Przygotowanie artyleryjskie, jakim stała się ostatnio fala aresztowań lekarzy biorących łapówki, oraz szeroki oddźwięk medialny tych działań spowodowały, iż w środowisku medycznym zaczęło pękać kolejne tabu.
Druga strona medalu
Kilkanaście lat temu szokiem dla społeczeństwa było ujawnienie wysokości wstydliwie dotąd ukrywanych, żenująco niskich wynagrodzeń etatowych lekarzy, a także przekraczającej wszelkie normy liczby godzin ich pracy. Później, coraz częściej zaczęto ujawniać błędy lekarskie oraz przypadki pijaństwa w pracy. Teraz wzięto się za łapówki.
Ważne, że głos zabrali również sami lekarze. Większość nie chce się czerwienić za kolegów. Zwłaszcza za tych, którzy już na studiach zaplanowali, że głównym źródłem ich dochodów będzie szara strefa. A także za tych, w których pazerność obudziła się w trakcie pracy zawodowej. Oraz za tych, którzy doszli do wniosku, że – mimo iż nie pracują "na swoim" – mogą decydować o losie pacjenta i jego kieszeni z racji swoich stanowisk, tytułów i umiejętności.
Przyczyny istnienia szarej strefy nie są jednak tak proste, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Bo jest przecież i druga strona tego medalu. Stroną tą jest tolerancja społeczna oraz wielowiekowa tradycja, przejawiająca się w zachowaniach pacjentów. To właśnie oni nieraz "dają lekarzom szkołę".
Edukowanie doktora
Pracując jeszcze przed podjęciem studiów medycznych w szpitalu jako sanitariusz (a było to pod koniec lat 60. ubiegłego stulecia), dostarczyłem kiedyś z izby przyjęć na oddział pacjenta. Gdy znaleźliśmy się na miejscu, wyciągnął w moją stronę 20 zł. Zignorowałem ten gest i wyszedłem. Po tygodniu zajrzałem na salę. Jeden z chorych spytał:
- Czy to czasem nie pan mnie tu zaholował z izby przyjęć?
- Nie, to chyba kolega – odparłem machinalnie, nie poznając pytającego.
- Bo wie pan, był tu taki, podobny do pana. Chciałem mu się odwdzięczyć, bo cóż on tu zarabia za tę swoją robotę, dawałem dwie dychy, ale nie wziął, głupek. Nie da sobie rady w życiu, bałwan.
I w tym dopiero momencie skojarzyłem, że mówił właśnie o mnie. Że to niby ja jestem tym głupkiem, i tym bałwanem, co to nie da sobie rady w życiu.
Kiedy rozpocząłem pracę zawodową, niejednokrotnie zdarzało mi się wyciągać z kieszeni kopertę, wetkniętą tam nie wiadomo kiedy i jak – i oddawać ją opierającej się przed tym rękoma i nogami pacjentce (lub pacjentowi) albo walczyć z reklamówką wypakowaną "zestawem wdzięcznościowym nr 3" (flacha, kawa, bomboniera).
Inwestowanie w zdrowie
Pacjentowi wciskającemu lekarzowi kopertę na "dzień dobry" wydaje się, że będzie lepiej traktowany i leczony, bo lekarz zajmie się nim bardziej szczegółowo. Albo, że w ogóle się nim zajmie. I nic gorszego nie może takiego pacjenta spotkać niż odmowa, bo wtedy nabiera pewności, iż jego choroba jest beznadziejna: doktor nie bierze, bo wie, że i tak nie da rady go uratować.
Niektórzy lekarze poddają się tej presji, a potem idą nawet dalej i sami zaczynają wykazywać silną inicjatywę w kierunku drenowania kieszeni pacjenta.
Zgoła inną jest sytuacja na "do widzenia". Zdradziecką pułapką stosowaną przez wdzięcznego pacjenta bywa wręczone lekarzowi niewinnie wyglądające opakowanie z koniakiem. Pudełko trzeba jednak jak najszybciej wypatroszyć, aby się przekonać, czy czasem nie ma w nim tajnego załącznika w postaci koperty. Jeśli się tego od razu nie sprawdzi, a koniak zaniesie później, dajmy na to, swojemu mechanikowi samochodowemu, to można go mocno zaskoczyć wypłaconą mu bezwiednie premią. Chyba że majster nie pija "nafty", a nierozpakowany prezent zaniesie kumplowi z okazji imienin. Wtedy to koleś może mieć niezły ubaw z niespodziewanie trafionej kasy. Sam przegapiłem w ten bezmyślny sposób w latach osiemdziesiątych sto dolarów i przypadek ten boli mnie do dziś.
