Co najmniej 50 lekarzy w Polsce prowadzi terapię chelatującą, której celem jest profilaktyka choroby miażdżycowej. Tymczasem Komisja Etyki Lekarskiej już od 2006 r. dysponuje opinią o nieskuteczności tej metody.
Dr Zbigniew Markiewicz z Warszawy prowadzi terapię chelatującą od 10 lat. Zapewnia, że wierzy w pozytywne skutki tej metody. – Inaczej nie podałbym sam sobie 100 wlewów – przekonuje. Tymczasem już w 2006 r. Komisja Etyki Lekarskiej zwróciła się do prof. Andrzeja Szuby z Wojskowego Szpitala we Wrocławiu z prośbą o opinię na temat tej metody. Była ona jednoznacznie negatywna. Autor po zbadaniu wszystkich doniesień na temat jej skuteczności orzekł, że stwierdzenia zawarte w ogłoszeniach reklamowych, takie jak „chelatacja – sposób na zatkane naczynia krwionośne” czy „skuteczna metoda leczenia miażdżycy” – nie są poparte żadnymi dowodami naukowymi, czyli inaczej mówiąc, są wyssane z palca.
Pies gończy
Czy jednak samorząd lekarski może skutecznie wpływać na lekarzy, aby nie stosowali metod leczenia, które nie mają potwierdzonej skuteczności? Rzecznik odpowiedzialności zawodowej wszczyna postępowanie, jeśli wpłynie do niego pisemna skarga. Działania może rozpocząć też na podstawie doniesień medialnych o takich praktykach. Do rzecznika odpowiedzialności zawodowej rocznie wpływa zaledwie ok. 10 skarg dotyczących praktykowania przez lekarzy niekonwencjonalnych metod leczenia. Zaledwie 3 z nich trafiają do sądu lekarskiego. Wyrok to najczęściej upomnienie.
– Nikt nie chce, aby samorząd lekarski postrzegany był jak pies gończy, który wszędzie węszy ofiarę – mówi Jolanta Orłowska-Heitzman, naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej. – Jeśli lekarz nie nakłania pacjenta do rezygnacji z leczenia uznanymi metodami, a stosowana przez niego pseudomedycyna nie szkodzi zdrowiu, trudno go w zasadzie ukarać – tłumaczy.
Kwas wersenowy
Metoda chelatacji polega na wprowadzeniu do żył EDTA, czyli kwasu wersenowego znanego w medycynie od dawna. Stosuje się go w ostrym zatruciu metalami ciężkimi. Wprowadzony do krwi wiąże metale ciężkie i wydalany jest wraz z nimi w ciągu kilku godzin z organizmu. Kwas ten używany jest też jako konserwant w przechowywaniu krwi, gdyż wiążąc jony wapnia zapobiega jej krzepnięciu. Jest też środkiem konserwującym żywność, stosuje się go do produkcji nawozów i jako składnik uzdatniaczy wody w akwarystyce. Zwolennicy leczenia miażdżycy za pomocą chelatacji przekonują, że EDTA absorbując wapń powoduje rozpad płytek miażdżycowych i powiększenie światła naczyń, co prowadzi do lepszego ukrwienia tkanek, a przez to lepszego ich zaopatrzenia w substancje odżywcze i tlen. Dodatkowo usunięcie z organizmu miedzi, żelaza, aluminium, ołowiu i kadmu ma powodować zmniejszenie ilości wolnych rodników. Poza tym terapia pozwala na wprowadzenie do komórek cennych makro- i mikroelementów.
Jak lewatywa posła Kalisza
– To metoda o podobnych podstawach naukowych, jak woskowanie uszu czy lewatywa, dzięki której chudnie poseł Kalisz – mówi prof. Zbigniew Gaciong z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – Pomysł wziął się z faktu, że w blaszkach miażdżycowych znajdują się złogi wapnia, więc podanie wersenianu (EDTA), który wiąże wapń, może „rozpuścić” blaszki miażdżycowe. W swoim czasie był to w USA rynek usług wart 5 miliardów USD. Przeprowadzone badania u pacjentów z miażdżycą naczyń wieńcowych i tętnic kończyn nie dowodzą jednak korzyści. Podanie wlewu z wersenianu, zwłaszcza w sposób niekontrolowany, może obniżyć stężenie wapnia i bezpośrednio spowodować zgon – dodaje.
– Moja opinia o chelatacji nie uległa zmianie od czasu poprzedniej analizy – mówi prof. Szuba. – Obecnie większość towarzystw naukowych, np. American Heart Association nie popiera tej formy leczenia w miażdżycy. W analizie Cochrane również nie znaleziono podstaw naukowych, które wskazywałyby na skuteczność chelatacji. Trzeba pamiętać, że nie jest to terapia obojętna dla zdrowia, jej skutkiem może być śmiertelna hypokalcemia (obniżony poziom wapnia we krwi) – wyjaśnia.
