Postrzeganie przez nas choroby i cierpienia wynika z chrześcijańskiej koncepcji osoby ludzkiej. W dokumencie Dolentium hominum, wydanym 11 lutego 1985 r. i ustanawiającym Papieską Komisję Duszpasterstwa Służby Zdrowia, Jan Paweł II napisał: "Zbliżając się do chorych i do tajemnicy cierpienia, Kościół kieruje się ściśle określoną koncepcją osoby ludzkiej i jej przeznaczeniem w planie Bożym. Według tej koncepcji celem medycyny i zabiegów leczniczych jest nie tylko dobro i zdrowie ciała, lecz osoby jako takiej, której ciało zostało dotknięte chorobą. Choroba bowiem i cierpienie są doświadczeniem, które dotyczy nie tylko ciała, ale całego człowieka w jego jedności duszy i ciała. Wiemy zresztą, że niekiedy źródło i prawdziwa przyczyna choroby przejawiającej się w ciele znajduje się w zakamarkach ludzkiej psychiki".
Jan Paweł II nie tylko mówi o cierpieniu, lecz go doświadcza i jest wiarygodnym świadkiem tego, jak dojrzały w wierze chrześcijanin może i powinien je przyjąć i przeżywać. Już we wczesnym dzieciństwie Karol Wojtyła przeżył śmierć matki, jako młody chłopiec pożegnał na zawsze starszego brata, nieco później zaś również ojca. Młodość Karola przypadła na okres wojny i okupacji, doznał wtedy niejednego upokorzenia i doświadczył wielu trudności. Stawszy się dorosłym, jako ksiądz, biskup i kardynał, wielokrotnie spotykał się z cierpiącymi, także z cierpiącymi dziećmi.
Pontyfikat Jana Pawła II można podzielić na dwie części, dla których cezurę stanowi 13 maja 1981 r., czyli dzień zamachu na jego życie. Osobiste przeżycia, liczne kontakty z chorymi i personelem medycznym oraz doświadczenie własnego cierpienia i rekonwalescencji stanowią najważniejsze podglebie Jana Pawła II "Ewangelii cierpienia". Jej szczególny aspekt to wzgląd na cierpienie dzieci.
Cierpienie ludzkie przede wszystkim mnie onieśmielało
W rozmowie z Andre Frossardem Jan Paweł II wyznał: "Wiem z własnego doświadczenia, przede wszystkim z okresu mojej młodości, że cierpienie ludzkie przede wszystkim mnie onieśmielało. Trudno mi było przez pewien czas zbliżać się do cierpiących, gdyż odczuwałem jakby wyrzut, że oni cierpią, podczas gdy ja jestem od tego cierpienia wolny. Prócz tego czułem się skrępowany uważając, że wszystko, co mogłem im powiedzieć, nie ma pokrycia po prostu dlatego, że to oni cierpią, a nie ja".
To niezwykłe wyznanie złożył człowiek, który w dzieciństwie i młodości przeżył śmierć obojga rodziców i brata. Świadczy to, że związany z tym ból potrafił przezwyciężyć siłą wiary w Boga, która nadała sens tym bolesnym doświadczeniom. Nie mniej wstrząsające wyznanie znalazło się w książce "Dar i Tajemnica", w nawiązaniu do okropności II wojny światowej: "Otóż w tym wielkim i straszliwym theatrum drugiej wojny światowej wiele zostało mi oszczędzone. Przecież każdego dnia mogłem zostać wzięty z ulicy, z kamieniołomu czy z fabryki i wywieziony do obozu. Nieraz nawet zapytywałem samego siebie: tylu moich rówieśników ginęło, a dlaczego nie ja?" Trzeba naprawdę silnej wiary religijnej oraz poczucia głębokiej człowieczej solidarności, by w zetknięciu z cierpieniem i śmiercią stawiać tak szczere i odważne pytania.
Doświadczenie cierpienia stało się udziałem Ojca Świętego w początkach jego pontyfikatu. W półtora tygodnia po zamachu na życie papieża, 24 maja 1981 r., w rzymskiej klinice Gemelli Jan Paweł II powiedział: "Dziś zwracam się w szczególny sposób do chorych. Sam chory, jak oni, przynoszę im słowa pokrzepienia i nadziei. Kiedy nazajutrz po wyborze na Stolicę Piotrową przybyłem z wizytą do polikliniki Gemelli (nowo wybrany papież odwiedził ciężko chorego przyjaciela, biskupa Andrzeja Marię Deskura), powiedziałem, że pragnę oprzeć moje papieskie posługiwanie na tych, którzy cierpią. Opatrzność zrządziła, bym do polikliniki Gemelli powrócił jako chory. Potwierdzam dzisiaj przekonanie, wypowiedziane wtedy: cierpienie, przyjęte w zjednoczeniu z cierpiącym Chrystusem, ma nieporównywalną z niczym skuteczność w urzeczywistnianiu Bożego planu zbawienia".
