Dwie porażki w publicznej ochronie zdrowia na dwóch ważnych frontach. Po pierwsze gwałtownie wrasta liczba niezaszczepionych dzieci. Po drugie, nie gwałtownie, ale jednak wzrasta, liczba odmów na pobranie narządów do przeszczepu. Odnośnie do pierwszej sprawy: w zeszłym roku inspekcja sanitarna odnotowała ponad 33 tysiące odmów zaszczepienia dzieci. To aż dziesięć razy więcej niż w 2010 r. Sprawa numer dwa: Poltransplant odnotował w zeszłym roku 1938 sprzeciwów wobec pobierania narządów po śmierci. W 2016 r. odmów było co prawda więcej, bo 2182, ale chodzi tu o tendencję – taką samą jak w przypadku szczepień: rośnie społeczny opór wobec zdrowotnego mainstreamu czy, jak kto woli, wobec medycyny akademickiej. O ile liczba odmów szczepień rośnie od dekady, o tyle liczba odmów pobrania narządów rośnie od czterech lat. Obydwie tendencje są groźne. Na razie groźniejsza wydaje się ta pierwsza, dotycząca niezaszczepionych dzieci. Jeżeli tendencja się utrzyma i wszczepialność populacji spadnie do 80–85%, to czeka nas powrót takich chorób, jak: krztusiec, odra, błonica i polio. Doktor Iwona Paradowska-Stankiewicz, krajowy konsultant ds. epidemiologii uważa, że może stać się to nawet za kilka lat. Jeżeli chodzi o sprzeciw wobec przeszczepów, to w sumie jest to mniej niż 0,1 populacji. Znawcy tematu wiedzą jednak dobrze, że skala zjawiska jest szersza, bo przecież nie każda osoba niechętna transplantacji zdecydowała się pofatygować i złożyć wpis w centralnym rejestrze w Polstransplancie.
Długo można by debatować nad przyczynami tych zjawisk, trudno by było zapewne jednak nie zauważyć, że w Polsce duży wpływ na rosnący opór wobec szczepionek i transplantacji mają konkretni ludzie z tytułami naukowymi. Jeżeli chodzi o szczepionki, to wymieniłbym tu neurobiolog, prof. Marię Dorotę Majewską. Jeżeli zaś chodzi o transplantacje, to kluczowi wydają się prof. Jan Talar oraz o. dr n. med. Jacek Maria Norkowski, dominikanin. Zestawiam ze sobą te nazwiska i problemy, ponieważ łączy je aż nadto wiele. Po pierwsze właśnie tytuły naukowe, po drugie jasny i mocny przekaz antymainstreamowy do przeciętnego pacjenta, wyrażany w publikacjach i wykładach. Według mnie mają większy wpływ na opinię publiczną, niż to się wielu wydaje. Jeżeli chodzi o szczepionki, to prof. Majewska pisze o światowym medycznym holokauście, o setkach tysięcy okaleczonych szczepieniami dzieci, o prawdopodobnych (bo nie policzonych oficjalnie) milionach zgonów poszczepiennych i kartelach farmaceutycznych. Profesor Talar i o. dr Norkowski mówią o zabijaniu pacjentów, o zmowie milczenia, o tym, że coś takiego jak śmierć mózgowa nie istnieje, że definicję tę wymyślono po to, by legalnie pobierać narządy, że w związku z tym zdarza się pobieranie płuc czy serca od żywych dawców. Jest jeszcze jeden wspólny mianownik dla wymienionych osób: są one lekceważone w środowisku medycznym. Epidemiolodzy, anestezjolodzy, transplantolodzy prywatnie wobec ww. adwersarzy używają epitetów, które nie nadają się do zacytowania. Nie za bardzo chcą się z nimi spotykać na debatach, nie za bardzo chcą babrać się w polemikach pisemnych. Samo zestawienie tych nazwisk ich denerwuje, pukają się w głowę, mówią, że zarzuty są wyssane z palca, nie poparte żadnymi badaniami. Pytają o publikacje naukowe tych, co oskarżają. Ważni epidemiolodzy, anestezjolodzy i transplantolodzy łajają dziennikarzy, którzy ośmielą się zacytować oskarżających, bo „tkanka jest wrażliwa”, a konsekwencje mogą być społecznie tragiczne. Domagają się wstrzymania publikacji i emisji. Szanowni Ważni Epidemiolodzy, Anestezjolodzy i Transplantolodzy, nie idźcie tą drogą! Pogarszające się dane pokazują, że nie uciekniecie od problemu. Stawcie czoła.