14 minut. Tyle potrzebowali twórcy gry karcianej Antyszczepionkowcy.biz
na zebranie 10 tysięcy złotych, kwoty umożliwiającej wydanie gry.
Na miesiąc przed zakończeniem zbiórki na ich koncie było już ponad sto
tysięcy złotych. Kampania crowdfundingowa stała się pretekstem do dyskusji nie tylko o szczepieniach, ale i o komunikacji na temat szczepień.
Antyszczepionkowcy.biz to satyryczna gra karciana, która w przewrotny sposób uświadamia wartość szczepień ochronnych. Od kilku miesięcy ze strony internetowej można ściągnąć testową wersję gry – cieszy się ona dobrymi i bardzo dobrymi opiniami, zarówno od strony merytorycznej, jak i formalnej. Zapewnia, jak twierdzą blogerzy testujący tego typu produkty, dużą grywalność. Czyli – nie jest nudna.
Zbiórka, której patronują m.in. Marek Posobkiewicz, Główny Inspektor Sanitarny, MSWiA oraz Dolnośląska Okręgowa Izba Lekarska, na portalu Polakpotrafi.pl trwa do końca kwietnia. Im więcej egzemplarzy gry zostanie wykupionych (trafią one do wspierających w drugiej połowie roku), tym więcej szczepionek na cele charytatywne ufundują organizatorzy. To jeszcze jeden – choć może nie najważniejszy – powód, by zainteresować się przedsięwzięciem młodego wrocławskiego małżeństwa.
Czy można się naśmiewać z przeciwników szczepień? Czy wypada ironicznie przedstawiać autentycznie przerażonych widmem niepożądanych odczynów poszczepiennych rodziców? Antyszczepionkowcy – tym razem ci prawdziwi – zarzucają twórcom gry, i tu nie ma mowy o żadnej niespodziance, powiązania z koncernami farmaceutycznymi. Ba, liderka antyszczepionkowców, Justyna Socha, posunęła się do stwierdzenia, że gra została opracowana w agencji PR wynajętej przez Big Pharmę.
Jednak choćby pobieżny rzut oka na testową wersję gry pozwala stwierdzić, że w grze nie chodzi o naśmiewanie się z tych, którzy boją się ewentualnych negatywnych skutków szczepień (albo raczej z tych, którzy ulegli propagandzie wymierzonej w bezpieczeństwo szczepień). Nie. Negatywnymi bohaterami karcianki są tuzy altmedu. Ci, którzy na ludzkiej naiwności i emocjach zbijają całkiem realne majątki, handlując tabletkami z kiszonej kapusty i urządzeniami do strukturyzowania pamięci wody, cokolwiek miałoby to znaczyć. I bynajmniej nie chodzi o ich wyśmiewanie. Raczej o możliwość głośnego stwierdzenia: – Jesteście oszustami. Niebezpiecznymi oszustami.
Ruchy antyszczepionkowe są współodpowiedzialne za rosnącą liczbę odmów szczepień. W 2018 roku było ich już ponad 40 tysięcy, o jedną trzecią więcej niż rok wcześniej, i to mimo dużej liczby zgłoszeń do punktów szczepień rodziców z niezaszczepionymi dziećmi w samej końcówce roku, z powodu rosnącej liczby zachorowań na odrę. Późną jesienią 2018 roku Ministerstwo Zdrowia deklarowało, że jednym z celów w zakresie zdrowia publicznego jest wyhamowanie przybierającego na sile trendu rezygnacji ze szczepień ochronnych dzieci i młodzieży – statystyki pokazują jednak, że od realizacji tego celu jesteśmy bardzo daleko.
