Prace nad tym numerem „Służby Zdrowia” zamykamy w przededniu spotkania rezydentów z ministrem zdrowia. Kolejne spotkanie, z kolejnym ministrem i kolejne rozmowy o pieniądzach, a właściwie o ich braku w systemie ochrony zdrowia. Tymczasem na oddziałach szpitalnych toczy się normalna praca, przy czym użycie określenia „normalna” jest tu nieadekwatne. Stanu funkcjonowania szpitali w warunkach permanentnego kryzysu finansowego i kadrowego już od dawna nie można nazwać normalnym. Słowo to należy zastąpić wyrazem „powszechny”. W naszym chorym systemie ochrony zdrowia powszechne stało się to, że szpitale popadają w coraz większe zadłużenie, a liczba lekarzy na oddziałach maleje – czy to z powodu wypowiadanych ostatnio umów opt-out, czy wobec naturalnego procesu odchodzenia starszych lekarzy na emerytury. Pozostaje po nich luka pokoleniowa, którą bardzo trudno jest zapełnić. Naturalną konsekwencją tego zjawiska jest to, że pozostali na posterunku lekarze pracują ponad siły. Państwowa Inspekcja Pracy ujawniła, że w niektórych szpitalach medycy potrafią pracować nawet po 80 godzin bez przerwy. Liczba przepracowanych przez nich godzin w miesiącu budzi zdziwienie i podziw dla ludzkich możliwości. A powinna budzić przede wszystkim strach. Przepracowany lekarz jest zagrożeniem dla pacjenta. Jest mniej skoncentrowany, miewa zawroty głowy i wiele objawów takich, które występują po spożyciu alkoholu. Korzyści z jego pracy mogą okazać się niewspółmiernie mniejsze niż konsekwencje błędów w sztuce popełnionych w wyniku przepracowania. Taki lekarz zagraża też samemu sobie. Coraz częściej w polskich mediach pojawiają się doniesienia o śmierci z przepracowania – w 24. godzinie dyżuru, po 12 godzinach pracy kilka dni z rzędu na dwóch oddziałach równocześnie czy podczas pełnienia dyżuru czwartą dobę u kolejnego pracodawcy. I to jest jedna strona zjawiska, którym jest zbyt mała liczba lekarzy. Druga to ta, że gdyby lekarze nie pracowali po godzinach albo na kilku etatach, okazałoby się, że Polaków nie ma kto leczyć. A przecież kiedy nie będzie lekarzy, nie będzie też pacjentów. Będą tylko chorzy ludzie pozbawieni pomocy. Wydaje się, że wszyscy, którzy decydują o kształcie systemu ochrony zdrowia, mają świadomość nadciągającej katastrofy. Diagnoza jest postawiona. Jaka będzie decyzja dotycząca terapii?