SZ nr 34–42/2018
z 17 maja 2018 r.
Zamki na e-piasku
Krzysztof Boczek
Polska od 12 lat nie potrafi wprowadzić e-recept. Tymczasem rozwiązanie to od dawna jest standardem w krajach rozwiniętych i działa już nawet w krajach rozwijających się. Z najnowszych zapowiedzi wynika, że u nas ma ruszyć za 2 lata. Czy to kolejna „ściema dla suwerena”?
Trudno znaleźć temat, który tak zjednoczyłby polskich parlamentarzystów w tej kadencji. Taka jednomyślność właściwie się nie zdarza. 1 marca sejm, z 443 głosami za i 2 przeciw przyjął nowelizacje ustaw, które umożliwiają wprowadzenie w Polsce e-recepty. Dwa tygodnie później te same przepisy, bez zmian, przyjął jednogłośnie senat.
Zgodnie z uchwalonymi zapisami, od 2020 r. w Polsce ma być używana wyłącznie elektroniczna recepta. Przepisy umożliwiają także wystawianie jej zdalne, czyli w ramach telekonsultacji – to oraz brak e-zwolnień, mocno ograniczało rozwój tej i tak dynamicznie rosnącej działki w ochronie zdrowia. Pacjenci będą mogli też uzyskiwać u lekarza papierowy wydruk nt. leków i ich dawkowania. Elektroniczna recepta ułatwi kontrolę terapii farmaceutycznej – lekarz będzie widział, czy chory wykupił leki. Zgubienie druczku nie będzie groziło – cały czas będzie w systemie.
W połowie lutego ruszyło przygotowanie informatyczne pilotażu e-recept w Siedlcach i Skierniewicach. W maju mają być wystawione pierwsze e-recepty. W Siedlcach wezmą udział w programie 34 z 35 aptek + 5 spoza miasta. W Skierniewicach co najmniej kilkanaście. Szpitali i dużych przychodni z obu miast ma być minimum 6.
Bumerangiem po głowie
W te zapowiedzi rychłego wprowadzenia e-recept wielu już nie wierzy. Zwłaszcza wśród tych, którzy dobrze pamiętają te 12 lat prób jej wprowadzenia. Pierwsze deklaracje w tym zakresie i zapowiedzi pilotaży miały miejsce już w 2006 roku. Elektroniczna recepta miała całkowicie wyprzeć papierową z rynku już w 2011. Potem zapowiadano upowszechnienie na 2014, następnie poślizgami przesuwano ten etap na 2015 i 2016 r. Teraz e-recepta ma uzyskać monopol w 2020 r. – 9 lat później niż w pierwotnych planach.
Dr n. med. Konrad Pszczołowski, który z ramienia Naczelnej Rady Lekarskiej zajmował się pracami nad e-receptą w Ministerstwie Zdrowia oraz jako wysłannik MZ brał udział w pracach nad e-receptą europejską, jest bardzo sceptyczny wobec obecnych zapowiedzi rządu i CSIOZ. – To będzie kolejny rzut bumerangiem – rano go rzucasz, a on wraca wieczorem i wali cię w łeb. Będzie dokładnie to samo. Może się trochę wykażą, ale całkowite wprowadzenie e-recepty będzie bardzo śmieszne – media będą dużo o tym pisać – zapowiada. I dodaje komentarz ze słynnego żartu: „W jednym słowie: wejdą. W dwóch słowach: n i e wejdą”.
Bardzo sceptyczny jest także Stanisław Piechula, b. prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej, przez lata bardzo aktywny, jeśli chodzi o e-recepty. – Nadal nie wierzę, że taki system wejdzie w Polsce w rozsądnym czasie – pisze w esemesach.
Andrzej Sośnierz, b. szef NFZ oraz Śląskiej Kasy Chorych, obecnie poseł z listy PiS, ma większe nadzieje. – Teraz już wejdzie, chociaż pewno z opóźnieniem – uważa.
Jego zdaniem największym mankamentem przyjętych obecnie rozwiązań jest niewykorzystanie kart/elektronicznych nośników w e-recepcie. Bo to utrudni upowszechnienie i akceptację tego projektu w społeczeństwie. Na Śląsku 4 mln takowych kart chipowych działa od lat w służbie zdrowia. Przyjęły się. – W każdym przedsięwzięciu, w które angażuje się społeczeństwo, należy przewidzieć percepcję. Bo bardzo łatwo zrobić coś, co położy dany pomysł – tłumaczy. On obawia się, że e-recepty zostaną ostatecznie wprowadzone w wersji, jaka będzie testowana w Siedlcach i Skierniewicach.
