Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 59–62/2005
z 15 sierpnia 2005 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Alfabet Mierzewskiego Piotra

Piotr Mierzewski

Mój alfabet powinien zacząć się od hasła "Alzheimer" – uświadomiłem sobie bowiem ze wstydem, jak pamięć się zaciera. Pamięć faktów, dat, nazwisk, imion – ale nie nastrojów, emocji, odczuć. Może przez uraz antykombatancki (nie lubiłem i rzadko uczestniczyłem w mszach ku czci i ku pamięci), może przez 10-letnie oddalenie (pracuję w Departamencie Polityki Zdrowotnej w Radzie Europy) i brak dostępu do notatek, zdjęć, pamiątek – nie byłem w stanie odtworzyć swojego solidarnościowego życiorysu. Ani profesjonalnego (walki o reformy).
To zostanie może na później, na razie – przebłyski pamięci, cienkie kromki ukrajane z grubego chleba historii "Panny S". I bez patosu – cały przydział na następne 25-lecie został już dawno wyczerpany. Liczę natomiast, że przydział poczucia humoru i godności osobistej moich druhów został nienaruszony.


A

Alina Pienkowska, dla nas Alinka. Świętej i życzliwej pamięci. Róża Luksemburg, Emilia Plater i Joanna d'Arc w jednym, dziewczęcym ciele. Postrach partyjnej i solidarnościowej nomenklatury, głosik syreny z ogniem smoka wawelskiego. Nie udźwignęłaby tego brązu, którym została obłożona – jak to w Polsce, poniewczasie. Uczłowieczmy trochę ten pomnik. Nie była aniołem – jako sekretarz Krajowej Komisji Porozumiewawczej ("Krajówki"), której Alina przewodziła, byłem dla niej kimś w rodzaju Sancho Panchy i Bucefała jednocześnie. Do tej pory nie wiem, czy uważała mnie za przyjaciela – ta kategoria zastrzeżona była chyba dla "prawdziwych" opozycjonistów, z WZZ i tym podobnym. Bezgranicznie uczciwa, prawdomówna, bezinteresowna i skromna (w sensie Matki Teresy). Jak mawiała babcia mojej żony, Jasia: "Ma ręce, co się zginają tylko od siebie". Jako pielęgniarka miała instynktowną nieufność do lekarzy; jako zawodowa opozycjonistka przejawiała czujność – wtedy, wydawało mi się, nadmierną. Mówiła skandując, z charakterystyczną synkopą, krojąc palcem powietrze w ważnych momentach. Nieznośnie uparta, niezależna i samorządna w poglądach. Uprzedzała się czasem za łatwo do ludzi – i już, skreślała człowieka. Miałem jej to za złe. Dziś myślę, że mogła wiedzieć coś, czego my wtedy nie wiedzieliśmy. Przez nią poznałem Lecha Kaczyńskiego – był faktycznym doradcą prawnym i politycznym Sekcji Służby Zdrowia. Autorytarna, ale zakorzeniona w demokracji bezpośredniej: "ludzie", "załoga" to były jej nieodwołalne punkty odniesienia. Miała wszędzie "swoich" ludzi, siatkę, która się przydała w podziemiu. W stanie wojennym mistrzyni kamuflażu – plotka mówi, że sam Bogdan Borusewicz nie poznał jej otwierając drzwi. W stanie pojaruzelskim przeszła bolesne linienie z destrukcji do konstrukcji. Była rozczarowana brakiem natychmiastowego postępu w reformach – krytykowała kolejne rządy solidarnościowe, kolejnych byłych kolegów i przyjaciół. Byłem pierwszy w kolejce do krytyki i pierwszy boleśnie to odczułem. I miałem poczucie, że nie udało się nam wszystkim znaleźć właściwego miejsca dla kogoś o tak wielkim, ale nieortodoksyjnym formacie jak Alina. I że nie zdołaliśmy, przynajmniej nie wszyscy, okazać jej w czas, jak ją kochaliśmy.

