Poza Polską mieszka na stałe i pracuje około 20–25 tys. lekarzy polskiego pochodzenia. Polonia medyczna jest rozsiana po niemal całym świecie – od Australii, przez obie Ameryki, po Kazachstan. W czerwcu lekarze poczuwający się do łączności z krajem spotkali się w Warszawie na IX Kongresie Polonii Medycznej/II Światowym Zjeździe Lekarzy Polskich.
Przez trzy dni w sesjach i imprezach towarzyszących uczestniczyli lekarze z USA, Kanady, Australii, Niemiec, Włoch, Szwecji, Francji, Holandii, Belgii. Byli lekarze pracujący w państwach afrykańskich oraz – dzięki pomocy Senatu RP – polscy medycy z Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy, Mołdawii, Rosji i Gruzji.
Zasadnicza część kongresu była poświęcona gorącym tematom współczesnej medycyny, ze szczególnym uwzględnieniem aspektów jej bezpieczeństwa czy wręcz – niezawodności.
Czy możliwe jest całkowite wyeliminowanie poważnych błędów medycznych? A nawet jeśli nie – mówił prof. Marek Rudnicki z Chicago, przewodniczący Komitetu Naukowego IX Kongresu Polonii Medycznej – to czy nie należy robić wszystkiego, by w tym kierunku podążać? – Jeśli ktoś zdąża na Mount Everest, wspina się. Jeśli będziemy dążyć do całkowitej eliminacji błędów, będziemy poprawiać jakość opieki medycznej – przekonywał.
Zebrani mogli zapoznać się z ciekawym – i jak na polskie warunki absolutnie innowacyjnym – projektem wdrażanym w szpitalach za oceanem „OIOM na kółkach”, dzięki któremu pacjenci przebywający na szpitalnych oddziałach mają dostęp do szybkiej interwencji ratującej życie – np. w sytuacjach pogorszenia wydolności czy wręcz zatrzymania krążenia. Bo, jak tłumaczył prof. Roman Jaeschke, wbrew obiegowej opinii większe szanse na fachową pomoc mają – statystycznie – ludzie, u których nagłe pogorszenie stanu zdrowia nastąpi na ulicy, niż ci leżący na oddziałach szpitalnych, na których nie ma specjalistów, mogących podjąć szybką interwencję, i wyczulonych na pierwsze, niepokojące objawy. Dlatego jednym z problemów szpitali są zdarzenia niepożądane, prowadzące do zgonów, których można było uniknąć. Im starsza populacja, tym problem większy. I choć zgonów, jak przekonywali lekarze, mimo postępów medycyny nie da się wyeliminować („śmiertelność nadal wynosi 100 proc.” – żartował prof. Jaeschke), nie można ignorować faktu, że przynajmniej ich część jest do uniknięcia. A na pewno byłaby, gdyby je przeanalizować i wyciągnąć wnioski.
Poprawa bezpieczeństwa pacjentów i funkcjonowania systemu ochrony zdrowia nie jest możliwa bez zaangażowania kadry medycznej, w tym przede wszystkim lekarzy. I to niezależnie od tego, czy mówimy o kraju, który – jak Polska – na ochronę zdrowia wydaje 4,5 proc. PKB, czy o Stanach Zjednoczonych (17 proc. PKB). Statystyki pokazują jeszcze coś: żaden, nawet najwyższy, poziom finansowania nie gwarantuje pacjentom ani dostępności, ani jakości świadczeń medycznych, ani – bezpieczeństwa. Dr Maciej Dryjski, chirurg naczyniowy pracujący w Buffalo, przypominał, że mimo gigantycznych pieniędzy, pompowanych w USA w system ochrony zdrowia, zajmuje on w rankingu WHO zaledwie 37. miejsce. Politycy, w tym obecny prezydent Barack Obama, usiłują rozwiązać problemy w skali makro (gigantyczne ceny leków, niedostępność ubezpieczenia zdrowotnego dla milionów Amerykanów). Ale są też problemy „wewnętrzne”. – W USA codziennie z powodu błędów medycznych umiera prawie 270 pacjentów. To tak, jakby codziennie rozbijał się jeden zapełniony Jumbo Jet – mówił prelegent. – Czy chcieliby państwo latać samolotami, wiedząc, że prawdopodobieństwo katastrofy jest tak wysokie?
Jedną z przyczyn ułomności systemu amerykańskiego jest zasada fee-for-service, uzależniająca wynagrodzenia od ilości, a nie jakości świadczeń. Ma ona zostać zastąpiona zasadą Pay-for-Performance, czyli wynagrodzenia za wydajność. Czy jednak „nowe” okaże się lepsze dla podmiotu systemu ochrony zdrowia, jakim jest (powinien być?) pacjent? Nie wiadomo. Lekarze zza Oceanu wskazywali, że w nowym systemie świadczeniodawcy mogą zacząć unikać leczenia trudniejszych przypadków, a szpitale – zacząć ukrywać zdarzenia niepożądane. To, co dobre dla płatnika, nie zawsze jest korzystne dla pacjentów. I, oczywiście, dla lekarzy. Wiele głosów podczas kongresu dotyczyło właśnie tego – włączania lekarzy do procesu podejmowania decyzji o zmianach systemowych. I konieczności partnerskiego traktowania ich przez urzędników. – Administracja powinna traktować lekarzy jak partnerów, a nie trudnych klientów – mówił dr Dryjski.
Czy pamiętają o tym polscy decydenci? Jednym z gości kongresu był minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, który podkreślał, że zmiany jakie planuje wprowadzić, również są podporządkowane celowi poprawy jakości w ochronie zdrowia. Również Polska będzie odchodzić od zasady fee-for-service w kierunku opieki koordynowanej, płacenia za efekt opieki zdrowotnej, za dobry rezultat.