Kiedy piszę te słowa, lekarze rezydenci właśnie rozpoczynają zapo-wiadaną wcześniej głodówkę. Domagają się większych pieniędzy na ochronę zdrowia i skrócenia kolejek w szpitalach i przychodniach. Chcą także podwyżki swoich płac, choć nie jest to ich pierwszoplanowy postulat. Jednak – jak mówią – nie mogą dłużej godzić się na stawkę 14 złotych za godzinę pracy. Chcieliby podwyżek do dwóch średnich krajowych. Ten postulat minister Radziwiłł określił jako nierealny „zarówno w samej służbie zdrowia, jak i w systemie państwa, które jest, no, nie najzamożniejszym krajem na świecie”.
Może postulaty płacowe rezydentów są wygórowane z punktu widzenia przedstawiciela rządu, który musi mieć na uwadze możliwości finansowe budżetu, którym dysponuje. Nie można jednak wymagać od lekarzy, aby przyjęli ten punkt widzenia jako swój. Podstawowa pensja rezydenta to niewiele ponad dwa tysiące złotych. Często pracuje nawet ponad
300 godzin miesięcznie, bo młodymi lekarzami obsadza się dyżury, nie ma czasu dla rodziny, o wypoczynku i życiu pozazawodowym nie wspominając. Nie ma też wystarczająco dużo czasu na kształcenie, a jeśli nawet, to nie ma na nie pieniędzy. Podręczniki kosztują po kilkaset złotych, tygodniowy kurs USG 2500 zł. Dobrze jeszcze, kiedy odbywa się w miejscu zamieszkania, jeśli jednak w innym mieście, doliczyć trzeba dojazd i choćby najskromniejsze zakwaterowanie. Wszystko to powoduje, że wielu młodych lekarzy nie widzi dla siebie perspektyw rozwoju w Polsce. Już na studiach, widząc z jakimi problemami muszą borykać się ich niewiele starsi koledzy, planują wyjazd z kraju. Jak szacuje Naczelna Rada Lekarska, za granicą pracuje nawet 30 tys. polskich lekarzy. Minister Radziwiłł stwierdził, że wyjeżdża niewielki odsetek rezydentów. Nie dodał jednak, że wyjeżdżają głównie ci najbardziej otwarci, energiczni, dobrze znający języki obce, chcący podnosić swoje kwalifikacje w środowisku, które doceni ich ambicje i determinację w dążeniu do celu.
Młodzi lekarze zawsze zarabiali mało. Niejeden ze starszych kolegów po fachu ministra Radziwiłła pamięta czasy, kiedy krocząc przed trybuną honorową podczas przymusowego udziału w pierwszomajowych pochodach, skandowali w kierunku I sekretarza: „Gospodarzu, daj nam więcej na stażu!”. Czasy się zmieniły, ale problem pozostał.
W całej Europie lekarz, także ten młody, codziennie podejmuje heroiczną walkę o zdrowie czy życie pacjenta. W Polsce lekarz rezydent musi także podejmować heroiczny wysiłek, aby sprostać przeregulowanemu, niesprzyjającemu mu systemowi służby zdrowia, jest takim ubogim krewnym systemu, który wygląda łaski i zrozumienia od rządzących. Ale czy jest się czemu dziwić? Wszak niegdyś synonimem słowa „rezydent” było właśnie określenie „ubogi krewny”.