Na nocnych dyżurach, w gabinecie USG, magazynie albo w windzie. Najczęściej między lekarzem – najlepiej chirurgiem – a pielęgniarką. Romanse są trwałym elementem szpitalnej rzeczywistości.
Kamila, 25-latka, pielęgniarka, od 3 lat ma romans z Leszkiem, lekarzem w tym samym szpitalu. Potajemnie, bo on ma udane małżeństwo i dwuletniego synka. Nie ma zamiaru z tego zrezygnować. Na początku układ był jasny – związek bez przyszłości i żadnych rozmów o rozwodzie i ożenku. Ona kochała się w nim od dawna, a Leszek zwrócił na nią uwagę dopiero po wielu wspólnych dyżurach nocnych.
– Kiedy „to” zrobiliśmy pierwszy raz, poczułam się taka wyróżniona – wspomina Kamila.
Jeśli nie spotykali się na nocnych dyżurach, to w hotelach albo na jej stancji.
– Pracuję w stresie, mam na głowie tyle obowiązków, a Kamila to istny balsam: dobra, czuła, niewymagająca – tłumaczył się Leszek, 36 lat.
Tego nie dawała mu żona, która robiła karierę.
Po 3 latach Kamila miała dość takiej sytuacji – chciała mieć Leszka na wyłączność. Każdego dnia, gdy się rozstawali, płakała albo udawała, że jest chora. Byleby dłużej został. Dzwoniła i wysyłała do niego sms-y, kiedy był z rodziną... Musiała.
– Romans bywa jak tabletka przeciwbólowa dla kobiet niepewnych swojej atrakcyjności, inteligencji, seksapilu. Zagłusza samotność i na chwilę podnosi wiarę w siebie – komentuje i opisuje tę sytuację psycholog Violetta Nowacka na swojej stronie www.self-psychologia.pl.
Przelecieć pielęgniarkę w mundurku
– Mam 27 lat, 5 lat pracy w szpitalach jako pielęgniarka i już 3 romanse na koncie – pisze na swoim blogu szpitalneromanse. blox.pl instrumentariuszka na bloku operacyjnym szpitala w dużym mieście, ukrywająca się pod pseudonimem Nyhneave. Wszystkie jej przygody miłosne dotyczyły chirurgów.
– Ale lekarze innych specjalizacji nie są świętsi i też mają swoje grzeszki na sumieniu – dodaje blogerka.
Twierdzi, że do romansów między lekarzami a pielęgniarkami dochodzi dość często. Dlaczego?
– Praca w szpitalu jest ciężka – fizycznie i psychicznie. Zwłaszcza na chirurgii. W sytuacjach zagrożenia życia działa się tam szybko, na pełnej adrenalinie, często w nocy albo po nocy nieprzespanej. W takiej atmosferze, pracując ramię w ramię, pielęgniarki zbliżają się do chirurgów. Stają się sobie bliżsi – tłumaczy blogerka. Muszą sobie wzajemnie ufać i polegać na sobie. Z czasem wiedzą o sobie wszystko. Są partnerami w działaniu. I dlatego często stają się partnerami w łóżku, czasami także w życiu.
Gdzie uprawiają seks? Blogerka twierdzi, że wszędzie, gdzie tylko jest okazja. W dyżurce, w gabinecie USG, w pokoju socjalnym, w łazience, a czasem w pustej sali chorych. Kochankowie dobierają się na dyżury, zazwyczaj nocne, często zamieniają się z kolegami/koleżankami, by być razem.
– Z czasem wszyscy wiedzą, że utworzyły się „pary” i nikt nie robi problemów z zamianami – opisuje blogerka.
I dodaje, że seks uprawiają także w ciągu dnia.
– Czy jest coś bardziej podniecającego dla faceta, niż bzykać pielęgniarkę w na wpół rozpiętym mundurku? – pyta retorycznie blogerka.
Chirurdzy amantami
Czy największym powodzeniem wśród kobiet w szpitalach cieszą się chirurdzy?
– Coś z prawdy w tym jest – śmieje się Katarzyna Kowalik z Biura Towarzystwa Chirurgów Polskich. I zamiast rozwinąć temat, nabiera wody w usta.
– Chirurdzy są wysocy, mają odpowiedzialne funkcje i otacza ich płeć piękna. Więc takie romanse są naturalne – tłumaczy inna kobieta pracująca w tym środowisku.
Wspomina chirurga ze szpitala we Wrocławiu, który cieszył bardzo dużym wzięciem wśród pań.
