Dokładniejsze obrazowanie, nieinwazyjna chirurgia i tanie badania genetyczne to nie wszystko. Nowe technologie są szansą na oszczędności w ochronie zdrowia. Ich efektywne wykorzystanie wymaga jednak zmiany modelu myślenia o leczeniu i jego finansowaniu.
Nowe technologie w medycynie to nie tylko narzędzia do diagnostyki i leczenia. To także zupełnie inny sposób zbierania i przetwarzania informacji ważnych dla zdrowia i profilaktyki. Pierwsze sekwencjonowanie całego ludzkiego genomu kosztowało w 2003 roku 2,7 mld dol., dziś około tysiąca, a naukowcy mówią już urządzeniu, które zrobi to za mniej niż 100 dolarów. Łatwiejsza dostępność specjalistycznych badań przyczynia się do zwiększenia ilości informacji, które można i trzeba umiejętnie wykorzystać, by przesunąć akcent z leczenia na profilaktykę.
Dodatkowo większość narzędzi – jak np. mobilne kompaktowe aparaty USG, mogące zastąpić stetoskop – jest cyfrowa i ich używanie wiąże się z powstawaniem danych. Odkrycie wzorców do analizy i przetwarzania tzw. big data, czyli ogromnego zbioru różnorodnych danych może prowadzić do odkrycia nowej wiedzy. W tym zbiorze danych tkwi wielki potencjał dla nauki.
Innowacyjne podejście, czyli jakie?
Wciąż wiele jeszcze przed nami wyzwań. Sporo też barier, zarówno obiektywnych, jak brak dostępu pacjentów i placówek medycznych do sieci, jak i subiektywnych, wynikających z głęboko zakorzenionych przekonań i przyzwyczajeń – np. preferowania notatnika zamiast telefonicznej aplikacji do codziennego zapisu pomiaru ciśnienia, która umożliwia przesyłanie danych lekarzowi. Na poziomie całego systemu blokadą są niedostosowane do zmian procedury i brak podejścia systemowego.
Postęp technologiczny musi się jednak wiązać z transformacją sposobu myślenia i wyjściem poza dotychczasowe schematy i rozwiązania. Trudno porzucić tradycyjny model, nawet jeśli się nie sprawdza. Dla przykładu – przedsiębiorca zezwalający pracownikowi na tzw. home office musi pokonać mentalną barierę, by zaakceptować, że jego podwładny może być bardziej wydajny i tańszy, kiedy pracuje we własnym domu, bo nie traci czasu i pieniędzy na dojazdy, nie trzeba mu organizować miejsca pracy, może sam sobie zaplanować swoje zadania i wcale nie wymaga kontroli, by je efektywnie wykonać. Jednak wciąż większość przedsiębiorców obawia się, że pracownik w domu nie będzie tak wydajny, jak w biurze i niczego nie zmienia. Nadal inwestuje w doskonalsze sposoby kontroli, w służbowe samochody i pomieszczenia.
Podobnie jest z technologiami i ich wykorzystywaniem w medycynie. Panuje przekonanie, że są drogie, ale nie zwraca się uwagi na to, jakie mogą przynieść oszczędności w dłuższej perspektywie. Traktuje się je jak wydatek a nie inwestycję. Typowym przykładem jest robot Da Vinci, dzięki któremu szpital może zaoszczędzić na kosztach hospitalizacji czy powikłań pooperacyjnych, jednak nie ma funduszy na jego używanie. Jedyny w Polsce robot za prawie 9 mln zł stoi więc we wrocławskim szpitalu i jest rzadko używany. Mamy dziś jednak sporo tańszych (i wciąż taniejących) urządzeń, których wykorzystanie pozwala na oszczędności zarówno pieniędzy przeznaczonych na terapię, jak i czasu przeznaczonego na wizytę – np. telefony komórkowe a w nich aplikacje monitorujące stan zdrowia.
Myśleć o przyszłości
Technologiczne nowinki przestają być ciekawostkami i drogimi zabawkami. Prawdziwym wyzwaniem staje się zintegrowanie technologii z rozmaitych dziedzin: medycyny, biotechnologii, sztucznej inteligencji, robotyki, nanotechnologii i wykorzystanie ich w leczeniu i profilaktyce.
Transformację sposobu myślenia w medycynie pokazał Daniel Kraft podczas TEDxMaastricht w 2011 roku, mówiąc o zjawisku starzenia się społeczeństw i wyzwaniach, także finansowych, jakie za tym stoją. Naukowiec ten ma 20-letnie doświadczenie w pracy klinicznej i w prowadzeniu innowacyjnych badań naukowych w dziedzinie biomedycyny. Argumentuje, iż większość pieniędzy na zdrowie wydajemy w latach, które stanowią ostatnie 20 proc. naszego życia i sugeruje, że o wiele oszczędniej będzie, jeśli wydamy je znacznie wcześniej i potraktujemy jak inwestycję. Nie jest to niczym nowym, jednak wdrożenie pewnych rozwiązań – np. genetycznych badań profilaktycznych – pozwalających wykryć schorzenia w momencie, gdy powstają, wymaga zmiany postawy i zorientowania myślenia na przyszłość, nie zaś koncentracji na teraźniejszości i leczeniu objawów choroby.
