W ostatnich dniach czerwca, podczas posiedzenia zespołu trójstronnego zwołanego na wniosek partnerów społecznych, minister Konstanty Radziwiłł przedstawił wstępny projekt ustawy regulującej minimalne wynagrodzenia zasadnicze w służbie zdrowia. Podstawą do ustalania najniższych wynagrodzeń personelu medycznego będzie przeciętne wynagrodzenie w gospodarce, które ma stanowić kwotę bazową. Minimalne wynagrodzenie dla poszczególnych zawodów będzie iloczynem kwoty bazowej i określonego w ustawie „współczynnika pracy”. W okresie przejściowym, tj. do końca 2021 r., kwota bazowa będzie stała i wyniesie 3900 zł, czyli tyle, ile wyniosło przeciętne wynagrodzenie w gospodarce w 2015 roku. Dopiero od 2022 r. kwota ta będzie corocznie aktualizowana.
Projekt przewiduje, że w okresie przejściowym wynagrodzenia niższe od ustawowego minimum będą podnoszone stopniowo. Docelowe minimalne wynagrodzenie lekarza specjalisty ma wynieść 4800 zł, lekarza bez specjalizacji 3980 zł, farmaceuty bez specjalizacji 2784 zł, a pielęgniarki bez specjalizacji 2400 zł. Pracownicy medyczni zostali podzieleni na 11 grup zawodowych, dla których zostały ustalone różne współczynniki pracy. Zarówno związki zawodowe, jak i pracodawcy chcą, aby ministerstwo prowadziło dalsze prace nad projektem.
Jest oczywiste, że pilne zajęcie się przez rząd wynagrodzeniami zostało wywołane strajkiem pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka oraz manifestacją rezydentów, a także zapowiedziami rozlania się niepokojów na cały kraj. Po raz kolejny okazało się, że dopiero po głośnych protestach władza bierze się do rozwiązywania problemów pracowniczych. Z mediami jest niewiele lepiej. Gdy w marcu NIK ogłosił alarmistyczny raport w sprawie kształcenia kadr medycznych oraz grożącego nam braku lekarzy i pielęgniarek nie wywołało to większego zainteresowania. Teraz, po protestach pielęgniarek i rezydentów, większość komentatorów dostrzegła, że jak tak dalej pójdzie, to za parę lat nie będzie kto miał się nami opiekować, gdy zachorujemy.
Czy jednak pospieszne ustalanie najniższego wynagrodzenia zasadniczego dla poszczególnych grup zawodowych i jednakowe podejście do zawodów o tak różnej specyfice, jak lekarze, farmaceuci, pielęgniarki i personel pomocniczy jest właściwym rozwiązaniem problemu płac? Można mieć wątpliwości. Wrzucenie wszystkich do jednego worka może być w przyszłości źródłem kłopotów. Nie wiemy też skąd się wzięła wysokość proponowanych minimów. Spójrzmy na sytuację w Warszawie. W 2015 r. co czwarty warszawiak zarabiał ponad 8800 zł, a mediana wyniosła 5400 zł. Tymczasem ministerstwo proponuje lekarzowi specjaliście 4800 zł, a pielęgniarce 2400 zł.
Dzisiaj konieczne jest wypracowanie przemyślanej, kompleksowej strategii rozwoju kadr medycznych, której istotnym elementem powinna być polityka płacowa. Brak takiej strategii to jedno z największych zaniechań poprzedniej ekipy. Wskazywał na to również marcowy raport NIK. Strategia ta powinna być spójna z planowanymi zmianami w organizacji i finansowaniu opieki zdrowotnej.
Według danych OECD mamy zaledwie 5,3 praktykujących pielęgniarek na tysiąc mieszkańców, podczas gdy średnia dla 34 krajów OECD wynosi 9,1. W większości krajów liczba pielęgniarek zwiększyła się w ostatnich kilkunastu latach, u nas stoi w miejscu. Tylko co trzecia absolwentka pielęgniarstwa podejmuje pracę w zawodzie. Bez podjęcia szeroko zakrojonych działań systemowych sytuacja może więc być dramatyczna. Określenie płacy minimalnej z pewnością tu nie wystarczy.