SZ nr 51–59/2014
z 10 lipca 2014 r.
Sprzedam szpital za bezcen
Bernadeta Waszkielewicz
Centralne Biuro Antykorupcyjne powinno nadzorować wszystkie prywatyzacje szpitali – uważa OZZL. Nie jest w tym przekonaniu odosobniony. CBA bada już kontrowersyjną sprzedaż placówki mysłowickiej. Czy jest powód do obaw, że w Polsce odbywa się „wyprzedaż szpitali po cenie promocyjnej”?
Prywatyzacja „odbywa się najczęściej w przypadku placówek skrajnie zadłużonych, co stwarza okazję do wielu nadużyć” – tak Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy tłumaczył swój wniosek do premiera i prokuratora. Prosił ich, by zwrócili się do szefa CBA „o niezwłoczne podjęcie czynności zmierzających do zapobieżenia i wykrycia ewentualnie już popełnionych przestępstw przy wycenie i sprzedaży udziałów we wszystkich spółkach samorządowych prowadzących szpitalną działalność leczniczą w Polsce”. Czyli o objęcie tych transakcji stałym nadzorem. Według OZZL „majątek szpitali traktowany jest bowiem jak nic niewarta masa upadłościowa, a udziały w spółkach zarządzających sprzedawane są za grosze”.
Krzysztofa Bukiela odpowiedź prokuratora jednak nie zadowala: zwrócił się do CBA tylko o „rozważenie możliwości” objęcia nadzorem tych przekształceń. – Najprawdopodobniej więc sami wystąpimy do Biura – zapowiada przewodniczący OZZL. Choć ma wrażenie, że jego głos będzie dużo słabszy: – Liczymy się z tym, że nasz wniosek CBA może zupełnie zignorować, jak to już było w sprawie niektórych aspektów przepisów o wypisywaniu leków refundowanych.
Szpital w cenie kawalerki
Bezpośrednim powodem interwencji OZZL była prywatyzacja dwóch śląskich szpitali: w Mysłowicach spółkę sprzedano za 135 tys. zł, w Tychach wielki szpital specjalistyczny, wojewódzki, wyceniono na 6 mln przy wartości kontraktu podpisywanego z NFZ równej 55 mln zł. „W opinii wielu ekspertów w obu przypadkach cena jest wyraźnie zaniżona. W przypadku szpitala w Mysłowicach dodatkowym czynnikiem budzącym niepokój jest fakt, że udziałowcami spółki będącej nowym właścicielem są miejscowi radni. Wszystkie te okoliczności mogą budzić podejrzenie, że doszło do popełnienia przestępstwa przez podmioty dokonujące wyceny przez niektórych urzędników samorządowych albo radnych” – uważa związek Bukiela.
O Mysłowice spierano się nawet w Sejmie podczas debaty nad wnioskiem o odwołanie ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Padały oskarżenia, że to nie przekształcenia, a wyprzedaż majątku za bezcen. Posłanka PiS Anna Zalewska żądała wyjaśnień, jak to się stało, że szpital „po cenie niższej niż kawalerka” trafił w ręce Mysłowickiego Konsorcjum Medycznego, którego właścicielami są m.in. radni PO z Gliwic i Mysłowic. – Dwoje radnych, w tym przewodnicząca komisji zdrowia w radzie miejskiej w Mysłowicach, kupiło za 135 tys. zł szpital wart 4,5 mln zł, z kontraktem na 7 mln zł i perspektywą sięgnięcia po dotacje z Funduszu Norweskiego – mówiła. Drwiły też media, że sprzedano placówkę „w promocji”: kiedy była miejską spółką, jeden udział w niej kosztował 500 zł, a przed prywatyzacją radni obniżyli cenę do 15 zł.
Tłumaczyć się musiał sam premier. Przekonywał, że to kłamstwa, a finalna kwota transakcji jest o wiele wyższa. Wyliczał: – Konsorcjum musi zapłacić nie tylko tych 135 tysięcy. Musi też pokryć stare zobowiązania finansowe miasta w kwocie około 2,8 mln zł oraz zainwestować w nieruchomości i sprzęt medyczny 3,5 mln zł do końca 2017 roku, a także zobowiązało się do zainwestowania 400 tys. zł na rzecz płynności finansowej.
