Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 85–92/2016
z 3 listopada 2016 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Leczenie prawie po omacku

Krzysztof Boczek

W Polsce zlecają 3,5– do 5–krotnie mniej badań diagnostycznych niż średnio w Europie. Każda analiza to oczywisty koszt. Czy w związku z tym polska medycyna działa w ciemno?

Badań laboratoryjnych za mało jest głównie w POZ. To najistotniejszy wniosek, jaki wypłynął z niedawnej dyskusji panelowej ekspertów w Najwyższej Izbie Kontroli.

NIK zorganizował ją, bo przygotowuje się do dużego audytu polskiej diagnostyki. Eksperci stwierdzili, że w porównaniu z krajami UE, w Polsce wykonuje się aż 5 razy mniej badań laboratoryjnych. – W stosunku do średniej europejskiej, zużywamy 3,5 razy mniej wyrobów medycznych do diagnostyki laboratoryjnej. W odniesieniu do krajów Zachodu – nawet 5 razy mniej. To przekłada się na mniej informacji diagnostycznej w decyzjach medycznych – doprecyzowuje te dane Józef Jakubiec, dyrektor Izby Producentów i Dystrybutorów Diagnostyki Laboratoryjnej (IPDDL). W Europie w tej branży korzysta się z tych samych wyrobów czołowych firm na świecie, procedury badań są takie same, co wg

J. Jakubca oznacza, że polski pacjent jest 3,5 do 4 razy bardziej niedodiagnozowany przed podjęciem decyzji klinicznej niż przeciętny Europejczyk. Inny sposób szacowania tego zjawiska wskazuje na podobny wynik. W Europejskich Statystykach IVD podawany jest wskaźnik liczby badań wykonywanych z jednego pobrania. Także w naszym kraju wykonuje się 4 razy mniej analiz niż w warunkach zachodnich. Lekarz podejmuje więc decyzje medyczne na podstawie 4-krotnie mniejszego zasobu informacji diagnostycznej. – Pacjent jest niedodiagnozowany, dlatego zbyt późno wykrywa się stany chorobowe – podkreśla Jakubiec.

Najwięcej zarzutów płynie pod adresem POZ. To tam lekarze winni zlecać najwięcej badań, a tego nie robią. Diagnostyka laboratoryjna pozwala określić dużo wcześniej zmiany w organizmie niż diagnostyka obrazowa, podkreśla Jakubiec. Dlatego... – aż w 70 proc. decyzja diagnostyczna lekarza bazuje na wyniku badań laboratoryjnych – dodaje Elżbieta Puacz, prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych (KRDL). A skoro nie zlecają analiz, to „lekarze często leczą, nie mając pewności co do postawionej diagnozy” – konkluduje NIK w swoim sprawozdaniu z panelu eksperckiego.


Lista zaniechań

Jakich badań laboratoryjnych nie zlecają lekarze, a powinni? – W POZ dotyczy to praktycznie wszystkich podstawowych – twierdzi dr Bogdan Solnica, prezes Polskiego Towarzystwa Diagnostyki Laboratoryjnej (PTDL). Najwięcej rozmówców wskazuje, że niezwykle rzadko wykonywane są antybiogramy. – W POZ prawie się ich nie zleca – twierdzi Elżbieta Puacz.

– Poza szpitalami wykonuje się je bardzo rzadko – dodaje prof. Waleria Hryniewicz, mikrobiolog lekarski, szef Narodowego Programu Ochrony Antybiotyków (NPOA). Lekarze nie wykonują testów w kierunku paciorkowcowego zapalenia gardła i bez pełnej wiedzy, czy choroba jest bakteryjna, czy wirusowa, lekką ręką wypisują antybiotyki. Dostaje je aż 70 proc. pacjentów z zakażeniem górnych dróg oddechowych. Tymczasem jedynie u 15 proc. są do tego wskazania. W reszcie przypadków mamy do czynienia z zakażeniami wirusowymi – np. grypą lub zapaleniem oskrzeli. Ponad 80 proc. antybiotyków jest przepisywanych nieprawidłowo. Prawie wyłącznie w POZ – recepty na 95 proc. wszystkich tych leków rozdają lekarze pierwszego kontaktu. A nadużywanie antybiotyków jest główną przyczyną rosnącego zjawiska antybiotykooporności.

