Protezy, stenty, soczewki, a także pieluchomajtki czy sprzęt stomijny, które w pełni lub w części finansowane są z publicznych pieniędzy, mają przechodzić podobną procedurę co leki refundowane. Tak przewiduje nowelizacja ustawy refundacyjnej, która w czerwcu trafiła właśnie do konsultacji.
Planowana modyfikacja przepisów ustawy o refundacji prowadzi do bardzo istotnych zmian w systemie finansowania wyrobów medycznych. Proponowane regulacje są zbliżone do systemu, który funkcjonuje obecnie w przypadku refundacji leków oraz refundowanych wyrobów medycznych na receptę. – Istotną nowością jest wprowadzenie możliwości dopłaty przez pacjenta do nabycia wyrobu medycznego wykorzystywanego w ramach udzielania świadczeń gwarantowanych w szpitalach. Ma to dotyczyć wyrobów medycznych wskazanych przez ministra zdrowia – podkreśla Marcin Pieklak z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. I dodaje, że, co istotne, wyroby te będą nadal dostępne bezpłatnie, ale wyłącznie do wysokości limitu finansowania ustalonego dla danej grupy wyrobów. – Jednocześnie, nowe przepisy proponują nałożenie na świadczeniodawców obowiązku zapewnienia pacjentowi co najmniej jednego wyrobu dostępnego w ramach tego limitu, tj. całkowicie bezpłatnie – mówi Pieklak.
Nie wszystko naraz
Co ważne, zmiany w zakresie wyrobów mają być dokonywane falami. MZ będzie wskazywać konkretne grupy wyrobów, które w pierwszej kolejności mają przejść przez nową procedurę. Może to potrwać kilka lat, a na dodatek nie jest wcale powiedziane, że wszystkie wyroby przejdą proces.
Złożenie wniosku refundacyjnego będzie się wiązać z obowiązkiem uiszczenia szeregu opłat. Z tego obowiązku zwolnione zostaną wyroby objęte wezwaniem. Na pierwszy rzut mają iść te wyroby, w przypadku których dochodzi do nieprawidłowości. Ministerstwo wiele razy – także w uzasadnieniu projektu – zwraca uwagą np. na to, że te same produkty bywają przez producentów sprzedawane drożej, gdy ma dopłacić do nich NFZ, a na rynku komercyjnym są tańsze. Dlatego jedną z pierwszych grup wyrobów objętych nowymi procedurami mają być środki absorpcyjne stosowane głównie przy nietrzymaniu moczu oraz u osób niepełnosprawnych ruchowo. W 2015 r. NFZ wydał na refundację tych wyrobów ok. 198 mln zł, a pacjenci dopłacili kolejne 181 mln zł.
Producenci się burzą
Część ekspertów chwali projekt i za możliwość dopłat, i za to, że wreszcie jest szansa na uporządkowanie także kwestii jakości wyrobów. Dziś np. część placówek stosuje soczewki lepszej jakości, a inne wybierają tanie, chińskie, by zwiększyć zysk. Producenci jednak zmian się obawiają. Izba Gospodarcza Wyrobów Medycznych Polmed wieszczy, że ustawa wprowadzająca nowe zasady refundacji wyrobów medycznych zaszkodzi pacjentom i doprowadzi do upadku sklepy medyczne w Polsce. Przekonuje, że leki i wyroby medyczne to różne kategorie produktów. Część z nich dostosowuje się do potrzeb konkretnego pacjenta, a poszczególne warianty mogą znacząco różnić się ceną. Najwięcej obaw branży budzi propozycja wprowadzenia sztywnych marż oraz maksymalnych cen, na kształt prawa farmaceutycznego.
– Jeżeli teraz wprowadza się zmiany, w których tak naprawdę nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Na planowanym systemie na pewno ucierpią pacjenci, branża i przedsiębiorcy – mówi Witold Włodarczyk, szef Izby. I jak to zwykle przy tego typu bataliach między branżą a decydentami bywa, już przedstawia szacunki dotyczące tego, ile osób może stracić zatrudnienie (10–15 tys.).
Dopłaty budzą wątpliwości
To, co Włodarczyk w ustawie chwali, to fakt, że osoby chcące wykonać zabieg lub uzyskać lepszy efekt zdrowotny przy użyciu nowszego, bardziej innowacyjnego sprzętu, będą mogły to zrobić w ramach kontraktu z NFZ i dopłacając do samego wyrobu. Teoretycznie teraz jest to też możliwe (tak twierdzi wielu prawników), jednak po akcji NFZ w sprawie dopłat w okulistyce, gdzie za takie działania próbowano odbierać kontrakty i sprawę kierowano do prokuratury, świadczeniodawcy są ostrożni. I jak ktoś chce ponadstandardowy wyrób (np. ze względu na pracę zawodową potrzebuje najlepszych soczewek albo chce przy okazji operacji zaćmy skorygować wadę wzroku) to każą pacjentowi płacić za zabieg i wszystkie czynności medyczne, by nie mieć kłopotów z Funduszem. Pomysł może jednak nie przejść z kilku powodów. Po pierwsze, choć idea wydaje się słuszna, to doświadczenia z refundacją leków są takie, że często propacjenckie pomysły przekształcają się w oszczędności dla NFZ, ale nie dla samych zainteresowanych. Przeciwna temu może być też część placówek. Teraz zdesperowani pacjenci, chcący uzyskać lepsze świadczenie, kupowali je komercyjnie, czasem po wyższej cenie niż płaci Fundusz, a na dodatek poza limitami. Co więcej, ceny wielu wyrobów stosowanych przez placówki systematycznie spadają – np. wybranych stentów – a wtedy „górka” zostawała w placówkach. Po zmianie z taryfy świadczenia zostanie wyodrębniony koszt wyrobu. Zatem oddzielnie finansowane będzie świadczenie i wyrób medyczny stosowany w ramach świadczenia. Świadczeniodawca zarobi tylko wtedy, gdy uda mu się kupić stent czy soczewkę danego producenta i rodzaju po cenie niższej niż urzędowa. No i największy szkopuł – populizm polityczny. Parlamentarzyści i szefowie PiS, jak ich poprzednicy, nie mają odwagi, by powiedzieć, że za składkę w obecnej wysokości nie da się zapewnić wszystkim wszystkiego. Nie ma szans na to, by wszystkie nowoczesne wyroby były w pełni bezpłatne, ale dopłaty – no cóż, to brzmi politycznie źle. W wylewaniu przy takich okazjach dziecka z kąpielą mamy ogromne doświadczenie. Tomasz Latos z PiS, wiceszef sejmowej Komisji Zdrowia, wprost stwierdził, że ewentualna próba wprowadzenia dopłat do świadczeń może wywołać poważną dyskusję w rządzie i w samej partii.
Zgodnie z zapowiedzią resortu zdrowia, wejście w życie nowelizacji planowane jest na początek 2017 roku.