Profilaktyka grypy kuleje w naszym kraju na obie nogi. Odpowiedzialność
za ten stan rzeczy ponoszą pracownicy medyczni, albowiem większość
z nich jak ognia unika szczepień.
To lekarze są w dużej mierze odpowiedzialni za to, że tak mało Polaków szczepi się przeciwko grypie. Chorzy zapytani, dlaczego tego nie robią, najczęściej odpowiadają, że lekarz im nie zalecił – mówi ekspert w dziedzinie profilaktyki grypy, dr Tadeusz Zielonka z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Nikt się nie przyznaje
W Polsce przeciwko grypie szczepi się zaledwie od 6 do 8 proc. pracowników służby zdrowia. W USA ponad połowa personelu, w krajach UE co czwarty lekarz. Polscy medycy oficjalnie niechętnie przyznają się do swojej opieszałości wobec profilaktyki grypy. W sondażu z 2013 r., w którym wzięło udział 888 lekarzy i pielęgniarek z całej Polski aż 81 proc. twierdziło, że są zwolennikami szczepień przeciw grypie. Jednak zaledwie 38 proc. zadeklarowało, że szczepi się regularnie. Tymczasem z danych NIZP – PZH wynikało, że robi to 5–6 proc. medyków. Zdaniem dr. Zielonki, polscy lekarze są niedouczeni w tym zakresie. – Ale nie dlatego, że im się uczyć nie chce. Po prostu nie mają na to czasu. Bo kiedy niemiecki lekarz czyta najnowsze doniesienia naukowe, polski pracuje na kolejnym dyżurze w szpitalu lub do nocy w drugiej czy trzeciej pracy. Często na temat szczepień wie tyle, ile nauczył się na studiach. A o szczepieniach dorosłych nie mówi się dużo ani w trakcie studiów, ani podczas szkolenia podyplomowego – wyjaśnia.
Oporni anestezjolodzy i neurolodzy
Dr. Zielonce udało się przekonać do szczepień lekarzy w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie, gdzie pracuje. – Kiedy 6 lat temu zaczynałem krzewić tę ideę, szczepiło się zaledwie 3 proc. personelu. Pytałem kolegów, dlaczego tego nie robią. Większość odpowiadała, że nie ma czasu. Więc zacząłem szczepić ich w szpitalu, na oddziale. Dziś robi to 80 proc. lekarzy. Od sześciu lat zawsze ci sami. Pozostałych 20 proc. nie jestem w stanie przekonać. Są to przede wszystkim neurolodzy i anestezjolodzy. Co ciekawe, wśród nich znajdują się ci nieliczni, którzy palą papierosy – opowiada. Niestety, dr Zielonka poniósł fiasko w edukacji pielęgniarek. – Tu opór wydaje się nie do przełamania. Myślę, że jest to efektem braków w edukacji – przyznaje.
Motywacja finansowa
– W wielu krajach, gdzie szczepienia nie są obowiązkowe, motywuje się lekarzy finansowo do edukacji pacjentów. Zmotywowani w ten sposób są skuteczniejsi – uważa dr Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie szczepień ochronnych z Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji oraz Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń. Dodaje, że kiedy w Polsce zaczęto dobrze finansować kardiologię inwazyjną, uplasowaliśmy się w czołówce Europy pod względem skuteczności w ratowaniu życia pacjentów z zawałem. – W USA szczepią nawet przeszkoleni farmaceuci w aptekach. Gdyby u nas ktoś im za to zapłacił, też mogliby prowadzić edukację w tym względzie i szczepić – dodaje.
Jaki naród, tacy lekarze
W sezonie 2015/2016 zaszczepiło się zaledwie 3,4 proc. Polaków. Jeszcze 10 lat temu robiło to dwa razy więcej osób. Jednak liczba szczepiących się spada, a odsetek należy do najniższych w UE. „Po zaszczepieniu źle się czułem i odchorowałem, rodzina również. Dlatego nie będę więcej tego robił”, „Próbowałam 2 razy i NIGDY w życiu tak podle się nie czułam jak po tym paskudztwie! – można przeczytać wpisy na Onet.pl. – Zachorowanie po szczepieniu to przypadkowa zbieżność czasowa. Pacjenci zainfekowali się niezależnie od szczepienia, zwłaszcza, że wirusów powodujących przeziębienie jest około 200. Poza tym szczepionka może być nietrafiona – dodaje prof. Andrzej Radzikowski z WUM.
– Polska jest znana nie tylko z tego, że się nie szczepi, ale i z tego, że nie prowadzi szerokich badań określających występujące w polskiej populacji wirusy. Tymczasem to, jakie informacje napłyną z Polski, pośrednio wpłynie na skuteczność szczepionki – mówi dr Zielonka. WHO zbiera informacje ze wszystkich krajów i na tej podstawie opracowuje szczepionkę na dany rok. W minionym sezonie grypowym 2015/2016 przesłano zaledwie 8,5 tys. próbek do zbadania w kierunku grypy. Tymczasem z danych NIZP – PZH wynika, że w sezonie grypowym 2015/2016 było ponad 4 mln zachorowań na grypę, ponad 16,1 tys. osób wymagało z tego powodu hospitalizacji, a 140 chorych zmarło.
Wierzą w suplementy,
ale nie w szczepionki
„Lekarze wiedzą, co robią i nawet swoich dzieci nie szczepią”, „Trzeba być idiotą, żeby nabijać kasę dla farmaceutycznych molochów” – można przeczytać na forach. Wielu Polaków nie wierzy w skuteczność szczepionek. Wierzą za to w suplementy diety czy homeopatię. Nie dostrzegają tego, że za tymi produktami też stoją koncerny, które również chcą zarabiać.
Dr Zielonka ostrzega, że w przypadku epidemii zabraknie szczepionek, bo cykl uruchomienia dodatkowej produkcji to około 2 lata. – Jeśli chcielibyśmy już dziś zwiększyć wyszczepialność do poziomu np. 20 proc., to musielibyśmy zamówić ich 5 razy więcej. Żadna firma farmaceutyczna nie zrealizuje takiego zamówienia w ciągu roku. Nie zabezpieczymy też odpowiedniej ilości leków, bo nawet najbogatszego kraju nie stać na gromadzenie zapasów leków o tak krótkim terminie przydatności dla wszystkich mieszkańców. Tymczasem podczas epidemii będą one na wagę złota – mówi.