Dość spokojnie i przy pełnym poparciu całego sejmu została uchwalona ustawa, która umożliwia wprowadzenie e-recepty. Jak to często bywa, naprawdę istotne zmiany w systemie opieki zdrowotnej przechodzą słabo zauważone i przy niewielkim zainteresowaniu mediów. W komisji sejmowej, a później na sali plenarnej dyskusja skupiała się przede wszystkim na pytaniu, dlaczego ustawa uchwalana jest tak szybko, co tak naprawdę nie ma dla istoty sprawy żadnego znaczenia.
A tymczasem ustawa ta wprowadziła coś, co będzie miało bardzo duże i – moim zdaniem – pozytywne znaczenie dla funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Chodzi o to, że ustawa umożliwia wystawianie recept bez osobistego kontaktu pacjenta z lekarzem, czyli, mówiąc trywialnie, wystawianie recepty przez telefon. W ten sposób domknęła się możliwość leczenia przez system telemedyczny. Już nie tylko porada, ale i jej istotne sfinalizowanie przez wystawienie recepty będą mogły być wykonywane zdalnie. Kompletna porada telemedyczna to istotne przełamanie dotychczasowych schematów postępowania lekarskiego. Myślę, że nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, jakie znaczenie dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia będzie to miało i że nie wszyscy z takiego obrotu sprawy – z różnych przyczyn – będą zadowoleni.
Upowszechnienie zdalnego wypisywania recept może mieć znaczenie dla dotychczas nierozwiązywalnego problemu kolejek do lekarzy w przychodniach. Przecież spora część wizyt wynika jedynie z konieczności przedłużenia leczenia farmakologicznego. Niektóre wizyty, w szczególności kontrolne, ograniczają się do krótkiej rozmowy, zlecenia lub wykonania jakiegoś prostego badania, np. pomiaru poziomu cukru, pomiaru ciśnienia krwi. Te badania też będą mogły być wykonane zdalnie. To tylko niektóre przykłady konsekwencji uchwalenia ustawy o e-recepcie.
Nie sposób jednak nie wspomnieć, że za takim sposobem realizowania części porad lekarskich kryją się również niebezpieczeństwa. Lekarz i pacjent muszą zachować zdrowy rozsądek, bo może pojawić się pokusa zdalnego załatwiania coraz większej liczby problemów, a przecież z praktyki wiemy, jak wielką rolę spełnia bezpośredni kontakt lekarza z pacjentem w bardzo wielu sytuacjach zdrowotnych. Jeśli znany lekarzowi pacjent wejdzie do gabinetu, to czasem, zanim zdąży usiąść na krześle, już można zauważyć, że coś niedobrego z nim się dzieje. Cokolwiek by powiedzieć, mimo znacznego stechnicyzowania medycyny i uschematyzowania postępowania lekarskiego, ciągle jeszcze pozostaje w niej element sztuki lekarskiej.
Przy wszystkich tych zastrzeżeniach możliwość udzielania zdalnych porad i zdalnego wypisywania recept to bardzo duża systemowa zmiana. Przy okazji gratuluję nowemu wiceministrowi zdrowia panu Januszowi Cieszyńskiemu dobrego przygotowania merytorycznego. Już dawno przedstawiciele resortu tak dobrze i kompetentnie nie zaprezentowali posłom projektu ustawy.
Ale żeby nie było zbyt słodko, to jednak dołożę i łyżkę dziegciu. Nie wiedzieć dlaczego twórcy pomysłu pilotażowego wdrożenia e-recepty z uporem godnym lepszej sprawy ponownie pominęli możliwość wykorzystania w tym projekcie śląskich „kart chipowych”. Śląskie karty, które mają wszyscy ubezpieczeni mieszkańcy województwa śląskiego, są już od zawsze, czyli od kilkunastu lat gotowe pełnić rolę e-recepty. Kolejne ekipy ministerialne wolą jednak realizować różne inne projekty, byle tylko pomijać właśnie te karty. Jak widać, ekipy rządowe zmieniają się, a ci co tak knują ciągle są ci sami. Ale to już zupełnie inna sprawa.
Tak czy inaczej, zamierzam namówić ministra na drugi, równoległy pilotaż. Konkurencja w tym zakresie na pewno wyjdzie e-recepcie na zdrowie.