– Zdecydowanie był typem amanta, podrywacza – mówi, zastrzegając anonimowość. Mimo iż pielęgniarki wiedziały o jego licznych podbojach, wiele do niego wzdychało. Słabość kobiecego personelu medycznego do chirurgów potwierdza także prof. Krzysztof Bielecki, chirurg z 52-letnim doświadczeniem.
– Ja sam jestem „ofiarą” takiego związku szpitalnego. W 1980 roku do szpitala na Solcu, gdzie pracowałem, przyszła na staż młoda pielęgniarka, Ewa, blondynka. Zauroczyła mnie i rok później się pobraliśmy – wspomina prof. Bielecki. Do dzisiaj są małżeństwem.
Dlaczego chirurdzy są takimi amantami?
– Widzi się w nas osoby zdecydowane, które muszą podejmować decyzje szybko i w trudnych przypadkach. Często dzięki temu ratujemy czyjeś życie. To spotyka się czasami z wręcz krępującym uwielbieniem ze strony pacjentów i... powodzeniem u kobiet – tłumaczy prof. Bielecki.
Większość kobiet lubi mężczyzn zdecydowanych, wiedzących, czego chcą, a chirurdzy na pewno do nich należą. Nie biją piany, tylko działają – 30 proc. operacji jest nagłych, nieplanowanych. Decyzja musi być podjęta w ciągu minut. I to imponuje paniom.
– Gdybym jako chirurg usiadł obok celebryty, to przegrałbym z nim, ale już niekoniecznie, gdyby wybierały kobiety myślące – dodaje prof. Bielecki. Wysoką atrakcyjność chirurgów dla kobiet udowodnili także naukowcy (patrz ramka).
Trzy płaszczyzny
Profesor w czasie 52 lat swojej pracy w szpitalach widział już niejeden romans. – Są jak najbardziej dopuszczalne – mówi. Jego obserwacje szpitalnych miłostek są na tyle duże, że już udało mu się ustalić ich typologię. Powstają one na 3 płaszczyznach.
1. Pacjent – lekarz/pielęgniarka. Szpital to miejsce, w którym rodzi się forma pewnej empatii w stosunku do pacjenta. Ten zaś, znajdując się w trudnych i intymnych sytuacjach, odczuwa wdzięczność za ofiarowaną pomoc.
– A od wdzięczności duchowej do uczucia jest już bardzo, bardzo blisko – tłumaczy profesor. I tak powstają miłości jednoczące kogoś z łóżka i osobę w kitlu. Profesor podaje dwa przykłady: kolegę – chirurga, o inicjałach MB, który operował pacjentkę i tak się nią potem troskliwie opiekował, że... została jego żoną.
– I jest nią do dzisiaj – śmieje się Bielecki. Ale dodaje, że takie happy endy („jeśli małżeństwo można nazwać happy endem”), zdarzają się rzadko. Bo zazwyczaj ona ma już męża, a on żonę. Pamięta przypadek zadurzenia dziennikarza i pielęgniarki, która się nim opiekowała. Emocje tak silnie i gwałtownie rozkwitły, że para, która poznała się przy łóżku, razem uciekła z tego szpitala. Intensywne zauroczenie trwało 2 tygodnie, po czym czar prysł jak bańka mydlana. Pielęgniarkę wypędził mąż, a dziennikarza żona przyjęła z powrotem. Ale wybiła mu z głowy tezę, że „nikt mu tak nóg nie masował jak ta pielęgniarka”.
2. Pacjent – pacjent. Profesor wspomina młodych ludzi, którzy leżeli na tej samej sali z tą samą chorobą – Leśniowskiego- Crohna. Obydwoje w wyniku schorzenia bardzo szczupli, ten sam problem i podobna fizis wystarczyły, by zaiskrzyło.
– Czasami z miłostek między pacjentami rodziły się małżeństwa – wspomina Bielecki.
3. Lekarz – pielęgniarka/lekarka. Najczęściej, wbrew serialom telewizyjnym (patrz ramka), flirt podszyty seksem zachodzi między lekarzem a pielęgniarką.
– Zdecydowanie potwierdzam – podkreśla prof. Bielecki. I tłumaczy kolegów i koleżanki po fachu. Kiedy w trakcie długiego dyżuru, zwłaszcza nocnego, po olbrzymiej dawce pracy, personel odczuwa zmęczenie, przychodzi chwila na relaksujący odpoczynek. Kawa, herbata, spokój gdzieś w sennej dyżurce, opanowanie emocji z całego dnia.
– W takiej przyciemnionej poświacie, romantycznej scenerii, łatwo rodzi się zbliżenie – twierdzi prof. Bielecki.
Bujda na resorach?
