Poniedziałek
Przyszła wieczorem. Trochę bała się wejść, bo zapadał zmrok, a psy ujadały jak najęte. Sprawiała wrażenie niepewnej i przestraszonej, tak jakby się obawiała, że jej nie przyjmę. Znam tu z widzenia wszystkich, ale ją widziałam po raz pierwszy.
Posadziłam na fotelu i zapytałam, co ją do mnie sprowadza.
- Moja siostra mi poradziła. Leczyła się kiedyś u pani doktor, miała zmiany skórne, leczono ją na trądzik, a po pani lekarstwach od razu była poprawa. Ja jestem nietutejsza, przyjechałam dziś po południu, zatrzymam się u siostry. Od roku mam powiększone węzły chłonne, leczyłam się u trzech lekarzy, każdy zapisywał antybiotyki, a po nich byłam coraz słabsza.
Rzeczywiście, pacjentka była blada i nie sprawiała wrażenia, że dolegliwości sobie wymyśliła. Wolałabym oglądnąć ją w dzień, jednak trudno było odesłać, skoro przyjechała kilkadziesiąt kilometrów.
Zaczęłam rutynowe badanie. Śluzówki jamy ustnej i łuków podniebiennych były bardzo blade. Spojówki też. Osłuchowo nie stwierdziłam żadnych zmian. Jedno, co mnie zaniepokoiło, to powiększone, duże, twarde węzły chłonne, te, które były dostępne badaniu. Ponadto palpacyjnie bez trudu wymacałam niebolesne, lecz powiększone wątrobę i śledzionę. To sugerowało białaczkę.
Żadnych wyników badań pacjentka nie miała, podobno nie kierowano jej na badania. Stwierdzano jedynie zapalenie gardła, skoro węzły podszczękowe i szyjne były powiększone, i leczono antybiotykami.
Poprosiłam, by następnego dnia zgłosiła się ze swoją siostrą.
Wtorek
Przyjechała sama siostra, pacjentka po wczorajszej podroży czuła się zbyt słaba, nawet na jazdę samochodem te paręnaście kilometrów. Uświadomiłam siostrze, że podejrzewam białaczkę. Prosiłam o jak najszybsze zrobienie morfologii krwi z obrazem odsetkowym. Prosiłam, by do czasu ustalenia konkretnego rozpoznania nie zażywała żadnych leków. I niech na razie nie mówi nic na temat choroby.
Środa
Przyjechała siostra chorej z wynikami. Hemoglobina 22% według starych norm, na nowych się nie znam, medycynę kończyłam w ubiegłym tysiącleciu. Leukocytoza 500 000, a właściwie limfocytoza, w obrazie odsetkowym 87 limfocytów i 13 form młodych. I ani jednego granulocyta. Erytrocytów coś ponad milion. Jakim cudem ona jeszcze żyje, a nawet – podróżuje?
Chora musiała natychmiast znaleźć się w Klinice Hematologii. Czyli – ja musiałam załatwić przyjęcie. Przedtem można było kierować do kliniki o drugim stopniu referencyjności tylko przez własny szpital, teraz już nic nie wiem. Bo to, co mówi minister zdrowia, a jak wygląda rzeczywistość, to dwie zupełnie odrębne sprawy.
Musiałam wykonać tylko siedem telefonów, przy każdym czekać aż mnie z kimś kompetentnym połączą i, oczywiście, nie dziwić się potem niebotycznym rachunkom telefonicznym.
Czwartek
Pacjentka wraz z siostrą pojechała do kliniki. Proponowano jej hospitalizację, lecz chora nie wyraziła na to zgody. Proponowano jej leczenie najnowszymi preparatami, nie do kupienia dla zwykłego śmiertelnika ze względu na zgoła astronomiczną cenę, u nich naturalnie bez żadnej dopłaty, tylko musiałaby się zgodzić na to, że będą na niej te leki testować. Żałowałam, że z nią nie pojechałam. Przypuszczam, że potrafiłabym ją do tej kuracji namówić.
W efekcie dostała duże dawki leukeranu i ma być co tydzień w klinice na kontroli. W razie pogorszenia ma przyjechać natychmiast.
Piątek
Przyszła siostra pacjentki podziękować za tak szybkie załatwienie leczenia w klinice akademickiej. Wytłumaczyłam, jak poważne jest rokowanie. A swoja drogą, czy naprawdę żaden z leczących ją lekarzy nie mógł jej po prostu zbadać i pomyśleć?
Do mnie zaczynają zaś przychodzić z bólami brzucha i biegunką. Salmonelle wykluczyłam, tu się na to mówi grypa brzuszna. Ale najprawdopodobniej to skutki zanieczyszczonych ujęć wody pitnej, bo każdy dom ma ją z innego ujęcia.
Sobota
Przyszedł do mnie ojciec z pięcioletnim dzieckiem, mającym od jakiegoś czasu guzek na szyi w okolicy skrawka ucha. Naturalnie, od miesiąca łyka antybiotyki. Gardło czyste jak łza, temperatury nie miał i nie ma. Guzek jest miękki, niebolesny, skóra nad nim nie zmieniona. Ma załatwioną konsultację w Centrum Zdrowia Dziecka, rodzice są poinformowani o konieczności wykonania biopsji, a jeśli zaistnieje taka konieczność – operacji. A mnie to dziwnie wygląda na tłuszczak.
Cóż, przyszły tydzień pokaże.
Lek. med. Monika Groyecka