SZ nr 26–33/2020
z 23 kwietnia 2020 r.
COVID-19. Świat preapokaliptyczny
Andrzej Silczuk
Cela śmierci
Jestem człowiekiem, więc na różne sposoby umiem oszukiwać (się). Udoskonaliliśmy ten proces jak żaden inny gatunek. Kwintesencją tej sztuki jest zdolność do trwania, mimo dojmującej świadomości o własnej umieralności. Funkcjonujemy. Pośród licznych zagrożeń bezpośrednich, umiejętnie ignorujemy te pośrednie jak choroby cywilizacyjne, efekt cieplarniany. Dość biegle, w trzecim pokoleniu, opanowaliśmy zdolność do ignorowania ryzyka wybuchu globalnego konfliktu zbrojnego. Epidemie znane są bardziej z filmów, od dekad nie były realnym zagrożeniem. Realnym w aktualnej skali.
Dziecko we wczesnym wieku orientuje się, że życie raz odebrane nie wraca. Radzi sobie z własną umieralnością poprzez jej zanegowanie, gdyż lęk przed śmiercią jest tak duży, że uwalnia zachowania paniczne, graniczące z osłupieniem. Formalne funkcjonowanie i nadawanie sensu planom, zwłaszcza tym długoterminowym odbywa się właśnie w zaprzeczeniu własnej kruchości. Koncepcja celi śmierci opiera się na tym, że osadzony zna treść wyroku, lecz nie zna terminu jego egzekucji. Tymczasem świat obiegła seria zdarzeń – w grudniu 2019 roku pojawiła się oficjalna informacja nt. zjadliwego wirusa. Wiele osób zareagowało wzruszeniem ramion.
Utrata
Zaprzeczenie, złość, negocjacja, depresja, akceptacja to etapy reakcji psychologicznych opracowanych i opublikowanych w 1969 roku przez Elisabeth Kübler-Ross w „Rozmowach o śmierci i umieraniu”. Ewolucja informacji na temat koronawirusa początkowo budziła niepokój u pojedynczych osób, by wraz z rozwojem epidemii, jej transmisją na inne kontynenty, ostatecznie ogłoszenia pandemii, wtargnęła istotnie w codzienność każdej osoby na świecie.
Globalny niepokój wpływa na treść przeżyć, a reakcje opisane przez Kübler-Ross znajdują odzwierciedlenie na każdym z etapów rozwoju pandemii i jej konsekwencji. Przeżywanie straty dotyczy dotychczasowego stylu życia, poczucia bezpieczeństwa, nienaruszalności zdrowia, bezpieczeństwa zatrudnienia, płynności finansowej, ale także wszystkich krótkoterminowych i długoterminowych planów. Smutek potęguje bezradność, a poczucie beznadziejności może sprzyjać postawie biernego oczekiwania. Bierne oczekiwanie może prowadzić do akceptacji swojej bezradności. Wówczas staje się na rozdrożu: bezwzględne dostosowanie się do narzuconych zasad, np. izolacji w służbie walki z epidemią albo bezradności. Wyuczona bezradność (Seligman, lata 70. XX w.) może z kolei pozbawiać nadziei i generować dalsze utraty.
Postawy
Nagłe wytrącenie z rutyny dotychczasowych aktywności wywołuje opór. Miękka kwarantanna, w odróżnieniu od tej prawdziwej, która na zasadach aresztu domowego penalizuje opuszczanie mieszkań, sprzyja prezentowaniu zachowań ucieczkowych. Lekceważenie zasad może wynikać z cech osobowościowych, ale także deficytu dopaminergicznego, wtórnego do uprzednio mocno konsumpcyjnego, wolnościowego stylu życia.
Bezpośrednich przyczyn można doszukiwać się w reakcji na zmianę, na utraty wynikające z wypadnięcia ze schematów, planu tygodnia. Pośrednich, i co bliższe prawdzie, właściwych przyczyn szuka się w cechach osobowości, dojrzałości społecznej, umiejętności współpracy w zakresie środowiskowym, społecznym, narodowym. Osoby objęte kwarantanną zmuszone są do uruchomienia wewnątrzsterowalnych modeli funkcjonowania. Odrębnie do sterowanych poprzez dotychczasową organizację rytmów dobowych, tygodnia, zobowiązani są do zbudowania struktury, przy braku realnej wizji, kiedy będzie można je porzucić. Zmiany zewnętrzne generują również zmiany w postawach, zależne o cech osobowości przedkryzysowej, umiejętności dostosowywania się, modalnych środowiskowych i przebiegu kryzysu.