„Odwrócone leczenie”
W edukacji mówi się o modelu nauczania zwanym „odwróconą klasą”. To przeciwieństwo wykładu. Metoda ta zyskała popularność wraz z dostępnością sprzętu, umożliwiającego nagrywanie edukacyjnych materiałów oraz rozpowszechnianie ich w sieci. Polega na tym, że uczniowie w domu oglądają materiał filmowy, zawierający teorię, a na lekcji pracują nad nim w asyście nauczyciela. W ten sposób odwraca się tradycyjny model podawania wiedzy – wykład, skupiając się na znacznie trudniejszym dla ucznia przyswajaniu wiedzy i wdrażaniu jej w praktyce. Uczenie się jest wtedy efektywniejsze – zarówno dzięki technologii, jak i odwróceniu pewnego porządku myślenia i działania. Podobnie technologia w medycynie może sprawić, że wizyty u lekarza staną się bardziej efektywne. Już dziś, dzięki tzw. telemedycynie udaje się ograniczyć liczbę wizyt. Platformy telemedyczne oferujące np. wideokonsultacje funkcjonują jako dodatkowy kanał komunikacji pomiędzy pacjentem a lekarzem, np. w przewlekłych chorobach (głównie kardiologicznych) czy przy prowadzeniu ciąży. Technologia nie może tu zastąpić lekarza, ale może być – paradoksalnie – lekarstwem na brak czasu w kontaktach z pacjentem. Podobnie jak metoda odwróconej klasy, pozwala zachować więcej czasu na bezpośredni kontakt i rozmowę, ponieważ dane zostały zebrane przed wizytą. Rozwiązania te są na razie dostępne w Polsce w ramach prywatnej opieki zdrowotnej, ale przy zmianie sposobu myślenia mogłyby stać się ogromną szansą dla osób przewlekle chorych, mieszkających w małych miejscowościach z utrudnionym dostępem do świadczeń medycznych. Nie muszą też wiele kosztować.
Medycyna stadium zerowego
Gromadzenie danych i umiejętna ich analiza pozwala wykryć ryzyko zapadnięcia na określone schorzenia i połączyć pozornie niepowiązane symptomy. Wszystko dzieje się w systemie komputerowym. Jak przekonuje Daniel Kraft, wchodzimy w epokę miniaturyzacji, decentralizacji i personalizacji. Poprzez połączenie tych trzech trendów i umiejętne wykorzystanie możliwości, jakie dają, można zacząć leczyć dobrze czujące się osoby na długo przed zachorowaniem. Nazywa to „medycyną stadium zerowego”.
Coraz więcej lekarzy i placówek medycznych używa specjalnie opracowanych systemów, które pozwalają zidentyfikować pacjentów ze zwiększonym ryzykiem chorób serca, niewydolności nerek, infekcji pooperacyjnych, zanim zgłoszą się oni z problemem. Dzięki łączeniu i porównywaniu indywidualnych danych pacjenta z materiałami i danymi dostępnymi w publicznych bazach czy czasopismach naukowych można dobrać spersonalizowaną terapię i zdusić zagrożenie w zarodku.
Międzynarodowe konsultacje
Nowe technologie to także inny przepływ informacji. Nie chodzi jedynie o prędkość, ale także o dostępność danych i możliwość konsultacji, opartej nie na poradzie eksperta, lecz na wymianie i współpracy. Często zmienia się hierarchia takich relacji – bywa, że ekspertem staje się sam pacjent. Chirurg onkolog, Kevin B. Jones zobrazował wychodzenie poza schematy na przykładzie mięsaków. Ten rzadki typ nowotworu – jak twierdzi – zawsze wymaga niestandardowej terapii i każde działanie obarczone jest ryzykiem i niepewnością. Lekarze, usiłujący skutecznie zwalczać mięsaki u swoich pacjentów, kontaktują się z innymi lekarzami i pacjentami, by omówić przypadek. Postała międzynarodowa grupa medyków oraz pacjentów z tym samym schorzeniem, wymieniających doświadczenia. Jones opowiada o operacji zastąpienia zaatakowanego stawu kolanowego skokowym. Przeprowadzono ją z powodzeniem u jednego z pacjentów, a dzięki międzynarodowej kooperacji udało się to niestandardowe rozwiązanie przenieść na innego pacjenta. Wymiana inspiracji nastąpiła dzięki technologii i pokorze lekarza, który założył, że nie jest jedynym ekspertem i ciągle powinien się kształcić, pytać, szukając skutecznych rozwiązań. Sieć poszerzyła możliwość szukania inspiracji.
Czy jesteśmy na to gotowi?
Nowe technologie dokonują transformacji w każdym sektorze naszego życia. Mają wpływ nie tylko na produkcję, ale także na powstawanie nowych modeli biznesowych i ekonomicznych. Nie na wszystko jesteśmy już dziś gotowi, o czym świadczy np. zamknięcie platformy Google Health, która się nie przyjęła wśród pacjentów.
Mówienie o innowacjach i porównywaniu cyfrowych danych może brzmieć nieco futurystycznie w kraju, w którym nie udało się do tej pory zakończyć procesu informatyzacji. Te zmiany jednak są nieuniknione, ponieważ narodził się już nowy pacjent, obyty z technologią. Współczesny klient biura podróży nie musi kupować gotowej wycieczki, bo potrafi sam wynaleźć sobie najtańsze loty, najbardziej dogodne lokalizacje i dostosować wakacje do własnych oczekiwań. Podobne kompetencje i oczekiwania będzie wkrótce miał współczesny pacjent i trzeba za tym nadążyć.