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, pytany, czy tym razem e-recepta wejdzie w życie odpowiada: – Teraz to już absolutna konieczność – musi zostać wprowadzona – stwierdza. Tłumaczy, że przy tak rosnącym budżecie NFZ na refundację leków, w kraju, w którym tak wielu ludzi nadużywa leków, często o tym samym składzie, „nas nie stać na niewprowadzanie e-recept”. Bez nich farmaceuci nie będą w stanie prowadzić skutecznej opieki farmaceutycznej – także koniecznej dla poprawy zdrowia naszego społeczeństwa. Dopiero pełna lista tego, co pacjent zażywa, wykaże, czy leki nie kolidują ze sobą, albo czy któryś z nich nie wywołuje objawów chorobowych. – 8 do 13 proc. pacjentów ląduje w szpitalu przez leki, a nie choroby. Jeśli będziemy mieli dostęp do tego, co bierze, to będziemy mogli mu pomóc – tłumaczy Tomków.
100 lat za...
Wśród krajów rozwiniętych Polska jest ewenementem – prawie wszystkie państwa od dawna mają e-recepty. Spośród naszych najbliższych sąsiadów Czechy wprowadziły je już w 2009 roku, a Estonia rok później i obecnie prawie 100 proc. recept jest tam realizowanych elektronicznie.
W Europie Zachodniej to od dawna standard. Już w 2008 r.
Komisja Europejska podkreśliła, że oczekuje większego postępu od krajów członkowskich we wprowadzaniu e-recept. Wówczas już stosowało ją kilkunastu członków EU. W Wielkiej Brytanii elektroniczne recepty są w użyciu od 2005 r., w Danii już w 1992 r. rozpoczęto ich wdrażanie, a w Szwecji pierwsze prace rozpoczęły się w... 1983 r.! Centralnie wprowadzono to 17 lat później.
Nawet kraje rozwijające się, niegdyś klasyfikowane jako Trzeci Świat (np. Indie, RPA czy Brazylia) także już mają systemy umożliwiające elektroniczną ordynację leków. Drugi Świat – Rosja – uruchomiła elektroniczne recepty w 2014 r.
E-recepta jest prowadzona w cywilizowanym świecie ze względu na cały szereg bonusów – ułatwia życie lekarzom, farmaceutom, oszczędza pieniądze budżetowe, niweluje machlojki na refundacjach leków i umożliwia poprawę zdrowia pacjentów. Dlaczego więc nie udało się dotychczas tego u nas wprowadzić?
– Gdybym chciał to wyrazić niepoprawnie politycznie, to powiedziałbym: „bo jesteśmy 100 lat za Murzynami” – odpowiada jeden z naszych rozmówców, proszący o anonimowość w tej wypowiedzi.
Miliony błędów do uniknięcia• 5 Brytyjczyków dziennie umiera z powodu błędów przy wypisywaniu recept, wydawaniu i monitorowaniu ich zażywania;
• W 2009 r. – tj. gdy u nas budowano dopiero wizję e-recept – w Szwecji już 81 proc. leków było ordynowanych na elektronicznych druczkach;
• Z powodu błędów w odczytywaniu recept, do 2010 r., ok. 1,5 mln Amerykanów rocznie miało problemy zdrowotne. Farmaceuci w tym kraju wykonywali 150 mln telefonów do lekarzy, by upewnić się, czy dobrze odczytali nazwy preparatów z papierowych druczków.
• Z doświadczeń 6 państw UE (Czech, Francji, Hiszpanii, Holandii, Szwecji i Wielkiej Brytanii) wynika, że stosowanie: elektronicznego transferu recept (ETP), historii choroby dostępnej elektronicznie oraz komputerowego systemu wspomagania decyzji lekarzy, pozwala uniknąć wystawienia pacjentom leczonym ambulatoryjnie aż 5 milionów błędnych recept rocznie.
