Ustawowy zapis o podwyżce 203 zł stał się faktem. Pora się zastanowić, jak jej dokonać. Nie będzie łatwo, ale jak by wszystko szło w reformie normalnie, to nie byliby potrzebni wyszkoleni menedżerowie.
Strategicznie – najważniejsze jest ustalenie systemu przekazania pieniędzy pracownikom. Dopiero w następnej kolejności należy rozwiązać problem operacyjny, tj. wygospodarowania środków na podwyżkę.
Ustawa "203 zł" obowiązuje tylko na rok 2001 i 2002, a zatem ryzykowne jest włączenie podwyżki do wynagrodzenia zasadniczego, bo większość pracowników ma przecież umowy na czas nieokreślony. Podwyżka wynagrodzeń skutkować będzie przez lata, a kontrakty z kasami chorych nadal są zawierane na rok. Trudno zatem przewidzieć, jakie pieniądze i w jakich pionach uzyska zakład w roku 2002 oraz w kolejnych latach.
Lepszym rozwiązaniem byłoby zatem utworzenie specjalnego funduszu rocznej premii regulaminowej i danie każdemu pracownikowi z tej puli po 203 zł miesięcznie (pomniejszone o składki emerytalne), czyli 168,70 zł stałej premii oprócz wynagrodzenia zasadniczego, dodatków i innych przywilejów dotyczących przecież nie każdego pracownika. W spzozach posiadających regulamin premiowania wystarczyłoby dodać zapis: "tworzy się odrębny fundusz premiowy w wysokości 168,70 zł na 1 etat przeliczeniowy celem comiesięcznej wypłaty od 1 stycznia do 31 grudnia 2001 r., premii regulaminowej w wysokości 168,70 gr każdemu pracownikowi" (od której trzeba odprowadzić także składki emerytalne).
W zakładach bez regulaminu premiowania można stworzyć takie rozwiązanie. W 2002 r. zapisy uległyby zmianie, stosownie do zawartego w ustawie matematycznego wzoru kolejnej podwyżki. A co będzie w roku 2003? Kto wie?
W ten sposób pieniądze na zrealizowanie ustawy byłyby wewnątrzzakładowo znaczone, w każdej chwili do policzenia, co jest szczególnie ważne dla oddzielenia długów z powodu realizowania ustawy "203 zł" od normalnego zadłużenia, czyli zobowiązań wymagalnych i niewymagalnych wynikających z działalności jednostki. Czytelny podział się przyda, gdy organy założycielskie zaczną oceniać przyczyny pogorszenia sytuacji finansowej spzozu, co może się stać pretekstem do zmiany dyrektora. Pytanie tylko, czy taka realizacja podwyżek będzie całkowicie zgodna z ustawą "203 zł"?
Uczciwe byłoby także podwyższenie przy okazji kwot "kontraktowców" na podstawie nowej symulacji kosztu jednej godziny świadczenia usług.
Dużo trudniejszy jest problem operacyjny, czyli znalezienie środków na podwyżki od zaraz, czyli od 1 stycznia. Przyjmijmy, że coś tam kapnie z wyższych stawek kas chorych – jak jeszcze nie teraz, to za miesiąc lub pół roku. Ale nie będą to kokosy. Nie mogę rozwijać tego tematu, bo mi natychmiast RR podskakuje. Uczciwie trzeba przyznać, że my, dyrektorzy, też coś jeszcze gdzieniegdzie możemy zrobić w sprawie nie wykorzystanych zasobów szpitalnych. Okazja trafia się dobra, wszystko można zrzucić na ustawę "203 zł", bo taka fatalna i wymusza kolejne redukcje personelu. Wystarczy zajrzeć na strony internetowe MZ, aby poznać miejsce województwa w Polsce pod względem nasycenia łóżkami, kadrami i wykorzystania bazy. Nie są to informacje pocieszające dla niektórych regionów, szczególnie najbiedniejszych.
Ale żeby zwalniać personel, trzeba wiedzieć, co w spzozie ma, a co nie ma przyszłości. Służyć temu powinny "mapki popytu", opracowane przez kasy chorych dla samorządów lokalnych. Nie wiem, dlaczego kasy chorych dysponujące od dwóch lat dokładnym, elektronicznym zapisem, który mieszkaniec gdzie się leczy, do tej pory nie sporządziły dla samorządów lokalnych szczegółowej informacji o wędrówkach zdrowotnych ich wyborców. Każdy marszałek, prezydent, starosta i wójt powinni przecież wiedzieć, jaka jest wielkość i struktura popytu na usługi zdrowotne na ich terenie, gdzie się ludzie chcą leczyć, a gdzie nie chcą...
Właściciele spzozów łatwiej podejmowaliby decyzje o stopniowej redukcji bazy, gdyby byli w stanie udowodnić, że czynią tak nie według własnego widzimisię, lecz że to udokumentowane mapką popytu głosowanie "nogami" pacjentów powoduje, że dany oddział lub przychodnia stoją puste, bo mieszkańcy wybierają sąsiednią placówkę. Arbitralne, coroczne ucinanie zakupów przez kasy chorych nie jest dobrą metodą na redukcję bazy. Wywołuje agresję i strajki, bo nie jest odpowiednio uzasadnione.
Na "mapki popytu" należy nałożyć "mapki podaży", które też może sporządzić jedynie kasa chorych, dysponująca opisem bazy spzozów i nzozów.
W każdym spzozie z przyczyn naturalnych odchodzi rocznie z pracy 5-10% pracowników. Do tego należy doliczyć uprawnionych do wcześniejszej emerytury. Są to najprostsze, wymuszone ustawą "203 zł", rezerwy kadrowe do likwidacji. Ale bez lokalnych, przygotowanych przez kasy chorych mapek popytu i podaży będą to tylko redukcje przypadkowe, źle uzasadnione, obarczone błędem wynikającym z braku wiedzy właściciela i dyrektora spzozu o pełnej strukturze lokalnego popytu na usługi zdrowotne.
Dlatego w interesie powodzenia reformy kasy chorych powinny sporządzać mapki popytu i podaży dla każdego szczebla samorządu. Jako żeglarz wierzę w mapki i nabieżniki, bez których nie da się wejść do żadnego portu.
PS. "Rzeczpospolita" zwróciła w ub. tygodniu uwagę na niejednoznaczną stylistykę ustawy. Niestety, niezależnie od takich czy innych intencji, meritum pozostanie nie zmienione: podwyżka miesięcznego wynagrodzenia ze wszystkimi składnikami o 203 zł w roku 2001 dla wszystkich pracowników spzoz.