Zapowiedzi nowego rządu dotyczące ochrony zdrowia, przedstawione w exposé premier Beaty Szydło, sygnalizują możliwość daleko idących zmian. Być może najbardziej radykalnych od czasu wprowadzenia kas chorych blisko siedemnaście lat temu. W ocenie szefowej rządu, dotychczasowy model organizacji i finansowania opieki zdrowotnej nie sprawdził się. Doprowadził do nadmiernej ekonomizacji lecznictwa. Pacjent stał się pozycją w bilansie, lekarz księgowym, a szpital przedsiębiorstwem. Naturalną konsekwencją takiej diagnozy sytuacji było stwierdzenie przez panią premier, że służba zdrowia nie może być nastawiona na zysk.
A to oznaczałoby odejście od dotychczasowego kierunku zmian nastawionego na komercjalizację i urynkowienie usług zdrowotnych, czego ukoronowaniem była uchwalona w 2011 r. ustawa o działalności leczniczej. Warto przypomnieć, że zgodnie z tą ustawą leczenie stało się działalnością gospodarczą, a więc biznesem. Opieka zdrowotna przestała być traktowana jako zadanie o charakterze użyteczności publicznej, którego celem jest „bieżące i nieprzerwane zaspokojenie zbiorowych potrzeb ludności w drodze świadczenia usług powszechnie dostępnych”. Liczy się przede wszystkim wynik finansowy, a podstawową formą działalności jest spółka kapitałowa. Krytyczna ocena funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej nie może dziwić. Niezadowolenie społeczne rośnie. Zwiększa się poziom niezaspokojenia potrzeb zdrowotnych. Mimo wzrostu liczby udzielanych świadczeń (w liczbie hospitalizacji i konsultacji lekarskich wyprzedzamy już Holandię – lidera europejskich rankingów) wydłuża się czas oczekiwania na świadczenia specjalistyczne. Nie udało się uzyskać oczekiwanej poprawy stanu zdrowia Polek i Polaków. Po wprowadzeniu w 1999 r. reguł rynku wewnętrznego przestaliśmy nadrabiać dystans dzielący nas od krajów „starej” Unii w średniej długości życia. Systematycznie pogarsza się też pozycja naszego kraju w różnych rankingach międzynarodowych. W ostatniej edycji Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia (2014) Polska zajęła 32 miejsce na 37 objętych badaniem krajów i wyprzedziła nas m.in. Albania i Bułgaria. Od 2012 r. spadliśmy o cztery miejsca. Jesienią ubiegłego roku ogłoszony został raport Fundacji Bertelsmanna „Sprawiedliwość społeczna w UE – porównania międzynarodowe”, w którym co trzy lata bada się funkcjonowanie pomocy społecznej, edukacji, ochrony zdrowia, a także kwestie wykluczenia społecznego, dyskryminacji i biedy. Polska w ocenie łącznej znalazła się ostatnio na 16. miejscu (na 28 krajów UE) i poprawiła swoją pozycję w stosunku do poprzednich lat. Dokonaliśmy postępu w wielu obszarach objętych badaniem, z jednym wyjątkiem – opieki zdrowotnej. W tej dziedzinie znaleźliśmy się dopiero na 26. miejscu, wyprzedzając jedynie Łotwę i Rumunię. I, podobnie jak w Indeksie Konsumenckim, uzyskaliśmy mniejszą liczbę punktów w porównaniu z poprzednim okresem. Mamy wystarczająco dużo przesłanek, by uznać, że główną przyczyną obecnego stanu rzeczy jest komercjalizacja usług zdrowotnych. W tej diagnozie zgadzam się z premier Szydło. Komercjalizacja nie stała się receptą na nieudolność państwa. Zwłaszcza, że nasze państwo nie okazało się wystarczająco silne i sprawne w ograniczaniu związanych z nią zagrożeń. Zmiany są więc konieczne. Dobrze byłoby jednak, gdyby podstawą działań naprawczych stał się rządowy raport i debata publiczna z udziałem wszystkich interesariuszy. Można to dobrze przygotować w ciągu najbliższych kilku miesięcy.