B

Barbara Przedwojska (NIEBOS), miss strajku w urzędzie wojewódzkim (przepraszam pozostałe pretendentki), główna autorka postulatu 16. Jako szefowa Metorgu (a co to, koteczku ty mój) – do bólu obeznana z realiami ówczesnego systemu opieki zdrowotnej. Pozytywistka. Pierwsza do przywalenia prawdą w oczy (Alince też – jedna z niewielu), ostatnia do apanaży.

C

Czesio Jakiel (NIEBOS), śp., znawca dobrego życia, Himalajów i medycyny. Tak go się pamięta – dusza towarzystwa, interesujący dyskutant, obieżyświat i dobry doktor. To wszyscy wiedzą – ale tylko nieliczni podejrzewaliby, że Czesio – prześmiewca papierowych rewolucjonistów – okazał się niepapierowym tygrysem. Gdy Bogdan Lis "poukrywał" się już u wszystkich znanych mi "pewnych ludzi" (włączając mojego brata Jędrzeja), znalazłem się w kłopocie. Jak wiadomo na świecie, każdy Polak zwalczał komunizm – z wyjątkiem tych, którzy byli potrzebni, żeby wynająć mieszkanie na spotkanie, pożyczyć samochód (w razie czego – ukradziony) albo choćby kartkę na benzynę itd. Najgorzej z tzw. komunożercami pierwszej "Solidarności": Stary, mnie to na pewno namierzyli, nie mogę, sam rozumiesz... Dyżuruję z Czesiem, ponury, bo mnie Rysio Zając naciska (patrz Z) – a ten od razu do rzeczy: konspirator od siedmiu boleści, co? Potem Bogdan spędził nieprzepisowo długi czas w domku w górnym Sopocie, zaprzyjaźnił się z Czesiem... A ten głupio dał się zabić kamienną lawiną w Himalajach (bywał lekarzem wypraw). Spoczywaj pod swoim kamiennym sarkofagiem, my pamiętamy...

D

Dutkiewicz Eugeniusz, śp. (Boże, co za niesprawiedliwość), pallotyn, duszpasterz akademicki, twórca hospicjum gdańskiego, dla nas Eugeniusz. Przystań i podpora "S" Służby Zdrowia, zwłaszcza Akademii Medycznej. Światły, rozumny, ale i zawzięty w swoich poglądach – nakłóciliśmy się nieźle. Stacja przekaźnikowa tzw. darów: każdy wie, co przychodziło między stosami pieluszek i starych ubrań. Mam osobistą wdzięczność: odprawił dla mnie z Magdą mszę w intencji naszego małżeństwa, choć jako rozwodnik jestem trzymany w moim Kościele w zamrażarce. Usprawiedliwia go to, że była to jednocześnie msza dziękczynna – za moje zwolnienie. Pan Bóg rozsądzi.

E

Patrz F

F

Patrz E

G

Grudzień 1970, Gdynia – chrzest bojowy, grudzień 1981, Gdańsk – egzamin bojowy. Jako student medycyny jeździłem w pogotowiu w Gdyni. Pierwszy raz w życiu strach o życie: na moich oczach strzałem w plecy zabili chłopaka rzucającego kamieniem (Stacja Kolejki Elektrycznej – Wzgórze Nowotki). Podskoczyłem odruchowo do niego, ziejąca rana postrzałowa i wtedy paraliżujący strach: "Teraz ja, teraz celują w biały fartuch schylony nad zwłokami". Strach upokarza, ale i oczyszcza. Noc stanu wojennego w siedzibie Krajówki Sekcji Służby Zdrowia (Stacja Pogotowia Ratunkowego na Grunwaldzkiej w Gdańsku (patrz – Ż), po północy. Telefony zablokowane, ale przecież radiotelefony karetek działają – jadą "niebieskie berety", jedzie zomo itd. Teleksy stają w czasie nadawania zagubił się gdzieś ten do Zarządu Regionu Wielkopolski, gdzie pisałem: "coś nie gra, chyba stan wyjątkowy, ruchy wojsk", nie wierzyli, jak i początkowo nie wierzył Bogdan Olszewski z Politechniki Gdańskiej, na dyżurze w Zarządzie Regionu Gdańskiego. Chyba wyewakuował część dokumentów – też jedną z karetek. Dziwne, ale zaatakowali Zarząd Regionu ze znacznym opóźnieniem. W stoczni – po obradach, spotykam Krementowskiego: stan wyjątkowy, zawiadom Lecha. Czytałem gdzieś Lecha wypowiedź, jak ktoś go zawiadomił, on zadzwonił do wojewody Kołodziejskiego, usłyszał standardową odpowiedź, że to akcja porządkowa "Wieniec" czy jak tam – i uwierzył. Do łóżka, a za parę godzin – do internatu. Jasne, że uważam, że to moje ostrzeżenie dotarło.

