Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 9–16/2018
z 15 lutego 2018 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Budżet ma swoje prawa

Zuzanna Dąbrowska

Z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim rozmawia Zuzanna Dąbrowska

Zuzanna Dąbrowska: Czy przyspieszenie zwiększenia wydatków na ochronę zdrowia o rok – tak żeby realne dochodzenie do 6 procent zaczęło się już w 2024 roku – to był Pana warunek, główny postulat przy wchodzeniu do rządu Mateusza Morawieckiego?

Łukasz Szumowski: Przed moim powołaniem odbywało się wiele rozmów dotyczących wizji. Należy pamiętać, że przyspieszenie – bądź nie – zwiększenia wydatków jest w dyspozycji premiera i ministra finansów. Ustawa zwiększająca nakłady na zdrowie do 6 procent PKB jest ewenementem. To ogromny sukces rządu, ogromny sukces mojego poprzednika, ministra Konstantego Radziwiłła i koalicji rządzącej. Gdyby nasi poprzednicy wprowadzili taką ustawę, to dziś bylibyśmy w innym miejscu. Ale odwagę wykazał dopiero rząd Prawa i Sprawiedliwości.

Z.D.: Ale nie wiadomo, na czyj rachunek obecny rząd jest odważny, bo nie wiadomo, kto będzie rządził wtedy, kiedy wydatki trzeba będzie zwiększać, niezależnie czy wypłacane wprost z budżetu, jak chciał Pana poprzednik, czy przez NFZ...

Ł.S.: Nakłady mają wzrosnąć i to jest najważniejsze. Niezależnie, czy bezpośrednio z budżetu, czy tak jak dotychczas. Mają być wydane na rzecz pacjentów. Rząd przyjął na siebie bardzo poważną odpowiedzialność. Głosy, które mówią, że są to środki niewystarczające…

Z.D.: Raczej, że za późno zaplanowane, że nie wiadomo, kto wówczas będzie rządził…

Ł.S.: Ale to właśnie nie ma znaczenia. Ustawa mówi, że nakłady mają wzrastać – i wzrastają. Niezależnie od tego, kto będzie rządził, te pieniądze są potrzebne. Ja oczywiście jestem przekonany, że rząd Prawa i Sprawiedliwości ma przed sobą niejedną kadencję. Ale ustawa jest przyjęta niezależnie od perspektywy rządzących. Tak jak nie podejrzewam, by ktoś chciał likwidować 500 plus, tak samo nie podejrzewam, by miał likwidować uchwalony wzrost nakładów na służbę zdrowia.

Z.D.: A więc kiedy? 2024 rok?

Ł.S.: Nie komentuję przebiegu negocjacji z rezydentami. Tak się umówiliśmy. Z doniesień medialnych wiadomo, że rezydenci postulowali 6 procent w 2023 roku. To oznacza bardzo poważne zmiany budżetowe. Dziesiątki miliardów złotych.

Z.D.: Nie takie przesunięcia PiS robiło w budżecie…

Ł.S.: 1 proc. PKB na rok, to jest bardzo duże przesunięcie.

Z.D.: To jak będzie z tym przyspieszeniem?

Ł.S.: Jest to jeden z postulatów, o których rozmawiamy.

Z.D.: Mówimy o wydawaniu pieniędzy, a chyba nie do końca wiadomo, jaka jest koncepcja rządu na finansowanie. Będzie się ono odbywać wprost z budżetu, jak chciał Pana poprzednik, czy przez NFZ, jak dotychczas?

Ł.S.: Na kongresie w Przysusze latem zeszłego roku prezes Jarosław Kaczyński powiedział, że na pewno nie będziemy likwidowali w tym roku NFZ. I nie planujemy ruchów w tej kadencji w tym zakresie.

Z.D.: Zmieni się charakter decyzji podejmowanych przez NFZ? Fundusz będzie tylko instrumentem wypłat z budżetu?

Ł.S.: Nie prowadzimy obecnie żadnych prac legislacyjnych w tym zakresie.

