Na Dolnym Śląsku strajk pielęgniarek i położnych w szpitalach trwał 38 dni (od 27 listopada 2000 r. do 3 stycznia br.), w większości placówek przybrał najostrzejszą formę – odejścia pielęgniarek od łóżek pacjentów. Dłużej strajkowały pielęgniarki w niektórych zozach podstawowej opieki zdrowotnej we Wrocławiu (od 27 listopada do 7 stycznia). W najgorętszym okresie strajkowano jednocześnie w 44 dolnośląskich zakładach opieki zdrowotnej i wówczas dziennie hospitalizowano w regionie o 1000 pacjentów mniej niż zwykle.
Ile kosztował strajk?
Szacunkowe straty, które poniosły szpitale podległe samorządowi wojewódzkiemu (nie ma jeszcze danych ze szpitali powiatowych ani klinicznych AM), wyniosły łącznie około 7 mln zł. Poszczególne szpitale straciły z powodu strajku szacunkowo od 45 tys. zł do 2 mln zł. Najwięcej – Wojewódzki Szpital Specjalistyczny przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu (2 mln zł), na drugim miejscu – Wojewódzki Szpital w Legnicy (1 mln zł), następnie placówki wrocławskie: Okręgowy Szpital Kolejowy (840 tys. zł), Wojewódzki Szpital Chorób Infekcyjnych (639 tys. zł), Dolnośląskie Centrum Gruźlicy i Chorób Płuc (ok. 740 tys. zł), Specjalistyczny Szpital im. Falkiewicza (400 tys. zł), Dolnośląski Szpital im. Marciniaka (350 tys. zł) oraz w kolejności: Specjalistyczny Szpital im. Sokołowskiego w Wałbrzychu (ok. 645 tys. zł), Specjalistyczny Szpital im. Batorego w Wałbrzychu (299 tys. zł), Zespół Szpitalny Chorób Płuc w Obornikach Śląskich (ok. 110 tys. zł), Specjalistyczny Rehabilitacyjno-Ortopedyczny ZOZ we Wrocławiu (99 tys. zł), Centrum Rehabilitacyjno-Ortopedyczne dla Dzieci i Młodzieży w Trzebnicy (45 tys. zł). Na początku stycznia br. nie było jeszcze danych ze Szpitala Psychiatrycznego we Wrocławiu, a pozostałe placówki marszałkowskie nie odnotowały strat.
Wielkość strat finansowych zależała głównie od długości trwania strajku w danej placówce. Były szpitale, w których pielęgniarki strajkowały przez 37 dni, były też takie, w których strajk był symboliczny – trwał kilka godzin.
Wpływ na straty miały, oczywiście, mniej lub bardziej ograniczone przyjęcia pacjentów do szpitali podczas strajków. Jedni dyrektorzy uznali, że mimo ograniczonej liczby pielęgniarek i położnych mogą prowadzić leczenie w nie zmienionym zakresie, inni natomiast drastycznie ograniczyli przyjmowanie pacjentów.
- Decyzje podejmowali sami dyrektorzy, gdyż to oni są odpowiedzialni za bezpieczeństwo pacjentów w swoich placówkach. Samorząd wojewódzki nie mógł w ich postanowienia ingerować - wyjaśnia wicemarszałek Krzysztof Prędki.
– Konieczne było zamknięcie kilku oddziałów w naszym szpitalu, aby nie doszło do tragedii, gdyż spośród 460 zatrudnionych pielęgniarek większość na 30 dni odeszła od łóżek pacjentów. Z tego powodu mieliśmy w grudniu o 60% mniej hospitalizowanych niż w poprzednich miesiącach. Brak przychodu szpitala z powodu niewykonania świadczeń w okresie strajku to szacunkowo ponad 2 mln zł – twierdzi Piotr Pobrotyn, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu.
– Strajk trwał u nas 10 dni, musieliśmy wówczas zmniejszyć obłożenie o ok. 50%, co spowodowało szacunkowo 350 tys. zł strat – wyjaśnia Marek Nikiel, dyrektor Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. Marciniaka we Wrocławiu.
W Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego usłyszałam, że strajk pozbawił kilka placówek szansy wyjścia z długów. Na przykład w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym przy ul. Kamieńskiego we Wrocławiu i w Wojewódzkim Szpitalu w Jeleniej Górze w 2000 roku wzrosła dynamika przychodów i zmniejszyły się koszty. Obie placówki miały szansę zamknąć ubiegłoroczną działalność bez powiększenia strat finansowych. Jak twierdzi wicemarszałek Prędki, strajk to uniemożliwił.
Dolnośląskie pielęgniarki uważają oczywiście, że to nie one ponoszą odpowiedzialność za straty zakładów, do których doszło w wyniku strajków. Odpowiedzialnością obarczają rządzących na wszystkich szczeblach władzy.
– Do strajku nie musiało dojść, kilkanaście dni przed jego rozpoczęciem nasz związek wysłał pismo do władz państwowych, wojewódzkich, samorządowych, informując, że podejmiemy strajk w formie odejścia od stanowisk pracy, jeżeli nie zostaną rozpoczęte rozmowy w sprawie systemowych rozwiązań dotyczących wynagrodzeń pielęgniarek i położnych. Zlekceważono ten sygnał. Rządzący prawdopodobnie sądzili, że nie zdecydujemy się na ostateczny krok. A potem, gdy strajk się rozpoczął, Urząd Marszałkowski zbyt długo nie podejmował z nami rozmów, licząc zapewne, że dyrektorzy sami sobie poradzą z tym problemem. Także wojewoda dolnośląski mógł zareagować znacznie wcześniej, niż to uczynił. Wówczas nie musiałybyśmy odejść od łóżek pacjentów na ponad miesiąc - wyjaśnia Lilianna Pietrowska, przewodnicząca dolnośląskiego regionu OZZPiP.
– Strajkowałyśmy najdłużej, aż 44 dni. Dopiero 2 stycznia br. prezydent Wrocławia, któremu podlega podstawowa opieka zdrowotna, rozpoczął z nami rozmowy, a 7 stycznia podpisałyśmy porozumienie z władzami miasta - dodaje Ewa Latoś, pielęgniarka z SPZOZ Wrocław-Śródmieście.
– Trudno policzyć, jaką cenę zapłaciły za strajk pielęgniarki. Zostało nadszarpnięte nasze zdrowie psychiczne – już sama decyzja o podjęciu strajku była trudna, a przez cały czas jego trwania żyłyśmy w stresie. Nie było nam łatwo siedzieć bezczynnie, gdy lekarze musieli zajmować się pacjentami. Myślałyśmy o tym, co dzieje się na oddziale, czy pacjenci otrzymali na czas leki, jak radzą sobie nasi najbliżsi w naszych domach... Nie chciałybyśmy nigdy więcej znaleźć się w takiej sytuacji - przyznaje Jolanta Borkowska, pielęgniarka z Dolnośląskiego Centrum Onkologii.
Za czas strajku pielęgniarki nie otrzymały wynagrodzenia. Wiedziały, że tak się stanie, zanim zaczęły strajkować, ale wówczas nie sądziły, że strajk potrwa tak długo.
– Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi. Zrozumienie tego faktu nastąpiło zapewne jednak dopiero przy okienku kasowym, gdy okazało się, że pielęgniarki i położne za czas strajku nie otrzymają pensji, nawet tych 600-700 zł netto - konkluduje Krzysztof Prędki.
Co zyskano?
Podczas strajku trwały nieustające negocjacje pielęgniarek z dyrektorami szpitali oraz regionalnego Związku Pielęgniarek i Położnych z Zarządem Województwa. W niektórych placówkach dyrektorzy podpisali porozumienie ze strajkującymi już po kilku dniach strajku, w większości – dopiero gdy Zarząd Województwa podjął decyzję o podwyżce 200 zł brutto na każdy etat w szpitalu.
- W placówkach samorządu wojewódzkiego zdecydowaliśmy się na podwyżkę w tej wysokości po dokonaniu symulacji przychodów szpitali w 2001 roku i przy założeniu zwiększenia o kilkanaście procent środków z DRKCH. Stwierdziliśmy, że dodatkowe fundusze z kasy pozwolą na podwyżkę dla wszystkich grup zawodowych o 200 zł brutto. Podwyżki nie przyczynią się do wzrostu długu w szpitalach, ale nie będę ukrywał, że dodatkowe środki z kasy chorych miały pierwotnie pójść na spłatę dotychczasowych długów w naszych placówkach – wyjaśnia wicemarszałek Prędki.
Wysokość podwyżek dla poszczególnych grup pracowników pozostawiono do decyzji dyrektorów. Najwyższe miały otrzymać jednak pielęgniarki i położne. Jak wynika z danych Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Marszałkowskiego, w poszczególnych szpitalach uzyskały one podwyżki w wysokości od 160 zł do 360 zł brutto.
Nie udało się natomiast wynegocjować podwyżek strajkującym pielęgniarkom z placówek poz we Wrocławiu. – Liczymy na "ustawę negocjacyjną", bo jak wszystkie grupy zawodowe w ochronie zdrowia, otrzymamy dzięki niej 203 zł brutto – ma nadzieję Ewa Latoś.
Lilianna Pietrowska mówi o pozytywnych efektach strajku. Uważa, że co prawda nie uzyskano 500 zł podwyżki brutto, ale bez strajku w ogóle nie byłoby podwyżek. Podkreśla, że to podczas rozmów strajkujących pielęgniarek z resortem zdrowia ministerstwo podjęło decyzję o powołaniu 8 zespołów, które mają się zająć zawodowymi, edukacyjnymi i ekonomicznymi problemami pielęgniarek.
- Do tej pory władze centralne, a nawet lokalne nie miały zazwyczaj czasu na podjęcie dyskusji o sygnalizowanych przez nas problemach. Po strajku zaczyna się to powoli zmieniać – stwierdza Elżbieta Garwacka-Czachor, przewodnicząca Dolnośląskiej Izby Pielęgniarek i Położnych.
Zespoły problemowe pracujące w resorcie zdrowia będą się zajmować m.in. dostosowaniem systemu kształcenia pielęgniarek i położnych do norm Unii Europejskiej, a także ich kształceniem podyplomowym. Jeden z zespołów ma przygotować mechanizmy motywacyjne, które wpływałyby na zwiększenie zainteresowania wykonywaniem zawodu pielęgniarki i położnej. Podjęte zostaną prace nad określeniem zasad finansowania świadczeń pielęgniarskich w całym systemie powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, a także prac nad wdrażaniem standardów zatrudnienia pielęgniarek i położnych w zozach oraz nad warunkami pracy, płacy, bezpieczeństwa i higieny pracy pielęgniarki.
Na Dolnym Śląsku z inicjatywy i przy pomocy Urzędu Marszałkowskiego rozpoczęto prace nad ponadzakładowym układem zbiorowym dla pracowników zatrudnionych w publicznych zakładach opieki zdrowotnej. Biorą w nich udział wszystkie związki zawodowe działające w ochronie zdrowia. Z kolei Urząd Wojewódzki zaprosił samorząd pielęgniarski na rozmowy dotyczące podyplomowego kształcenia pielęgniarek i położnych w regionie dolnośląskim.
- O spotkanie w tej sprawie zabiegałyśmy od dawna. Teraz rozwiązywanie naszych problemów jakby nabrało przyspieszenia - mówią w Dolnośląskiej Izbie Pielęgniarek i Położnych.
– Strajk podniósł prestiż naszej grupy zawodowej. Jest to bardzo ważne dla przyszłości zawodu. Obecnie niskie pensje i brak perspektyw odstraszają młodzież od podjęcia nauki w tym kierunku. Jeżeli nic się nie zmieni, to za parę lat zabraknie pielęgniarek i położnych. Nie chcemy do tego dopuścić – zapewnia Jolanta Borkowska.
- Strajki przyniosły zamierzone efekty. Pokazały, że potrafimy się dobrze zorganizować, że z naszą grupą zawodową też należy się liczyć. Zwróciły uwagę na problemy pielęgniarek i położnych i stworzyły szansę ich rozwiązania. Zaczyna się nas traktować poważnie – podsumowuje Lilianna Pietrowska.
PS. Zadłużenie szpitali, dla których organem założycielskim jest samorząd wojewódzki, wynosi już ponad 200 mln zł. Po strajku oczywiście wzrosło. Trzeba było wyasygnować środki na podwyżki. Wicemarszałek Prędki nie chce nawet myśleć o dodatkowej, "ustawowej" podwyżce w wysokości 203 zł, na którą liczą pielęgniarki w br.
– My daliśmy już podwyżki – mówi. Uważa, że w obecnej sytuacji trzeba tak planować budżet dolnośląskich szpitali na 2001 rok, aby nie zwiększać ich zadłużenia. Jeżeli po podpisaniu kontraktu z DRKCH szpital stwierdzi, że przy proponowanych przez kasę stawkach nie zbilansuje kosztów i przychodów, to musi przygotować plan działań restrykcyjnych mających na celu ograniczenie kosztów. Dyrektorzy nieoficjalnie twierdzą, że przy stawkach, jakie proponuje DRKCH, podpiszą kontrakty tylko pod przymusem, a potem... podadzą się do dymisji.