H

Nie rozstrzygam, czy to słowo się pisze może przez "ch". W każdym razie ktoś taki zapewne dwa razy zadzwonił na telefon zaufania w chwilę potem, jak się pojawiłem w swoim Zakładzie Medycyny Społecznej – zostałem aresztowany w 1982 (do internatu – ale w więzieniu w Iławie) i w 1984 (zdrada stanu, patrz L), wychodząc właśnie stamtąd. To jedna z zagwozdek, dla których może wreszcie poproszę IPN o moje papiery.

I

Internat. Jak oblężona twierdza: ci wewnątrz woleliby być na zewnątrz, ci na zewnątrz – po zwycięstwie "S" – chcieliby być raczej wewnątrz. Jak w życiu – kwestia wyczucia czasu. Dla mnie "I" kojarzy się też z - Iławą. Poznałem ją od środka – przed aresztowaniem nigdy tam nie byłem, po – wielokrotnie, bo Olga z Jerzym (teściowie) trzymają tam żaglówkę. Miejsca mają na nią mniej niż w celi, a jaka różnica. Jak w życiu – kwestia punktu widzenia na punkt siedzenia.

J

Jan Samsonowicz, śp., ileż to śp. w tym alfabecie, ale to śp. jakby najboleśniejsze, bo tajemnicze. Śmierć pod stocznią członka Komisji Regionu Gdańskiego, uznana za samobójczą, w tle agentka SB (?), dziś gdzieś w Kanadzie (?)... Widziałem go tuż przed tym, w dobrej formie, snującego plany. Był moim szefem w AMG, jako przewodniczący Komisji Zakładowej, a ja – jego jednym z zastępców. Jaś kojarzy mi się najmocniej z uśpionym korytarzem w Akademii Medycznej. Studenci śpią pokotem – strajk studentów AMG wygrany!!! Wspomagali "kultowy" już strajk służby zdrowia w urzędzie wojewódzkim, a my z Jasiem – wspomagaliśmy wywołanie strajku. Mirek Górski, szef NSZ, później mój współinternowany w Kwidzynie, koił zrozumiałe lęki młodzieży walczącej o prawa starszych kolegów. Już po ptokach, możemy odetchnąć z Jasiem – więc malutka dawka spirytusu do preparatów anatomicznych (prohibicja, jak zawsze, obowiązywała aż do zwycięstwa) i przemarsz krokiem marynarskim: ryczymy "My, pierwsza brygada", budząc popłoch wśród śpiących. Byliśmy szczęśliwi jak szczygły, my to nie tylko pierwsza, ale i ostatnia brygada, Kasztanka już czeka. Ta noc, ta ulga, ta ekstaza, to poczucie sensu. Takim go pamiętam i takim chcę pamiętać.

K

Krzyżanowska Magda, dziś Krzyżanowska-Mierzewska, córka Olgi Krzyżanowskiej, przez nią mi polecana wielokrotnie (patrz T). Wyszła za mnie z oryginalnego powodu: żeby dostać zgodę na widzenia w więzieniu w Iławie. I - ewentualnie – towarzyszyć mi w deportacji do Mongolii, o czym się przebąkiwało. Co prawda raz czy dwa przeszwarcowała się na papierach mojej siostry, też Magdy, ale jako prawniczka – chciała legalnie. No, to ściągają urzędniczkę (chyba) stanu cywilnego z Iławy (czemuś przerażoną), Magdę – do więzienia, podpisać papiery przedślubne.