Chciwi kardiochirurdzy
Dr Antoni Krasicki, nazywany przez zwolenników chelatacji krajowym koordynatorem, na stronie internetowej swojego gabinetu napisał, że ataki środowiska kardiologicznego na tę metodę są spowodowane obawami tych specjalistów o utratę zysków z leczenia miażdżycy.
– Leczenie choroby wieńcowej jest dużym biznesem w USA i w świecie zachodnim, przynoszącym zyski w dziesiątkach miliardów dolarów co roku. Jak mówi Gary Gordon, ojciec terapii chelatowej, „za każdym razem, gdy chirurg przeprowadza operację by-passów, zabiera do domu luksusowy sportowy samochód. Każde CABG kosztuje 25–50 tys. dolarów, każda angioplastyka to około 5 tys. dolarów. Lekarstwa do zredukowania cholesterolu, obniżające ciśnienie krwi i normalizujące rytm serca przynoszą przemysłowi farmaceutycznemu setki milionów dolarów”. Tymczasem, zdaniem Krasickiego, terapie chelatowe „redukują zapotrzebowanie na leczenie konwencjonalne i są zagrożeniem dla znacznego wpływu medycznego establishmentu”. Dodaje też, że „gdyby EDTA miała dużą firmę farmaceutyczną popierającą jej działania, problemy szybko by zniknęły. Ale odkąd patent na EDTA wygasł 30 lat temu, nie ma możliwości uzyskania dużego zysku z marketingu.
Towarzystwo naukowe?
Prof. Aleksander Ożarowski, nieżyjący już, zasłużony polski farmakolog, autor powstałej w 2000 r. publikacji „Sposoby usuwania z organizmu związków toksycznych. Odtruwanie ogólnoustrojowe” przyczynił się w 2003 r. do powołania Polskiego Towarzystwa Terapii Chelatowej. Powołało ono koordynatora krajowego i koordynatorów regionalnych. Na stronie internetowej przychodni lek. med. Marleny Moskalik, jednej z członkiń Towarzystwa, można przeczytać, jak za pomocą chelatacji z choroby wieńcowej wyleczył się prezes Towarzystwa. „Nasz Koordynator Krajowy dr Antoni Krasicki – lider terapii chelatowej w Polsce (…) stwierdził: – Teraz, po 2,5 latach, odkąd zacząłem osobiście się leczyć z pomocą EDTA, mogę z całą mocą tego stwierdzenia powiedzieć: miałem wieńcówkę. (…) Ustąpienie tej, zdawało się nieuleczalnej choroby, z jej wszystkimi dolegliwościami na czas dłuższy – 2 lata, czas nie wymagający stosowania jakichkolwiek leków, graniczy z cudem, a nawet można powiedzieć, że jest to cud w porównaniu ze standardowym leczeniem, jakie dotychczas było nam znane”. Na swojej stronie Antoni Krasicki zamieścił listę 54 gabinetów stosujących chelatację. Wszystkie prowadzone są przez lekarzy medycyny lub stomatologów. Według Krasickiego, „ponieważ EDTA od dawna jest uznawana w leczeniu zatruć metalami ciężkimi i ponieważ lekarze mają dowolność w używaniu zaaprobowanych medykamentów w każdym przypadku, do jakiego pasują, tak długo, jak nie szkodzą pacjentowi – chelatacja EDTA jest całkowicie legalna”.
Wpływy chelatacyjne
Terapia chelatowa nie jest tania. Jeden wlew kosztuje około 200 zł. W przypadku kroplówek leczniczych potrzeba ok. 25 zabiegów, a potem co miesiąc, nawet przez kilkanaście lat, jedna kroplówka podtrzymująca efekty terapii.
– Dziś, kiedy pensje lekarzy wzrosły, dochody z chelatacji nie są już lukratywne. Jeśli chodzi o moje zarobki, muszę powiedzieć, że w stosunku do kolegów pracujących we własnych gabinetach i szpitalu zostaję w tyle – mówi Zbigniew Markiewicz. Kiedy zetknął się po raz pierwszy z terapią chelatową, pracował w uzdrowisku w Konstancinie.
– Na początku byłem sceptyczny, ale przekonały mnie efekty terapii – opowiada. – Takie autorytety, jak nieżyjący już honorowy prezes Polskiego Towarzystwa Terapii Chelatowej, wybitny farmakolog prof. Aleksander Ożarowski, zachęciły mnie do zainteresowania się tą metodą. Na pytanie, co by robił, gdyby nie zajmował się chelatacją, odpowiada, że pomagałby chorym jako internista.