Zresztą nieruchomość – zaznaczał premier – pozostaje w rękach miasta, konsorcjum przejmuje tylko udziały w spółce.
OZZL ten argument nie przekonuje: „Sprawa dotyczy co prawda spółek zarządzających szpitalami, ale wiadomo skądinąd, że po kilku latach działalności, wskutek różnych operacji finansowych, stają się one nieoczekiwanie właścicielami całych przedsiębiorstw wraz z ich majątkiem. Podobny proces – na wielka skalę (sprzedaż upadających przedsiębiorstw – red.) – miał miejsce w Polsce na początku lat 90. ub. wieku i w wielu miejscach oznaczał de facto uwłaszczenie majątkiem publicznym wybranych osób. Źle by się stało, gdyby ten proceder został powtórzony w przypadku publicznych szpitali”.
– Doświadczenia każą podejrzliwie patrzeć na tego rodzaju sprzedaże. Jeżeli postawimy obok siebie stóg siana i beczki z benzyną i do tego zapalimy zapałkę, czyż nie możemy spodziewać się pożaru? – pyta retorycznie Bukiel.
CBA „ma pewne informacje”
Centralne Biuro Antykorupcyjne nie zakasuje co prawda rękawów, ale też – jak zapewnia Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA – niczego nie ignoruje i interesuje się zagrożeniami. W sprawie szpitala w Mysłowicach również „ma pewne informacje o ewentualnych nieprawidłowościach”. – Dlatego też Biuro zwróciło się do Urzędu Miasta w Mysłowicach z prośbą o przekazanie dokumentów związanych z tą sprawą. Są one teraz analizowane i weryfikowane. Na tym etapie nie przesądzamy, czy doszło w tym wypadku do złamania lub naruszania prawa – dodaje Dobrzyński. Na razie jest to więc nadzór incydentalny, a nie stały. Pytanie, czy taka totalna kuratela nad przekształceniami rzeczywiście jest potrzebna? Jednej odpowiedzi nie ma, bo nie słychać o lawinie podejrzanych transakcji, co najwyżej o wyjątkach.
– CBA nie jest instytucją, która powinna prowadzić nadzór nad prawidłowością dokonywania zmiany formy prawnej jednostek – odcina się od pomysłu samorząd Województwa Zachodniopomorskiego. Choć na pozór nie ma w tym interesu, bo tamtejsze „szpitale mają się dobrze” i żadnego jeszcze nie przekształcał w spółkę kapitałową. Małopolska pomysł jednak chwali, choć marszałek też nie widzi na swoim terenie wątpliwych prywatyzacji. Z przekształceń w tym regionie samorząd jest zadowolony. – Pozytywnie oceniamy wprowadzenie nadzoru CBA nad przekształceniami zarówno na szczeblu województwa, jak i na innych poziomach. To może spowodować większą przejrzystość działania i dbałość podmiotów tworzących placówki w tych postępowaniach – ocenia Departament Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego.
A dla marszałka województwa opolskiego wszelki nadzór jest dobry. – W związku z faktem, iż bardzo często prywatyzacja podmiotów leczniczych budzi w społeczeństwie emocje i podejrzenia o działania korupcyjne, każdy nadzór instytucji powołanej do przeciwdziałaniu występowania niepożądanych zjawisk może przyczynić się do uspokojenia społeczeństwa – uważa Roman Kolek. Opolszczyzna jest w trakcie sprzedaży wszystkich udziałów spółki Zespół Ośrodków Rehabilitacji Leczniczej w Suchym Borze Sp. z o.o. i dotąd nie budziło to kontrowersji wśród pracowników spółki ani pacjentów. Ale – jak ocenia marszałek – lepiej dmuchać na zimne.