Jeszcze dobitniej pokazują to dane dotyczące zachorowań na odrę. Na początku kwietnia Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego poinformował, że w pierwszych trzech miesiącach roku odnotowaliśmy 554 przypadki tej zakaźnej choroby. W zeszłym roku w analogicznym okresie zachorowały tylko 32 osoby. Ba, w całym ubiegłym roku mieliśmy 339 przypadków odry. W 2017 – zaledwie 63 przypadki. Odra od kilku lat przypomina o sobie w całej Europie. Krajowe epidemie przetoczyły się przez Rumunię i Włochy, z problemem mierzą się Grecja, Francja i Niemcy. W 2018 roku na Starym Kontynencie odnotowano 82 596 zachorowań – trzykrotnie więcej w porównaniu z 2017 rokiem, kiedy odnotowano 25 863 zachorowania i piętnastokrotnie więcej w porównaniu z 2016 rokiem, kiedy odnotowano 5273 zachorowania, i kiedy już – ze względu na sytuację w Rumunii i Włoszech – mówiono o epidemii.
We Francji i Włoszech już zapadły decyzje – wprowadzenie i rozszerzenie kalendarza szczepień obowiązkowych, z wysokimi karami finansowymi za nieszczepienie i, co ważniejsze, z zamknięciem placówek wychowawczo-opiekuńczych dla dzieci nieszczepionych. Na początku marca ostatecznie niezaszczepione (ze względów pozamedycznych) dzieci we Włoszech straciły możliwość uczęszczania do żłobków i przedszkoli. Jak na ironię, prawo egzekwuje minister zdrowia z partii, która do ostatnich wyborów szła w ścisłym sojuszu z ruchami antyszczepionkowymi.
Nad wprowadzeniem obowiązkowych szczepień debatują Niemcy. Rząd chce przeprowadzić decyzję o obowiązkowym szczepieniu przeciw odrze, ze względu na duże (i wszystko na to wskazuje – rosnące) zagrożenie wirusem. Pojawiają się jednak również pomysły, głównie ze strony partii liberalnych, by w ogóle szczepienia do 14. roku życia stały się obowiązkowe.
Czy jest możliwość, by w dającej się przewidzieć przyszłości Unia Europejska wypracowała wspólne podejście do szczepień, wspólny kalendarz szczepień obowiązkowych? Andrzej Ryś, dyrektor ds. systemów ochrony zdrowia, produktów medycznych i innowacji w Dyrekcji Generalnej ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności Komisji Europejskiej, podczas spotkania z dziennikarzami zorganizowanego z okazji piętnastolecia obecności Polski w Unii Europejskiej podkreślał, że takie wspólne podejście widać zarówno na poziomie deklaracji, jak i we współpracy, jaką podejmują ze sobą ministrowie zdrowia, którzy wzajemnie wspierają się w podejmowanych decyzjach, na przykład dotyczących wprowadzenia obowiązkowych szczepień. Wypracowanie jednego kalendarza podstawowych szczepień byłoby, zdaniem Andrzeja Rysia, przydatne i na pewno ułatwiłoby życie wielu obywatelom UE, szczególnie tym, którzy zmieniają kraj zamieszkania razem z rodzinami, ale jest w praktyce niezwykle trudne, zaś wprowadzenie w całej UE szczepień obowiązkowych – niemal niemożliwe, przynajmniej w tej chwili.
Sytuacja oczywiście może się zmienić. Unia Europejska z niepokojem spogląda zwłaszcza w kierunku Ukrainy, która od zeszłego roku zmaga się z epidemią odry. Wirus, wbrew nadziejom, nie odpuszcza. Ukraina otrzymała pomoc – w postaci zakupionych szczepionek przeciw odrze – i rozpoczęła w lutym zaplanowaną akcję szczepień, jednak liczba zachorowań nie maleje. Od początku roku do końca marca odnotowano tam ponad 35 tys. przypadków odry (wobec 54 tys. w całym 2018 r.) i czternaście zgonów. Nie ma wątpliwości, że polski problem z odrą bierze się z dużej liczby imigrantów z Ukrainy. Ale wirus się rozprzestrzenia, Polacy zaczynają chorować, również dlatego, że obniża się poziom odporności stadnej. Nie mówimy, na razie, nawet o lokalnych epidemiach, zaledwie o ogniskach odry. Jak długo, skoro balansujemy na granicy bezpieczeństwa, z wyszczepialnością na poziomie 95 proc.?
