Jakieś pół roku temu zgłosiła się do mnie matka z dzieckiem mającym wszystkie objawy świnki. Przepisałam typowe leki, kazałam się zgłosić do kontroli, nie przyszła. Poszła, jak się następnie okazało, do innego lekarza. Ten widząc objawy potraktował to jako świnkę, jednak objawy nie ustępowały. Matka w ten sposób obeszła wielu lekarzy, każdy uznawał chorobę za świnkę, żadnemu nie powiedziała jednak, od kiedy dziecko choruje.
Dobry wywiad
Wreszcie miesiąc temu wróciła do mnie. Przypomniałam sobie to dziecko, nie spodobało mi się, że objawy trwają od pięciu miesięcy jeśli nie dłużej, wysłałam je na badanie do Instytutu Onkologii, tam zrobili biopsję, stwierdzili ziarnicę i dziecko z wynikiem biopsji trafiło z powrotem do mnie.
Wytłumaczyłam matce, co to jest ziarnica i poleciłam zgłosić się możliwie szybko z wynikiem biopsji do przychodni onkologicznej w Krakowie. Dziecko miałoby znacznie większe szanse, gdyby trafiło do któregoś z lekarzy na kontrolne badanie po braku poprawy, tego jednak matce przezornie nie powiedziałam. Stwierdziłam po raz nie wiem który, że gdyby dziecko miało swój zeszyt z wpisami każdej wizyty lekarskiej i pokazywało ten zeszyt przy każdej kolejnej wizycie, do takiego zaniedbania by nie doszło. Trudno jednak ludzi nauczyć, że wywiad służy dobru pacjenta i nie trzeba ukrywać, że się było już u jakiegoś lekarza.
Wezwano mnie do chorego z bólami brzucha. Bóle wystąpiły po urazie, jakiego chory doznał w czasie strzyżenia owiec, gdy niesforna owca uderzyła go z całej siły głową w brzuch.
Pacjent siedział skurczony na łóżku i pojękiwał. Kiedyś leczył się na chorobę wrzodową żołądka, ostatnio nie zgłaszał się do lekarza, czuł się w zasadzie lepiej.
Pogorszyło mu się w nocy. Był blady, spocony, silna bolesność całego nadbrzusza i deskowaty brzuch sugerowały pęknięcie wrzodu. Napisałam skierowanie do szpitala, brat chorego zgodził się go odwieźć, będzie szybciej niż karetka, bo w pogotowiu wszystkie karetki były na wyjeździe.
Sęk w udzie
Wracając wstąpiłam do pacjenta ze zranioną nogą. Pacjent miał dwa miesiące temu wbity sęk w udo, nie zgodził się w szpitalu na zaopatrzenie chirurgiczne, teraz rana jest duża, otwarta, ziejąca i nie chce się goić. Nie ma rady, skoro chory nie chce skorzystać z fachowej pomocy, musi cierpieć.
Pogoda sprzyja pracom w polu, nie za ciepło, ale też nie pada. Sianokosy w pełni, znowu zdarza się coraz więcej wypadków. Wszyscy się spieszą, młodzi gospodarze pracują głównie na budowach za granicą, lub w kraju gdzieś na wyjeździe, przyjeżdżają do domu jedynie na weekend i w tym czasie chcą odrobić wszystkie zaległości.
Dziś wezwano mnie do chłopa, który spadł z fury siana. Pojechałam. Chłop leżał na łące, nie mógł się podnieść. Miał złamaną nogę. Nie miałam czym unieruchomić kończyny, podałam mu środki przeciwbólowe i zadzwoniłam z komórki na pogotowie. Poczekałam aż karetka przyjedzie.
Następny pacjent zgłosił się z podwyższonym ciśnieniem krwi. Choruje od czasów szkolnych, przyczyny nadciśnienia nie znaleziono, powtarzam mu jedynie leki, na które dobrze reaguje i kieruję okresowo na badania laboratoryjne. W zasadzie wszystko ma w normie, ale jego skaczące ciśnienie mnie niepokoi. Tym razem nawet nie miał wysokiego ciśnienia, ale skarżył się na uporczywe bóle głowy, jakie miewa ostatnio.
Wypisałam mu receptę, dodatkowo przepisałam środki przeciw migrenie. Chyba trzeba go będzie skierować na tomografię komputerową głowy, jeśli bóle głowy nie ustąpią. Na razie pacjent nie ma czasu na jazdę na badania, właśnie zaczynają żniwa.
Groźna odmowa
Telefon zbudził mnie z poobiedniej drzemki. Dzwoniła żona chorego, pacjent nagle przestał mówić, przewrócił się i nie może wstać. Posłano po mnie samochód. Dom stał daleko od drogi, nie wiedziałabym, którą z polnych dróg mam jechać.
Chłop leżał już w łóżku. Miał porażenie prawostronne, odruch Babińskiego po stronie prawej dodatni, nie mówił. Prawdopodobnie zator, może też wylew, trzeba by było zrobić punkcję kręgosłupa, by stwierdzić przyczynę. Pacjent nie godził się na przewiezienie go do szpitala, kręcił głową i odpychał mnie lewą ręką. Żona też nie wyrażała zgody na skierowanie męża do szpitala.
Wypisałam leki, wzięłam od żony oświadczenie na piśmie, że powiadomiona o chorobie i możliwości powikłań nie godzi się na oddanie męża do szpitala i tak zabezpieczona przed konsekwencjami, gdyby choremu się pogorszyło lub gdyby zmarł, odjechałam do domu. Wnuk pacjenta, który mnie odwoził, pojechał od razu do apteki.