Trybunał Konstytucyjny 24 października br. zajął się po raz czwarty problemem dyżurów lekarskich i wydał w tej sprawie prawomocny wyrok. Wydawałoby się zatem, że sprawa jest już ostatecznie rozstrzygnięta. Jednak mam co do tego zasadnicze wątpliwości, a to z dwóch następujących powodów. Po pierwsze – wymowa ostatniego wyroku jest moim zdaniem, nie do przyjęcia w państwie prawnym i obywatelskim, po drugie – orzeczenia Trybunału wykazują zadziwiającą (mnie) niespójność.
Ostatnia rozprawa przed Trybunałem odbyła się na wniosek Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który kwestionował konstytucyjność niektórych zapisów dotyczących tzw. dyżurów medycznych, przewidzianych w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej. Nasz podstawowy zarzut dotyczył przepisu, który stwierdza, iż czasu pełnienia dyżuru nie wlicza się do czasu pracy, co – w konsekwencji – pozbawia dyżurujących lekarzy obligatoryjnego dodatku za pracę w godzinach nadliczbowych. Naszym zdaniem, to wyłączenie lekarzy z ogólnie obowiązujących przepisów prawa pracy jest niezgodne z konstytucyjną zasadą równości obywateli i z zakazem dyskryminacji, zawartymi w art. 32 Konstytucji RP.
Trybunał Konstytucyjny nie podzielił naszego stanowiska w tej sprawie. Stwierdził bowiem, że konstytucyjny zakaz dyskryminacji obywateli nie oznacza wykluczenia dyferencjacji (czyli różnicowania) praw i obowiązków pracowniczych, a nawet wręcz ją zakłada. Rzecz w tym, że nasz związek nigdy tej zasady nie kwestionował. Jest dla nas oczywiste, że niektóre prawa pracownicze muszą być różnicowane w zależności od zawodów czy branż. Trudno przecież byłoby się zgodzić z prawem do strajku policjantów lub żołnierzy zawodowych. Inaczej też trzeba traktować czas pracy pracowników zatrudnionych w tzw. ruchu ciągłym oraz ich prawo do dni wolnych od pracy w niedziele i święta. Zauważmy jednak, że w obu wspomnianych przeze mnie przypadkach to zróżnicowanie jest odpowiednio uzasadnione, a nawet niezbędne, aby dana branża prawidłowo funkcjonowała.
Nie wykluczając zatem zasady dyferencjacji praw i obowiązków pracowniczych, należy uznać, że może ona mieć zastosowanie tylko w przypadku, gdy jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania określonego zawodu, branży lub zakładu pracy.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy nie podważał przepisu, iż lekarz zatrudniony w szpitalu może być zobowiązany do pełnienia dyżurów, czyli do dodatkowej pracy po godzinach normalnej ordynacji, chociaż jest to wyraźne zróżnicowanie w prawach pracowniczych. Normalnie pracownika do pracy dodatkowej nie można zobowiązać. Obowiązek dyżurowania nałożony na lekarzy jest jednak nie tylko uzasadniony, ale wręcz niezbędny, aby szpitale mogły prawidłowo funkcjonować i aby nie stwarzać zagrożenia dla zdrowia i życia pacjentów.
Jednak zupełnie inaczej rzecz się ma w traktowaniu czasu pełnienia dyżuru i w sposobie wynagradzania pracy na dyżurze. Niech ktoś mi udowodni, że ustalenie, iż czas dyżuru nie jest czasem pracy, jest warunkiem niezbędnym do odpowiedniego funkcjonowania szpitali lub bezpieczeństwa chorych. Jest wprawdzie w kodeksie pracy ustalony limit godzin nadliczbowych – w liczbie 150 na rok, który lekarze dyżurujący wykorzystaliby bardzo szybko, co uniemożliwiłoby "obsadzenie" dyżurów przez cały rok, ale prostym wyjściem z tej sytuacji jest ustawowe wyłączenie lekarzy z tego limitu. To też byłaby dyferencjacja praw pracowniczych, tyle że uzasadniona i niezbędna. Ustawodawca nie skorzystał jednak z tej możliwości. Wyłączył czas dyżuru z czasu pracy, bo tak było dla niego korzystniej i wygodniej. Dzięki temu nie musi wynagradzać dyżurujących lekarzy jak za pracę w godzinach nadliczbowych. Jedynym uzasadnieniem takiego rozwiązania jest chęć zaoszczędzenia przez państwo na wynagrodzeniach lekarzy dyżurujących.