Prepperyzm
Podejście prepperystyczne (ang. be prepared) to funkcjonowanie w stałej gotowości do ucieczki przed nagłym zagrożeniem. Szkoła przetrwania, której genezy można upatrywać w ruchach działających w minionym stuleciu. Pierwsze grupy surwiwalowców organizowały się w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, zwykle w reakcji na wówczas istotne zagrożenia (inwazja „obcych”, zimna wojna, ryzyko wojny wybuchu bomby atomowej).
Współczesne, potencjalne przyczyny mogą być różne, a pośród nich wymienia się epidemie. Umiarkowanie liczna populacja osób przygotowujących się na nagłe zmiany zwykle ma opracowane drogi ucieczki, miejsce zbiórki, sieć społecznościową niezależną od mediów, w tym Internetu (np. utrzymywaną drogą radiową), ma zgromadzone zapasy, broń. O ile racjonalne planowanie to reagowanie na wydarzenia i przewidywanie masowych ruchów (np. tłumne zakupy, wykupywanie kolejno środków do dezynfekcji, mydeł, papieru toaletowego, drożdży etc.), utrzymywanie w stałej gotowości może być osiągalne wyłącznie u osób potrafiących długoterminowo funkcjonować w takim napięciu.
Kolektywizm a indywidualizm
Pragnienie poczucia wyjątkowości na co dzień zaspokaja się różnymi, bezpieczniejszymi niż w czasie apokalipsy metodami. Z łatwością można czuć związek z grupą i świadomością grupową w populacji osób trenujących biegi maratońskie, zakonników duchownych i świeckich, kolekcjonerów lub opozycjonistów. W stanach takich jak pandemia kolektywizm wewnętrzny uruchamia się w populacjach kasjerów, kurierów, służb mundurowych i opieki zdrowia. Dumna przynależność do wybranej, elitarnej subpopulacji. Grupy nadają sobie wewnętrzne misje, często początkowo wykraczające nawet ponad oczekiwania społeczne.
Wraz z czasem trwania kryzysu oczekiwania społeczne mogą zwiększać się, a misje wewnętrzne dezaktualizują się na poczet ubezwłasnowolnienia danej grupy, której praca staje się wymagalnym zadaniem. Wówczas – stojący naprzeciw kolektywistycznemu – indywidualistyczny model staje się zagrożeniem dla dobra ogółu. W stanach kryzysu podejście nieindywidualistyczne może być bardziej korzystne dla strategii długoterminowych dla populacji. Przyjmuje się, że kraje bardziej rozwinięte cechuje przewaga indywidualizmów nad kolektywizmami, a z drugiej strony kraje rozwijające się, uboższe – odwrotnie.
Wyjątkami mogą być kolektywizmy kulturowe, a przykładem postawa Japończyków w czasie katastrofy w elektrowni w Fukushimie. Osobniczo korzystne byłoby unikanie pracy w tamtym regionie po awarii, dla ogółu korzystne było uprzątnięcie i odzyskanie obszaru. Kolektywistyczne poczucie obowiązku, wewnętrznego braku konfliktu między dobrem jednostki a zadaniem – trzeba sprzątać, to trzeba, pokazuje, jak duże znaczenie w sytuacjach kryzysu w makroskali społecznej ma dyscyplina grupowa. Mimo oczywistych potencjalnych kosztów dla jednostki. I co warto nadmienić, bez konieczności stosowania narzędzi represyjnych (patrz awaria z 1986 roku w ZSRR).
Misyjność i romantyzm
Pokolenie osób urodzonych w latach XX ubiegłego wieku dzisiaj należy do subpopulacji osób najbardziej narażonych na skutki COVID-19. To samo pokolenie wychowało dzisiejszych 60-65-latków i ich potomstwo w etosie doznanych krzywd, głodu i trudności okołowojennych/okupacyjnych. Urodzeni w latach 50. i 60. dzisiejsi pracownicy okołoemerytalni przeżyli namiastkę zagrożenia w 1981 roku, lecz skala niepokoju i wizji aktualnego, globalnego zagrożenia gatunkowego jest nieporównywalna z innym dotychczasowym doznaniem. Pokolenia urodzone po 1980 roku, nie mając nawet takich doświadczeń jak stan wojenny w Polsce, obecnie po raz pierwszy borykają się z ekspozycją na taką intensywność stresu.
Z jednej strony wyzwala to nowe dla doświadczających epidemii osób postawy, często ucieczkowe. Z drugiej, potrzebę oddziaływania, romantycznej wizji spełnienia heroicznego. Posłannicze, czasem na pograniczu krytycyzmu potrzeby zrealizowania zadań zawodowych. Na przykład emerytowani lekarze powracający do pracy mimo braku komunikatów na temat niedoborów w systemie opieki zdrowia, a narażający się na przykre konsekwencje w przypadku zarażenia. Poszukiwanie roli, nadanie znaczenia i podkreślenie ważności społecznej przy ignorowaniu ostrzeżeń.