Prawie ćwierć wieku sprawowania posługi papieskiej zaowocowało niezliczonymi dokonaniami Ojca Świętego. Na pierwszym planie stawia się zazwyczaj jego niestrudzone nauczanie i liczne podróże apostolskie po świecie i po Italii, audiencje dla wiernych i spotkania z osobistościami życia publicznego.
Od kilku lat Ojciec Święty musiał zwolnić tempo swojej dynamicznej posługi. Widać wyraźnie, że choruje i cierpi. Jego los można odnieść do losu Jezusa Chrystusa, który przemierzał niegdyś drogi Galilei i całej Palestyny, nauczał, przynosił ulgę, uzdrawiał i dokonywał cudów, pomagał, wspierał i działał na wiele innych sposobów. Ale najwięcej dokonał wówczas, gdy został przybity do krzyża i zawieszony między niebem a ziemią, gdy został całkowicie unieruchomiony i cierpiał ponad wszelkie wyobrażenia. W analogii do tego misterium męki i śmierci Zbawiciela, również pontyfikat Jana Pawła II stał się w pełnym tego słowa znaczeniu "pontyfikatem cierpienia", a jest to jeden z najistotniejszych wymiarów tak podkreślanej przez niego i wypełnianej własnym życiem "nowej ewangelizacji".
Milczenie Boga?
W świecie stworzonym przez Boga cierpienie dzieci, jak w ogóle cierpienie niewinnych, stale wywołuje sprzeciw i bywa przyczyną wielu zarzutów stawianych Bogu. Jan Paweł II wiele razy podejmował ów dramatyczny wątek. Uczynił to również w przemówieniu wygłoszonym 8 czerwca 1982 r. w rzymskim szpitalu dziecięcym Bambino Gesu: "Wizyta w szpitalu, a szczególnie w szpitalu dziecięcym, wywołuje z głębi serca pewne zasadnicze pytania co do sensu życia i egzystencji człowieka; ciągłe istnienie dręczącego cierpienia, nieuchronnego cierpienia, dotykającego zwłaszcza niewinnych, jawi się zdumionemu i zagubionemu umysłowi ludzkiemu jako prawdziwy skandal (...) Bolesny, rozdzierający płacz cierpiącego dziecka może wydać się niejako protestem całej ludzkości wobec niezgłębionego milczenia Boga, który dopuszcza istnienie takiego bólu". Prawda o człowieku, który widząc cierpienia niewinnych, szczególnie cierpienia dzieci, rzuca wyzwanie Bogu, jest dobrze znana rodzicom i rodzinie, nauczycielom i wychowawcom, a także lekarzom i personelowi medycznemu. W świecie, którym włada wszechmogący i sprawiedliwy Bóg, cierpienie dzieci wywołuje głośne sprzeciwy i bunt, których sedno stanowi zarzut o "milczeniu" Boga.
W tym miejscu wiara chrześcijańska nie zostawia ludzi samym sobie, nie jest też bezradna ani bezsilna wobec groźby popadnięcia w rozpacz. "Tam, gdzie umysł ludzki zdaje się zderzać z murem ciemności – kontynuował Ojciec Święty – i czuje się uprawniony do przyjmowania postawy buntu, Słowo Boże wprowadza nas w >tajemnicę< ludzkiego cierpienia, przedstawiając naszemu myśleniu i naszemu doświadczeniu Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, jako wcielenie opiewanej przez proroka postaci >>Sługi cierpiącego<< i >>Męża boleści<< (Iz 53,3), Jezusa wzruszającego się głęboko cierpieniem innych i przyjmującego całkowicie ból swej Męki i śmierci, koniecznych etapów na drodze do chwały zmartwychwstania".
Cierpienie niewinnych, jeżeli zostanie przyjęte i przeżywane z wiarą, stanowi współudział w cierpieniu niewinnego Jezusa. Przeznaczeniem cierpienia podjętego w łączności z Jezusem jest chwała, która stała się Jego udziałem. Dylematy związane z bólem i cierpieniem nie wyczerpują swego znaczenia w wąskich ramach tego świata. Ukierunkowują człowieka ku wieczności, która nadaje ostateczny sens wszystkiemu, czego obecnie doświadczamy.
