Czy zdrowie jest rzeczywistym, czy też tylko deklaratywnym priorytetem państwa? Dlaczego wzrost nakładów na ochronę zdrowia pozostaje ciągle wyzwaniem, nie rzeczywistością? Czy politycy są świadomi, że szeroko rozumiany system ochrony zdrowia i gospodarka to naczynia połączone i zaniedbania nie pozostają bezkarne?
Na te i wiele innych pytań szukali odpowiedzi uczestnicy Kongresu Zdrowia Publicznego 2017, który odbył się 7 grudnia w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.
– Nie ma rozwoju gospodarczego bez zdrowia – przypominał dr Jarosław Pinkas, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, jeden z uczestników głównej dyskusji panelowej KZP „Gospodarka – zdrowie: naczynia połączone”. Były wiceminister zdrowia podkreślał jednocześnie, że o ile jeszcze kilkanaście lat temu ta teza nie była powszechnie akceptowana, a nakłady na ochronę zdrowia postrzegane były – również przez wpływowych polityków i ekonomistów – wyłącznie w kategoriach kosztów, w tej chwili sytuacja się zmieniła. – Zdrowie jest traktowane jak inwestycja, jak istotna część gospodarki – przekonywał.
Jeśli jednak tak jest – chciał wiedzieć prowadzący panel dr Mariusz Gujski – jeśli rzeczywiście świadomość wagi kwestii związanych ze zdrowotnością społeczeństwa jest wśród polityków tak wysoka i powszechna, to dlaczego ochrona zdrowia ciągle nie może się doczekać realnego wzrostu nakładów publicznych? – Gdyby zdrowie nie było tylko deklaratywnym priorytetem rządu, nakłady wzrosłyby w sposób skokowy. Niektóre zmiany są przeprowadzane w ciągu kilkudziesięciu godzin, w ciągu jednego posiedzenia sejmu – przypominał dr Gujski, podkreślając jednocześnie, że nie wątpi w szczerość intencji ministra zdrowia, który na pewno chciałby lepszego finansowania opieki zdrowotnej.
– Bezpośrednie nakłady na ochronę zdrowia to nie są wszystkie środki, które z pieniędzy publicznych są przeznaczane na cele związane ze zdrowiem – bronił polityki rządu minister Jarosław Pinkas. Jego zdaniem wysokie transfery socjalne, realizowane przez rząd PiS, również w dużym stopniu mogą wpłynąć na poziom zdrowia obywateli. – Zdrowie można kupić, na przykład nabywając w sklepie warzywa i owoce – argumentował. Więcej pieniędzy w kieszeniach obywateli, przede wszystkim tych, którzy wcześniej cierpieli niedostatek, też poprawi stan zdrowia ludności. – Najpoważniejszą determinantą stanu zdrowia jest poziom zamożności – przypominał.
Czy ochrona zdrowia i zdrowie są uwzględnione w przyjętej przed rokiem rządowej Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju? Dyrektor Departamentu Strategii Rozwoju w Ministerstwie Rozwoju Robert Dzierzgwa odpowiadał twierdząco, dowodząc, że rząd zamierza zerwać ze złą tradycją III RP, czyli brakiem korelacji między wzrostem gospodarczym a wysokością nakładów na ochronę zdrowia. Ale jednocześnie podkreślał, że ochrony zdrowia nie można postrzegać wyłącznie przez pryzmat wydawanych na nią pieniędzy. – Służba zdrowia i powiązane z nią obszary znakomicie wpływają na przemysł – mówił. Sektory medyczny i farmaceutyczny są ważną częścią gospodarki i częścią Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, a rząd dąży do tego, aby nastąpił znaczny wzrost eksportu produktów z wysoką wartością dodaną, co korzystnie wpłynie na pozycję gospodarki Polski w relacji do innych państw.
