17 października minęły cztery lata od śmierci Aliny Pienkowskiej, niekwestionowanego autorytetu w służbie zdrowia.
- Określenie "legenda" jak mało do kogo pasuje do Aliny Pienkowskiej – mówi o przedwcześnie zmarłej Marek Balicki, były minister zdrowia. Pielęgniarkę przystoczniowego zozu w Gdańsku poznał w 1980 r., gdy rodziła się "Solidarność" Służby Zdrowia. Rząd nie realizował Porozumień Sierpniowych. Jesienią 1980 r. toczyły się negocjacje ze stroną rządową; pracownicy służby zdrowia zrzeszeni w nowym Związku zorganizowali pamiętny strajk okupacyjny w Sali Herbowej Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku.
- Byłem w komitecie strajkowym, Alina była jego przewodniczącą – wspomina Balicki. – Mam w oczach do dziś tę młodą, drobną kobietę, która potrafiła pokierować strajkiem i stukilkudziesięcioma osobami z różnych regionów kraju. A byli tam doktorzy habilitowani, lekarze, farmaceuci, pielęgniarki, pracownicy sanepidu, ludzie w większości dotąd sobie nieznani. Potrafiła być autorytetem i liderką.
Wojciech Maksymowicz, też były minister zdrowia, poznał Alinę Pienkowską później, ale już w 1980 r. słyszał o pielęgniarce, działaczce Wolnych Związków Zawodowych, autorce 16. postulatu Porozumień Sierpniowych dotyczących ochrony zdrowia. W drugiej połowie lat 80. spotykali się m.in. w Warszawie, przygotowując tezy do debat przy Okrągłym Stole. – Razem tworzyliśmy scenariusze – można dziś powiedzieć, że czasami naiwne – w jakim kierunku powinny iść zmiany w ochronie zdrowia. Walczyliśmy też wspólnie o nowy samorząd – izby lekarskie.
A. Pienkowska nie wzięła udziału w pracach Okrągłego Stołu, wyznaczyła do nich 3 przedstawicieli Krajowej Komisji "Solidarności" Służby Zdrowia. Wśród nich – Władysława Sidorowicza. Kiedy tworzył się rząd Krzysztofa Bieleckiego, Pienkowska otrzymała propozycję objęcia stanowiska ministra zdrowia.
- Alina zadzwoniła do mnie wieczorem, proponując mi to stanowisko. To ona miała być ministrem. Ale uważała, że powinna pozostać przewodniczącą związku, chronić interesy pracownicze. Uważała też, że jako pielęgniarka byłaby gorzej postrzegana na takim stanowisku.
W 1991 r. została wybrana do Senatu II kadencji. W senackiej Komisji Zdrowia lobbowała za wprowadzeniem ubezpieczeń zdrowotnych. Nie szczędziła krytyki rozwiązaniom proponowanym przez Ministerstwo Zdrowia – nawet gdy szefami resortu byli jej koledzy.
- Były różne okresy naszych relacji – wspomina Balicki. – Początek lat 80. to było wspólne spojrzenie na problemy państwa i służby zdrowia. Nic nas wówczas nie różniło. Także wiele lat później, kiedy Alina była senatorem, a ja wiceministrem zdrowia w rządzie Hanny Suchockiej – łatwo nam było rozmawiać. Do wszystkich spraw miała takie podejście, jak na początku – skierowane na rozwiązanie problemu, na potrzeby ludzi, na interes publiczny, a nie na mity czy chwytliwe hasła, za którymi niewiele stoi.
Po kadencji w Senacie Pienkowska wróciła do zozu. Pracowała w nim do końca życia, pełniąc zarazem funkcję radnej i przewodniczącej Komisji Zdrowia Rady Miasta Gdańska. Inicjowała wiele akcji społecznych, włączyła się w kampanię Fundacji Promocja Zdrowia "Rzuć palenie razem z nami", za co otrzymała od niej "Białego Kruka".
- Była bardzo mądrą kobietą, rozumiała współczesną medycynę i to, jak ważne są działania dla zwalczania nowotworów złośliwych. Jako przewodnicząca Komisji Zdrowia Rady Miasta Gdańska aktywnie włączyła się w nasze akcje edukacyjne – wspomina prof. Witold Zatoński z Centrum Onkologii w Warszawie. – Dzięki jej działaniom pierwszy raz w dużym regionie udało się doprowadzić do zainteresowania problemem profilaktyki pierwotnej władz wojewódzkich, miejskich, dyrektorów szkół i szpitali, całej społeczności.
Piotr Mierzewski, przyjaciel Pienkowskiej, były wiceminister zdrowia, napisał we wspomnieniu po Jej śmierci: "W stanie pojaruzelskim była rozczarowana brakiem natychmiastowego postępu w reformach. A ja byłem pierwszy w kolejce do krytyki. I miałem poczucie, że nie udało się nam wszystkim znaleźć właściwego miejsca dla kogoś o tak wielkim, ale nieortodoksyjnym formacie jak Alina. I że nie zdołaliśmy, przynajmniej nie wszyscy, okazać jej na czas, jak ją kochaliśmy."
W ostatnim wywiadzie udzielonym "SZ" Alina Pienkowska podkreślała: – Dla pacjenta lekarz czy pielęgniarka zawsze są kimś więcej niż tylko specjalistami od technicznego rozwiązania problemu zdrowotnego. Każdy chory oczekuje od nich nadziei. To nigdy nie będzie czyste rzemiosło.
Zmarła 17 października 2002 r. Pierwsza Nagroda Jej imienia została przyznana 2 lata później.
- Nagroda Aliny Pienkowskiej jest bardzo ważną inicjatywą. To w jakiś sposób upamiętnienie jej samej, ale nie w brązie czy marmurze, lecz w konkretnej działalności ludzi pracujących w służbie zdrowia. Czyli w tej sferze, której ona poświęciła całe życie – wyznał Bogdan Borusewicz, Marszałek Senatu, mąż śp. Aliny Pienkowskiej.
Anna Gielewska