Zwracając się 8 września 1985 r. podczas pielgrzymki do Liechtensteinu do środowisk medycznych, Ojciec Święty powiedział o chorobach, ułomności i dolegliwościach: "Zwłaszcza tam, gdzie zawodzi sztuka lekarska, jedynie wiara chrześcijańska może rozjaśnić drogę do mrocznej tajemnicy cierpienia. Chrystusowa Dobra Nowina nie zdoła wprawdzie usunąć zewnętrznych dolegliwości, ale może je uczynić znośniejszymi, ukazując głębszy sens cierpienia i pozwalając je zrozumieć. W cierpieniu dopuszczonym albo nawet przeznaczonym nam przez Bożą Opatrzność, spotykamy się ostatecznie z niezgłębioną tajemnicą śmierci i zmartwychwstania samego Chrystusa. Jest to Jego wezwanie do szczególnego rodzaju naśladowania – do naśladowania Krzyża".
Te wzniosłe słowa zostały skierowane do dorosłych. Zwykło się uważać, że dzieci nie są w stanie zracjonalizować swojego cierpienia, to znaczy zrozumieć go i wytłumaczyć. Jednak cierpiące dzieci są o wiele dojrzalsze nie tylko od swoich rówieśników, lecz i od wielu dorosłych. Nasuwa się tu przykład kilkuletniej dziewczynki, która znajdując się w terminalnej fazie choroby nowotworowej, bardzo cierpiała. Podtrzymywana i pocieszana przez innych, to ona przyniosła im ulgę, mówiąc: "Pan Jezus też cierpiał". Wkrótce przeszła na drugą stronę życia.
Szczególne sanktuarium ludzkiego cierpienia
Często się zdarza, że stopień zaawansowania choroby i spowodowowane przez nią wyniszczenie organizmu oraz bezmiar związanego z tym cierpienia czynią wysiłki terapeutyczne lekarzy mało skutecznymi, skazując je w gruncie rzeczy na niepowodzenie. Dotyczy to ludzi w każdym wieku, ale w przypadku dzieci dylematy, przed którymi stają lekarze i personel medyczny, są wyjątkowo bolesne. Właśnie w tym miejscu dotykamy istoty powołania lekarskiego i najgłębiej rozumianej posługi medycznej.
Przybywając do Polski w sierpniu 1991 r., by wziąć udział w Światowym Dniu Młodzieży w Częstochowie, Jan Paweł II udał się najpierw do szpitala dziecięcego w Prokocimiu. Powiedział wtedy: "Opatrzność Boża sprawiła, że pierwsze kroki na szlaku tej pielgrzymki było mi dane skierować do szpitala i to do szpitala dziecięcego, a więc do szczególnego sanktuarium ludzkiego cierpienia (...) A cóż bardziej oczyszczającego i przybliżającego do wszechmocnego i świętego Boga, jak nie cierpienie i ofiara niewinnego człowieka? By wypowiedzieć te słowa trzeba mieć głęboko w sercu osobę Chrystusa, Syna Bożego i Jego tajemnicę paschalną".
W ten sposób Ojciec Święty niejako odwrócił logikę zarzutów kierowanych przeciw Bogu. Cierpienie dzieci to nie powód do obwiniania Go za rzekomą nieobecność lub bezsilność w świecie, który stworzył, lecz przeciwnie – to bezcenna droga przybliżająca człowieka do Bożej wszechmocy i świętości. Fizyczne dolegliwości, ból i słabość cierpiących mogą i powinny być przezwyciężane przez głęboki wysiłek nadania temu, co przeżywają, sensu, który połączy ich los z ofiarą Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Jego męka to zarazem droga do wywyższenia Syna przez Ojca. Dzięki temu urzeczywistnia się znamienny paradoks: "Cierpienie więc człowieka, cierpienie ludzi, którego nie da się uniknąć, przyjęte w duchu wiary, jest źródłem mocy dla cierpiącego i dla innych i jest źródłem mocy dla Kościoła, dla jego zbawczego posłannictwa. Dlatego tak bardzo sobie cenię każde spotkanie z ludźmi chorymi i cierpiącymi".
Podkreślając niezwykłą owocność przyjętego i przeżywanego prawdziwie po chrześcijańsku bólu i słabości, Jan Paweł II dodał: "Prawdę tę pragnę raz jeszcze przekazać wam, drogie dzieci, które przebywacie w tym szpitalu, pragnę przekazać ją waszym rodzicom, tym, którzy was kochają, którzy się wami opiekują, którzy was leczą. I pragnę ją przekazać wszystkim moim rodakom, którzy cierpią w domach, w szpitalach, w różnych zakładach i pragnę ją przekazać chorym i cierpiącym na całym świecie".
Solidarność cierpiących, która znajduje wyraz w osadzeniu ludzkiej słabości w tajemnicy Chrystusa, może się stać źródłem i narzędziem niezwykłej mocy duchowej. Jest ona potrzebna Kościołowi i światu, przestrzegając przed butnym poleganiem wyłącznie na sobie. Jej oddziaływanie i owoce są tym większe, im więcej życiodajnych soków czerpie z chrześcijańskiego postrzegania i przeżywania cierpienia dzieci.