Z.D.: Ustawa o sieci szpitali miała pozbawić wiodące placówki bagażu w postaci startów w konkursach. Ale do sieci weszło tyle placówek, że ustawa nie tylko zniosła konkurencję między nimi, co może być oceniane pozytywnie, ale nawet wszelką rywalizację o pacjenta. Pieniądze i tak będą, to po co się starać?

Ł.S.: Ustawa o sieci szpitali funkcjonuje właściwie niecały miesiąc. Mówienie więc o tym, w jaki sposób ona działa i czym skutkuje, wydaje mi się stanowczo za wczesne. Na razie jestem przekonany, że ona pewne rzeczy normuje. Jak zadziała w praktyce? Będziemy mogli powiedzieć najwcześniej po sześciu miesiącach. Będziemy mieć wtedy zwrotne raporty finansowe i dotyczące wykonań. Wtedy przedstawimy ocenę działania ustawy.

Z.D.: Kto przedstawi – Pan czy NFZ?

Ł.S.: Na pewno będę się temu wnikliwie przyglądał. Sama koncepcja sieci normuje wiele rzeczy i likwiduje sporo absurdów, takich jak startowanie w konkursach jednostek, które i tak muszą funkcjonować, żeby zabezpieczyć pacjentów. Poza tym pozwala na większą wolność wewnątrz szpitali, na przesuwanie środków. To była prawdziwa zmora w różnych placówkach, że np. niektóre oddziały pewnych specjalności były lepiej finansowane, a inne gorzej. Ale jak każde systemowe rozwiązanie w ochronie zdrowia – na pewno ustawę będzie można ulepszyć. I dlatego chciałbym się jej przyjrzeć w połowie roku. Część jednostek pozostała poza siecią – czasem bardzo dobrych, czasem gorszych. Czy one mają konkurować? Konkurencja jest dobra, ale pod warunkiem, że jest uczciwa, czyli na takich samych warunkach dla wszystkich.

Z.D.: Z punktu widzenia pacjenta konkurencja jest dobra, jeśli nie ogranicza dostępu do konkretnych procedur czy placówek. A to wiąże się z kwestią oczekiwania w kolejkach: do specjalistów, na zabieg, operację… Wszyscy politycy powtarzają jak mantrę: skrócimy kolejki… Pan też to powtórzy?

Ł.S.: Kolejki są realne i dlatego niezbędne są pewne ruchy, które mogłyby je ograniczyć. Część z nich już się zresztą wydarzyła: pod koniec roku do systemu trafiło bardzo dużo pieniędzy z nadwyżki budżetowej – ok. 9 miliardów. Zostały one ulokowane w tych obszarach, gdzie mieliśmy najdłuższe kolejki: operacje stawu biodrowego i zaćmy. I kolejki, także dzięki pewnym ruchom refundacyjnym – zaczęły maleć. To oczywiście nie wystarczy, trzeba np. w większym stopniu wykorzystywać istniejące już uprawnienia pielęgniarek do wypisywania recept. Ogromne kolejki są też w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej. Wiem, że np. do naszej poradni zaburzeń rytmu serca w Aninie przychodzili ludzie po prostu przewlekle chorzy, którzy przy każdej wizycie dostawali dokładnie te same leki. Przecież oni nie muszą za każdym razem trafiać do lekarza specjalisty, mogą otrzymywać receptę od pielęgniarki…

Z.D.: No tak, ale np. lekarz POZ ma do dyspozycji tylko dość wąski, określony zestaw badań, na które może skierować pacjenta, np. z nadciśnieniem. Najprościej więc i najtaniej skierować pacjenta do lekarza specjalisty. Pacjent czeka na wizytę i się denerwuje, a specjalista kieruje go na dość oczywiste badanie echa serca, na które mógł wysłać go lekarz POZ… Znowu więc kwestia pieniędzy?

