SZ nr 43–50/2019
z 13 czerwca 2019 r.
Diagności nie mają już nic do stracenia
Ewa Szarkowska
Z dr n. med. Matyldą Kłudkowską, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych rozmawia Ewa Szarkowska.
Ewa Szarkowska: W styczniu uczestniczyła Pani jako ekspert w spotkaniu związków zawodowych diagnostów laboratoryjnych z ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, na którym padło sporo obietnic. Jakie to były obietnice?
Matylda Kłudkowska: Podczas spotkania dowiedzieliśmy się między innymi, że szkolenie specjalizacyjne diagnostów laboratoryjnych, podobnie jak to się dzieje w przypadku lekarzy i pielęgniarek, będzie finansowane przez Ministerstwo Zdrowia. Padła również obietnica przyznania płatnego urlopu szkoleniowego, który jest diagnostom laboratoryjnym niezwykle potrzebny do realizacji restrykcyjnych zapisów rozporządzenia o szkoleniu ciągłym i obowiązku zbierania punktów edukacyjnych. Obecnie wymaga się od nas stałego podnoszenia kwalifikacji, jednak w żaden sposób ministerstwo nam tego nie ułatwia. Uważam, że jest to niesprawiedliwe traktowanie grupy zawodowej, którą reprezentuję.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami kierownikiem laboratorium jest diagnosta laboratoryjny z tytułem specjalisty. Koszty związane z uzyskaniem tytułu specjalisty – wcale nie takie małe – musi pokryć z własnej kieszeni sam diagnosta. To niesprawiedliwe działania, które wprowadzają podział wśród zawodów medycznych.
E.S.: Wdrożenie tych deklaracji wymaga nowelizacji ustawy o diagnostyce laboratoryjnej.
M.K.: Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Dostaliśmy jednak zapewnienie, że dla ministra zdrowia są to priorytety i że znajdą się w przygotowywanej nowelizacji tej ustawy.
E.S.: Padła obietnica podwyżek? Bo minister Szumowski przekonuje, że nie ma możliwości prawnych, aby dać znaczone pieniądze na wzrost wynagrodzeń dla diagnostów laboratoryjnych.
M.K.: Wypowiedź medialna ministra zdrowia, w której padło stwierdzenie, że nie można dać „znaczonych” pieniędzy na podwyżki dla fizjoterapeutów i diagnostów, bo nie są to – w przeciwieństwie do lekarzy i pielęgniarek – zawody uregulowane prawnie, odebraliśmy ze zdumieniem. Bardzo szybko Prezydium Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych wydało stanowisko w sprawie tej wypowiedzi, jednoznacznie twierdząc, że minister wprowadza opinię publiczną w błąd. Zawód diagnosty laboratoryjnego reguluje ustawa z 27 lipca 2001 r. o diagnostyce laboratoryjnej, a nasz samorząd zawodowy działa według takich samych zasad jak samorządy: lekarzy i lekarzy dentystów czy też pielęgniarek i położnych. Prezydium Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych po raz kolejny wyraziło sprzeciw wobec nierównego traktowania zawodów medycznych. Zażądało przeznaczenia bezpośrednich środków na wzrost wynagrodzeń dla diagnostów laboratoryjnych, gdyż nie istnieją przeszkody, które wskazał minister zdrowia w swojej wypowiedzi. Samorząd zawodowy również wspiera protestujących i prowadzących głodówkę diagnostów laboratoryjnych.
E.S.: Szef resortu zdrowia przekonuje, że na wzrost wynagrodzeń dla diagnostów i fizjoterapeutów, dyrektorzy szpitali powinni wykorzystać 680 mln zł przekazanych im na podwyżki ryczałtu.
M.K.: Niestety, tak się nie dzieje. Z informacji, jakie otrzymujemy od diagnostów z całego kraju, jednoznacznie wynika, że dyrektorzy szpitali dodatkowe pieniądze przeznaczają przede wszystkim na ratowanie szpitali, które są w złej kondycji finansowej, a o podwyżkach dla naszej grupy zawodowej nawet nie myślą.
E.S.: Czy wierzy Pani, że obiecywany diagnostom od wielu miesięcy projekt nowelizacji ustawy o diagnostyce laboratoryjnej trafi do sejmu jeszcze w tej kadencji?
M.K.: Niestety, już nie. Nie wydaje mi się, żeby ten projekt ujrzał światło dzienne przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi, choć środowisko diagnostów jest wciąż zapewniane, że prace nad projektem nowelizacji są na ukończeniu. Wybrana pół roku temu nowa prezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych Alina Niewiadomska odbyła szereg spotkań z przedstawicielami resortu zdrowia w sprawie nowelizacji ustawy – już w nowym brzmieniu – o medycynie laboratoryjnej. Uzyskała zapewnienie, że projekt jest na etapie konsultacji wewnętrznych. Jednocześnie za każdym razem słyszała, że dokument ów lada moment zostanie przekazany do konsultacji społecznych. Padały kolejne terminy – koniec listopada ubiegłego roku, koniec lutego, połowa marca, koniec kwietnia tego roku. Mamy już koniec maja, a projektu nowelizacji jak nie było, tak nie ma. Dlatego czujemy się oszukani. Brak podwyżek, brak ustawy. Ministerstwo po prostu nie wywiązuje się ze swoich obietnic.
E.S.: Dlaczego nowelizacja ustawy o diagnostyce laboratoryjnej jest taka ważna?