Wędrówki E-dyseuszaHistoria prób wprowadzania elektronicznych recept w Polsce to dramat w wielu aktach. Co 2–3 lata rząd/NFZ buńczucznie zapowiadał ich wprowadzenie. A była kolejna dawka porażek, fuszerki i podejrzanych kontraktów. Pacjent – jak Penelopa – od 12 lat czeka.Lipiec 2006 – NFZ ogłasza, że chce wprowadzić e-recepty. Budżet Funduszu ma zaoszczędzić miliard złotych, tj. 15 proc. na refundacji leków, dzięki niwelacji „wielu nadużyć”. Ernst & Young prognozuje, że e-recepty mogą wyprzeć papierowe nawet po... pięciu latach, czyli w 2011. Pilotaż ma ruszyć w 2006 i objąć 2 wielkopolskie powiaty z udziałem 200 lekarzy. Pacjenci mają dostać karty chipowe – na nich byłyby zapisywane e-recepty. Projekt rusza, ale w zaledwie kilkunastu aptekach i praktykach lekarskich, a nie w 200. Ówczesne kierownictwo NFZ zatrzymuje pilotaż w fazie wstępnej. Wśród lekarzy i farmaceutów brak entuzjazmu do pomysłu. Także MZ nie sprzyja e-receptom.
2008 – zostaje przyjęty program „Strategia e-Zdrowie Polska na lata 2009–2015”. Jego istotnym elementem jest elektroniczna recepta.
Maj 2009 – MZ zapowiada pilotaż e-recept, który ma ruszyć jeszcze jesienią w Wielkopolsce. Media ogłaszają rychłe nadejście „rewolucji informatycznej”. E-recepty mają być powszechne już w 2015 r., pacjenci w całym kraju mają dostać karty chipowe.
Sierpień 2009 – Ewa Kopacz, minister zdrowia, powołuje komitet sterujący, który ma przygotować szybkie wprowadzenie e-recept.
Z 8 mld zł jakie NFZ wydaje na refundację, płatnik ma zaoszczędzić 25 proc. Środowisko lekarskie nie jest już przeciwne projektowi.
Marzec–kwiecień 2010 – rząd zapowiada e-administrację, w ramach której nowe dowody z chipem /e-podpisem już w 2011 r. zastąpią legitymację ubezpieczeniową u lekarza i farmaceuty. Na e-dowodzie mają być zapisywane e-recepty. Dzięki temu usprawnieniu kolejki do lekarzy mają zniknąć „całkowicie” już w 2014 r. Budżet: 800 mln zł, z czego 85 proc. pokryje UE. Dzięki e-rewolucji budżet ma zaoszczędzać już 4 mld zł.
Marzec 2011 – 1 marca – z 2-letnim opóźnieniem – ma uroczyście ruszyć pilotaż e-recept w Lesznie i powiecie. Tymczasem kilka dni przed startem lekarze i aptekarze z tego miasta i okolic nadal... nie znają żadnych szczegółów. Pilotaż rusza z kolejnym, 17-dniowym opóźnieniem, przy czym wszystkie e-recepty muszą być w wersji... papierowej. Innej nie uwzględnia prawo w Polsce – brak ustawy o informatyzacji. GIODO zgłasza wątpliwości prawne dotyczące ochrony danych osobowych. Z powodu problemów do pilotażu przystępuje tylko kilkanaście placówek – znacznie poniżej planów. Po 2 miesiącach projektu Bożena Janicka, prezes Wielkopolskiego Porozumienia Zielonogórskiego, twierdzi, że żaden z postulatów lekarzy nie został w nim spełniony.
Szef Wielkopolskiej Izby Aptekarskiej, dr Tadeusz Bąbelek, nazywa pilotaż „partyzantką”. Ewa Kopacz medialne doniesienia o kompromitacji określa „obawą przed nowym” lekarzy. Rzecznik prasowy CSIOZ (Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia) Grzegorz Furgał zapewnia: „Wzorujemy się na najlepszych praktykach z UE” Według zapowiedzi, w 2014 r. e-recepta ma być dostępna w innych regionach kraju. Prognozowane oszczędności z tego tytułu
z miliardów topnieją nagle do 600 mln zł rocznie.
Wrzesień 2011 – koniec pilotażu. Wzięły w nim udział ledwo 4 przychodnie i 17 aptek – znacznie poniżej planów. Wydano tylko 3 tys. e-recept. Anonimowych – prawo nie zezwala na przekazywanie danych pacjenta na e-recepcie. Tymczasem w podsumowaniu organizatorzy z dumą donoszą, że potwierdziły się plusy e-recept – te od lat są powszechnie znane. Na początku listopada CSIOZ potwierdza, że cały projekt P1 – czyli także e-recepty – ruszy w Polsce 30 września 2014 r. Trzy tygodnie później zmieniają zdanie – termin już będzie „trudny” do zrealizowania.