Zmiana ról
Dotychczas mawiano, że niemal wszyscy są specjalistami w dziedzinie politologii, finansów, zdrowia, edukacji i prawa. Role te przyjmowano również w reakcji na bieżące wydarzenia, a szkoły wyższe zastępowały źródła internetowe. Polem ekspresji i wypowiadanych osądów były spotkania towarzyskie lub fora on-line. Współcześnie ujawniło się liczne grono absolwentów internetowej epidemiologii. Domowych specjalistów wirusologii. Dziennikarzy śledczych tropiących sieci powiązań i odnajdujących przyczyny i cele epidemii. Tymczasem faktyczna zmiana ról nastąpiła w zupełnie innych polach. Dotychczas tradycyjne specjalizacje lekarskie, od królowej specjalizacji – neurochirurgii, przez choroby wewnętrzne, anestezjologię, laryngologię, ginekologię po psychiatrię straciły swoje dominujące znaczenie. Współcześnie wszyscy lekarze stali się faktycznie – lekarzami zakaźnikami. Niezależnie od woli i zainteresowania.
Lęk
Rola lęku była szeroko dyskutowana przez ewolucjonistów i antropologów, jest przedmiotem zainteresowania psychologii. Panika jako dziedzictwo lęku przed zagrożeniem u praprzodków stałą się ceną za przetrwanie gatunku. Zachowania paniczne, panika, z perspektywy popularnonaukowej, to reakcja na pobudzenie, intensywna, nieskoordynowana. Postrzegana jako zagrażająca, nielogiczna. Zwierciadlanym konstruktem mogłaby stać się – antypanika. Lecz w tym przypadku równie trudno będzie opisać ją w kategoriach bezpieczeństwa i logicznego postępowania. Antypaniczne oddziaływania na ogół ujawniają się w reakcji na panikę lub w obawie przed nią. Mogą istotnie opóźniać również te racjonalne reakcje, adekwatne do skali zagrożenia.
Gdy pojawiły się pierwsze komunikaty na temat potencjalnie groźnego wirusa znaczna większość respondentów tego komunikatu przyjęła go obojętnie. Wraz ze zwiększeniem ryzyka pandemizacji COVID-19 stopniowo narastało napięcie i reakcje społeczne. Skrajność i ostracyzm prezentowanych na tym etapie opinii znajdowała swoje odbicie w konsekwencjach kolejnych dużych ekspozycji osób zdrowych na potencjalnie zakaźne. Wobec antypanicznego uspokajania społeczeństwa i studzenia niepokoju i oczekiwanego dążenia do szybkiego ustąpienia zagrożenia wystąpiło nagłe poruszenie i tłumne wykonywanie zakupów m.in. po ogłoszeniu zamknięcia szkół. Kolejne migracje osób, szturm na bankomaty i siedziby banków wobec wiralnie multiplikowanych plotek na temat „zamknięcia Warszawy”, lub potencjalnej awarii systemu płatności bezgotówkowych, skończenia się paliwa, papieru toaletowego, pieczywa.
Oczekiwania
Każdy kryzys wywołuje poczucie niestabilności. Pochodną siły kryzysu jest czas jej trwania, a kompetencje adaptacyjne społeczeństwa przyspieszają osiągnięcie stabilizacji. Dużym obciążeniem staje się izolowanie społeczeństwa. Oddalone od siebie rodziny, znaczne utrudnienie relacji, niegdyś bliskich. Szczególnie trudny czas dla dzieci, bez zaplecza doświadczeń w radzeniu sobie z tak dużą zmianą, wobec regularnej improwizacji, zarówno ze strony rodziców, jak i szybkiego kursu doskonalenia się w zakresie domowego szkolnictwa.
Z innej strony nastąpiła gwałtowna intensyfikacja życia prowadzonego w sieci oraz za pośrednictwem telefonów. Praca zdalna opiera się na dwóch narzędziach – komputerze i telefonie. Spotkania towarzyskie realizuje się za pośrednictwem wideokonferencji. Większość osób przeżywających zmianę oczekuje jej krótkiej terminowości, szybkiego zakończenia. Możliwe, że z obawy, iż brniemy w rewolucję komunikacji międzyludzkiej, z której trudniej będzie wrócić. Istotnie, współczesne, a właściwie ówczesne dyskusje na temat potencjalnie uzależniającego wpływu nowych mediów na populacje dzieci, młodzieży, dorosłych i seniorów całkowicie się dezaktualizują. Zostaną zastąpione analizami wpływu aktualnej eksploatacji nowych mediów, o ile jest tymczasowa. Oczekuje się niewielkich kosztów. Zarówno ekonomicznych, zawodowych, społecznych, jak i emocjonalnych.