– Badanie stężenia glukozy we krwi, jako badanie przesiewowe w kierunku cukrzycy, winno być wykonywane co 3 lata u osób powyżej 45. r.ż. Jeśli chory jest otyły, to co roku już przed czterdziestką. Tak się nie dzieje – podaje kolejny przykład dr Solnica. W efekcie aż 700 tys. Polaków żyje bez wiedzy, że chorują na cukrzycę typu 2. Wykrywa się ją dopiero w szpitalach. 62 proc. mieszkańców Polski ma podwyższone stężenie cholesterolu we krwi, ale aż 60 proc. z nich o tym nie wie. Bo nie mają przeprowadzanych badań pod tym kątem. Przewlekła choroba nerek występuje u kilkunastu procent populacji. Tymczasem badań przesiewowych stężenia kreatyniny we krwi w POZ też się raczej nie zleca. Ciężarnym trzeba zlecać badania w kierunku toksoplazmozy i różyczki – to zalecają konsultanci wojewódzcy. Też nie jest to respektowane. – Jeśli już, to panie wykonują te analizy z własnej inicjatywy, odpłatnie – twierdzi dr Roland Rółkowski, kierownik Zakładu Diagnostyki Laboratoryjnej na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku.

Nawet najprostszych badań: morfologii zleca się za mało. – W Białymstoku zmarło dziecko, bo nie przebadano mu krwi. A można było uratować jego życie – podaje przykład prezes KRDL. Według niej stanowczo za rzadko zlecane są też badania wykrywające WZW C, WZW B. Litania zaniechań jest bardzo długa.


Powód? Pieniądze

– Paradygmat naszego systemu ochrony zdrowia jest naprawczy, a nie profilaktyczny – takie praźródło problemu widzi E. Puacz. Bezpośrednim, głównym powodem niezlecania analiz laboratoryjnych są pieniądze. A właściwie ich brak. Mimo że badania diagnostyczne są najtańszym i najłatwiej dostępnym źródłem informacji medycznej – stanowią tylko ok. 3–4 proc. kosztów opieki medycznej – to właśnie na nich się najbardziej oszczędza. Zwłaszcza w POZ – bo tutaj pokrywane są głównie ze stawki kapitacyjnej przypadającej na pacjenta. – Czyli im mniej lekarz zleci badań, tym więcej pieniędzy zostanie dla niego – wysuwa prosty wniosek Elżbieta Puacz. Badania diagnostyczne w POZ to przede wszystkim źródło kosztów, a nie istotnej wiedzy niezbędnej do postawienia diagnozy.

Przyznają to także przedstawiciele środowiska lekarskiego. – Sposób finansowania POZ powoduje, że lekarze unikają zlecania badań. Od dawna wskazujemy na ten rażący konflikt interesów: lekarz musi wybierać między kosztami w swojej praktyce, a dobrem pacjenta – przyznaje Romuald Krajewski, wiceprezes Naczelnej Izby Lekarskiej.

– Gdy funduszy jest tak dramatycznie mało, to lekarz nie jest w stanie zrobić tych badań, bo inaczej musiałby na nie wydać wszystkie pieniądze – tłumaczy prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz, podkreślając, że naciski administracyjne w placówkach zdrowia są tak silne, by nie zlecać badań, że medycy im ulegają. – Kilka lat temu robiliśmy z PAN badania. Okazało się, że ok. ¾ lekarzy doświadczało presji ze strony dyrekcji i administracji, by nie zlecać diagnostyki laboratoryjnej – mówi Hamankiewicz.

Faktycznie. Przy ok. 140 zł podstawowej stawki kapitacyjnej już jedno podstawowe badanie, np. antybiogram, to min. 15–30 zł. Czyli 10–20 proc. „przychodu” z pacjenta. Z danych NFZ za lata 2014 i 2015 (w tych latach lekarze POZ raportowali zlecone badania) wynika, że diagnostyka laboratoryjna kosztowała placówki POZ ok. 520 mln zł. To ok. 6 proc. budżetu NFZ na podstawową opiekę zdrowotną.