A ślub – też w więzieniu. Koniec lipca 1982 – pakować się! Na ślub – za murami! 31 lipca ślub – a tu rano wezwanie na MO. Po co? Po nic, przetrzymać mnie i gości, podenerwować – normalka. Miałem największy ślub stulecia – zaczynał się Jarmark Dominikański i na zdjęciach ślubnych widać cały Długi Targ, wypełniony tłumem... Kmiotkom do dziś wmawiam, że to nasi goście weselni. Warto było siedzieć.

P.S. Dziś wiem, że cuda, owszem, istnieją, ale trzeba im pomagać.

Olga pomogła poprzez członka Rady Państwa, byłego AK-owca, prof. Zenona Komendera. Byłem jednym z wielu, okazuje się... Historyjka dla Katonów czarno-białej wizji historii.

L

Lis Bogdan. Wszyscy wiedzą, kto zacz, więc oszczędzam kolejnego panegiryku, ale nie wszyscy wiedzą, jak Lis z pomocą Zająca i moją przechytrzył SB w noc stanu wojennego. (patrz też C i Ż). Wsadzili mnie przez niego – należało mi się, nie powiem, ale czemu nie zjadł głupawego listu z Komitetu "Solidarności" z Paryża, który na mnie pokazywał? I głupio pokazywał, bo sugerował, że Lisisko może na mnie polegać jak trzeba. Odkrycie! Tyle o komunikacji w konspiracji. Oszczędzam nadawcę listu, bo to i przyjaciel mojej żony ze studiów, i późniejszy bardzo dobry dyplomata. Tak to się plecie.

Ł

Łoficer, zwany też oficerem. 1984, sierpień, jestem zdrajcą ojczyzny, na Rakowieckiej. Magda otrzymuje wezwanie za wezwaniem na WKU (a co to, kochanie ty moje?). Do kosza. Niedziela skoro świt, 10.00, dzwonek do drzwi. A za drzwiami – mundurowi. Jezu, znowu? Ale dzwonią i dzwonią. Otwiera, pułkownik (a może generał, Magda się nie zna), strzela kopytami i recytuje: "W imieniu Ministra Obrony Narodowej, gen. broni Floriana Siwickiego, mam zaszczyt wręczyć ob. podporucznikowi Piotrowi Mierzewskiemu nominację na stopień oficerski – porucznika LWP z powodu osobistego nieodebrania mimo licznych wezwań". Dla wyjaśnienia – śledztwo prowadziła Naczelna Prokuratura Wojskowa. P.S. dla młodzieży: 22 lipca, w tzw. Święto Odrodzenia Polski Ludowej, tradycyjnie promowano oficerów, też rezerwy.

M

Melange, zwany też melanżem. Przywilej udzielany przez monarchów autorom alfabetu, żeby zmieszali hasła niezbędne, a nietrudne do alfabetyzacji.

1. Magdzia, moja córka, dziś lekarz anestezjolog w Warszawie. Nie zapominajmy o takich kosztach "Solidarności" – płaconych przez dzieci rozwiedzionych aktywistów. U mnie to nie wojna, ale całkowite wsiąknięcie w budowanie "Solidarności" przypieczętowało rozstanie: ja w Gdańsku, Hania w Warszawie. Więcej nie powiem.

2. Marta Karcz (NIEBOS), śp., wtedy docent, potem profesor, mój mistrz kliniczny. Zaryzykowała przyjęcie mnie na etat kliniczny (w tzw. PSK) po moim wyjściu z więzienia i wyrzuceniu z AMG (słusznie wyrotowany, nie dokończyłem w więzieniu doktoratu, za to rozebrali mi na części komputer i zawartość – jak to się kontaktował z RWE, etc.? Na kiedy indziej). Wiedziała świetnie, że "knuję" – jak to się mówiło. Broniła mnie, gdzie mogła, pomagała Sprawie, jak mogła. Dziś wszyscy są co najmniej "cichymi" bohaterami, ale Marta była naprawdę. Dziękuję.

