W związku z tym, że reformy w ochronie zdrowia mają trwać 7 lat, nie należy się spodziewać, abyśmy w tym zakresie odnotowali w najbliższym czasie znaczące postępy. Niemniej jednak zmiany będą postępowały. Tegoroczna jesień to czas wdrażania w życie ustawy "podwyżkowej" i debaty nad ustawą o ratownictwie medycznym.
Podwyżki płac z pewnością nie zadowolą wszystkich, bo jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, choć są one naprawdę znaczące. Oczywiście, nijak się mają nasze zarobki do zarobków u naszych zachodnich sąsiadów, do których często się przyrównujemy. Cudów jednak nie będzie. Różnicy w potencjale gospodarczym krajów bloku postsowieckiego w stosunku do państw Europy Zachodniej nie da się zniwelować w kilka lat.
Na skalę podwyżek należy więc spojrzeć z perspektywy tego, co się działo w tej sprawie w ostatnich latach i wtedy z pewnością każdy przyzna, że tak powszechnego i tak dużego wzrostu dochodów pracowników od dawna nie było.
Przy okazji NFZ zafundował nam kolejny problem, próbując tę skądinąd prostą ustawę "podwyżkową" skomplikować do nieprzytomności. Należy zwrócić uwagę, że obecnie NFZ ma dwa tytuły wydawania pieniędzy wynikające z dwóch różnych ustaw. Pierwsza to ta, która powołała Fundusz do życia, czyli ustawa o finansowaniu świadczeń zdrowotnych ze środków publicznych. Drugą jest wspomniana wyżej ustawa "podwyżkowa", na podstawie której Fundusz ma przekazać środki finansowe na podwyżki płac. Pierwsza ustawa mówi o tym, jak płacić za usługi zdrowotne, a druga – jak finansować podwyżki. Oczywiste jest, że w ten sposób powstały dwa odrębne kanały przepływu środków. Nie chcę w tym miejscu dyskutować, czy to dobrze, czy źle, że pieniądze z NFZ popłyną tymi dwoma różnymi kanałami (osobiście uważam, że niedobrze), ale taki jest na dzisiaj stan prawny. Tak więc realizując te ustawy Fundusz ma upoważnienie, a nawet obowiązek przekazywania pieniędzy i za świadczenia zdrowotne, i na podwyżki. Zarządzenie Prezesa NFZ w tej sprawie pomieszało te dwa strumienie pieniędzy w sposób skomplikowany i całkowicie nieczytelny, zresztą niezgodnie z zapisami ustawy "podwyżkowej". Jeśli taki sposób realizacji podwyżek zostałby wprowadzony w życie, to w niedługim czasie wszystkie umowy trzeba by anulować, gdyż nie będą miały podstawy prawnej.
Od swoich narodzin NFZ komplikuje wszystko, co było proste oraz gmatwa jeszcze bardziej to, co i tak już było skomplikowane. Być może pracownicy tej instytucji dostają jakieś premie "komplikacyjne"; im bardziej ktoś coś skomplikuje, tym wyższa nagroda. Inni twierdzą, że po prostu chodzi o to, że w mętnej wodzie łatwiej łowić ryby i że to jest zazwyczaj przyczyną zamętów. Przecież pieniędzy przekazanych w tak skomplikowany sposób, jak to zaproponowano, nijak nie da się potem rozliczyć.
To tak, jak ze słynnym już algorytmem podziału środków pomiędzy oddziały wojewódzkie Funduszu. Słowo "algorytm" brzmi poważnie, załącznik do rozporządzenia – dostojnie, wzory matematyczne odpowiednio rozbudowane odstręczają ciekawskich od zrozumienia ich treści i sensu, gdy jednak wniknąć w istotę zastosowanych przeliczeń, to okazuje się, że zachorowalność danej populacji wojewódzkiej nie mierzy się liczbą osób, które chorują na jakieś schorzenia lub grupy schorzeń, ale ilością pieniędzy wydanych na ich leczenie. Oznacza to zatem tyle, że im ktoś leczy drożej i częściej, tym więcej pieniędzy będzie otrzymywał, bo tym wyższą ma zachorowalność. A jeśli mimo to odpowiedniej kwoty pieniędzy nie da się przekazać w odpowiedniej ilości tym, którym przekazać należało, wtedy do tego wszystkiego dołącza się jeszcze odpowiedni – z sufitu wzięty – wskaźnik przeliczeniowy i wszystko już gra. A Polacy się dowiadują, że pieniądze podzielono transparentnie (to modne ostatnio słowo), zgodnie z algorytmem i że wyliczył to nie jakiś urzędnik, lecz komputer. Ewentualni dyskutanci – porażeni tymi wiadomościami – cichną i z pokorą godzą się z tak obiektywnymi i klarownymi zasadami dystrybucji pieniądza.
Wysokiej klasy fachowcy stworzyli też punktowy system wyceny świadczeń medycznych, przy którego tworzeniu sięgano również do niezwykle cennego źródła, jakim jest "sufit" oraz "opinia konsultanta". Osiągnięciem tego systemu jest przede wszystkim to, że nie ma już teraz takiego sprawiedliwego, który by czegoś nie zmanipulował przy sprawozdawaniu do Funduszu. W ten sposób powstał system powszechnego zakłamywania sprawozdawczości medycznej.
Do powyższych osiągnięć zdaje się wpisywać także funduszowa próba zrealizowania ustawy o podwyżkach. No cóż, tylko patrzeć, a będziemy mieli kolejnych noblistów.