Zatem wymowa omawianego wyroku Trybunału Konstytucyjnego jest taka, że państwo ma prawo wykorzystywać ekonomicznie wybranych obywateli, jeśli jest to dla państwa korzystne lub wygodne i jeśli wyzysk ten jest zapisany w ustawie.
Oczywiście, trudno się zgodzić, iż wyrok taki mieści się w granicach państwa prawnego i obywatelskiego. Jeśli by przenieść powyższą zasadę na inne dziedziny życia, to moglibyśmy uzasadnić i ponowne "rozkułaczenie" obszarników, i renacjonalizację niektórych przedsiębiorstw, i wiele innych działań, które – wydawało się – są elementami niechlubnej przeszłości. Czyżby mieli rację twierdzący, że żyjemy nie w Rzeczypospolitej Polskiej, tylko w PRL-bis? Chociaż, z drugiej strony, Trybunał Konstytucyjny w czasach PRL-u dopatrzył się dyskryminacji lekarzy w takim potraktowaniu dyżurów zakładowych. I tutaj dochodzimy do drugiego powodu, dla którego nie mogę się zgodzić z twierdzeniem, że sprawa dyżurów lekarskich została ostatecznie rozwiązana.
Okazuje się bowiem, że Trybunał Konstytucyjny, który wypowiadał się w sprawie dyżurów – jak wspomniałem – już 4 razy, nie zawsze wydawał zgodne ze sobą orzeczenia. Weźmy na przykład orzeczenie z 1988 r. Wówczas wniosek do Trybunału zgłosiła Rzecznik Praw Obywatelskich, pani profesor Łętowska. Wnioskowała m.in., aby Trybunał uznał, iż §12 rozporządzenia Rady Ministrów z 1974 r. (który określał właśnie, iż czas dyżuru nie jest czasem pracy, a lekarzowi za dyżur nie przysługuje dodatek jak za pracę w godzinach nadliczbowych) jest niezgodny z Kodeksem pracy i z konstytucyjną zasadą równości obywateli (art. 67 ust. 2 Konstytucji PRL).
Trybunał Konstytucyjny zgodził się z wnioskiem rzecznika. W uzasadnieniu do orzeczenia wyjaśnił szczegółowo swoją decyzję (str. 2 uzasadnienia): "Przyjęta w powołanym rozporządzeniu zasada niewliczania dyżuru zakładowego do czasu pracy pociąga za sobą ponadto ten skutek, że omawiana grupa pracowników pozbawiona została prawa do wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, obliczonego według zasad ustawowych określonych w art. 134 Kodeksu pracy... Omawiana regulacja prawna jest ponadto niezgodna z art. 67 ust. 2 Konstytucji PRL przez to, że w zakresie dyżurów zakładowych lekarze są traktowani mniej korzystnie aniżeli inni pracownicy". Niestety, mimo oczywistych niezgodności wymienionych przepisów Trybunał Konstytucyjny zmuszony był ograniczyć się jedynie do zasygnalizowania tego faktu Radzie Ministrów, a to z uwagi na ograniczone wówczas kompetencje Trybunału.
Mnie natomiast, jako nieprawnika i obywatela Rzeczypospolitej Polskiej, nurtuje pytanie: czy Trybunał może raz uznać to samo prawo za niekonstytucyjne, a innym razem – za konstytucyjne? Fakt zmiany ustroju i Konstytucji w tym przypadku akurat nie mają znaczenia, bo przepisy pozostały – co do ducha i litery – te same.
To zresztą nie jest jedyna niespójność w orzeczeniu Trybunału w sprawie dyżurów.