3. Monstrum – zwane inaczej Olą Gielewską. Młodziutka (jak my wszyscy), dziennikarka, nachalna, wścibska, wtrącająca swoje trzy grosze w obrady najczcigodniejszych ciał, obdarowana przywilejem zwracania się per "Alinko" wcześniej niż wielu zasłużonych bojowników, wyśmiewająca najdonioślejsze oświadczenia etc. etc. Niestety, nie zostało w.w. Monstrum utłuczone przez komunę i dalej sieje swoje miazmaty, ma nawet do tego stosowny organ. Prawdziwy Polak i patriota nie zadaje się z takim monstrum.

4. Muzyka – łagodzi obyczaje, również w p....u, inaczej: w pudle. Moje obyczaje złagodziła muzyka nadawana na 150 dB w więzieniu na Kurkowej, gdzie się dowiedziałem od Queenów, że "We are the champions". Uwierzyłem, uwierzyli inni i oto rezultat.

5. Magnetofonowa kaseta – archaiczny środek przechowywania zmian ciśnienia atmosferycznego. W podziemiu już, Bogdan Lis zdecydował nagrać na kasetę przemówienie podtrzymujące ducha strajkujących stoczniowców. Znamienna tym, że jak ją przewoziłem do stoczni, to zostałem po raz pierwszy i ostatni w stanie wojennym zatrzymany przez patrol i obmacany. Niechlujnie, jak to przez zomo, i dotarła. Znamienna powtórnie tym, że po inwazji stoczni została znaleziona przez SB. Jak to w powieściach i w życiu, mędrcy z SB znaleźli ślady nagranego uprzednio posiedzenia "Krajówki" Służby Zdrowia. I nic! – poza ciąganiem na przesłuchania. Nikt nie palnął głupstwa i przyschło, moim zdaniem.

6. Męstwo – zwane też powołaniem lekarskim. Zbliżała się inwazja stoczni w grudniu 1981, gdzie – wbrew legendzie – została garstka na oko młodzików, mężnych, lecz umęczonych fizycznie i psychicznie kordonem czołgów i zomo. Nie pamiętam, kto ze szpitala stoczniowego powiedział mi: dziś w nocy będzie jatka, potrzebujemy chirurgów. Skąd ci ja, prosty pediatra, znajdę chirurgów, i do tego niepełnych umysłowo, żeby się na to zgodzili? Jadę na moją ukochaną AMG i kogo udaje mi się namówić? Członków PZPR (sorry, jeśli się mylę), też już śp., dr. Andrzeja Lipskiego i doc. Krajkę. Uratowali mi skórę, bo wyjechałem z nimi po wszystkim akademijną karetką, manewrując wśród czołgów i SKOT-ów. Wyrzucam sobie, że w czas odpowiednio nie podziękowałem im publicznie za ten akt najwyższej cywilnej i lekarskiej odpowiedzialności. Niech koledzy pamiętają.

7. Mistrz kierownicy (z tylnego siedzenia), zwana też Jagodą Greger. Nie ma miejsca na opisy, ile zrobiła przed wojną (harówa bezinteresowna), w wojnę (harówa nieznana większości) i po wojnie (harówa niewdzięczna). Dla mnie po cichu Mrówa (okularki charakterystyczne), ale jej nigdy tego nie powiedziałem. Ze strachu, bo ma przywilej awanturowania się ze mną. Tylko czasem niesłusznie. Dla informacji archeologów przyszłych pokoleń: a kto wykorzystał pożytki płynące z nie-delegalizacji Związku Esperanto i chyba Głuchoniemych i Ociemniałych? Podobnie jak ww. Monstrum, niezbędny element monstrualnej siatki podziemnej łączącej Gdańsk, Warszawę i Wrocław: podziemna trójstolica z ich triumwiratem: Lis, Bujak i Frasyniuk. Zaryzykuję śmiałą tezę, że przez długi czas łączność podziemna między ww. była zapewniona przez nas, dzieci Alinki – podziemną "Solidarność" Służby Zdrowia. Teza śmiała, bo robota była tak dobra, że chyba niewielu orientowało się, że to służba zdrowia....

