Po raz pierwszy w Europie w Olsztynie wykonano cztery operacje wszczepu stymulatorów ośrodkowego układu nerwowego u pacjentów, którzy znajdowali się w śpiączce dłużej niż rok. Przeprowadził je prof. Isao Morita z Japonii z szefem Kliniki Neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie, prof. Wojciechem Maksymowiczem. Operacja polega na umieszczeniu w odcinku szyjnym elektrod, które stymulują prądem rdzeń tuż poniżej pnia mózgu, co ma doprowadzić do wybudzenia pacjenta ze śpiączki.
W ubiegłym roku stworzona przez Ewę Błaszczyk klinika Budzik zorganizowała międzynarodową konferencję naukową, w której wzięli udział naukowcy i lekarze z Japonii, Niemiec i Belgii. Prof. Tetsuo Kanno z Uniwersytetu Zdrowia Fujita i jego uczeń prof. Isao Morita zaprezentowali efekty stosowanej przez nich eksperymentalnej metody operacji wszczepu stymulatorów ośrodkowego układu nerwowego u pacjentów, którzy znajdowali się w śpiączce dłużej niż rok. Przedstawili losy ponad 200 chorych leczonych tą metodą. U ponad połowy pacjentów reaktywność poprawiła się, a siedmioro odzyskało świadomość. Przed stymulacją brak było jakichkolwiek reakcji z ich strony, natomiast kilka miesięcy po wszczepieniu im stymulatora ich stan poprawiał się.
Nowatorska operacja w Olsztynie
– Kiedy Japończycy zobaczyli, co robimy w Budziku, zdecydowali się przeprowadzić w Polsce nowatorskie operacje, które do tej pory były wykonywane tylko w Japonii – opowiada Ewa Błaszczyk. Prof. Morita zgodził się wykonać wraz z prof. Wojciechem Maksymowiczem 4 pokazowe zabiegi. Do operacji zakwalifikowano pacjentów w śpiączce z minimalną świadomością, u których intensywna neurorehabilitacja nie doprowadziła do wybudzenia. Japończycy wybrali Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Olsztynie, ponieważ prowadzi on badania nad leczeniem śpiączki z wykorzystaniem komórek macierzystych.
Potrzebne są pieniądze
Oprócz czterech darmowych operacji lekarze z Olsztyna chcą jeszcze wykonać ich jedenaście. Ponieważ będą miały charakter eksperymentalny, fundacja Ewy Błaszczyk zbiera pieniądze na ich sfinansowanie. Koszt jednej to około 80–90 tys. zł. 17 maja br. operacji została poddana również pozostająca od 16 lat w śpiączce 22-letnia córka Ewy Błaszczyk. W 2000 r. zakrztusiła się tabletką i do tej pory nie odzyskała w pełni świadomości. Aktorka zdecydowała się założyć klinikę Budzik, kiedy lekarze zaproponowali przeniesienie jej córki do hospicjum. Operacja Oli trwała trzy i pół godziny ze względu na liczne deformacje kręgosłupa, ponieważ dziewczyna jest w śpiączce od 6. roku życia. Prof. Maksymowicz mówi, że na efekt zabiegu trzeba będzie poczekać przynajmniej miesiąc.
O nowatorskich eksperymentach i pierwszych w Europie zabiegach elektrostymulacji w celu wybudzania ze śpiączki prowadzonych w Olsztynie – mówi prof. Wojciech Maksymowicz, minister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka, obecnie dziekan Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.
Halina Pilonis: Kiedy zainteresował się Pan wykorzystaniem elektrostymulacji do budzenia pacjentów ze śpiączki?
Wojciech Maksymowicz: Stymulacje rdzenia kręgowego w innym wskazaniu robiłem już w 1984 roku. Jestem prezesem Polskiego Towarzystwa Neuromodulacji. Przed czterema laty podczas konferencji w Berlinie zobaczyłem wyniki japońskich badań nad wykorzystaniem tej metody w leczeniu chorych w śpiączce. Japończycy mieli spore dokonania w tym zakresie. Sukces jest możliwy u pacjentów, którzy nie są w stanie wegetatywnym, ale w stanie minimalnej świadomości. Granica między tymi stanami nie jest wyrazista. Brakuje narzędzi badawczych, aby ją dokładnie określić. Badania nad rozróżnieniem tych stanów prowadzone są w Cambridge i Liège w Belgii. Realizujemy je także w naszych pracowniach na olsztyńskim uniwersytecie.
H.P.: Jak wytypowaliście pacjentów do operacji wszczepienia elektrostymulatorów w Olsztynie?