Lekarze widzą też inne, mniej istotne, powody tak dużych rozbieżności między liczbą zlecanych badań w Polsce a w Europie. Według Krajewskiego ok. 20 proc. zlecanej diagnostyki na świecie jest wykonywana niepotrzebnie – ma tylko zabezpieczyć lekarza przed ewentualnymi roszczeniami ze strony pacjenta. Medycyna defensywna. Prezes NRL wskazuje też na coś innego: lekarze POZ w Polsce nie mogą przepisywać wielu badań zastrzeżonych dla specjalistów. – Na Zachodzie zaś lekarz pierwszego kontaktu może zlecać wszelkie badania – twierdzi Hamankiewicz.


Słowa i czyny

Jak zmienić sytuację? Podwyższając stawki kapitacyjne dla lekarzy POZ? – Jaka by była, zawsze będzie za mała. Nadal będzie narzekanie, że lekarzom nie starcza na badania laboratoryjne – twierdzi Jakubiec. I faktycznie – mało kto pamięta, że w 2005 r. na POZ trafiło 3,6 mld zł. W 2016 r. prawie 3 razy tyle – 9,5 mld zł. Ciągle za mało. W 2005 r.
podstawowa stawka kapitacyjna wynosiła 60 zł, teraz 140 zł. Czy więc diagnostyka laboratoryjna powinna być osobno wycenianą usługą w budżecie? – Byłoby to lepsze wyjście. Lekarze nie oszczędzaliby na pacjencie i wcześniej diagnozowali potencjalne zagrożenie zdrowia – uważa Jakubiec.

– Środowisko domaga się tego od wielu lat. Fee-for-service – tak powinna być rozliczana diagnostyka – popiera pomysł dr Solnica. Dodaje, że w wielu krajach właśnie tak jest – bezpośrednie kontraktowanie badań laboratoryjnych przez ubezpieczyciela. Lekarze także popierają ten pomysł. – Badania laboratoryjne powinny być oddzielnie finansowane z budżetu NFZ, niezależnie od kosztów praktyki lekarza – postuluje Romuald Krajewski z NIL.

– Taki pomysł oczywiście byśmy poparli. Najbardziej przyzwoite jest płacenie za wykonanie. Sytuacja uległaby wówczas dramatycznej poprawie – dodaje prezes Hamankiewicz.

Jednak te deklaracje przedstawicieli lekarzy rozmijają się z czynami. W 2013 roku NFZ chciał przeznaczyć w budżecie osobne pieniądze na badania okresowe i diagnostyczne, co miało się odbyć kosztem stawki kapitacyjnej. Lekarze z PZ nie zgodzili się. Zagrozili strajkiem. NFZ ustąpił. Prof. Waleria Hryniewicz postuluje, by – przynajmniej w kwestii powszechnych schorzeń, tj. zapaleń górnych dróg oddechowych – lekarzom POZ dać dostęp do szybkich, tanich testów POC (point of care). Pozwalają odróżnić zapalenie wirusowe od bakteryjnego w 10–15 minut. To znacząco ograniczyłoby ilość niewłaściwie przepisywanych antybiotyków. – Trafność diagnoz zacznie by wzrosła – twierdzi prof. Hryniewicz. Specjalistka kilka lat temu przekonywała NFZ, by zakupił 3 mln takich tekstów „paciorkowcowych”. Koszt 1,2–1,7 zł za sztukę. Czyli sumarycznie rzędu 4–5 mln zł. NFZ miał jednak odmówić zakupu. Tłumaczył: nie mamy takich możliwości prawnych.


Prosty rachunek

Ile wart jest rynek diagnostyki laboratoryjnej? Prezes Jakubiec podaje, że to ok. 2 proc. wydatków całkowitych na ochronę zdrowia. Czyli rynek wart jest jakieś 2 mld zł. Z tego ok. 520 mln zł to wydatki POZ.

