcześniej stanowiskami innych gremiów lekarskich, m.in. Polskiego Towarzystwa Alergologicznego z 1999 r.