W.M.: Kwalifikując pacjentów do operacji, wykorzystaliśmy badania EEG, rezonansem magnetycznym. Sprawdzaliśmy eyetracking w czasie rezonansu. Fundacja Owsiaka kupiła nam sprzęt umożliwiający sprzężenie obrazu rzucanego na oczy badanego z rezonansem. Dzięki niemu można pokazywać osobom w śpiączce np. zdjęcia osób bliskich i sprawdzać, czy reagują. Koncentracja źrenic na obiekcie nawet bez ruchu gałek ocznych może dowodzić, że pacjent ma szanse na wybudzenie. Badaliśmy też za pomocą medycyny nuklearnej przepływy mózgowe.
H.P.: W jaki sposób elektrostymulacja rdzenia miałaby wybudzać pacjentów ze śpiączki?
W.M.: Mechanizm wybudzania przy pomocy elektrostymulacji nie jest do końca znany. Pierwsza hipoteza zakłada, że stymulacja rdzenia szyjnego uruchamia drogi przechodzące przez pień mózgu, gdzie znajduje się twór siatkowy odpowiedzialny za przytomność. Druga przypisuje ten efekt poprawie ukrwienia mózgu. Wiele osób do dziś patrzy na tę metodę z niedowierzaniem. Jednak jest ona już przecież wykorzystywana u pacjentów po urazach rdzenia kręgowego.
H.P.: Czy w swojej karierze spotykał się Pan często z przypadkami wybudzenia ze śpiączki?
W.M.: Wybudzenia ze śpiączki trwającej krótko, w mojej pracy zdarzają się często. Niektóre pamiętam dokładnie, np. małą dziewczynkę w wieku mojej córki, która miała nawet tak samo na imię. Spadła z konia i straciła przytomność. Tomografia pokazała krwiak uciskający na móżdżek. Taki uraz charakteryzuje się dużą śmiertelnością. Była w śpiączce dwa tygodnie. Podczas obchodu, jak co dzień przywitałem się z nią jak z przytomną, a ona nie otwierając oczu spytała, co ma zrobić. Ucałowałem ją z radości. Z innym z wybudzonych pacjentów nawet się zaprzyjaźniłem. Spadł z roweru i nieprzytomny trafił do szpitala, gdzie stwierdzono obrzęk mózgu i w zasadzie uznano, że niewiele można pomóc. Po trzech kwartałach od tego zdarzenia zadzwoniła moja przyjaciółka: – Trzeba go ratować – lamentowała. Byłem akurat w Warszawie i podjechałem do szpitala, gdzie przebywał. Był to smutny widok. Cała rodzina siedziała patrząc na ulokowanego na specjalnym fotelu pacjenta, który na nic nie reagował. Na pierwszy rzut oka: stan wegetatywny. Obejrzałem całą dokumentację. Zdjęcia dawały podstawę, aby podejrzewać wodogłowie. Powiedziałem, że mogą przyjechać do Olsztyna, gdzie założymy zastawkę do leczenia wodogłowia. Tak też zrobili. Po kilku dniach od zabiegu pacjent zaczął nawiązywać kontakt, a po tygodniu dzwonił do znajomych.
H.P.: Co skłoniło Pana do badań nad wykorzystaniem komórek macierzystych do wybudzania pacjentów ze śpiączki?
W.M.: Do prac nad komórkami macierzystymi pchnęła mnie zwykła ciekawość. Byłem na polsko-amerykańskiej konferencji naukowej i poznałem prof. Marię Michejdę z katolickiego Georgetown University w Waszyngtonie. I choć to laikom może wydawać się dziwne, ona – pracując na prowadzonym przez zakon jezuitów uniwersytecie – zapoczątkowała pozyskiwanie komórek macierzystych z płodów. Zacząłem robić to w Polsce, współpracując z oddziałami ginekologii. Gdy dostawaliśmy sygnał, że jest poronienie w toku i dziecko już umarło albo niebawem umrze, prosiliśmy zaprzyjaźnionych ginekologów, by przekonali rodziców do wyrażenia zgody na pobranie komórek.
H.P.: Jak to się stało, że unikatowe w skali krajowej laboratorium komórek macierzystych powstało akurat w Olsztynie?
