Wojna na Ukrainie uzmysłowiła całej Europie, w jak bardzo kruchej rzeczywistości przyszło nam żyć i jak bardzo złudne jest poczucie bezpieczeństwa – nie tylko militarnego, ale też zdrowotnego. Państwo ukraińskie, walcząc o niepodległy byt, zaniedbało na chwilę swoje podstawowe obowiązki dotyczące szczepień, a może nawet nie tyle zaniedbało, co z powodu działań zbrojnych nie mogło się z nich w pełni wywiązać. Tak czy inaczej, z danych opublikowanych niedawno przez Światową Organizację Zdrowia wynika, że w 2016 r. na Ukrainie przeciwko odrze zaszczepionych zostało zaledwie 31 procent dzieci. To dramatyczna liczba – odsetek jeden z najniższych na świecie. Efekty odczuwamy także w Polsce: w zeszłym roku wszystkie ogniska odry zarejestrowane w naszym kraju były wywołane przez pacjentów „zerowych” pochodzących zza wschodniej granicy – potwierdza to Główny Inspektorat Sanitarny. Nie mieliśmy własnych ognisk. I jeszcze raz dane z WHO: w 2018 r. na Ukrainie zanotowano ponad 53 tysiące zachorowań na odrę. Jak bardzo wpłynęła wojna i ta zapaść szczepionkowa na zachorowalność, widać po poziomie zachorowań na odrę w innych krajach europejskich. Druga na liście jest Serbia z pięcioma tysiącami zachorowań, potem Francja z trzema tysiącami. To, co się wydarzyło z odrą na Ukrainie, to prawdziwa tragedia, ale i memento dla całego cywilizowanego świata: chodzimy po bardzo kruchym lodzie i uważajmy, bo lada moment może się on zarwać także pod nami. Jeżeli spadnie u nas wyszczepialność poniżej 90%, będziemy mieć także własne ogniska. A wszystko ku temu zmierza: z niepotwierdzonych jeszcze danych wynika, że zeszłoroczna epidemia odry nie poprawiła wyszczepialności wśród polskich dzieci. Cały czas, choć wolniej, rośnie liczba dzieci, których rodzice odmówili szczepień. Nasi antyszczepionkowcy czerpią inspirację z zachodnich ruchów antyszczepionkowych, które też rosną w siłę. Wszystko wskazuje na to, że „wojna szczepionkowa” będzie się rozwijać. W Stanach Zjednoczonych specjaliści z CDC gorączkowo zastanawiają się, jak poprawić bezpieczeństwo epidemiologiczne narodu i dochodzą do wniosków, że trzeba będzie sięgnąć po całą gamę zakazów i ograniczeń. W 17 stanach można nadal odmówić szczepień całkiem legalnie, bez konsekwencji prawnych, powołując się na powody osobiste, moralne lub inne, w tym religijne. Skrupulatni w statystykach Amerykanie obliczyli już jednak, że z tych ulg nic dobrego nie wynika. Tam gdzie zwolnień jest dużo, pojawiają się ogniska odry. Stany Vermont i Kalifornia już kilka lat temu zrezygnowały z respektowania zwolnień ze szczepień po tym, jak wybuchła epidemia odry, zapoczątkowana w kalifornijskim Disneylandzie. Kolejne stany szykują się do podjęcia takiej decyzji. Na Ukrainie pomimo wzrostu zachorowań sytuacja nieco się poprawia. Przychodzą przekazy telewizyjne stamtąd – jak za czasów ptasiej grypy: panowie w kombinezonach i maskach spryskują wnętrza autobusów, żeby zwalczyć wirusa – to oczywiście działania na pokaz, ale liczby związane z poziomem szczepień też zaczynają budzić nadzieję. Do końca 2017 r. odsetek dzieci na Ukrainie, które zostały zaszczepione, wzrósł ponownie do 90%. Jest lepiej, ale nie jest dobrze, drzwi dla odry nadal są otwarte.