– Co można zdjąć z pielęgniarki pracującej na nocnym dyżurze? – Lekarza.
– Tak mówi stary żart. Według niektórych – już nieaktualny.
– Romanse w szpitalu? Nie ma na to czasu! Każda z nas pracuje w kilku miejscach – twierdzi szefowa jednej z dużych organizacji zrzeszających pielęgniarki.
Woli anonimowo, bo nie chce być wiązana z takim tematem.
– My nie mamy czasu na normalne relacje rodzinne, a co dopiero na romanse. Kiedyś, 30 lat temu, były ku temu warunki, ale nie teraz – twierdzi.
Podobne zdanie ma pielęgniarka z prawie 30-letnim stażem pracy, z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku.
– To jest moloch, tutaj nie ma warunków do romansowania. Szpital jest otwarty non stop, drzwi nie zamkniesz – tłumaczy.
Ale dodaje, że w małych szpitalach, w których także pracowała, gdzie krąg pracowników jest mniejszy, relacje są bliższe, romanse się zdarzają.
– Wszyscy wiedzieli, kto z kim, ale nikt o tym nie mówił oficjalnie. Pokątnie tak, bo kochankowie – lekarz z pielęgniarką – umawiali się na dyżurach, zazwyczaj nocnych. Inne dyżurujące pielęgniarki widziały, co się dzieje. I opowiadały następnego dnia – opisuje nasza rozmówczyni.
Kilku zapytanych lekarzy twierdzi, że osobiście nie spotkało się z przypadkami romansów w szpitalach. Nawet o nich nie słyszeli.
– U nas romans jest fizycznie niemożliwy – na pediatrii są same kobiety – twierdzi Anna Golec, lekarz.
– W szpitalu panuje na tyle formalna atmosfera, że nie sprzyja ona zbliżeniom. Mamy tak dużo pracy, że takie myśli nie mają nawet kiedy przejść ludziom przez głowę – dodaje Katarzyna Stażyk z Kliniki Chorób Zakaźnych w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.
Ale po chwili przypomina sobie, że mimo tych utrudnień, owocne flirty zdarzają się – romans lekarza i pielęgniarki na ich oddziale zakończył się niedawno małżeństwem.
Zero tolerancji
W Stanach, gdzie kwestie intymnych relacji między pracownikami bardzo często są regulowane zapisami regulaminów służbowych w korporacjach i dużych firmach, także szpitalne amory doczekały się usankcjonowania.
W Healer Hospital długo tolerowano rozliczne romanse, najczęściej pozamałżeńskie, jakie rodziły się wśród personelu medycznego. Do schadzek dochodziło w magazynach szpitalnych, ambulansach. Ale tylko do czasu, gdy narzekania ze strony pacjentów oraz części personelu przepełniły czarę. Pierwsi skarżyli się na brak uwagi ze strony lekarzy i pielęgniarek, którzy chętniej w ich obecności flirtowali, niż leczyli, zaś personel i studenci medycyny twierdzili, że lekarze faworyzowali pielęgniarki, które były ich kochankami. I dyskryminowali w ten sposób prawa innych członków personelu.
Prezes szpitala, dr Rhodes, potępił jawne okazywanie intymnych związków w pracy.
– To zaburza relacje koleżeńskie i cierpią na tym pacjenci – argumentował.
Szef zaproponował politykę „zero tolerancji dla romansów wśród personelu”. Karą za złamanie tego punktu w regulaminie mogło być przeniesienie do innego oddziału albo relegowanie ze szpitala. Wśród personelu zawrzało. Krytycy prezesa twierdzili, że to tylko sprowadzi romanse do podziemia i wywoła niepotrzebne napięcia podczas ukrywania miłosnych relacji. Taka polityka mogłaby prowadzić do śledzenia, kto z kim i gdzie, co jeszcze bardziej podkopałoby zaufanie miedzykoleżeńskie.
– Czyjeś relacje prywatne nie powinny interesować szpitala! – twierdzili.
Mimo tego dr Rhodes wprowadził jednak w czyn hasło „zero tolerancji dla romansów”. Przypadek Healer Hospital opisany w „American Medical Association Journal of Ethics” wywołał dyskusję na łamach tego pisma. Autorytety z dziedzin medycyny i etyki spierały się, czy tego typu polityka jest zgodna z prawem i służy zarówno personelowi medycznemu, jak i pacjentom. Spór nie był zbyt ostry – politykę „zero tolerancji dla romansów” zgodnie i mocno skrytykowano.
