22 lipca 1949 r. ukazał się pierwszy numer SZ. Data ta przy kolejnych jubileuszach niezmiennie wprawia nas w konfuzję. Od 15 lat rocznicowe obchody przenieśliśmy więc na czerwiec. W tym roku – na ostatni dzień czerwca.
Nikt z nas, członków obecnego zespołu redakcyjnego, w lipcu 1949 r. nie zameldował się jeszcze na tym świecie, ja urodziłam się już po śmierci Stalina i sporo lat później dowiedziałam się, że z powodu odmowy opublikowania nekrologu Stalina – na 4 lata zamknięty został „Tygodnik Powszechny”. „Służba Zdrowia” ukazywała się nieprzerwanie i bez zawirowań.
Nawet po ogłoszeniu stanu wojennego redakcja była zawieszona wyjątkowo krótko, zaledwie 5 miesięcy. Wcześniej, przed reaktywacją tygodnika 1 maja 1982 r., została wyrzucona większość jej dziennikarzy – za przynależność i zaangażowanie w ruch „Solidarności”. Część powróciła do pracy w styczniu 1990 r., gdy w wolnej Polsce wygrałam konkurs na redaktora naczelnego.
W naszym jubileuszowym wydaniu SZ wybitne publicystki zdrowotne – Elżbieta Cichocka i Małgorzata Solecka – dokonują subiektywnego bilansu sukcesów i porażek w ochronie zdrowia w minionych latach. Analizują ich przyczyny, prognozują kierunek przyszłych zmian w systemie. Co znamienne – choć obie są zgodne co do kierunku, w jakim zmiany będą przebiegać, pierwsza z autorek deklaruje, że boi się coraz większego udziału rozwiązań biznesowych i rynkowych w opiece zdrowotnej, podczas gdy druga – przeciwnie, oczekuje ich z nadzieją.
Polska służba zdrowia, ale także polska medycyna przeżyły szczególnie w ostatnim 20-leciu kilka dziejowych zwrotów. W raporcie SZ – na osiągnięcia i niepowodzenia w swoich dziedzinach i obszarach zainteresowań wskazują wybitni klinicyści, przedstawiciele świata nauk medycznych i farmaceutycznych, menedżerowie zakładów opieki zdrowotnej, działacze związków zawodowych.
I jak zawsze w życiu: jedni dokonania ostatnich 2 dekad postrzegają optymistycznie (widzą pół szklanki pełnej), inni – pesymistycznie (bo aż pół szklanki jest puste).
No, i świetnie. Bo o czym dyskutowalibyśmy w ciągu następnych 20, a być może nawet 60 lat, gdyby każdy z nas widział, myślał i czuł to samo?