Potrzebny jest drugi człowiek przy cierpiącym
Chorzy i cierpiący są w wielkiej mierze zdani na troskliwość i pomoc innych, zdrowszych i bardziej samodzielnych. "A gdy cierpi wielu ludzi – powiedział Ojciec Święty 26 listopada 1980 r. podczas odwiedzin ofiar trzęsienia ziemi przebywających w szpitalu we włoskim mieście Potenza – potrzeba wielu ludzi, którzy byliby przy tych, którzy cierpią... Powiedziałem, że kiedy ludzie cierpią, kiedy cierpi człowiek, potrzebny jest drugi człowiek przy cierpiącym". Wymóg pomocnej obecności dotyczy w szczególniejszy sposób opieki oraz wspierania chorych i cierpiących dzieci.
Posługa przy chorym, zwłaszcza przy chorym dziecku, ma wiele twarzy. Niezastąpiona jest specjalistyczna i ofiarna praca lekarzy i personelu medycznego, podobnie jak wszelkie inne przejawy troskliwości, tak potrzebnej chorym. Najważniejsza jednak pozostaje, jak wyraził to Ojciec Święty, "sama obecność i posługa obecności". Jej wartość jest nie do przecenienia. "Niekiedy pozostaje przede wszystkim, czy wyłącznie, ta forma świadczenia naszej posługi, naszej posługi ludzkiej, chrześcijańskiej i kapłańskiej. Pozostaje tylko to: obecność. Takie jest i moje błogosławieństwo".
Szłachetna "posługa obecności" jest bezcenna. Oznacza nie tylko doraźną opiekę, ale przede wszystkim dar najgłębszego zbratania, z którego rodzi się umocnienie chorego, przynoszenie mu fizycznej i duchowej ulgi oraz dawanie mu poczucia bezpieczeństwa. Samotność jest wrogiem człowieka. Jest ona w szczególny sposób wrogiem cierpiących. Samotność może prowadzić do zwątpienia i pustki, a te najczściej skutkują rozpaczą. Nie ma większego człowieczego dramatu niż rozpacz cierpiących, zdanych wyłącznie na siebie. Ale największe nieszczęście stanowi samotność cierpiących dzieci. Właśnie one mają szczególne prawo do bratniej solidarności dorosłych w człowieczym doświadczaniu przemijalności i jej skutków, które przedwcześnie stały się ich udziałem.
Wspaniałą nagrodę za obecność przy cierpiących dzieciach stanowi możliwość doświadczenia niezwykłego bogactwa, jakim jest ich piękno. Przebywając 6 czerwca 1991 r. w szpitalu pediatrycznym w Olsztynie Jan Paweł II powiedział: "Piękno dziecka! Bądźmy wciąż wpatrzeni w piękno dziecka, my dorośli. Czy nam Pan Jezus nie powiedział: >>jeśli nie staniecie się jako dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego<< (Mt 18,3)? Dzieci są nam potrzebne jako przewodnicy do Boga, do Królestwa Niebieskiego. A więc jest to piękno tylu dzieci i to jeszcze w dodatku dzieci chorych, które są szczególnie piękne. Mogłem się o tym przekonać odwiedzając je".
W tym samym przemówieniu w szpitalu w Olsztynie znalazły się też wielce zobowiązujące papieskie słowa: "Dlatego zwracam się do was, moi drodzy bracia i siostry, którzy pracujecie w tym szpitalu pełniąc różne funkcje w zależności od przygotowania i zawodu. Myślę tu o lekarzach, pielęgniarkach i całym personelu szpitala, a także o wszystkich, którzy pełnią tę służbę samarytańską w naszej Ojczyźnie. Wasza praca jest trudna i bardzo odpowiedzialna, bo chodzi przecież o życie człowieka. Ale jakże jest piękna i jakże ewangeliczna. Cierpienie w każdym z was, w każdym z nas, winno przyzywać miłość i ludzką solidarność. Składam wam wyrazy głębokiego uznania za to, że swoją wiedzą i umiejętnościami służycie chorym dzieciom. Jestem wam wdzięczny za to, że świadczycie pomoc człowiekowi w cierpieniu. Te same słowa wdzięczności kieruję do wszystkich lekarzy, pielęgniarek i służby zdrowia w Polsce. Wasz trud i wysiłek winno docenić całe społeczeństwo i otoczyć szacunkiem tych, którzy ofiarnie pełnią tę służbę".
Redakcja dziękuje za udostępnienie zdjęć szpitalom pediatrycznym w Olsztynie i Prokocimiu. Zostały one wykonane podczas wizyt Ojca Świętego w Polsce w czerwcu i sierpniu 1991 r.