N

Nieznany Bojownik Solidarności – tzw. NIEBOS. Albo znany, ale tylko lokalnie, a zasługujący na więcej. Sam będąc tzw. beneficjentem zwycięstwa "S" (ale ani kawałka synekury pozwycięskiej) mam nieustające poczucie wstydu, żeśmy zapomnieli szybko i wygodnie o tym, że to nie Lechu ani nawet Alinka czy Borsuk, nie my, funkcyjni czy styropianowcy, ale "zwykli" członkowie zrobili "Solidarność", byli "Solidarnością" – i często nie doświadczyli solidarności. Słyszę, że szuka się gorączkowo adresów członków MKZ i Komisji Krajowej, żeby ich "uczcić" zaproszeniem na obchody... Kilkoro z Niebosów próbuję uczcić w tym miejscu – patrz pod B, C, D, M, O, S, R, Z, Ż – znam dużo więcej. Trzeba do tego wrócić.

O

Oświadczenie. Okrutna broń masowego rażenia "S", wzorowana zapewne na 1980 kolejnym poważnym chińskim ostrzeżeniu. Mistrzem pisania oświadczeń na strajku "herbowym" był Piotr Gmaj (NIEBOS), biochemik z AMG, potem ja też się musiałem douczyć jako sekretarz Krajówki. Czasami Alina robiła łapankę – ofiara musiała "oświadczyć" to, co Alina miała na myśli, co nie zawsze było zresztą oczywiste. Adresat oświadczenia, czyli "waadza", powinien był padać trupem lub co najmniej merdać ogonkiem i z popiskiwaniem spełniać zawarte w nim postulaty. Historia nie wyjaśniła, dlaczego efekt bywał podobny do chińskiego.

P

Postulaty. Mam skromny udział w rozpowszechnianiu 21 postulatów gdańskich. Jako młodemu naukowcowi, przyjaciele z Instytutu Maszyn Przepływowych PAN w Gdańsku pozwalali mi po nocach pracować na komputerach. Michał Tarnowski i śp. Tadeusz Jankowski pomogli mi drukować tekst postulatów na drukarkach wierszowych – lepsza i szybsza metoda niż inne, wtedy dostępne. Jeśli ktoś ma komputerową wersję postulatów, to może... Ciekawostka: dyrektorem IMP był prof. Jerzy Krzyżanowski, kolega moich rodziców z liceum i mój przyszły teść.

Q

Quorum, znane też jako ten kworum, ta kworum i to kworum. Okrzyk pokrewny – liberum veto, używany gdy czyjeś sprawy szły nie po myśli w 12. godzinie obrad. Jasne, że kworuma/kworumu/kworum nie mogło być – ale jak ktoś nie jest zainteresowany, to jego wina, no nie? Z rozczuleniem wspominam demokratyczną entropię pierwszych zebrań – teoria chaosu w rozkwicie. Wierzyliśmy demokracji jak tylko potem Ojcu Świętemu, a ona, niewdzięczna Panna D...

R

Randka. Dla prawdy historycznej: prawdą jest, że wielokrotnie z Olgą Krzyżanowską wpadałem z rozwianym włosem na zebrania jaczejek solidarnościowych. Prawdą jest, że byłem spóźniony z powodu randki. Nieprawdą jest, że randka była z Olgą. Prawdą jest, że z jej córką. Obrazek dla młodzieży dzisiejszej: wpadam na Partyzantów do Krzyżanowskich, Olga mnie pyta: "Kawa czy herbata"? "Pół na pół" odpowiadam dowcipnie. Gdy Olga wraca ze szkłem, śpię już głęboko – okresami sypiało się wtedy tyle, co na froncie.

S

Stankiewicz-Kiełbińska Joanna (NIEBOS), dla mnie ciocia Isia, moja matka chrzestna, stomatolog. Dla Olgi Krzyżanowskiej wzór "jednej z 10 milionów" – na jej sugestię, a nie z kumoterstwa znalazła się tutaj. Na wieść o strajku w urzędzie wojewódzkim przywiozła z Gdyni swoją maszynę do pisania, papier, głowę i dwie ręce szukające nieustannie roboty. Do żadnych medali ani funkcji się nie pchała, swoje robiła i nie pytała, co z tego dla niej. Wiedziała, że dla innych – co po nas przyjdą na gotowe i będą krytykować, że wszystko źle wywalczyliśmy.

