Ten film miał zstąpić na ekrany kin i odmienić oblicze polskiej służby zdrowia.
Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie, słuchając zapowiedzi reżysera. Zwiastuny filmu kazały sądzić, że możemy mieć do czynienia ze skandalem, jakiego dawno w Polsce nie było. Szeptano, że część izb lekarskich rozważa pozwy przeciw Vedze. I że koncerny farmaceutyczne „zbroją się”, zatrudniając dodatkowe agencje PR. W dniu premiery balonik pękł. Nie ma żadnego skandalu.
Choć owszem, może jednak jest. Skandalem jest każda złotówka, która popłynie od spragnionego rozrywki widza. Wszak Vega przyzwyczaił publiczność, że potrafi balansować między scenami drastycznymi, skrajnie drastycznymi, a humorem. Zgoda, nie najwyższych lotów, ale jednak humorem. Że na jego filmach można zaciskać pięści z bezsilnej złości – jak wtedy, gdy bez znieczulenia pokazuje scenę obcinania palców w „Pitbull. Nowe porządki” – a chwilę później szczerze się śmiać z całkiem udanych dialogów.
„Botoks” niczego takiego nie oferuje. Dialogi są drewniane, podobnie jak drewniane jest aktorstwo większości artystów. Co się stało z Piotrem Stramowskim, brylującym w „Nowych porządkach” i całkiem znośnym w „Niebezpiecznych kobietach”? Jak absurdalną rolę dostał znakomity w kilku ostatnich produkcjach i na dużym, i małym ekranie Sebastian Fabijański, że jedyna reakcja na jego grę to wysoko, coraz wyżej, uniesione brwi. Co z tego, że zaskakująco dobrze gra Agnieszka Dygant, gdy zaraz widz musi się mierzyć z aktorstwem Mariety Żukowskiej. I jedyne, czego pragnie, to uciec z kina, i nigdy nie wracać?
„Służba Zdrowia” nie jest magazynem filmowym, ja zaś – krytykiem. Jednak formalna mizeria „Botoksu” nie tylko jest widoczna gołym okiem laika, ale – paradoksalnie – jest najlepszą wiadomością dla wszystkich, którzy „Botoksu”, z różnych przyczyn, mogli się obawiać.
Bo nie oszukujmy się: w ochronie zdrowia, jak w każdym innym obszarze życia społecznego, ekonomicznego, politycznego, pracują różni ludzie. Zdarzają się lekarze łapówkarze? Oczywiście. Są wśród ratowników, sanitariuszy, salowych – ba, nawet pielęgniarek czy lekarzy – osoby niemające szacunku dla pacjentów? Oczywiście. Zdarzały się (głównie w przeszłości, ale nie tak znów odległej) skandale korupcyjne na styku przemysł farmaceutyczny – lekarze? Oczywiście. Można spotkać lekarzy, którzy dla zysku narażają pacjentów na utratę zdrowia? Tak. Lekarze podejmują decyzje, które narażają pacjentów na uszczerbek na zdrowiu bądź utratę życia? Tak.
Listę „grzechów” można by ciągnąć jeszcze długo. Dużo dłużej niż Patrykowi Vedze, który podobno konsultował swoje „dzieło” z kilkudziesięcioma lekarzami, mogłoby się wydawać.
Mógł, przynajmniej w teorii, powstać sprawnie nakręcony film o ciemnej stronie systemu ochrony zdrowia. O złych lekarzach, złych pielęgniarkach, złych ratownikach. Dobry film o złych ludziach, tak jak kilka lat temu powstał wspaniały film o wspaniałych ludziach, ludziach z ich wielkością i słabościami, czyli „Bogowie”.
Powstał bubel, wybrakowany zlepek scen, z których nic nie wynika i które de facto widzowi nic nie opowiadają