Szpital flirtem stoi
Gdyby sytuacje z najpopularniejszych polskich seriali przenieść do rzeczywistości, to lekarze i pielęgniarki głównie zajmowaliby się romansowaniem, całowaniem, podrywami i seksem. Opieka nad pacjentem stanowiłaby tylko dodatek do miło upływającego czasu. Cała gama romansów ma miejsce w serialu „Na dobre i na złe” w szpitalu w Leśnej Górze. Prof. Falkowicz – chirurg – uwodzi swoją podwładną, młodą lekarkę Wiktorię Consalida, zapraszając ją na wyjazd służbowy do luksusowego hotelu i na romantyczną kolację z namiętnymi pocałunkami.
Przemek, lekarz, już przespał się z młodą lekarką Olą i nadal ją uwodzi, a ona go odtrąca. Z kolei doktor Marek Rogalski chce naprawić swoje małżeństwo z Dorotą, ta jednak ma romans z młodym chirurgiem – Adamem Krajewskim.
Od romansów szpitalnych kipi też flagowy serial TVN „Lekarze” opisujący losy chirurgów w jednym z toruńskich szpitali Copernicus. Prawie każdy bohater w kitlu prowadzi tam jakiś szpitalny podbój miłosny. Daniel Orda najpierw podrywał Maję, a potem Alicję, a szpital aż huczał od plotek na ten temat. Nawiązać romans z Alicją próbował także czarnoskóry lekarz Michael Jennings, konsultant.
Scenarzyści poszli dalej, ukazując świat romansów lesbijskich – Sylwia i Beata przespały się i coś między nimi zaiskrzyło. Sylwia łączy się także z Danielem, Maks z Olgą, a Piotr z doktor Żelichowską.
Pocałunki, obściskiwania w windach, gabinetach, przy otwartych drzwiach, a nawet na korytarzu. Atmosfera od romansów jest tak gęsta, że Iza, żona Piotra, zazdrosna o Alicję, grozi jej donosem na temat ich rzekomego romansu do... komisji etyki lekarskiej.
Przystojniacy ze skalpelem
Poważniej do tematu romansowania w szpitalach podeszli lekarze z Kliniki Uniwersytetu w Barcelonie – zbadali, jakiej specjalizacji medycy są najbardziej atrakcyjni dla kobiet. Okazało się, że chirurdzy.
Naukowcy na chybił trafił wybrali trzydziestu 52– 57-letnich chirurgów i lekarzy ogólnych z uniwersyteckiej kliniki. Poprosili ich o podanie wzrostu i zdjęcia cyfrowe. Do tych dwu grup dodali także zdjęcia i dane na temat 50-letnich aktorów, którzy odgrywali role chirurgów lub lekarzy innych specjalizacji: m.in. George’a Clooneya (dr Dough Ross w „Ostrym dyżurze”), Hougha Laurie’ego (dr Gregory House z „House’a”). Zdjęcia pokazano 5 pielęgniarkom i 3 lekarkom, które oceniały ich atrakcyjność w 7-punktowej skali.
Okazało się, że przeciętny wzrost lekarzy ogólnych (172,6 cm) był o prawie 6 cm niższy niż chirurgów (179,4 cm).
Zdecydowanie najbardziej przystojni byli gwiazdorzy filmowi (średnia 5,96 pkt), drugie miejsce zajęli chirurdzy z barcelońskiej kliniki (średnia 4,39 pkt), a na końcu znaleźli się lekarze ogólni (średnia 3,65 pkt). Porównując zdjęcia, badacze ustalili, że interniści są znacznie częściej łysi niż chirurdzy.
Dlaczego chirurdzy są atrakcyjniejsi dla kobiet od reszty lekarzy? Naukowcy tłumaczą, że uważa się, że są bardziej zaangażowani. Ci specjaliści muszą być pewni siebie, dlatego taką specjalizację wybierają przystojniacy, bowiem dzięki wysokiemu wzrostowi mają lepszy widok na salę operacyjną, górują nad zespołem, którym dowodzą. Pracują też w lepszych warunkach: wiele godzin przebywają w czystych, dotlenionych salach operacyjnych, a to dobrze wpływa na ich ciało i zdrowie. Z kolei fakt rzadszego łysienia to być może efekt noszenia czapek podczas operacji.
Lekarze ogólni spotykają się na ogół tylko z jednym pacjentem, więc nie muszą wykazywać cech przywódczych. Podobno stetoskopy na ich szyjach powodują, że się garbią.
Naukowcy nie podali do publicznej wiadomości ocen poszczególnych lekarzy, ale po badaniach klinika uniwersytecka aż huczała od plotek. A pielęgniarki i lekarki stworzyły własne rankingi najprzystojniejszych.