Zdecydowana większość społeczeństwa jest niezadowolona z efektów reformy, chce likwidacji kas chorych, toteż mając przyzwolenie społeczne, rząd przejmuje odpowiedzialność za system ochrony zdrowia i rozpoczyna jego naprawę – tak najkrócej dałoby się streścić sens większości oficjalnych wypowiedzi (premier, minister zdrowia) podczas tzw. podsumowania społecznych konsultacji strategii MZ na lata 2002-2003.
W czasach tow. E. Gierka manifestacje poparcia jedynie słusznej linii partii i rządu organizowano tradycyjnie w auli Politechniki Warszawskiej. Poniedziałkowy wiec aplauzu dla programu Mariusza Łapińskiego odbył się w uczelni najbliższej socjaldemokratycznemu sercu ministra, tj. warszawskiej AM. Przygotowany według sprawdzonych wzorców scenariusz przewidywał wyłącznie udział zwolenników programu, "dyskusji" nie zakłóciły żadne niespodzianki, przebiegała więc w klimacie wiernopoddańczej lojalności i bezkrytycyzmu. W bezpośredniej transmisji każdy mógł zobaczyć na własne oczy, jak pracownicy służby zdrowia gremialnie popierają swojego ministra. I prawie wszystko byłoby świetnie, gdyby nie złośliwi dziennikarze, nierozumiejący, że minister i rząd walczą o ratowanie zdrowia całego narodu. Szkoda tylko, że nasi uczeni – rektorzy, profesorowie medycyny – swym autorytetem firmują taką hecę.
Nie zaproszono, rzecz jasna, ani niezależnych ekspertów, ani przedstawicieli instytucji i środowisk ochrony zdrowia, którzy w minionych dwóch miesiącach jednoznacznie negatywnie odnieśli się do programu centralizacji systemu i likwidacji istniejących już kas chorych. I to niezależnie od tego, czy wcześniej byli ich zwolennikami, czy też przeciwnikami. W spotkaniu w AM nie uczestniczyli więc nie zaproszeni m.in.: społeczni konsultanci prezydenta (prof. C. Włodarczyk i dr K. Kuszewski), posłowie i senatorowie Komisji Zdrowia oraz Komisji Polityki Społecznej z partii opozycyjnych wobec rządzącej koalicji, prezes NRL Konstanty Radziwiłł, ustawowo uprawniony do reprezentowania samorządu lekarskiego, szefowie central związkowych działających w ochronie zdrowia nie związani z lewicą, nieprawomyślni dyrektorzy kas chorych (z nadania poprzedniej koalicji, w tym przewodniczący i wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Dyrektorów Kas Chorych), wreszcie – apolityczni specjaliści w dziedzinie zdrowia publicznego, organizacji i zarządzania. Dzięki temu podczas imprezy minister Łapiński święcił triumfy "masowego poparcia" dla swej wizji zreformowanej ochrony zdrowia.
Szkoda, że "społeczne konsultacje" były stratą czasu. Nie nastąpiło nawet minimalne zbliżenie stanowisk między obozem rządzącym i jego poplecznikami a tymi, którzy nie wierzą w "trzecią drogę" ministra. Ale nie mogło być inaczej, skoro opinie tych ostatnich były deprecjonowane i ignorowane, a oni sami – obrzucani błotem. Eksperyment z tworzeniem list leków refundowanych – "sukces" okupiony wieloma niepotrzebnymi kosztami społecznymi – dowodzi, że ogólnowojskowe metody sprawowania władzy w resorcie zdrowia nie przynoszą łatwych zwycięstw.
Program Narodowej Ochrony Zdrowia jest zły, bo opiera się na błędnej diagnozie obecnej sytuacji i przewiduje błędną terapię. Demagogią, tendencyjną propagandą, wiecami tego faktu się nie zmieni. Realizacja populistycznego, nawet nośnego społecznie hasła likwidacji kas chorych i zastąpienia ich systemem rodem z Orwella przyniesie niewątpliwą kompromitację rządowi, a całemu społeczeństwu – konieczność przebycia, po pewnym czasie, drogi już raz przebytej i poniesienia ponownie kosztów powrotu do normalności.
Z objęciem rządów przez koalicję SLD-UP-PSL spora część społeczeństwa łączyła nadzieję, że ster władzy przejmie ekipa fachowców, zdolna – po miesiącach przygotowań w gabinecie cieni – przejąć w biegu i poprowadzić trudne sprawy państwa. W kierunku wytyczonym od 1989 r., w którym szybciej lub wolniej zmierzały wszystkie dotychczasowe rządy dwunastolecia. Rzeczywistość minionego półrocza i decyzja rządu w sprawie realizacji Narodowej Ochrony Zdrowia kładą kres tym nadziejom. W wielu obszarach życia społeczno-politycznego powracamy do czasów realnego socjalizmu, z nostalgią wspominanego zresztą przez część społeczeństwa, rozczarowaną demokracją, kapitalizmem, rynkiem.
W ubiegły czwartek w Santiago de Chile prezydent Kwaśniewski przestrzegał mieszkańców tego miasta przed nostalgią za egalitaryzmem w stylu realnego socjalizmu. Tymczasem rząd premiera L. Millera deklaruje i konsekwentnie realizuje właśnie taką politykę.
Aleksandra Gielewska