Potencjalne możliwości
Postapokaliptyczna wizja świata. Punktem wyjścia do rozważań na temat potencjalnych kierunków dalszych zmian społecznych z pewnością są analizy historyczne zmian powstałych na skutek wielkich epidemii minionych wieków. Lecz skali tamtych nie da się porównać do współczesnej. Współczesne 7,6 mld ludzi na świecie to ponad 4-krotnie więcej ludzi niż sto lat temu. Wydaje się również niewłaściwe porównywanie populacji poszczególnych państw, zwłaszcza wobec tych, które na skutek zdarzeń politycznych zmieniały obszary, na których się znajdują, skutkiem czego zmieniła się również gęstość zaludnienia (np. Polska 1920 vs 2020 to ludność niespełna 27 mln i 39 mln na powierzchni 389,7 tys. km² i 312,6 tys. km² odpowiednio).
Najprawdopodobniej należy spodziewać się zmian. Spekulacje na temat ich kierunku dzisiaj są bliższe fantazjowaniu niż realnym możliwościom prognozowania. Pośród potencjalnych możliwości trudno wykluczyć, że świat będzie trwał jak do tej pory. Głosy stanowiące o tym, że po kilku, kilkunastu miesiącach sytuacja światowa się ustabilizuje, ludzie powrócą do swoich aktywności zestawione będą właśnie z obrazem życia za kolejne dwa lata, dekadę, pięć dekad i wiek. Lub porównywane z kolejnymi ograniczonymi lokalnie i uogólnionymi epidemiami.
Trudno dzisiaj wykluczyć, a tym bardziej oszacować rozmiar traumatycznych skutków aktualnej epidemii. Różnice wynikają ze skali, dzisiaj jeszcze niemierzalnej, ale porównywanej do benchmarków z danych poprzednich pandemii. Zasadnicza różnica wynika z dostępu do szybkiej informacji, tempa ich przetwarzania, braku możliwości regulowania treści. Stanowiska rządów nie są już pierwszym oficjalnym komunikatem opisującym stan, lecz jednym z głosów w odbywającej się dyskusji w prasie, głównie on-line, mediach społecznościowych, rozmowach telefonicznych.
Powojenne pokolenia wynosiły ślady traumy, których ekspresję dostrzegano w kolejnych generacjach, ich dzieci i wnuków. Współczesnych rozmiarów traumy również nie da się oszacować. Wiadomo, że wobec gęstych sieci społecznościowych niemal każda osoba ma lub będzie miała przynajmniej jedną znajomą osobę z COVID-19. Prawdopodobnie wiele osób straci kogoś z bliskich. Wszystkim przyszło funkcjonować w wielotygodniowym czasie napięcia, lęku i niepewności. Dyskomfortu potęgowanego dezinformacją i intruzywnym, niemal nieustannym bombardowaniem spolaryzowanych wokół koronowirusa treści. Wielotygodniowy lęk, autorestrykcje narzucane wobec obaw o stabilność finansową, restrykcje obiektywne wynikające z ograniczeń gospodarczych, rezygnacji z urlopów, planowanych zakupów, restrykcje niezależne, wynikające z niedoborów (pozornie papier toaletowy, praktycznie: pieczywo, środki higieny osobistej, dezynfekcyjne).
Niepewność polityczna, obawy o przyszłość. Równocześnie niepewność wynika z oślepiającego efektu COVID-19 w mediach, gdy dotychczasowe tematy poruszane wobec napiętych relacji między USA a Iranem, kataklizmów w Australii, ryzyka kolejnego tsunami w Azji zostały zepchnięte poza zakres zainteresowania, a przecież nie stały się całkowicie nieistotne. Po niespełna miesiącu od potwierdzenia pierwszej osoby w Polsce (4 marca 2020 roku) nadal nieznany jest czas, w jakim ustabilizować się może bieżąca sytuacja, a w kolejnych tygodniach pojawią się następne restrykcje i niepokoje. Obecnie również o stabilność zatrudnienia, redukcje pensji lub etatów, trudności w wywiązywaniu się z zobowiązań trwałych, a także kredytowych.
Sytuacja jest na tyle niestabilna, że trudno dzisiaj przekonująco prognozować wizje końca epidemii i wnioskować o jej skutkach. Stopniowo topnieje też populacja osób deklarujących, że nie obawiają się wpływu pandemii na ich przyszłość. Dobrze. Więc wierzą jeszcze, że przyszłość nadejdzie.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?