Ł.S.: Dlaczego pieniędzy? To raczej kwestia przyzwyczajeń. I lekarze, i pacjenci są przekonani, że większość decyzji musi podjąć specjalista określonej dziedziny medycyny, np. w przypadku cukrzycy tylko diabetolog, w przypadku nadciśnienia tylko kardiolog. Dopóki tak jest – kolejki trudno będzie skrócić. Lekarz POZ też jest specjalistą, ma bardzo szeroką wiedzę, może zlecać więcej badań i ma kompetencje, by oceniać ich wyniki.

Z.D.: A pula środków finansowych na te badania rośnie?

Ł.S.: Zmieniamy w tej chwili system POZ i będziemy się przyglądać, w jakiej skali i w jakim celu można do POZ skierować dodatkowe środki. Nie tylko w zakresie badań specjalistycznych, ale także profilaktycznych. Polska ma zaledwie kilkuprocentowy wskaźnik w badaniach profilaktycznych! A powinniśmy mieć wskaźnik na dużo wyższym poziomie. To byłaby prawdziwa oszczędność w systemie, eliminująca jednocześnie rozwój choroby i możliwość występowania powikłań. Chodzi np. o badanie poziomu glukozy czy hemoglobiny glikowanej, które nie są robione tak często, jak by należało. A wiemy, że cukrzyca i powikłania cukrzycowe są bardzo groźne.

Z.D.: Jak doprowadzić do tego, by badania profilaktyczne były częściej zlecane?

Ł.S.: To, co można zrobić, to nakłaniać lekarzy POZ – także dzięki motywacji finansowej – do wykonywania większej liczby badań profilaktycznych. To byłoby z korzyścią dla pacjentów i dla systemu. Ale także trzeba edukować pacjentów, którzy idą do lekarza POZ, a potem zapisują się jeszcze do specjalisty, by się upewnić, czy pierwsza diagnoza była słuszna. Trudno się im dziwić, do tego zostali przyzwyczajeni przez lata. Mam nadzieję, że z czasem zaufanie do lekarzy POZ wzrośnie.

Z.D.: Ale to nie rozwiąże problemu dostępu do specjalistów.

Ł.S.: Oczywiście, musimy wzmocnić obszar AOS – ambulatoryjnej opieki specjalistycznej. Tu następuje bardzo duży odpływ lekarzy. Są oni zawaleni papierami i biurokracją, przez co efektywność ich pracy jest znacznie niższa. Mówiłem w tym kontekście o wprowadzeniu stanowisk sekretarek medycznych.

Z.D.: To są kolejne etaty, a pieniędzy przecież nie ma, przynajmniej na razie.

Ł.S.: To są kolejne etaty, które w systemie się kalkulują. To nie jest tak, że zatrudnienie sekretarki medycznej spowoduje tylko koszt, to się kalkuluje placówce. Można przyjąć więcej pacjentów…

Z.D.: A Panu przybędzie kolejny zawód w Porozumieniu Zawodów Medycznych, którego przedstawiciele będą domagać się większych wynagrodzeń…

Ł.S.: Jeśli kosztem usprawnienia całego systemu jest zdefiniowanie zawodu sekretarki medycznej, to jestem za tym. Taki zawód istnieje na świecie i jest szeroko wykorzystywany. A w Polsce go nie ma.

Z.D.: Do tej pory ministrowie zdrowia korzystali z podziałów, jakie występują między młodymi a starszymi lekarzami, między pielęgniarkami a lekarzami, między pozostałym personelem medycznym… Ale teraz związkowcy mają jasno zarysowaną wspólną platformę, którą zdefiniowali rezydenci: szybkie podniesienie nakładów na ochronę zdrowia. Dopiero potem walka o wynagrodzenia. Spodziewa się pan wiosennych protestów Porozumienia Zawodów Medycznych?