Przedsmak państwa policyjnego
– Odgórny nadzór CBA to przedsmak państwa policyjnego. Jakby podejrzewać, że każdy, kto podejmuje decyzję, jest potencjalnym przestępcą. Że każdy samorząd chce przestępstwo popełnić. A tak nie jest – dziwi się pomysłowi Małgorzata Majer, prezes Stowarzyszenia Menedżerów Ochrony Zdrowia i dyrektor Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala im. dr. Władysława Biegańskiego w Łodzi. – Nie twierdzę, że wszystko jest idealnie, tylko trzeba się przyjrzeć sytuacji. Niskie wyceny się krytykuje, a ja znam przypadek wydzierżawienia szpitala za 350 tysięcy miesięcznie i nikt się nie dziwi, nie mówi, że przepłacono, że to działanie na szkodę firmy – dodaje.
Rozważa, czy nadzór nie powinien być, ale nad firmami, które przejmują szpitale. Czy np. mają referencje i odpowiedni kapitał. Natomiast samorządom powinno się pomóc, stwarzając szczegółowe procedury prowadzenia przekształceń. – Takich zasad, które musi spełnić. Samorząd mógłby odhaczać punkt po punkcie: to zrobiłem, to też i tak po kolei. Lepiej zapobiegać niż leczyć – tłumaczy. Ma też inne pomysły: – Gdyby ministerstwo pokusiło się o szkolenia dla samorządów, informacje, na co powinny zwracać uwagę, jak ogłaszać te postępowania. Po prostu wytyczyć im ścieżkę, stworzyć standardy. Oczywiście procedury też można starać się ominąć, ale to właśnie wtedy potrzebne będą służby, nie od razu.
CBA powinno wkraczać dopiero, gdy jest sygnał o korupcji, nieprawidłowościach – z tym zgadza się też Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. Ale inny nadzór uważa za potrzebny: – Monitorowaniem przekształceń własnościowych powinien zajmować się minister zdrowia. NRL wskazywała, że bez jasno określonych obowiązków państwa polskiego wobec chorych ludzi nie powinno się dokonywać przekształceń. Najpierw należy jasno określić, co powinno być publiczne, co prywatne, co można i czego nie można komercjalizować.
Tylko 51 przekształconych szpitali
Resort zwraca jednak uwagę na obowiązki i odpowiedzialność samorządów. – Podejmując działania w sprawach przekształceń własnościowych, powinny kierować się interesem publicznym. Ponoszą z tego tytułu odpowiedzialność polityczną. Zmiany w strukturze i organizacji podmiotu leczniczego bądź przeznaczeniu nieruchomości nie zwalniają ich z obowiązku zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa zdrowotnego – zaznacza Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy ministra zdrowia.
I przytacza statystykę: według danych Ministerstwo Zdrowia, na podstawie ustawy o działalności leczniczej przekształcono w sumie 51 samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej prowadzących szpitale. W spółki kapitałowe – 49 szpitali. W większości przypadków samorządy decydują się na utrzymanie pełnej kontroli nad nowymi spółkami, czyli zachowują w swoich rękach 100 procent ich akcji albo udziałów.
Można też utworzyć podmiot leczniczy w formie spółki kapitałowej. Ministerstwu znane są tylko dwa wspomniane przypadki podmiotów leczniczych: w Mysłowicach oraz w Tychach. – Jak wynika z informacji przekazanych przez marszałka województwa śląskiego, nie ma planów sprzedaży udziałów w spółce podmiotom prywatnym – zapewnia Bąk.
Podaż przewyższa popyt
OZZL jest jednak przekonane, że trzeba dmuchać na zimne. Że przepisy nakładające na samorządy terytorialne obowiązek spłaty zadłużeń szpitali, których są właścicielami czy organami założycielskimi, mogą wymuszać masowe prywatyzacje rodzące różne pokusy. „Wiele samorządów, przygniecionych obowiązkiem stałego dofinansowania swoich szpitali, w skrajnie niekorzystnych warunkach narzuconych przez NFZ, decyduje się przekazać zarządzanie nimi w prywatne ręce” – twierdzi związek. – Takich sytuacji jest dużo, bo warunki, w jakich funkcjonują szpitale, zmuszają je do zadłużania się – stwierdza Krzysztof Bukiel. Wymienia zagrożenia: „nierzetelna wycena refundowanych świadczeń zdrowotnych przez NFZ oraz ich administracyjne limitowanie, nierozwiązanie problemu amortyzacji sprzętu i budynków”, powodują, że „większość szpitali w Polsce ma wielkie kłopoty z bilansowaniem się, znaczna część jest zadłużona, a niemała liczba praktycznie zbankrutowała”. Sprzedaż jest więc czasem ostatnią deską ratunku, jeśli samorząd sam nie chce wpaść w kłopoty.