Ś

Święto, np. 1-majowe, bojkotowane z narażeniem życia przez rzesze Polaków (czytaj ich wspomnienia). Ja, grzeszny, pochodziłem w pochodach – moja córka Magdusia uwielbiała łopot sztandarów, pokrzykiwała: "tyle ludzi, tyle ludzi". Uważała, że to przed nią maszerują. Na szczęście jest anestezjologiem-reanimatologiem, i może jej to nie złamie kariery.

T

Teściowa, czyli Olga Krzyżanowska. Może kiedyś da się namówić, żeby sama o sobie coś napisała – brakuje mi jej w tym numerze. Ilu z was wie, że całe lata pracowała społecznie w hospicjum gdańskim (patrz D) i że ukrywała legendarnego, choć dziwnie zapomnianego przywódcę strajku w Stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni, Andrzeja Kołodzieja? Znamienna tym, że proponowała mi wiele razy "młodą prawniczkę, pracującą w BIS-ie", a ja odpowiadałem: "świetnie, później". Chodziło o jej córkę, Magdę, moją dzisiejszą żonę, którą zobaczyłem wreszcie na spotkaniu "trzech brodaczy" u Olgi: Marek Balicki, ja i ten trzeci (zgłoś się). Wybrała mnie.

U

Urografia (w "Służbie Zdrowia" nie trzeba tłumaczyć). Marysia Wyszomirska (NIEBOS), radiolog ze Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku, czasem robiła urografię moim dzieciom-pacjentom – i stąd się znaliśmy. Zjazd Regionalny w Gdańsku, wybory przewodniczącego – niby Lechu ma je w kieszeni, ale atmosfera robi się jakaś niewyraźna: Lechu ma parę typowych dla siebie (jak dziś wiemy wszyscy) odzywek. Marysię i mnie, inteligencików, podrywa z krzesła – satrapa jaki, czy co? W kuluarach dopadamy Lecha i bez obsuwy ładujemy, co myślimy. Ale Lechu myśli tych nie podzielał, a co gorsza, wyraźnie ich nie podzielał zacieśniający się wokół krąg stoczniowców. Zrobiło się nam niewyraźnie – aż Lech rozładował napięcie, nie pamiętam jak. Byłem z siebie dumny, żem taki odważny – a widzę, że dla Marysi to normalka. I była. Dla sprawiedliwości dodam, że na jakiejś następnej przerwie Lech podszedł do mnie i coś jakby wyjaśniał/tłumaczył się, a na koniec: "ja potrzebuję takich ludzi, może?" Może nie, byłem wtedy, tak jak i Alina, w tzw. Gwiazdozbiorze (a co to, kochanie ty moje?).

W

Wypych Zbigniew (NIEBOS). Chemik z Akademii Medycznej w Gdańsku, zamiast produkować proch dymny, produkował zadymy i bezdymną bibułę. Umysł analityczny (jak to chemik) i syntetyczny (jak to chemik). Razem z Anką Mołczanow (NIEBOS, umysł praktyczny) zamienili Akademię Medyczną w Gdańsku w gniazdo os antyjaruzelskich. Jak czego mi było trzeba dla podziemnej roboty – to do nich jak w dym. O ile wiem, podziemna "S" z AMG wspomagała finansowo tyle samo rodzin internowanych stoczniowców co pozostałe (niestoczniowe) KZ razem wzięte.

V

Dwa palce złożone w rzymską piątkę na znak VICTORII, znak używany po zwycięstwie, bohatersko głównie przez tych, którzy dla tego zwycięstwa nie ruszyli ani jednym palcem.

X

Xerokopiarka. Broń strategiczna za komuny, wyposażona w dziennik podawczy (przepisywało się w nim treść kopiowanych dokumentów), łańcuch z kłódką i stary kapsel po piwie wypełniony plasteliną, orzełek odciśnięty z pięćdziesięciogroszówki. Zapieczętowano. I na co to się przydało?

Y

Znak "V" na wyciągniętej ręce. Cecha charakterystyczna dekowników stanu wojennego, dziś wojowników stanu pokojowego.