Żerowanie na deficycie
Wątpliwą sprawą jest, aby działania prokuratury i sądów były w stanie zlikwidować korupcję, bo jej korzenie sięgają zbyt głęboko.
Dr Wojciech Misiński, ekspert Centrum im. A. Smitha uważa, że główną przyczyną łapówek jest deficyt świadczeń zdrowotnych, spowodowany ich niskim finansowaniem. I to jest proste. Ale jak wyjaśnić łapówki także w przypadku braku deficytu usług? – Przyczyny są dwie – tłumaczy Misiński. – Po pierwsze, polski pacjent uważa, że w służbie zdrowia wszystko jest deficytowe. A jeśli tak, to realny socjalizm nauczył go, co się w takiej sytuacji robi. Po drugie, co ważniejsze, pacjent nie ma żadnej świadomości, jakie są rzeczywiste koszty świadczeń. Wychodząc ze szpitala, nie wie, czy jego hospitalizacja kosztowała sto, czy tysiąc zł. A wystarczyłoby, aby otrzymał fakturę z ceną, którą płaci szpitalowi za jego leczenie NFZ.
Ale to wymaga opracowania koszyka gwarantowanych świadczeń zdrowotnych, czego z kolei nie da się dokonać bez uprzedniej standaryzacji medycznej i kosztowej usług zdrowotnych. Cennik NFZ wzięty jest przecież z sufitu. I w taki oto sposób służba zdrowia dalej żyje w świecie realnego socjalizmu.
Najwyżej wzrośnie cena
Walka z łapownictwem w opiece zdrowotnej nigdy nie będzie skuteczna, jeśli nie zlikwiduje się jej przyczyn, którymi są: deficyt świadczeń medycznych i kolejki, czyli najsilniejsze czynniki korupcjogenne. Dopiero zastąpienie obecnego parabudżetowego systemu finansowania zakładów mechanizmami rynkowymi może dać spodziewane rezultaty.
O skuteczności takiej antykorupcyjnej taktyki można się przekonać na przykładzie sprywatyzowanej już prawie w całości stomatologii, podstawowej opieki zdrowotnej oraz prywatnych szpitali. We wszystkich tych obszarach pojęcie łapówki odeszło do niechlubnego lamusa historii. Stosowane tam zasady współpłacenia i opłat dokonywanych przez pacjenta (dentystyka, szpitale prywatne) oraz konkurencja pomiędzy świadczeniodawcami (POZ) skutecznie wytrzebiły patologię.
Minister zdrowia Zbigniew Religa jest wrogiem współpłacenia, ponieważ uważa, że w Polsce jest zbyt duża strefa ubóstwa. Niestety, minister Religa nie bierze pod uwagę tego, że osoby ubogie można przecież zwolnić z dopłat. Rachunki za nie płaciłaby opieka społeczna, jak zresztą czyni i obecnie. Takie właśnie rozwiązanie przewiduje projekt Racjonalnego Systemu Opieki Zdrowotnej, opracowany i propagowany przez Porozumienie Środowisk Medycznych.
Jeżeli nie zostaną wprowadzone mechanizmy rynkowe i współpłacenie, to walka z patologiami w ochronie zdrowia będzie tylko walką akcyjną i pozorowaną. I nic nie pomogą zdjęcia ministra trzymającego w rękach kartkę z napisem: "Nie przyjmujemy pieniędzy ani prezentów od pacjentów i ich rodzin" na okładce "Newsweeka" czy nawet każdego kolorowego czasopisma w Polsce. Kto ma we krwi "branie", będzie brał dalej, gdyż pokusą do tego są chory system i pacjenci.
A wraz ze wzrostem ryzyka, wzrośnie najwyżej wysokość łapówek...