W roku 1999 r. Trybunał Konstytucyjny zajął się tym problemem w odpowiedzi na pytania prawne dwóch sądów: Sądu Okręgowego w Opolu i Sądu Rejonowego w Starogardzie Gdańskim. Oba sądy rozpatrywały indywidualne pozwy lekarzy, którzy – opierając się na wzorcu opracowanym przez OZZL – wystąpili z żądaniem zapłaty za dyżury jak za godziny nadliczbowe. Jak wiemy, najważniejszą decyzją Trybunału było uznanie, że rozporządzenie Rady Ministrów z 1974 r. jest niezgodne z Konstytucją. Nawiasem mówiąc, Trybunał i tym razem nie podzielił swojego stanowiska z 1988 r. i nie uznał, iż § 12 tego rozporządzenia, stwierdzający, że czas dyżuru nie jest czasem pracy, jest niezgodny z konstytucyjną zasadą równości, a jedynie, że niezgodne z Konstytucją jest to, iż wyłączenie lekarzy z ogólnie obowiązujących przepisów prawa pracy zawarte zostało w rozporządzeniu, a nie w ustawie. Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na mniej znany fragment omawianego wyroku.
Sąd Rejonowy w Starogardzie Gdańskim zakwestionował mianowicie zgodność § 11 ust. 4 rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z dnia 2 lipca 1992 r. w sprawie wynagradzania pracowników publicznych zakładów opieki zdrowotnej z konstytucyjną zasadą równości obywateli. Kwestionowany przepis stanowił, że: "Pracownikowi, który nie uzyskał zwolnienia z godzin pracy przypadających po zakończeniu dyżuru zakładowego z powodu braku zastępstwa, za pracę w tych godzinach, jednak nie więcej niż za 6 godzin, przysługuje dodatek w wysokości 100% stawki godzinowej wynagrodzenia zasadniczego". Zdaniem sądu, właśnie to dodatkowe wynagradzanie lekarzy pozostających po dyżurze w pracy naruszało zasadę równości obywateli. Trybunał nie podzielił zastrzeżeń sądu ze Starogardu. Trybunał stwierdził w uzasadnieniu: "Pracownik, o którym mowa w § 11 ust. 4 rozporządzenia, istotnie uzyskuje pewne preferencje w zakresie wynagradzania, ale jest to spowodowane z kolei tym, że ze względu na brak zastępstwa nie korzysta z możliwości zwolnienia z całości lub części godzin pracy po zakończeniu dyżuru". Innymi słowy, Trybunał stwierdził, iż dodatkowe wynagradzanie lekarza pozostającego po dyżurze w pracy w stosunku do lekarza, który po dyżurze idzie do domu, nie narusza konstytucyjnej zasady równości. Można by zatem wnioskować, że – zdaniem Trybunału – niezgodne z konstytucyjną zasadą równości byłoby, gdyby lekarz pozostający po dyżurze w pracy nie otrzymywał tego dodatkowego wynagrodzenia. Właśnie tak zostały sformułowane nowe przepisy o dyżurze medycznym, zawarte w ustawie o zozach. OZZL zakwestionował konstytucyjność tego rozwiązania, opierając się głównie na zacytowanym wyżej wyroku Trybunału z 1999 r. Okazało się jednak, że w roku 2000 stanowisko Trybunału w tej sprawie jest zupełnie odmienne. Trybunał nie dopatrzył się kolizji tego przepisu z konstytucyjną zasadą równości.
Wobec powyższego ciśnie się pytanie: czy w państwie prawnym – wynagradzanie i niewynagradzanie pracownika za ten sam rodzaj pracy (pozostawanie w pracy po dyżurze) może być jednakowo legalne? Przecież to podkopuje najbardziej elementarną zasadę prawa pracy, jaką jest "jednakowa płaca za jednakową pracę".
Właśnie z powodu przedstawionych wyżej wątpliwości nie sądzę, aby problem dyżurów lekarskich uznać można było za ostatecznie rozwiązany.