Z

Zawitkowska Roma (NIEBOS). Siłaczka i matka Courage i wszystko inne. Czego Roma nie przechowywała w swoim mieszkanku, kogo nie chowała i nie ostrzegała. Zbierała datki i papier – Pan Bóg jeden wie co. Lata całe w służbie – nie umiem inaczej tego nazwać. Jak wielu innych, nie takiej Polski się spodziewała, co nastała... Tu się z Romą różnię, ale jak do nowego podziemia – tylko z nią.

Ź

Źrenica – opowieść na odpowiedzialność Piotra Dębowskiego. Pod Olsztynem, ciemna noc stanu wojennego, stara paka kumpli organizuje huczne urodzinoimieniny lub wesele nawet. Piją na pohybel, jak to uczciwi ludzie wonczas czynili. ZOMO dostało cynk, że obce rejestracje, panie, przyjechali – do pudła. Pan Romek odzywa się, skuty, do zomowca: "Panie żołnierzu, jak pan będzie strzelał tym kałaszem, to proszę uprzejmie w źreniczkę, żeby skórki nie uszkodzić." Howgh.

Ż

Żając Ryszard, pardon, Zając (NIEBOS). Wybaczcie ten trick, żeby wspomnieć i Rysia. To on był ze mną w noc stanu wojennego w siedzibie Krajówki Sekcji Służby Zdrowia (Stacja Pogotowia Ratunkowego na Grunwaldzkiej w Gdańsku). To on (i Anka Grzymisławska, Boże, prawie na pewno ona) objeździł ze mną koło 1.00 moim maluchem hotele, gdzie przebywali delegaci na Zjazd (wypatroszone) – pamiętam, szukaliśmy Elki Seferowicz i innych z Krajówki. Potem w karetkę – na Zaspę, do Alinki – naiwny, zostawiłem kartkę (Aliny nie było – pamiętam, jak mówiła do Jacka Kuronia: – nie śpię dziś w domu, a on swoją tubą: – AAAlinko, panikujesz), wracamy, a z boku Skoty... Chodu, i do Sopotu, do Borusewicza, a tu: – Panie, otoczyli, strzelali, podobno ktoś uciekł. Borsuk, jak zwykle, zmylił pogoń. Wracamy wśród kolumn PT ileś tam (Pławajuszczyj tank), jakiś ciężarowy ZIS usiłuje tarasować drogę... Co teraz? Bebeszymy archiwum Krajówki Służby Zdrowia – tak dobrze potem ukryte, że chyba nie odtworzyliśmy wszystkiego do tej pory. Już dość późno/wcześnie, druga lub trzecia, a Rysio – jedziemy na działki, do matki Bogdana Lisa. Ee tam, dawno wzięty... No ale to tak blisko... Podjeżdżamy, Rysio wchodzi na chwilę, chwila dłuży się, mnie nerwy grają – Rysio wraca – Bogdan zmęczony, nie wierzy. No, to jeszcze raz – uwierzył, duży chłop, gramoli się do malucha. Sam już nie wiem, czy to konfabulacja, ale przysiągłbym, że ledwo znikamy z działek, z drugiej strony zajeżdżają radiowozy, gaziki... Niech Rysio lepiej nie zaprzecza, bo to tak powinno być, nawet, jeśli to moja rozgorączkowana wyobraźnia tylko... Fajnie, co teraz? Aha, jako rozwodnik miałem zbójeckie prawo na romanse. I tak Bogdan wylądował w Gdyni u mojej przyjaciółki. Też się z nią zaprzyjaźnił, ale już nie w sensie biblijnym. Tak Zając z Lisem wykołowali WRON-ę (a co to, kochanie ty moje?).



Piotr Mierzewski – jeden z najbliższych współpracowników A. Pienkowskiej od 1980 r., członek Sekcji Krajowej "S" SZ, w stanie wojennym aresztowany, wiceminister zdrowia w latach 1989-93, znawca systemów i modeli organizacji ochrony zdrowia na świecie, obecnie w Departamencie Polityki Zdrowotnej Rady Europy, uczestnik debat nt. ochrony zdrowia w Polsce i UE.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot