Co się tam u was dzieje, dlaczego strajkują lekarze w Niemczech? – zapytali starzy przyjaciele z SZ.
Po co o tym pisać, pomyślałem w pierwszej chwili, wszyscy mamy swoje kłopoty, nie warto "dołować" polskich kolegów naszymi problemami. Wieczorem jednak, po konsultacjach z Danusią (żoną), też lekarką, postanowiłem odpowiedzieć na maila z redakcji.
Z kontenera na makulaturę wygrzebałem ostatnie numery "Rheinische Post" ("Poczty Reńskiej"), dziennika wydawanego w Düsseldorfie w nakładzie 550 tys. egzemplarzy, który codziennie od 30 lat, bo tyle już mieszkamy w Niemczech, od 6 rano leży przed wejściem do naszego domu. A jakże. Temat nieustannie na czołówce!
Reforma służby zdrowia, podobnie jak w III RP, trwa. Przebiega jednak trochę inaczej. Na służbę zdrowia w Niemczech potrąca się ponad 14% wynagrodzeń, co przy 8 proc. w Polsce stanowi odsetek prawie podwójny. Przy porównaniu zarobków – średnio 7-krotnie wyższych – mówimy jednak o zupełnie innych pieniądzach! Tak, o pieniądzach, bo o nie w reformie i w Polsce, i w Niemczech chodzi przede wszystkim!
Pracuję z żoną 30 lat nad Renem. Obserwuję regularnie, na czym polega problem ze służbą zdrowia! Kanclerz Schröder używał ostatnio w kampanii wyborczej sloganu "Soziale Gerechtigkeit" – sprawiedliwość socjalna. Działa to na mnie jak płachta na byka, gdyż przed laty wyjechałem z kraju właśnie z tego powodu! Nie chciałem równości społecznej, "czy się stoi, czy się leży – tyle samo się należy", chciałem żyć w państwie prawa, gdzie ludziom płaci się za pracę – godnie, sprawiedliwie, aby mogli spokojnie żyć! I teraz czytam w niemieckiej gazecie te same hasła co w latach 70. w "Trybunie Robotniczej" (wcześniej mieszkałem na Śląsku).
Nowoczesna medycyna, nowe technologie, maszyny, niesamowite możliwości operacyjne – wszystko to dokonało rewolucji w naszym zawodzie. Ale spowodowało też, że każde pieniądze, które są do dyspozycji służb zatrudnionych w ochronie zdrowia, są za małe. Jestem pewny, że gdyby Polska jutro mogła uruchomić na zdrowie sumy, jakimi dysponują na ten cel Niemcy, to szczęście trwałoby rok, a może dwa. Potem też by było za mało. I to jest odpowiedź na wasze pytanie: dlaczego strajkują lekarze w Niemczech?.
Nowoczesna medycyna stosująca najnowsze technologie w ratowaniu zdrowia i życia, jest – dla całej populacji – nie do zapłacenia!!! Obserwuję to już od lat. Wydatki wzrastają z roku na rok, a równocześnie kasy żądają coraz większych ograniczeń, bo mają coraz większy deficyt. I tak trwamy w błędnym kole. Podejmując co rano z wycieraczki gazetę, widzę, że pierwsze, co z niej bije w oczy, to tragedia w służbie zdrowia. Recesja w Niemczech jest ostatnio tak duża, że wszystkie tematy, które odciągają zwykłego obywatela od problemów najistotniejszych, tzn. decyzji politycznych, są mile widziane. Jak wiadomo, zwycięstwo Schröderowi dało tylko kilkadziesiąt tysięcy głosów, gdyż frustracja już przed ostatnimi wyborami była olbrzymia.
O czym zatem czyta ostatnio Niemiec nad Renem na pierwszych stronach "Rheinische Post"?
8 stycznia br. – Lekarze uprzykrzają życie pacjentom (przez tzw. strajk włoski)
10 stycznia – Rekordowa liczba bezrobotnych – czy nowe strajki?
13 stycznia – Chorzy będą płacić 500 euro – pomysł udziału własnego w leczeniu przez kasy chorych
14 stycznia – Niedługo rodziny bez ubezpieczeń społecznych? Pomysł wykluczenia członków rodzin z ubezpieczenia chorobowego!