Własne dowody naukowe
W piśmie Polskiego Towarzystwa Terapii Chelatowej dr Markiewicz opublikował artykuł, w którym przedstawił wyniki leczenia swojego pacjenta. Siedemdziesięciosiedmiolatek zgłosił się do jego gabinetu skarżąc się na bóle zamostkowe pojawiające się po wysiłku oraz nadciśnienie. 19 lat wcześniej przebył zawał. Dwa lata przed wizytą u dr. Markiewicza miał wykonaną koronarografię, na podstawie której stwierdzono: „początkowy odcinek prawej tętnicy wieńcowej – zmiana miażdżycowa graniczna 60–70%, druga gałąź lewej tętnicy wieńcowej zwężona 50–60%, w gałęzi przedniej zstępującej lewej tętnicy wieńcowej zwężenie 30–40%, gałąź okalająca lewej tętnicy wieńcowej zwężona 30%”. Efektem leczenia terapią chelatową było ustąpienie dolegliwości sercowych, nawet po wysiłku, unormowanie ciśnienia i znaczna poprawa sprawności fizycznej. 8 miesięcy po zakończeniu chelatacji wykonano kontrolną koronarografię, w której nie stwierdzono istotnych zmian miażdżycowych w tętnicach wieńcowych.
Markiewicz opowiada też o innych pacjentach, którzy ze względu na zmiany miażdżycowe nie byli w stanie o własnych siłach przyjechać do lekarza. – Na pierwszy zabieg pacjenta przywiozła córka, bo z powodu zmian miażdżycowych w kończynach nie był w stanie przejść kilkunastu metrów. Na jedenastą kroplówkę przyjechał sam. Dziś uprawia z kolegami nordic walking – mówi. Innym chorym po leczeniu ustąpiła dusznica, zniknęło nadciśnienie, znacząco poprawił się wzrok i wydolność fizyczna.
– Mam dokumentację medyczną, z której wynika, że chorzy obniżyli poziom trójglicerydów z 300 do 140. Podobnie rzecz się ma z cholesterolem – wylicza. Dodaje, że po 60 latach stosowania mielibyśmy już wiedzę na temat ubocznych skutków terapii.
Amerykańskie badania
Prof. Zbigniew Gaciong informuje, że w USA toczy się duże, regularne badanie (TACT) obejmujące 1708 chorych z przebytym zawałem serca, którzy otrzymują 40 wlewów EDTA lub placebo oraz multiwitaminy. Efekt leczenia ocenia się poprzez liczbę kolejnych zawałów, zgonów, udarów i innych powikłań naczyniowych. Inicjatorem jest Instytut Alternatywnych Metod Terapii, płaci natomiast podatnik amerykański. Wyników można spodziewać się za 2 lata.
– Na pewno wyniki badania TACT będą interesujące, ale ze względu na fakt, że osoby przeprowadzające badanie są zainteresowane jego pozytywnym rezultatem, będą krytykowane i z pewnością nie będzie to badanie rozstrzygające – dodaje prof. Szuba.
Etyka i rozsądek
Art. 57. Kodeksu Etyki Lekarskiej mówi: „Lekarz nie może posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe lub bezwartościowe. Nie powinien także współdziałać z osobami zajmującymi się leczeniem, a nie posiadającymi do tego uprawnień”. Praktyka czasem jest inna. Samorząd zapewnia, że piętnuje lekarzy nie przestrzegających KEL.
– Pamiętam sprawę dwóch medyków z Gliwic, którzy współpracowali z „cudotwórcą”, leczącym wkładkami do butów. Kwalifikowali pacjentów na to pseudoleczenie. Obaj zostali ukarani – mówi naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej lekarzy. Za stosowanie potępianej przez samorząd lekarski homeopatii nikt jednak nie został ukarany.
– To trudny problem, bo Prawo farmaceutyczne dopuszcza stosowanie leków homeopatycznych. Apelujemy więc do rozsądku lekarzy i pacjentów. I chyba jest tego jakiś efekt, skoro UOKIK twierdzi, że na skutek naszych działań spadły wpływy producentów tych „leków” – dodaje. Dr Maciej Hamankiewicz, prezes NRL uważa, że samorząd ma sukcesy w walce z takimi praktykami.
– Dzięki naszym działaniom rektor Śląskiej Akademii Medycznej prof. Tadeusz Wilczok zakazał organizowania przez uczelnię kursów homeopatii – mówi.
– Nie da się natomiast nawrócić świata jednym machnięciem ręki – dodaje. Zdaniem dr Orłowskiej-Heitzman, w procesie kształcenia lekarzy należy większą uwagę zwrócić na problemy związane z metodami bez udowodnionej skuteczności. Adepci medycyny powinni wynieść ze studiów przekonanie, że ich stosowanie jest niezgodne z etyką zawodową lekarza.