Antyszczepionkowa propaganda pojawia się w przestrzeni publicznej w coraz to nowych miejscach. W sejmie parlamentarny Zespół ds. bezpieczeństwa szczepień, w którym głównym ekspertem jest liderka antyszczepionkowców Justyna Socha, co kilka tygodni spotyka się na posiedzeniach z udziałem zagranicznych antyszczepionkowych celebrytów, których wystąpienia – nie do końca zresztą zrozumiałe przez barierę językową – mają dowodzić tezy o szkodliwości szczepień. Lub przynajmniej zasiać ziarno wątpliwości co do ich bezpieczeństwa. W Internecie treści wymierzone w szczepienia – jako świetnie się sprzedające i klikalne – pojawiają się przy okazji innych, budzących zainteresowanie spraw. W głośnym reportażu Superwizjera „Farma trolli”, w którym dziennikarze TVN obnażyli mechanizmy rządzące kilkoma sympatyzującymi z prawicą portali i stron w mediach społecznościowych, pojawił się również wątek szczepionek. Jeden z redaktorów przyznał, że gdy cały świat śledził losy Alfiego Evansa, którego sąd w Wielkiej Brytanii pozwolił lekarzom odłączyć od aparatury podtrzymującej życie, publikował artykuły i komentarze, w których pisał o tym, że stan chłopca spowodowały szczepienia.
Nie potrzeba zresztą sięgać daleko. W warszawskim szpitalu dziecięcym od lutego przebywa kilkumiesięczny Szymon. Gdy chłopiec trafił do szpitala z podejrzeniem zapalenia mózgu, jego najbliżsi twierdzili, że stan chłopca jest spowodowany szczepieniem przeciw pneumokokom, które otrzymał kilka dni przed zachorowaniem. Na „pomoc” rodzicom ruszyło stowarzyszenie antyszczepionkowców, w Internecie i w prawicowych mediach zaroiło się od materiałów oskarżających szczepienia jako takie, lekarzy, urzędników, koncerny farmaceutyczne. Po dwóch miesiącach wiadomo znacznie więcej, choć jeszcze nie wszystko. Ciężka choroba genetyczna, zaostrzenie stanu prawdopodobnie wywołane infekcją wirusową. Rodzina odżegnuje się, już od dłuższego czasu, od oskarżeń pod adresem szczepień, co – jak można się było spodziewać – nie przeszkadza w tworzeniu kolejnych teorii spiskowych. Na przykład o próbach „uciszania” czy „zastraszania” rodziców.
Gdzie, w tym wszystkim, są siły wczesnego reagowania na antywiedzę i dezinformację, nie wiadomo. Wiadomo, że byłyby one potrzebne – stąd wszystkie oddolne próby przeciwstawienia się ruchom antyszczepionkowym. Na przykład, obywatelska inicjatywa „Szczepimy, bo myślimy”, zakładająca, że wzorem Włoch do przedszkoli i żłobków będą przyjmowane wyłącznie dzieci zaszczepione (i te, które szczepione być nie mogą ze względu na przeciwskazania medyczne). Pod koniec kwietnia skończy się zbiórka podpisów.
Czy uda się zebrać 100 tysięcy? Czy rząd wykorzysta szansę i poprze projekt? Nawet jeśli, czasu na uchwalenie ustawy przed wyborami będzie bardzo niewiele. A przecież kampania wyborcza to nie jest czas na trudne decyzje. Politycy, jak bohaterka „Przeminęło z wiatrem”, mogą powiedzieć: – Pomyślimy o tym jutro. Za pół roku. Za dwa lata. Po następnych wyborach.