Szacuje się, że tylko w przypadku nieprawidłowo przepisanych antybiotyków, pieniądze wyrzucane w błoto z państwowej kasy sięgają 800 mln zł rocznie. Trudno określić, jakie koszty z tego samego tytułu ponoszą pacjenci. A jeszcze trudniej ustalić sumę strat, uwzględniając choroby i zgony z powodu niewłaściwego leczenia lub jego braku, wynikającego z oszczędzania na diagnostyce oraz stawiania diagnoz w ciemno. Ile z tych 100 mld zł, które rocznie wydajemy na ochronę zdrowia, to efekt np. leczenia cukrzycy u setek tysięcy Polaków, zamiast jej prewencji? Ile to efekt terapii innych chorób w późnych stadiach, bo wcześniej oszczędzało się na diagnostyce? Na pewno w grę wchodzą grube miliardy zł. Tymczasem już tylko podwojenie obecnego budżetu POZ na diagnostykę laboratoryjną – z 520 mln zł na 1 miliard – byłoby skokową zmianą. Efektem byłyby trafniej stawiane diagnozy, wcześniej wykrywane u pacjentów choroby. Krótsze leczenie, rzadsze hospitalizacje. Rachunek jest więc prosty.

PS. Pod koniec września br. Ministerstwo Zdrowia ogłosiło projekt założeń zmian w ustawie o POZ. Zakłada on m.in. wydzielenie osobnego budżetu na badania diagnostyczne. Środki mają być wypłacane za zrealizowane zadania. Niewykorzystane przepadną. W momencie zamykania tego wydania „SZ” projekt był nadal na etapie konsultacjach społecznych.



Elżbieta Puacz
prezes Krajowej Rady
Diagnostów Laboratoryjnych
(KRDL)

„Ruszamy z kopyta”, czyli problemy diagnostyki

Elżbieta Puacz jednym tchem wymienia całą litanię nierozwiązanych problemów branży.

– Brak wycen badań laboratoryjnych. Dlaczego nie liczy się ich jakość, a jedynie cena? – pyta. To drugie potwierdza raport NIK z czerwca br. „Zamawiając usługi diagnostyczne, szpitale w większości przypadków kierowały się wyłącznie oferowaną ceną, nie uwzględniając kryteriów jakościowych, choć taki obowiązek wynikał wprost z ustawy” – jest napisane w raporcie NIK-u. – Dyrektor szpitala chce pokazać, że ma niskie koszty. A nie, że prawidłowo są wykonywane badania – komentuje Puacz. Według niej, w innych państwach Europy – z wyjątkiem Wlk. Brytanii – istnieją wyceny badań laboratoryjnych.

Firmy także nie dbają o jakość i przestrzeganie procedur, bo wg prezes KRDL nie ma praktycznych możliwości zamknięcia laboratorium. – Prawo przewiduje taką możliwość, ale nie ma precyzyjnych wskazań. Ja nie słyszałam, by wskutek kontroli któreś zamknięto – przekonuje pani Elżbieta, od wielu lat prowadząca KRDL.

Medyczne laboratoria diagnostyczne często są bardzo oddalone od szpitala czy przychodni. A tak nie powinno być. Bo daleki transport, temperatura w jego trakcie, drgania mogą wpłynąć na ostateczny wynik. – Czas od pobrania krwi z żyły pacjenta do momentu odwirowania jej nie powinien przekraczać jednej godziny. Co z tego, że próbka trafi do supernowoczesnego laboratorium, skoro jej transport trwa trzy godziny i już są złamane procedury? Wynik może być zafałszowany – opisuje

Puacz. Tymczasem sieciowe laboratoria mają wozić próbki po całym kraju. A nawet za granicę: na Słowację, do Niemiec, Czech, a nawet USA i Chin. – Jedna z ambasad wprost zapytała nas, czy trzeba przesyłać potwierdzenie utylizacji materiału biologicznego, jeśli badania wykonano za granicą – opisuje Elżbieta Puacz. – To są fabryki wyników – dodaje.

Inspekcję w branży diagnostycznej może zlecić wojewoda. – Gdy konsultant wojewódzki w Gdańsku chciał skontrolować prywatne laboratorium, to został z niego wyprowadzony przez ochronę – podaje kolejny przykład Puacz. Nie chce ujawnić nazwy firmy, bo twierdzi, że już miała trzy procesy z „sieciówkami”. Dwa z nich wygrała.
Na wnioski KRDL o zmianę prawa, by lepiej kontrolować laboratoria, Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało, że Izba też może tego dokonywać. – Możemy sprawdzać, ale tylko pracę diagnosty. A gdy przyjeżdżamy – a musimy o kontroli uprzedzić – to wszyscy diagności są akurat na zwolnieniu. Nawet jeśli coś stwierdzimy, to możemy jedynie pogrozić – twierdzi prezes Puacz.