15 stycznia – Czy dzieci zmieszczą się w składkach na ubezpieczenie zdrowotne?
16 stycznia – Niemcy na drugim miejscu na świecie pod względem wysokości podatków
17 stycznia – Składki zdrowotne na kasę muszą być podniesione
a także drugi temat: Oszustwa lekarzy – wystawianie rachunków za zmarłych pacjentów!
22 stycznia – Pacjenci muszą odczuć strajki lekarzy
23 stycznia – Wezwanie do strajku lekarzy – lekarze ignorują swoje związki
24 stycznia – Badania genetyczne na embrionach będą chyba dozwolone
27 stycznia – Kliniki Uniwersyteckie w Düsseldorfie muszą zamykać oddziały?
Wszystkich gazet z ub. miesiąca nie znalazłem, ale same tytuły dają już obraz tego, co musimy codziennie czytać przed pracą lub w pracy! Nagonka na lekarzy przypomina najlepsze czasy PRL-u. Państwo, które nie daje sobie rady z ciężarami socjalnymi, ma poważne problemy, ale można w nim skierować opinię publiczną przeciw służbie zdrowia i przeciw lekarzom! Tak było w PRL, tak jest w dzisiejszej wolnej Polsce, i tak jest u bogatego sąsiada za Odrą!
Propozycja pani minister zdrowia, aby lekarzom i całej niemieckiej służbie zdrowia zafundować "Nullrunde", tj. rok zerowy, czyli nie podwyższać pensji (chociaż wszystkie sektory takie podwyżki średnio o 3% na br. już wywalczyły) to jeden z pomysłów, aby ratować obecną koalicję od upadku, na który się zanosi. To także sposób, aby oderwać obywateli od problemów zasadniczych: rządzenia państwem i skierować ich uwagę na tematy bardzo popularne, bo dotyczące wszystkich. Na szczęście, dochodzi jeszcze jeden wspaniały temat: ewentualna wojna w Iraku oraz wynurzenia kanclerza i ministra spraw zagranicznych, że Niemcy mają dość wojen i z Ameryką nie pójdą!
Niedawno w głównym wydaniu dziennika TV omówiono dokładnie stosunki polsko-amerykańskie, krytykując Polskę za lojalność wobec USA. Niemcy nie mogą brać udziału w żadnej wojnie, bo... są w kryzysie! Nie muszę nawet czytać "Poczty Reńskiej", by wiedzieć o kryzysie: w moim gabinecie codziennie zgłasza się kilka osób zwalnianych z pracy, zdeterminowanych, w depresji – z prośbą o zwolnienie lekarskie, bo nie mogą psychicznie znieść tej sytuacji!
O przyczynie obecnych strajków i problemów w służbie zdrowia można pisać tomy. Reforma służby zdrowia trwa już bez przerwy około 10 lat i nie przynosi żadnych pozytywnych skutków. Jakość usług systematycznie spada, frustracja personelu jest coraz większa, a społeczeństwo – coraz bardziej rozczarowane. Władze bez przerwy grożą lekarzom, liczba nowych rozporządzeń i dyrektyw przekracza zdrowy rozsądek! Do tego – społeczeństwo się starzeje, średnio 1,5 dzieci na małżeństwo nie gwarantuje pokrycia naszych emerytur w niedalekiej przyszłości, mimo obecnego ponad 4-milionowego bezrobocia!
Wspomnieć też trzeba, że "upust krwi" dla nowych landów (byłej NRD) po zjednoczeniu oznaczał wydatek tak potężnych pieniędzy, że nawet wszechmocne Niemcy nie były w stanie wygospodarować ich bez zaburzeń dla całej gospodarki. Równocześnie – zaczyna już brakować lekarzy, bo nikt za obecne pieniądze nie chce pracować po 12 godzin dziennie. Nabór lekarzy z krajów Europy Wschodniej to tylko kwestia czasu.
Nasze stosunkowo niskie zarobki to przecież i tak eldorado w stosunku do zarobków kolegów w Polsce.
Zbyszek Kostecki, Düsseldorf