Dynamiczny skok cen – 5 razy wyższy od inflacji – zbiegł się w czasie z przyznaniem aptekarzom dużych przywilejów oraz silnym ograniczeniom w zakładaniu nowych aptek. Przypadek?
Już w październiku ub.r w mediach społecznościowych żywo dyskutowano o efektach ustaw zmieniających Prawo farmaceutyczne. Od czerwca 2017 – od momentu ich wejścia – tylko do sierpnia, czyli w 3 miesiące – ceny w aptekach poszybowały w górę. Średni koszt opakowania produktu bez recepty (w porównaniu z okresem czerwiec – sierpień 2016) wzrósł o 4,1 proc., a opakowania leku nierefundowanego – aż o 6,4 proc.! Te dwie kategorie stanowią około 60 proc. leków nabywanych przez Polaków w aptece – podaje Związek Pracodawców Aptecznych PharmaNET, organizacji zrzeszającej sieci apteczne. – Ten wzrost cen, choć bardzo wysoki, byłby jeszcze wyższy, gdyby nie był amortyzowany zwiększoną liczbą otwarć aptek w połowie roku, związaną ze spodziewanym zabetonowaniem rynku – komentowała sprawę dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Temat gwałtownych podwyżek był na tyle gorący, że zarząd Pex PharmaSequence – firmy od lat analizującej m.in. ceny w aptekach – wydał specjalne oświadczenie w tej sprawie. – Obecnie jest za wcześnie, aby jednoznacznie wskazać przyczyny obserwowanego wzrostu cen – uspokajali Stefan Bogusławski i Jarosław Frąckowiak, odpowiednio prezes i wiceprezes Pex PharmaSequence. Ale jednocześnie na pierwszym miejscu możliwych przyczyn tego skoku panowie wymienili... wejście w życie zmian w Prawie farmaceutycznym, zwanych potocznie „Apteką dla aptekarza” (AdA).
Ponad 4 razy mocniej niż inflacja
Na koniec grudnia ub.r. galopada cen była jeszcze bardziej widoczna – średnia cena detaliczna leku sprzedawanego w aptece, w odniesieniu do stycznia 2017, wzrosła o 10,5 proc. (sic!), leków na recepty pełnopłatne o 8,1 proc., a ze sprzedaży odręcznej aż o 10,3 proc. (5-krotnie więcej niż inflacja!). – Ceny dla pacjenta pod koniec roku rzeczywiście rosną ze znacznie większą dynamiką niż wcześniej – przyznaje dr Frąckowiak.
– Nic nowego się nie dzieje, analogiczne wzrosty cen leków były w poprzednich latach – oponuje Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. Jego zdaniem ceny podwyższyły niektóre... sieci aptek. – Bo uznały, że się zadomowiły. Indywidualni aptekarze nie podnieśli cen – zapewnia Tomków. Tego ma dowodzić badanie IQVIA (dawniej IMS Health Poland), które przeprowadzono w maju ub.r., czyli przed wprowadzeniem AdA.
Według dr. Frąckowiaka duży wzrost cen to efekt głównie mniejszej liczby sprzedawanych opakowań i tzw. standard units, czyli np. liczby tabletek. – Przy spadku popytu ceny rosną po to, by odzyskać utracone w tym trendzie wartości – tłumaczy wiceprezes PEX. Drugi element wzrostu to inflacja – sięgnęła 2 proc. w grudniu 2017 r., podczas gdy w 2016 r. ceny spadały o 0,6 proc.
Czy to oznacza, że na wzrost cen nie miały wpływu zmiany w Prawie farmaceutycznym? – Nie można powiedzieć ani „tak”, ani „nie”. Nadal potrzebny jest czas i analizy sprzedaży regionalnej – zaznacza dr Frąckowiak.
Apteka? Tak, ale na Powązkach
AdA znacząco ogranicza możliwość otwarcia nowej apteki, co – paradoksalnie najpierw... zwiększyło ich liczbę. Przedsiębiorcy składali wnioski o otwarcie placówek, by zdążyć przed wejściem w życie nowych przepisów.
– Wzrost to „efekt czerwca”. Największy wysyp, ok. 500 wniosków o otwarcie aptek, był właśnie w tym miesiącu – tłumaczy Marcin Piskorski, prezes Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET. Przed wejściem w życie AdA, wg Marka Tomków z NRA, złożono prawie tysiąc podań o stworzenie nowych punktów – tak gwałtownego wzrostu jeszcze nigdy nie obserwowano. – Ale część z nich to wnioski na „dziurę w ziemi” albo na „trawnik” – nawet na nieistniejące jeszcze budynki, w których miałyby działać apteki. Takie zostaną odrzucone – uważa Tomków.