Styczeń 2012 – NIK stawia CSIOZ litanię zarzutów, m.in. niegospodarność. Np. z 242 mln zł do dyspozycji do czerwca 2011 r., na oprogramowanie wydano ledwo... 7 mln zł – niecałe 3 proc. budżetu! Za to hojnie – po kilka mln za sztukę – i bez przetargu CSIOZ płaci za „ekspertyzy”, do których potem wprowadzanych musi być po kilkaset poprawek. Po krytycznym raporcie NIK na pół roku wstrzymane zostaje finansowanie projektów CSIOZ.
W kwietniu po wybuchu afery informatycznej w MSWiA, UE wstrzymuje refundację wydatków, komplikując sytuację CSIOZ. Na stronie CSIOZ cały czas tyka zegar pokazujący liczbę dni, godzin, minut i sekund do startu e-recept w całym kraju.
Marzec 2013 – Sławomir Neumann – wiceminister zdrowia – zapowiada, że jeszcze w tym roku ruszą kolejne testy e-recept, tym razem łączone z Internetowym Kontem Pacjenta. „Wszystko idzie zgodnie z planem” – zapewnia. 10 dni później, 12 marca 2013, NIK publikuje wyniki kontroli informatyzacji służby zdrowia, także e-recept. Krytyka jest przytłaczająca. Izba ostrzega, że opóźnienia będą duże, bo w systemie „jest sporo luk” – do ogólnikowej ustawy MZ nadal nie wydało potrzebnych 15 rozporządzeń. NIK zauważa, że w większości szpitali działają tylko podstawowe systemy komputerowe obsługujące ruch pacjentów, a tylko 23 proc. wykorzystuje Internet w kontakcie z chorymi. Izba ostrzega przed chaosem i brakiem dotacji z UE. W efekcie raportu NIK wstrzymane zostaje finansowanie informatyzacji służby zdrowia.
Styczeń 2014 – projekt noweli ustawy o systemie informatyzacji służby zdrowia przewiduje, że od 1 sierpnia 2016 będzie można wystawiać już wyłącznie e-recepty. CSIOZ zapowiada, że e-receptę będzie można dostawać SMS-em, oraz realizować ją cząstkowo.
Maj 2015 – CSIOZ zapowiada, że już od października będzie można wystawiać i realizować e-recepty.
Sierpień 2015 – nowy minister zdrowia, prof. Marian Zembala zleca „Przegląd Stanu Realizacji Projektu P1”. Wniosek? E-recepta nie ma szans na start w tym roku.
Wrzesień 2015 – kontrolerzy MZ ujawniają podejrzanie wysoką cenę stworzenia tzw. e-szyny: 90 mln zł, tj. 6-krotnie więcej niż założono. Okazuje się, że poprzedni wykonawca e-szyny, realizujący ją w 2013-14 roku, po rezygnacji nie zostawił kodów źródłowych – wszystko trzeba robić od początku. Gdy media ujawniają te fakty, Sławomir Neumann – odpowiedzialny wiceminister – staje się dla dziennikarzy... nieuchwytny.
Listopad 2015 – CSIOZ zgłasza do prokuratury nieprawidłowości przy przetargach. Do tego momentu na realizację programu P1 wydano prawie... 500 mln zł. Efekty znikome.
Marzec 2017 – na informatyzację służby zdrowia wydano ponad 800 mln zł i nadal system nie działa. Na wniosek ministra Radziwiłła Bruksela daje ostatnią szansę – e-recepta ma ruszyć w 2018 r. Jeżeli Polska nie dokona tego w tym czasie, trzeba będzie zwrócić dotacje z UE.
W czerwcu 2017 rząd ogłasza, że od stycznia 2020 r. w użytku będą WYŁĄCZNIE elektroniczne recepty.
Luty 2018 – rusza kolejny pilotaż e-recept. Tym razem w Siedlcach i Skierniewicach.
18 kwietnia 2018 – w życie wchodzą ustawy wprowadzające e-recepty.
Z sondażu opublikowanego z tej okazji, wynika, że aż 73,4 proc. Polaków chce, by e-recepta była wreszcie dostępna. Nawet wśród osób pow. 50. roku życia za tym rozwiązaniem opowiedziało się aż 72,7 proc. pytanych. Najmniej przychylni elektronicznej recepcie okazali się... lekarze – tylko 44 proc. chciałoby wystawiać takowe.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?