Ł.S.: Przecież odpowiadamy pozytywnie na wspólny postulat wszystkich zawodów medycznych: podnosimy ustawą nakłady na zdrowie. Tylko nie wymagajmy natychmiast cudów, nie jest łatwo podnieść nakłady z ponad 4 procent do ponad 6… Nie chodzi o to, byśmy jeździli po dziurawych drogach i dłużej czekali na straż pożarną. Budżet ma swoje prawa, a państwo musi funkcjonować. Nie możemy wszystkiego wrzucić z dnia na dzień w ochronę zdrowia. Większe pieniądze pojawiły się już w zeszłym roku. Rozmawiałem już prawie ze wszystkimi związkami zawodowymi i wszyscy się zgadzamy, że potrzeba więcej pieniędzy. A mój postulat do środowiska jest taki: jeśli chcemy wspólnie wypracować sposób, jak sensownie te pieniądze wydawać, to musimy usiąść razem do stołu i przeprowadzić ogólnopolską debatę na temat tego, co obywatel chciałby z tymi środkami zrobić. Wcale nie jest powiedziane, że to, jak teraz funkcjonuje i zorganizowany jest system, jest najlepszym rozwiązaniem.

Z.D.: A skąd obywatel ma to wiedzieć?

Ł.S.: Obywatel najczęściej jest osobą rozsądną. Jeśli przedstawi mu się opcje i pokaże, jak systemy działają na świecie, to będzie wiedział, o czym jest mowa. Oczywiście nie będziemy robili ogólnokrajowego referendum, ale możemy zaprosić organizacje pacjentów, związki zawodowe, przedstawicieli wszystkich grup medycznych, samorządy, wykładowców i młodych lekarzy – do rozmowy.

Z.D.: Poza kłopotami kadrowymi spowodowanymi protestem lekarzy rezydentów, mamy do czynienia z systemowym problemem kadrowym: jest za mało pielęgniarek, a ich średnia wieku jest dość wysoka…

Ł.S.: Pielęgniarek jest dramatycznie mało. Jak się popatrzy na strukturę wiekową, to widać, że największa grupa jest już po 40. roku życia, a potem gwałtownie ich liczba maleje. Jeżeli nie zrobimy naprawdę poważnych ruchów w tym zakresie, i to już w najbliższym czasie, to będzie źle.

Z.D.: Jakich ruchów?

Ł.S.: Przede wszystkim musimy zwiększyć liczbę osób kształcących się w tym zawodzie. Trzeba przesunąć pieniądze na otwieranie nowych kierunków w szkołach wyższych. To jest najpilniejsza potrzeba. Nie chcę lekceważyć trudności związanych z wymawianiem klauzuli opt-out, ale one czasem wynikają także z problemów między dyrekcjami a załogami szpitali i dotyczą kilku tysięcy na 100 tysięcy lekarzy pracujących w zawodzie. Ale jeśli nie zrobimy czegoś w kwestii pielęgniarek, to za chwilę będziemy mieć w tym zawodzie tylko osoby w wieku emerytalnym. Dialog zarówno z Izbą Pielęgniarską, jak i Związkiem, jest bardzo dobry, spotykaliśmy się już dwukrotnie. I wszyscy rozumieją, że trzeba kształcić i jeszcze raz kształcić…

Z.D.: Ale być może będzie to wciąż kształcenie kadry dla Brytyjczyków czy Duńczyków…

Ł.S.: Z danych Izby i Związku wynika, ze problem wyjeżdżania pielęgniarek za granicę jest znacznie mniejszy niż wśród lekarzy. Raczej osoby wykształcone przechodzą do bardziej intratnych zawodów, np. kosmetologii. Trzeba więc pomyśleć o zachętach do pozostawania w systemie ochrony zdrowia. Jest to grupa znacznie mniej zarabiająca niż lekarze, trzeba pomyśleć, jak dać tej grupie perspektywę rozwoju zawodowego i osobistego, specjalizacji, awansu, pracy naukowej. Są to przecież osoby będące podstawowym elementem systemu. Oczywiście pojawia się także temat płac. Niektórzy dyrektorzy używają pieniędzy ze słynnego 4 × 400 do wyliczania minimum płacowego w placówce – to nie jest dobre rozwiązanie, podkreślam to w rozmowach. Dialog jest na dobrym poziomie: spokojny i merytoryczny.