W.M.: Wtedy w Warszawie nie byłoby na to szans. Po prostu klimat nie sprzyjał. Okazało się, że łatwiej zrobić to w Olsztynie. Tamtejszemu uniwersytetowi zależało, abym został dziekanem wydziału nauk medycznych, a ja chciałem stworzyć laboratorium. No i się dogadaliśmy. Udało się też pozyskać fundusze europejskie i rozpoczęliśmy nasz projekt badawczy. Mamy w laboratoriach część zwierzęcą i ludzką. W skład Laboratorium wchodzą Pracownia Medycyny Regeneracyjnej z Bankiem Komórek Macierzystych i Pracownia Obrazowania. Liczę na to, że komórki macierzyste staną się nową grupą leków w terapii trudnych schorzeń układu nerwowego jak stwardnienie boczne zanikowe, stwardnienie rozsiane czy przedłużająca się śpiączka. W laboratorium powstał również zamysł leczenia udarowego uszkodzenia mózgu. Przymierzamy się także do działań w zakresie urazowego uszkodzenia rdzenia, leczenia dyskopatii lędźwiowej czy ubytków kości.
H.P.: Czy uzyskane już wyniki badań spełniają nadzieje pokładane w komórkach macierzystych?
W.M.: Z badań na zwierzętach i z piśmiennictwa naukowego wiemy, że komórki macierzyste stymulują endogenne procesy regeneracyjne. Na początku trochę naiwnie sądziliśmy, że po przeszczepieniu będą się one namnażać. Tak się jednak nie działo. Po 6 latach prac okazało się, że tezę, którą przyjęliśmy, trzeba zweryfikować. Komórki po podaniu w miejsce uszkodzenia nie namnażały się, ale stymulowały procesy regeneracyjne. Pierwsze podania bezpośrednio do uszkodzonego rdzenia kręgowego były bardzo stresujące. W trakcie operacji trzeba było zrobić 56 precyzyjnych mikroiniekcji, między innymi w okolicach ośrodków odpowiadających za oddech. Na początku cieszyliśmy się więc, że nic pacjentowi nie uszkodziliśmy. Obecnie przygotowujemy się do publikacji. Chcemy przedstawić przypadek naszej pacjentki, która miała porażenie czterech kończyn w wyniku ucisku rdzenia kręgowego. Po 9 miesiącach od terapii komórkami pobranymi z opuszki węchowej pojawił się ruch. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że jeden przypadek to za mało, bo przecież mogła zadziałać rehabilitacja, a nie komórki. Dlatego będziemy pracować dalej. Niestety, NBRiR nie przyznało nam grantu, o który wnioskowaliśmy, aby przeprowadzić takie badania u 30 pacjentów (z tego 15 dzieci) porażonych po urazach rdzenia kręgowego. Mamy jednak trzy inne granty jako katedra. Nasze badania na świniach w zakresie leczenia dyskopatii przy użyciu komórek macierzystych przyniosły tak dobre efekty, że zamierzamy zastosować je u ludzi. Takich doniesień naukowych wciąż jest niewiele, więc te dokonania są na pewno sukcesem.
H.P.: Jak zrodził się pomysł stworzenia kliniki wybudzania ze śpiączki osób dorosłych?
W.M.: Pomysł podsunął mi duszpasterz ratownictwa medycznego, ksiądz Henryk Błaszczyk. Po katastrofie w Smoleńsku, na prośbę ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, zajmował się w Moskwie rodzinami zmarłych, które przyjechały na identyfikację zwłok. W trakcie rozmów z nimi zrodziła się idea stworzenia kliniki będącej swego rodzaju pomnikiem pamięci ofiar katastrofy. Ich już nie można było przywrócić do życia, ale są pacjenci, którzy mają szansę na powrót do świata żywych. Obecnie nie ma dla dorosłych w śpiączce dobrej oferty w systemie ochrony zdrowia, a istnieją metody rehabilitacji, które można by im zaproponować. W Polsce po kilku tygodniach pobytu w szpitalu chorzy w śpiączce trafiają albo do swoich domów, albo zakładów opiekuńczo-leczniczych, gdzie nie mogą liczyć na specjalistyczną pomoc. Taki ośrodek jest potrzebny, poczynając od diagnostyki aż po rehabilitację neurologiczną. Przygotowałem dwa projekty, z których jeden nazywał się Powrót. Potem, oczywiście, pojawił się problem pieniędzy. W tym czasie zbliżyłem się do Budzika i zostałem członkiem Rady Naukowej Fundacji Ewy Błaszczyk „A kogo”. Teraz chcę otworzyć ośrodek dla dorosłych.
H.P.: Jak udaje się Panu realizować tyle pionierskich projektów?
W.M.: Trzeba być odważnym, trochę wariatem i mieć pozytywne ADHD.