M.K.: Zgodnie z deklaracjami ministra zdrowia w znowelizowanym akcie prawnym miały znaleźć się zapisy o finansowaniu naszej specjalizacji przez ministerstwo, co dla diagnostów, których podstawa wynagrodzenia to najczęściej 1600–2200 zł netto, byłoby poważnym ułatwieniem. Nowela miała też uporządkować kwestię dostępu do naszego zawodu. Ale są jeszcze inne ważne powody, dla których jak najszybsze uchwalenie zmienionej ustawy jest konieczne. Mam na myśli m.in. regulację dotyczącą kierowników laboratoriów. Bardzo ważne jest, żeby w ustawie znalazł się zapis, że kierownik pracuje na pełnym etacie w danym laboratorium. Chodzi o wykluczenie sytuacji zdarzających się teraz, że na przykład ktoś jest zatrudniony na stanowisku kierownika laboratorium nawet w 5 placówkach. Kolejną ważną sprawą, którą powinna uregulować znowelizowana ustawa, jest kwestia rejestracji nowego laboratorium diagnostycznego, w tym stworzenie systemu kontroli nowo powstającej placówki. Obecnie KIDL prowadzi jedynie ewidencję laboratoriów diagnostycznych i nie ma żadnego wpływu na proces ich rejestracji przez wojewodów. Z kolei w urzędach wojewódzkich brakuje szczegółowych rozporządzeń dotyczących tego, jakie powinny być pomieszczenia, wyposażenie i obsada kadrowa w nowo rejestrowanym laboratorium. Palącą kwestią jest również wprowadzenie wymogu konkretnej liczby specjalistów w laboratoriach wieloprofilowych, by zapewnić lepszy nadzór nad wykonywanymi badaniami i wzmocnić bezpieczeństwo pacjentów. Obowiązująca teraz ustawa dopuszcza, że zarówno w małym laboratorium, jak i w dużym laboratorium wieloprofilowym z kilkoma pracowniami diagnostycznymi wystarczy tylko jeden specjalista, co może powodować nieprawidłowości.
E.S.: Komuś zależy, żeby tak ważna ustawa jak najdłużej pozostawała w obecnym niezmienionym kształcie?
M.K.: Nowelizacja ustawy o diagnostyce laboratoryjnej ma bardzo wielu silnych przeciwników, których interesy przeważyły nad interesami diagnostów laboratoryjnych i pacjentów. Jednym z istotnych punktów spornych jest dostęp do zawodu diagnosty absolwentów kierunków niemedycznych. Stanowisko naszego środowiska zawodowego w tej sprawie jest jednoznaczne. Jeżeli porównamy cele kształcenia na kierunkach biologia czy chemia z celami kształcenia na kierunkach analityka medyczna czy medycyna laboratoryjna, to nie znajdziemy wielu punktów wspólnych. Studia podyplomowe, które można było dotąd odbywać, były furtką pozostawioną dla pracujących w laboratoriach biologów czy techników analityki medycznej, którzy mogli czuć się pokrzywdzeni, gdy w życie wchodziła ustawa o diagnostyce laboratoryjnej. Ale od tamtego czasu minęło już 18 lat. Można więc pokusić się o wniosek, że obowiązująca w niezmienionym wciąż kształcie ustawa otwiera boczne wejście do zawodu diagnosty osobom kończącym studia biologiczne lub chemiczne, które na analitykę medyczną mogłyby się w ogóle nie dostać z powodu konieczności zdawania matury rozszerzonej zarówno z biologii, jak i z chemii. Jak długo ten stan rzeczy będzie jeszcze tolerowany? Żeby dostać się na biologię czy chemię wystarczy zdać maturę z biologii, chemii lub nawet geografii na poziomie podstawowym. Często po prostu tylko zdać, czyli osiągnąć 30 proc., podczas gdy dla przyszłych studentów analityki medycznej próg punktowy wypada znacznie powyżej 50 proc. Każdego roku kierunek analityka medyczna lub medycyna laboratoryjna na polskich uczelniach medycznych kończy 600 osób. To w zupełności powinno wystarczyć, by sprostać potrzebom rynku pracy. Problem polega na tym, że młodzi diagności nie wchodzą do zawodu, gdy pracodawcy oferują im „zawrotną” kwotę 2300 zł podstawy brutto.
E.S.: W proteście głodowym lekarzy rezydentów przeciwko zbyt niskim nakładom na ochronę zdrowia w Polsce drugą pod względem liczebności grupę stanowili diagności laboratoryjni. Jego sukcesem miało być uchwalenie ustawy zwiększającej nakłady na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB. Stało się jednak inaczej.
M.K.: Politycy pokazali nam wszystkim, co to jest polityka. Nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że do tak ważnej ustawy, bo dotyczącej wzrostu w kolejnych latach nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB, można brać jako podstawę do wyliczeń kwotę PKB sprzed dwóch lat. A można. Tylko kto finalnie na tym traci, bo w moim odczuciu najważniejsi w systemie, czyli pacjenci.
E.S.: Jak Pani ocenia nastroje w środowisku diagnostów?
M.K.: Diagności czują się oszukiwani przez kolejne rządy i kolejnych ministrów. Mam jednak wrażenie, że doszliśmy już do ściany i środowisko mówi dość. Stąd ta głodówka i wspólny protest z fizjoterapeutami. To głos rozpaczy. Pytanie, czy ktoś nas wysłucha.
E.S.: Czy determinacja jest na tyle duża, że może dojść do strajku?
M.K.: Do strajku nie, ale myślę, że do protestu na szerszą skalę – tak. Nie można rozbudzać nadziei i składać obietnic bez pokrycia, a następnie dziwić się, że budzi to w ludziach chęć protestowania. Kto wszystko straci, jest gotowy na wszystko, a my już nie mamy nic do stracenia. Minister zdrowia obiecał nam wszystko, a nie dał nic.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?