Z.D.: Od lat pod adresem komisji ekonomicznej w ministerstwie padają oficjalne i nieoficjalne zarzuty o co najmniej brak umiejętności działania w interesie pacjentów, o uleganie wielkim koncernom farmaceutycznym. A potem pojawiają się „kwiatki” takie jak bezprecedensowy wzrost ceny na lek antywirusowy dla dzieci po przeszczepach…

Ł.S.: Często brakuje dobrej informacji. Na przykład w przypadku tego leku antywirusowego, który był dostępny za niecałe 4 zł w postaci pastylki, a podrożał w postaci zawiesiny, rzeczywiście do kilkuset złotych, ale tylko w aptekach. W tej chwili wszyscy ci pacjenci mogą dostać syrop w tych placówkach, gdzie byli operowani – za darmo, przy okazji okresowej kontroli. Mówimy o grupie kilkudziesięciu osób.

Z.D.: Ale to była grupa szczególnie pokrzywdzona decyzją o podwyżce.

Ł.S.: Komisja ekonomiczna ministerstwa musi dbać o to, żeby wybierać generyczne postaci leku, które są znacznie tańsze. Choć oczywiście ciągle toczy się dyskusja, czy coś takiego jak generyk w ogóle istnieje. Ja sądzę, że jeżeli jest ten sam profil farmakokinetyczny, pełen skład i uwalnianie, to wszystkie dane mówią, że to jest ten sam lek.

Z.D.: Ale kwestia wieku pacjenta i dawkowania jest istotna?

Ł.S.: Tak, dlatego dostaliśmy zapewnienia ze strony firmy, że wszyscy pacjenci zostaną zabezpieczeni.

Z.D.: System ulega firmom, które są znacznie potężniejsze?

Ł.S.: Firmy walczą o swoje, a nie są przecież instytucjami charytatywnymi. A my jako resort mamy obowiązek dbać o bezpieczeństwo pacjentów, ale i o rozsądek w wydawaniu pieniędzy. Musi być poważna i bardzo twarda przesłanka do refundacji leku. Będziemy iść w kierunku wydawania e-recept, co pozwoli na automatyczne przełożenie zapisanego leku na substancję czynną, co pomoże pacjentowi na odebranie w aptece leku najtańszego. Trzeba jednak pamiętać, że czasami leku droższego – z różnych względów – zamienić na tańszy generyk się nie da.

Z.D.: Nad standardami opieki okołoporodowej pracuje specjalny zespół, w którego skład wchodzi m.in. prof. Chazan. Pana poprzednik wycofał rozporządzenia w tej sprawie, a zespół już latem miał ogłosić nowy dokument – zalecenia dla placówek. Do tej pory tego nie zrobił, a standardów nie ma. Żadnych i na żadnym poziomie.

Ł.S.: Zalecenia będą. Pokażę je w pierwszym kwartale tego roku. To jest jeden z moich priorytetów. To musi być zrobione i to tak, żeby kobieta czuła się bezpiecznie i komfortowo, to przecież jedna z najważniejszych chwil w życiu. Mam czwórkę dzieci, wiem jakie to ważne, żeby kobieta, młoda matka była odpowiednio zabezpieczona przeciwbólowo, miała zapewnione poczucie bezpieczeństwa i prywatności.

Z.D.: A dlaczego to mają być tylko „zalecenia”, a nie – jak przedtem – oficjalne rozporządzenie ministra?

Ł.S.: To nie ja zmieniałem rangę tego dokumentu. Być może powinien mieć formę rozporządzenia, choć to zajmie jeszcze więcej czasu, bo wymaga konsultacji. Ale w takiej czy innej formie – dokument na pewno będzie i zapewniam, że zrobię wszystko, by był przestrzegany. Nie ma żadnego powodu, by rodzić w bólu. Dlatego równie ważne jest też dla mnie powołanie zespołów do walki z bólem. Nie można oszczędzać na bólu, nie można pozwalać, by pacjenci cierpieli, bo ma to długofalowe skutki psychologiczne i zdrowotne. Dopilnuję tego.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.




bot