W 2001 roku prawdopodobnie wykonamy w Polsce ok. 72 tys. koronarografii, ponad 25 tys. koronaroplastyk i wszczepimy ponad 13 tys. stentów. To ogromny wzrost liczby tych zabiegów w stosunku do roku 1998, sprzed reformy, gdy wykonano ich odpowiednio: ponad 34 tys., 7 tys. i 3,5 tys.
Tak potężny i dynamiczny wzrost liczby procedur wykonywanych w kardiologii inwazyjnej wręcz wymusza konieczność zwiększania liczby operacji wieńcowych. I mimo że operacje wieńcowe serca nie były procedurami kardiologicznymi finansowanymi przez Ministerstwo Zdrowia, tu również obserwujemy ogromny postęp. Wszystko wskazuje na to, że w 2001 r. liczba operacji wieńcowych przekroczy 13 tys., co oznacza, że w chirurgii wieńcowej także zaczynamy odzyskiwać należne nam miejsce w Europie.
Ośrodkami wykonującymi najwięcej operacji wieńcowych są: Kraków, Gdańsk, Zabrze, Katowice (powyżej 1000 operacji rocznie). Sukcesem jest także fakt wprowadzenia i stosowania nowatorskich technik, tzw. operacji małoinwazyjnych – przeprowadzanych bez krążenia pozaustrojowego, w których wykonywaniu największe doświadczenie zdobyły ośrodki w Warszawie, Katowicach, Zabrzu i Gdańsku. Warto podkreślić, że także w operacjach wad wrodzonych serca zajmujemy już wysokie miejsce w Europie.
Do osiągnięć polskiej kardiochirurgii należą transplantacje serca – w 2000 roku wykonano je u 132 chorych, najwięcej w Zabrzu (55), w Krakowie (44) i w Warszawie (30), oraz bardzo skomplikowane operacje tętniaków aorty, których w ubiegłym roku wykonano 339. Ośrodkami o największym doświadczeniu są tutaj: krakowski prof. A. Dziatkowiaka, warszawski prof. M. Śliwińskiego, zabrzański prof. M. Zembali i łódzki prof. J. Zasłonki.
Cały ten postęp dokonuje się w kraju, który jeszcze niedawno, bo w 1997 r., jak wynika z Raportu Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, zajmował pierwsze miejsce w Europie pod względem wskaźnika zgonów z powodu chorób układu krążenia u mężczyzn oraz drugie (po Bułgarii) u kobiet. Tej fatalnej statystyki nie zmieniły ambicje, jednostkowe sukcesy czy osiągnięcia kilku wybranych ośrodków kardiologicznych w kraju. Dzięki finansowej pomocy Narodowego Programu Zdrowia i wsparciu Instytutu Kardiologii, a zwłaszcza dzięki wprowadzeniu finansowania procedur kardiologicznych przez Ministerstwo Zdrowia z chwilą rozpoczęcia reformy – sytuacja zaczęła się poprawiać. Na pewno – jeszcze nie na miarę naszych ambicji, a tylko możliwości.
Zapominamy już, że niedawno wydarzeniem było zdobycie dla chorego stentu wieńcowego, a kardiolodzy zmuszeni byli proponować pacjentowi czy jego rodzinie zakup stentu za niebagatelną kwotę kilkuset dolarów. Te czasy mamy na szczęście za sobą. Mieszkańcy wielu województw w Polsce, nawet ci z niestabilną dławicą i zagrażającym zawałem, nie mieli też wielkich szans na szybką diagnostykę inwazyjną, ponieważ pracowni hemodynamicznych było za mało, a te, które pracowały, podlegały silnej presji ze strony dyrektorów szpitali, stanowiły bowiem niepotrzebne źródło kosztów.
Nas, lekarzy, irytowała wówczas świadomość zajmowania przez Polskę dalekiej pozycji wśród państw europejskich pod względem liczby wykonywanych zabiegów koronarografii i koronaroplastyk przypadających na 1 mln mieszkańców. Byliśmy daleko nawet za sąsiadami (Czechy, Węgry). Ale już w czasach wyjątkowo małej jak na ówczesne potrzeby liczby wykonywanych koronarografii i koronaroplastyk wieńcowych, pewne nowatorskie rozwiązania organizacyjne, tzw. ryczałty zabiegowe, wprowadzone w kardiochirurgii polskiej za sprawą prof. Mariana Śliwińskiego, prezesa Klubu Kardiochirurgów Polskich, pozwalały na zwiększenie liczby operacji kardiochirurgicznych. Warto w tym miejscu przywołać też zasługi prof. Jacka Żochowskiego – kardiologa, a jednocześnie ministra zdrowia w latach 1993-1997. To w Jego zespole zrodziła się koncepcja strategicznego działania Ministerstwa Zdrowia w zakresie rozwiązywania najpilniejszych potrzeb polskiej kardiologii. Uznano wówczas, że rozwiązaniem celowym pod względem medycznych i ekonomicznym będzie wprowadzenie tzw. procedur kardiologicznych.
Reforma w finansowaniu ochrony zdrowia, wdrożona w styczniu 1999 r., sprawiła, że elementy gospodarki rynkowej zaczęły być widoczne na polskim rynku usług medycznych, umożliwiając w ostatnich 2 latach dynamiczny wzrost liczby wykonywanych procedur kardiologicznych; zaczęły powstawać w kraju liczne nowe pracownie hemodynamiczne (Olsztyn, Elbląg, Lubin, Jelenia Góra, Łomża, Nowa Sól, Rzeszów, Kielce). Dzięki zakupom nowego sprzętu znacznie zwiększyły też liczbę i rodzaj wykonywanych zabiegów istniejące już pracownie hemodynamiczne.
W 2001 r. zniknęły ostatnie białe plamy na kardiologicznej mapie Polski. Niektóre województwa przybliżyły się do europejskich wskaźników pod względem liczby wykonywanych procedur kardiologicznych w przeliczeniu na 1 mln mieszkańców (głównie śląskie). Szkoda, że nastąpiło to tak późno i nie wszędzie.
Ewidentny wzrost liczby procedur kardiologicznych w niektórych województwach stał się możliwy nie tylko dzięki środkom z budżetu państwa, ale także – inicjatywie i świadomej polityce kilku regionalnych kas chorych. Do liderów należy tu niewątpliwie Śląska RKCh, ale programy kardiologiczne realizują też kasy: małopolska, warmińsko-mazurska, łódzka, wielkopolska, opolska i branżowa. Wzrastające z upływem lat doświadczenie zatrudnionych tam lekarzy, ekonomistów, polityków zdrowotnych, a także świadomość, że możemy i powinniśmy przeciwdziałać śmiertelności z powodu chorób serca – przynoszą już widoczne rezultaty.
Słowem – w polskiej kardiologii zaczęło być normalniej. Dane przedstawione na poniższych rycinach są najlepszym tego dowodem.