Zagrożenia widzą wszyscy. – Tego się boję, co będzie, jak szpitale zaczną się zadłużać, bo przychody z kosztami zaczynają się coraz bardziej rozchodzić. Nie wiem, do czego dojdziemy – ubolewa Majer. Zdaniem Hamankiewicza prowadzenie szpitala nie rokuje sukcesów biznesowych, jeśli połączymy: sposób finansowania przez NFZ, zbyt niską wycenę świadczeń, ustawowe obowiązki szpitali i lekarzy, nakazujące „leczenie każdego przypadku chorego w zagrożeniu zdrowia lub życia przy równoczesnym nałożeniu na placówki limitów, za które fundusz chce zapłacić. – Dlatego też prawdopodobnie podaż sprzedawanych szpitali znacznie przerasta popyt na nie – uważa. Czy to znaczy, że faktycznie odbywa się wyprzedaż szpitali za bezcen? – W gospodarce rynkowej każda rzecz jest tyle warta, ile ktoś za nią chce zapłacić – odpowiada na pytanie prezes NRL.
W pewien sposób Bukiel samorządy rozumie: – Oczywiście te niskie kwoty wycen brały się między innymi z wielkiego zadłużenia szpitali, np. tego w Tychach na ok. 60 mln.
Jednak takie doraźne działania, czyli ratowanie się sprzedażą, jego zdaniem psuje tylko system: – Jest to zjawisko złe o tyle, że nie zmienia się systemu opieki zdrowotnej, a jedynie przez oddanie szpitala w prywatne ręce powoduje się, iż zaczyna się on bilansować finansowo, a nawet może przynosić zyski. Ale bilansowanie szpitala nie jest celem samym w sobie. Celem jest, aby bilansował się, nadal udzielając dobrych świadczeń zdrowotnych. Tymczasem – jak obserwuje – poprawia się sytuacja finansowa szpitali będących spółkami, „obniżając jakość ich funkcjonowania, selekcjonując chorych do leczenia, idąc po krawędzi przy redukcji personelu”.
A sprzyja temu fakt, że nie ma równej konkurencji, bo „dopóki są szpitale publiczne, można – przez różne sprytne manewry – przenosić na nie większe koszty i ryzyko”. Można też długo funkcjonować, oferując świadczenia słabszej jakości i z różnych powodów dostać kontrakt z NFZ, np. gdy jest jeden szpital w powiecie.
Podobne obawy mają związkowcy w całej Unii Europejskiej. W lutym Europejska Sieć Walki z Prywatyzacją i Komercjalizacją Ochrony Zdrowia i Ochrony Socjalnej zorganizowała w Brukseli happening. To początek całej kampanii przeciwko komercjalizacji służby zdrowia. Protestowało stu związkowców z kilku krajów UE, m.in. z Polski Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. Podnosili, że oszczędności budżetowe „zagrażają zdrowiu społeczeństw”, a placówki prywatne kierują się głównie zyskiem i wykonują w większości tylko opłacalne procedury.
Trzeba więc dbać o podtrzymywanie standardów po prywatyzacji, bo według Bukiela zagrożeń jest dużo: – Inną formą bilansowania spółki jest dołączanie do niego działalności gospodarczych, które mają przynieść dochód, a sama funkcja lecznicza ma być tylko „resztówką”. Patrząc na to wszystko, nie o to chyba chodzi w przekształceniach szpitali w spółki handlowe. Ale tego nie przypilnuje już CBA.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?