Elżbieta Puacz uważa, że zagraniczne sieci laboratoriów wprowadzają ceny dumpingowe, by wykończyć polskie firmy. – Spotkałam się z ofertą analizy moczu nawet za 1 zł. Tymczasem sama utylizacja to 3 zł. A gdzie transport, analiza, sprzęt, wykonanie badania i jego rejestracja? Takie ceny to czysty dumping – mówi Puacz. KRDL zgłaszał dumping do UOKiK-u, ale dostał odpowiedź, że nie są stroną w sprawie. Bo reprezentują diagnostów, a nie firmy z branży.

Problemem jest też brak rejestru badań laboratoryjnych. – We wszystkich krajach, w których o to pytałam, takowy jest – przekonuje Puacz.

– Resort o tych wszystkich problemach wie i nic nie robi – skarży się Puacz. Na dowód dostajemy kilka odpowiedzi z Ministerstwa Zdrowia, na wnioski KRDL. Faktycznie, wymijające. – Ministerstwa diagnostyka w ogóle nie interesuje. Bo gdybyśmy my – w ramach protestów – odeszli od stołów, to zaraz „sieciówki” przejęłyby nasze zlecenia – tłumaczy Puacz.

Do niedawna lekarze POZ musieli raportować o ilości zleconych badań diagnostycznych, ale Konstanty Radziwiłł uchylił ten obowiązek wprowadzony przez

B. Arłukowicza. Dlaczego? – Nie otrzymaliśmy żadnej merytorycznej odpowiedzi na to pytanie. W gazecie przeczytaliśmy, że było to spełnienie obietnic ministra wobec lekarzy – mówi pani prezes.

By rozwiązać niektóre z ww. problemów, KRDL wnioskuje o zmiany prawa już od kilkunastu lat. Prace nad nowelizacją ustawy o diagnostyce laboratoryjnej rozpoczęły się w 2011 roku. Zdecydowała o tym Ewa Kopacz, wówczas minister zdrowia. Uzgodnienia zmian z przedstawicielami MZ trwały do sierpnia 2014. Gotowy projekt miał zostać zgłoszony przez rząd PO–PSL do sejmu, ale zmienił się minister zdrowia i MZ zatrzymało procedowanie. Posłowie złożyli więc projekt poselski, ale i ten utknął w zamrażarce marszałka sejmu. Nie trafił nawet do komisji zdrowia.

W grudniu ub.r. KRDL spotkało się z nowo powołanym ministrem, K. Radziwiłłem. Ten miał stwierdzić, że koniecznie trzeba wznowić pracę nad nowelizacją i obiecał diagnostom: „ruszamy z kopyta”. – Dał mi nawet na to słowo honoru. Od grudnia ub.r. nic jednak nie zostało zrobione – kończy Puacz.




Najpopularniejsze artykuły

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Kamica żółciowa – przyczyny, objawy i leczenie

Kamica żółciowa to schorzenie, które dotyka około 20% populacji. Jest to najczęstsza przyczyna hospitalizacji związanych z układem pokarmowym. Charakteryzuje się występowaniem złogów w pęcherzyku żółciowym lub drogach żółciowych. Niektórzy pacjenci nie doświadczają żadnych objawów, inni cierpią z powodu ataku kolki żółciowej i innych powikłań.

Zdrowie dzieci i młodzieży – czy potrzebna jest nowa strategia?

To jedno z pytań, na które starali się znaleźć odpowiedź eksperci biorący udział w II Kongresie Zdrowia Dzieci i Młodzieży, jaki odbył się 29 sierpnia w Warszawie. Odpowiedź jest, w sumie, prosta: potrzebujemy strategii z realnymi narzędziami jej wdrażania.

Dobra polisa na życie — na co zwrócić uwagę?

Ubezpieczenie na życie to zabezpieczenie finansowe w trudnych chwilach. Zapewnia wsparcie w przypadku nieszczęśliwego wypadku lub śmierci ubezpieczonego. Aby polisa dobrze spełniała swoją funkcję i gwarantowała pomoc, niezbędne jest gruntowne sprawdzenie jej warunków. Jeśli chcesz wiedzieć, na czym dokładnie powinieneś się skupić — przeczytaj ten tekst!

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.




bot