Dzisiejsze problemy systemu ochrony zdrowia, w tym odbiegający od średniej krajów rozwiniętych poziom nakładów na zdrowie (przede wszystkim nakładów publicznych), to efekt złych decyzji strategicznych sprzed blisko dwóch dekad – co do tego zgadzali się wszyscy uczestnicy panelu. Kilkakrotnie wracało nazwisko prof. Leszka Balcerowicza, wicepremiera w rządzie AWS-UW, który zablokował decyzję o 11-proc. składce zdrowotnej, forsując składkę na poziomie 7,5 proc. – Wszystko w imię fałszywego założenia, że system ochrony zdrowia to studnia bez dna, że pieniądze przeznaczone na ten cel zostaną zmarnowane, a im mniej pieniędzy dostaną szpitale i przychodnie, tym lepiej nauczą się nimi zarządzać – wyliczał prof. Jerzy Żyżyński, członek Rady Polityki Pieniężnej. Ekonomista podkreślał, że nic takiego się nie stało. Gospodarka wiecznego niedoboru wrosła w system ochrony zdrowia i wypaczyła znaczącą część jego mechanizmów – dlatego tak trudno w tej chwili podejmować racjonalne decyzje i naprawiać system.
Prof. Żyżyński wielokrotnie podkreślał, że system ochrony zdrowia w Polsce jest niedofinansowany, a nakłady publiczne – nieproporcjonalnie niskie. Nie tylko w stosunku do krajów najzamożniejszych, ale również do tych o podobnym do Polski statusie gospodarczym. Zwracał uwagę, że składka zdrowotna powinna obciążać nie tylko pracowników, ale i pracodawców. Choćby dlatego, że zdrowie pracowników to najcenniejsza część kapitału ludzkiego, jakim pracodawcy dysponują. Przypominał, że takie rozwiązanie obowiązuje na przykład w Niemczech, gdzie obowiązkowa składka zdrowotna wynosząca ponad 15 proc. niemal po równo obciąża pracowników i pracodawców.
Według Jarosława Pinkasa uchwalenie ustawy zakładającej wzrost publicznych nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2025 roku to ważny, ale jedynie pierwszy krok we właściwą stronę. – Wydaje się, że oczywistą kwestią jest konieczność skrócenia okresu dochodzenia do owych 6 proc. – mówił minister Pinkas, podkreślając jednocześnie, że w zakładanym przejściowym okresie poziom nakładów na ochronę zdrowia w pozostałych krajach też nie będzie stać w miejscu, lecz z dużym prawdopodobieństwem będzie rosnąć. Można więc założyć, że dystans, jaki dzieli Polskę od państw lepiej finansujących ochronę zdrowia, nie zmniejszy się w znaczący sposób. – Nie da się na dobrym poziomie realizować medycyny naprawczej za pieniądze, jakie obecnie są do dyspozycji w systemie – podkreślał Jarosław Pinkas, zwracając jednak uwagę, że obowiązki państwa w zakresie ochrony zdrowia to tylko część problemu. – Należy skuteczniej przypominać obywatelom, że w zakresie ochrony własnego zdrowia również mają obowiązki – mówił były wiceszef resortu. To właśnie jest wyzwanie dla szeroko pojętego zdrowia publicznego: jak nakłonić jednostki do podejmowania prozdrowotnych decyzji, na przykład w zakresie zmiany nawyków żywieniowych, rezygnacji z używek czy większej aktywności fizycznej.
Jednym ze sposobów może i powinna być koordynacja polityki zdrowotnej, która jest prowadzona przez różne instytucje. Doktor Marek Woch, pełnomocnik prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia ds. kontaktów z organizacjami pozarządowymi i organami władzy publicznej zwracał uwagę, że sprawami zdrowia w Polsce zajmuje się wiele instytucji. Być może – zbyt wiele, bo w ciągu ostatnich trzydziestu lat powstawały nowe, coraz to bardziej wyspecjalizowane agendy, dzielono też kompetencje poszczególnych resortów. Jednym z efektów – na pewno niepożądanych – jest rozproszenie sił i środków, również finansowych (ale nie tylko, chodzi również o sam proces decyzyjny). – Debatując o reformach systemu ochrony zdrowia w Polsce, często przywołuje się przykład Holandii. Apelowałbym, by tego nie robić. W Holandii za sprawy zdrowia odpowiada ministerstwo sportu, zdrowia i opieki społecznej. My w 1999 roku oddzieliliśmy nawet te dwa ostatnie obszary – mówił.