W lutym, gdy już prawie pewne było wejście AdA w życie – w Polsce działały 14 933 apteki. W sierpniu ub.r., pierwszy raz w historii Polski, liczba aptek przekroczyła 15 tys. Na koniec listopada było już o 86 punktów więcej. Ale „efekt czerwca” jeszcze nie został skonsumowany.
80–90 aptek w kraju zamyka się co miesiąc z powodów naturalnych (śmierć właściciela, likwidacja placówki, bankructwo etc.). Ale liczba ich cały czas powoli rosła, bo równocześnie otwierano średnio 105 nowych placówek miesięcznie. Tymczasem w lipcu ub.r., czyli gdy już obowiązywała AdA, w Polsce złożono tylko jeden (sic!) wniosek o otwarcie apteki.
Wszyscy uczestnicy rynku spodziewają się więc spadku liczby aptek w kraju. Mogą je teraz zakładać tylko farmaceuci z prawem do wykonywania zawodu, a wśród nich tylko niewielka część chce to robić – wg informacji Marcina Piskorskiego to maks. 20 proc. A jeszcze mniej będzie chciało ryzykować z nowym biznesem w słabych lokalizacjach – AdA zabrania otwierania apteki bliżej niż 1 km od innej takiej placówki i w miejscach gdzie przypadałoby mniej niż 3 tys. mieszkańców na 1 punkt. – W dużych miastach w zasadzie nie ma miejsc na tworzenie nowych aptek. Można znaleźć miejsca, ale typu Powązki – ironizuje Marcin Piskorski. Dobre lokalizacje są zablokowane. Choćby nie wiadomo jak apteka w nich była potrzebna. W szpitalu przy Dekerta w Gorzowie Wlkp. z powodu remontu holu zlikwidowano aptekę. Nową placówkę chciałby założyć zarząd szpitala, ale nie zezwala na to AdA. Bo najbliższa analogiczna placówka jest 900 m dalej, czyli mniej niż wymagany 1 km odstępu. Gorzowianie, po wyjściu ze szpitala/gabinetu, będą musieli więc iść prawie kilometr do najbliższej placówki z lekami. Piskorski uważa, że takich absurdalnych wypadków będzie więcej. W Poznaniu najemca wypowiedział umowę najmu aptece działającej od ponad 50 lat na Starym Mieście. Z powodu kryteriów geograficzno-demograficznych nie mógł jej odtworzyć w nowym lokalu. Apteka działająca prawie od pół wieku przestała istnieć.
Dopiero spodziewany spadek liczby aptek ma napędzić to, czego najbardziej obawiają się przeciwnicy nowych regulacji – wzrost cen leków. Marek Tomków nie uważa, by spadek liczby aptek był czymś złym. – Ten rynek jest bardzo nasycony i już w wielu przypadkach nie jest rentowny – tłumaczy. I wylicza kraje – Niemcy, Wlk. Brytania, Norwegia... – które mają – w przeliczeniu na mieszkańca – znacznie mniej aptek niż Polska.
Inne efekty zmian w Prawie farmaceutycznym? Według dr. Frąckowiaka będzie się upowszechniała franczyza, bo sieci aptek nie mogą się rozwijać tak jak dotychczas. – Została zatrzymana agresywna faza przejmowania indywidualnych aptek przez sieci – jako najważniejszy efekt AdA – wymienia Marek Tomków. Dodaje, że rozwijają się za to sieci zakupowe niezależnych placówek. – Już działają w grupach po 100, 200, 300 punktów i dalej się łączą – przekonuje Tomków. Jego zdaniem AdA może podwyższyć wynagrodzenia farmaceutów. Ale tylko w miejscach, w których ich brakuje, np. w woj. pomorskim – tam wypada 1 farmaceuta na aptekę.
Dzieci rewolucji
Zdaniem dr. Frąckowiaka, w dużych miastach apteki nadal będą rywalizowały cenami. Gorzej może być w małych miejscowościach – tam 2–3 właścicieli łatwiej się dogada, by nie prowadzić wojny cenowej. Wiedzą, że nikt im już nie wejdzie w paradę – AdA gwarantuje monopol obecnie działającym na określonym obszarze. – W miejscach, w których nowa konkurencja się nie otworzy, mogą wzrosnąć ceny – prognozuje Frąckowiak. – W małych miejscowościach będą powstawały lokalne monopole – podobnie uważa Marcin Piskorski. To spowoduje, że zmiany mogą najbardziej uderzyć w elektorat PiS-u – jego rząd zatwierdził zmiany lobbowane przez NRA. – Rewolucja często pożera swój ogon – off the record komentuje tę sytuację jeden z naszych rozmówców.
Jednym z powodów uchwalenia AdA miało być zapewnienie powstawania nowych aptek na terenach słabiej zaludnionych. Na razie brak jakichkolwiek dowodów na takie efekty.