Różne są metody rozwiązywania problemów. Wiele zależy od tego, co się chce osiągnąć w momencie, gdy jakiś problem przed nami staje. Niektóre problemy można rozwiązać od ręki, po prostu podejmując niezwłocznie decyzję. Oczywiście wymaga to znajomości zagadnienia, bo przecież decyzja nie może być jakakolwiek. Na drugim biegunie jest metoda polegająca na tym, aby nie podejmować żadnej decyzji i oczekiwać aż problem sam się rozwiąże albo że ulegnie zapomnieniu, albo też inni w drodze pospolitego ruszenia jakoś się z problemem uporają. Inny jeszcze sposób to podejmowanie działań pozorowanych w formie konsultacji, sondaży, ekspertyz, konkursów itp. W taki właśnie sposób problem zagospodarowania katowickiego rynku rozwiązywał poprzedni prezydent Katowic. W rezultacie przez wiele lat nic się nie działo, ale zawsze na podorędziu była odpowiedź, że na wynik czegoś tam właśnie czekamy. Metoda ta liczy na zmęczenie stron: w końcu wszyscy będą już tak zmęczeni, że przystaną na każdy projekt, byle w końcu był.
Jeszcze inna metoda polega na powołaniu zespołu lub zespołów, które będą bardzo liczne i wtedy mamy gwarancję, że problemu nie rozwiążą, ale będą miejscem upuszczania pary z gwizdka osób, które czują niepowstrzymaną chęć wypowiadania się w sprawach, na których się cokolwiek znają. Powołujący zespół zawsze będzie mógł powiedzieć, iż oczekuje na wynik pracy tych osób i w ten sposób szybko oddalić zarzut, że problem nie został jeszcze rozwiązany.
Zespół można też powołać z osób ewidentnie ze sobą skłóconych, których poglądy na rozwiązanie problemu są całkowicie rozbieżne. Wtedy mamy gwarancję nie tylko tego, że zespół niczego nie uzgodni, ale jeszcze bardziej skłócając jego uczestników będziemy mogli odegrać rolę arbitra i pokazać się jako osoba poszkodowana. Przecież oczekiwaliśmy na rozwiązanie, a tu nic! Na domiar wszystkiego zewnętrzni obserwatorzy jeszcze będą nam współczuli. Przecież chcieliśmy tak dobrze, a tu takie rozczarowanie!
Jeszcze inny sposób to powołanie zespołu, który – stosunkowo nieliczny – rzeczywiście przedstawi propozycję rozwiązania. Jest to o tyle wygodne, że to właśnie na zespół będzie można przerzucić ewentualne niepowodzenia zaproponowanego rozwiązania. Przecież to nie ja, to zespół! Taki zespół można obarczyć konsultowaniem rozwiązania np. ze stroną społeczną. I znów korzyści. Decydent, który miał rozwiązać problem, może pojawić się w roli osoby godzącej ewentualne spory między stronami.
Tak więc powołanie zespołu to wygodne narzędzie zmniejszające napięcia związane z rozwiązywaniem problemu. Jak widać Ministerstwo Zdrowia szerokim gestem postanowiło korzystać z tego narzędzia. Co problem to zespół. Jednak wielość zespołów rodzi inny problem, który może się wymknąć spod kontroli, a mianowicie taki, że wypracowane przez te zespoły ewentualne rozwiązania mogą do siebie całkowicie nie przystawać. Taka wielość nieprzystawalnych rozwiązań ponownie stawia decydenta w trudnej sytuacji, bo to właśnie on będzie musiał skoordynować i zharmonizować przedstawione propozycje, czyli wracamy do punktu wyjścia. Obawiam się, że z taką sytuacją będziemy mieli niebawem do czynienia, bo liczba zespołów powołanych w ostatnich miesiącach przez ministra jest doprawdy imponująca.
A na razie pozostajemy w błogim oczekiwaniu.